I CÓŻ ŻE ZE SZWECJI (pop).pdf

(1882 KB) Pobierz
I CÓŻ ŻE ZE SZWECJI _pop_
MACIEJ ŚWIĘCH
I cóż że ze
... Szwecji?!
(PO POPRAWKACH)
2008
300819488.001.png 300819488.002.png 300819488.003.png
Spis treści
Wyjazd ……………………………………………………………………………. 3
Napój owocowy ………………………………………………….…....... 5
Sibbarp .................................................................. 8
Logistka ............................................................... 10
Egon i „Olsen” ……………………………………….…........………… 13
STENA .................................................................. 17
Taked Easy ........................................................... 19
Pan Bogdan .......................................................... 24
Pożar Bębena ....................................................... 25
Dźwig ................................................................... 27
Henry G ................................................................ 30
Ystad .................................................................... 33
Spleen .................................................................. 36
Nie oryginalny ...................................................... 37
Nareszcie ............................................................. 39
Zdjęcia i Mapy ……….…………………………………….……………… 43
1
Cudze chwalicie, swego nie znacie.”
2
Wyjazd
Jak się okazuje, czas jest najlepszym i najskuteczniejszym czynnikiem łagodzącym.
Wspomnienie czegoś traumatycznego, jest z upływem czasu coraz łatwiejsze. Po jakimś
czasie wracamy do pewnych podświadomych schematów i sytuacji, o których przed
subiektywnym jego upływem, nigdy byśmy nie wrócili. Tak było i w naszym przypadku. Po
dość traumatycznym pobycie w kraju Trzech Koron, dwa lata wcześniej, rzekomo nauczenie
doświadczeniami (patrz mądrzejsi), znów zaczęliśmy rozważać podobny wyjazd.
- A Ty byś jechał jeszcze raz na pałę?
- No … tak. Ale jedynie do miasta bo na jakimś zadupiu, bez samochodu nie mamy szans,
- Wiadomo,
- Myślę ze do Malmö będzie najlepiej, mają tam dużo fabryk, no i to jest
trzecie miasto jeśli chodzi o wielkość, także myślę że tam by można spróbować.
- Trzeba pogadać z Kurdzielem, co on na to.
Siedząc pod mostem na Zarabiu, popijając piwo, zrodził się kolejny, nie do końca
przemyślany, motywowany chęcią łatwego zdobycia kasy, pomysł. Rozmyślając w ciszy, na
temat dopiero co powstałej idei, kończyłem piwo. Milczenie przerwał Bęben,
- Idziemy po jeszcze jedno?
Kolejne dni przepełniły szybkie i konkretne działania logistyczne. Naturalnie, pytanie
Kurdziela o to czy jedzie, okazało się retoryczne. Nawet nie pytając o szczegóły, wyraził
chęć. Niedługo przed wyjazdem udaliśmy się do Krakowa, w celu zakupienia biletów i
niezbędnego sprzętu (namiot i karimaty). Załatwienie tych niezbędnych formalności,
3
przysporzyło znacznie więcej trudności, niż mogło by się wydawać. Od początku
towarzyszył nam pech. Jakby coś chciało nas odwieźć od wyjazdu. Po nabyciu bardzo
„dobrej jakości” namiotu na promocji w TESCO, udaliśmy się na mieszkanie Kurdziela, skąd
po spożyciu kilku piw, mieliśmy wrócić do Myślenic. Fatum jednak nas nie opuściło.
Szybki przejazd tramwajem na dziko nie powiódł się. Po pięciu minutach zostaliśmy
skontrolowani. 60PLN powiększyło budżet operacyjny wyjazdu. Pozostawało jeszcze
zakupić standardowy na tego typu wyjazdy, prowiant.
W przeddzień wyjazdu wieczorem rozmawiałem na GG z Kurdzielem. Okazało się że
ostatnio rozmyślał w podobnych kategoriach co ja. Mając już doświadczenie w tym temacie,
rozważaliśmy za i przeciw. Co ciekawe przeważał ton negatywny. Zastanawialiśmy się czy
jest to warte swojej ceny. Dziś położymy się przecież w ciepłym łóżku, zjemy normalną
kolację, a jutro…?
Dzień wyjazdu przyszedł bardzo szybko. Pociąg był o 22, dzień ciągnął się powoli. Do
Krakowa odwoził nas ojciec Kurdziela. Na dworcu, zaopatrzyliśmy się w napoje na drogę.
Podróż upłynęła, pod znakiem ostatniej imprezy przed alkoholową stagnacją. W Świnoujściu
zawitaliśmy do jednej z knajp w porcie. Miła pani pozwoliła zostawić toboły w lokalu.
Większa część miasta znajdowała się na wyspie, gdzie można było się dostać kursującymi
non-stop, promami. Przepłynęliśmy „Orlikiem” na drugi brzeg żeby kupić tytoń. Wcześniej
Kurdziel wymyślił, że to będzie najbardziej ekonomiczny zakup. Nabyliśmy więc po paczce
tytoniu i blety. Prom odpływał w południe. Podróż trwała osiem godzin. Z premedytacją
tłumiłem w sobie myśl na temat tego gdzie będziemy spać. Znów płynęliśmy przecież w
nieznane. Prom był mniejszy niż ten, znany nam z poprzedniej podróży do Szwecji. .Po
wejściu na pokład, trzeba było odnaleźć się w miejscowej logistyce. W pierwszej kolejności
chcieliśmy zlokalizować sklep. Po odnalezieniu okazało się, że otwierają go dopiero w
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin