Adam 10-01 (1).pdf

(2538 KB) Pobierz
152842223 UNPDF
10 ' 2 0 0 1
N r 1 0 ( 3 9 )
INDEKS 343781 ISSN 1425-4557
C e n a 6 , 5 0 z ∏
( w t y m 7 % V A T )
152842223.008.png 152842223.009.png 152842223.010.png 152842223.011.png 152842223.001.png
wasza nowa rubryka
Zasady dzia∏ania tej rubryki przedstawiliÊmy w numerze 7/01. Postano-
wiliÊmy je uproÊciç. Przysy∏asz list z opisem swoich ulubionych sytu-
acji seksualnych, a Adam pisze wed∏ug tego scenariusza tekst i ilustru-
je go odpowiednimi zdj´ciami. W listach nie zapomnijcie o nag∏ówku
„Marzenia do Spe∏nienia“.
Dzi´ki za podj´cie tematu zaproponowanego przez Macieja, by przesy∏aç opisy swych wyobra˝eƒ, aby podzieliç si´ nimi z innymi czytel-
nikami. Ja równie˝, podobnie jak Leszek z numeru lipcowego, mam nadziej´, ˝e wreszcie poznam wspania∏ego, rudow∏osego, mocno
zbudowanego, bezwzgl´dnego w wymaganiach, ostrego w obchodzeniu si´ z partnerem, bardzo aktywnego w seksie cz∏owieka mi´dzy
dwudziestym a czterdziestym rokiem ˝ycia, by przypomina∏ tego, którego spotka∏em przed laty.
Mieszkam w ma∏ej miejscowoÊci w
pobli˝u Warszawy. Wokó∏ monotonny
krajobraz, troch´ pól, lasków, wsi. Od
najm∏odszych lat je˝d˝´ na rowerze –
mog´ powiedzieç, ˝e w promieniu 50 km
znam ka˝dy kamieƒ, drog´, dró˝k´ czy
cha∏up´. Nie ma dla mnie ˝adnych
tajemnic topograficznych. Gdy najdzie
mnie „mus“, wsiadam na rower i jad´
przed siebie. I w czasie jednej z takich
wypraw spotka∏o mnie to, co wspom-
inam do dziÊ.
By∏a s∏oneczna sierpniowa niedziela. W∏aÊnie po maturze zaczà∏em
sta˝ w jednym z pobliskich zak∏adów, gdy zapragnà∏em w t´ niedziel´
jazdy w sinà dal. Zaplanowa∏em, ˝e pojad´ wykàpaç si´ w gliniankach
oddalonych o godzin´ jazdy rowerem. Jecha∏em wÊród pól z jakimiÊ
warzywami, w pobli˝u by∏ sad z letnimi, zach´cajàco wyglàdajàcymi
jab∏kami. W tym momencie poczu∏em zarówno g∏ód, jak te˝ prag-
nienie, i uzna∏em, ˝e w∏aÊnie te jab∏ka b´dà najodpowiedniejsze.
Przecie˝ w∏aÊcicielowi nie ub´dzie, jak zerw´ i zjem kilka jego jab∏ek.
Wokó∏ nikogo.
Po wejÊciu do sadu zerwa∏em kilka owoców i po∏o˝y∏em si´ pod
drzewem, opierajàc si´ o jego pieƒ. Ju˝ zaczyna∏em drzemk´, gdy
us∏ysza∏em charakterystyczny szelest trawy i ktoÊ si´ przede mnà
zatrzyma∏. Patrz´, a tu nieco starszy ode mnie rudzielec z pi´Êciami
gotowymi do bicia, mocno piegowaty. S∏ysz´:
– No i mam ci´, koleÊ-OleÊ. Co tu robisz?
Zanim zdà˝y∏em si´ ca∏kiem rozbudziç i coÊ powiedzieç, ju˝ sta∏em
na nogach, poderwany do góry silnà r´kà.
– O, amator kwaÊnych jab∏ek! Pogadamy inaczej.
Chwyci∏ mój rower, a mnie kaza∏ iÊç przed sobà w g∏àb sadu.
Patrz´, a tu mi´dzy drzewami stoi drewniana szopa, bez okien.
Otworzy∏ jà z k∏ódki i wepchnà∏ mnie do Êrodka. Poczu∏em od niego
zapach piwa. W Êrodku rozsiad∏ si´ na jakiejÊ skrzynce, a ja sta∏em
przed nim, czekajàc na mordobicie. Ale nie, nic takiego si´ nie sta∏o.
Siedzia∏ i patrzy∏ na mnie, zastanawiajàc si´ widocznie, co dalej.
– Obróç si´ ty∏em – us∏ysza∏em.
By∏em w zwyk∏ych d˝insach i coÊ mi podpowiedzia∏o, ˝e mo˝e byç
ciekawie. Gdy tak sta∏em ty∏em do niego, zorientowa∏em si´, ˝e on
coÊ zamierza. Odwróci∏em si´ i zobaczy∏em, ˝e w r´ku ma pas wyj´ty
ze spodni i zamierza mnie biç. I rzeczywiÊcie. Mimo moich – s∏abych,
przyznaj´ – protestów („Nie wyg∏upiaj si´“, „Co robisz?“) przyr˝nà∏
mi po ty∏ku i nogach kilka razy tym pasem, ˝e mocno zapiek∏o,
chocia˝ by∏em w ubraniu. By∏em tak oszo∏omiony tym faktem, ˝e
puÊci∏y mi nerwy i zaczà∏em si´ trzàÊç jak galareta. Widocznie uzna∏,
˝e kara jest odpowiednia, i kaza∏ mi
odjechaç.
– Jak ci´ tu jeszcze raz b´d´ widzia∏,
nawet na drodze, to ci jaja wyrw´!
Tak zapowiedzia∏, a ja, zawstydzony,
pr´dko odjecha∏em. Przy kàpieli
zauwa˝y∏em tylko lekkie zaczerwienienie
na poÊladkach. I dopiero póêniej zacz´∏o
we mnie narastaç coraz silniej przeko-
nanie, ˝e nie wykorzysta∏em sytuacji.
Nale˝a∏o przecie˝ – myÊla∏em –
doprowadziç do tego, by wych∏osta∏
mnie na go∏e cia∏o, by zamknà∏ i
10
152842223.002.png 152842223.003.png
dildo
sponiewiera∏ tak jak to bywa w takich sytuac-
jach; by wykorzysta∏ analnie, oralnie; by,
wreszcie, zamknà∏ na ca∏à noc w tej budzie,
a mo˝e jeszcze przyprowadzi∏ jakiegoÊ
kole˝k´.
No tak, ale ∏atwo jest mówiç, gdy si´ ma
po tylu latach spore doÊwiadczenie, gdy si´
nieraz chodzi∏o przez 2-3 tygodnie ze
spuchni´tym ty∏kiem, mieniàcym si´ ró˝nymi
kolorami: od ciemnego fioletu przez krwisty
ró˝ do subtelnej ˝ó∏ci na etapie gojenia. Mam
teraz 37 lat, ró˝ne przygody za sobà, figur´
proporcjonalnà (175/75), w∏osy ciemne,
oczy niebieskie, ciemnà karnacj´. Ca∏y czas
marz´ o spotkaniu cz∏owieka rudow∏osego, z
piegami na twarzy, pi´knym bia∏ym cia∏em, z
w∏adczym charakterem, który b´dzie
wyznacza∏ rol´ mnie – swemu s∏ugusowi.
Wiem, ˝e ludzie rudow∏osi sà nieÊmiali i
nieco zakompleksieni, ale wierz´, ˝e ktoÊ z
nich napisze do mnie.
Pozna∏em ch∏opaka, który mia∏ fio∏a na
punkcie swojej dupy. By∏o to w gejow-
skim lokalu, nie opodal mojego miasta.
Usiad∏ przy mnie, gdy˝, jak mu si´ wyda-
wa∏o, lubi´ to, co on. Zresztà wyglàda∏em
podobnie jak on, ubrany wskórzanà kurt-
k´ do pasa oraz skórzane spodnie, do-
k∏adnie przylegajàce do skóry ud i pó∏-
dupków.
Nie zamieniliÊmy wiele s∏ów tylko poszliÊmy
do darkroomu. Ja po∏o˝y∏em si´ na macie, roz-
kraczy∏em nogi, a on dok∏adnie wyliza∏ mi glany
motocyklowe oraz skórzane jeansy. Potem ob-
macywa∏ mnie po ty∏ku. Kiedy rozebraliÊmy si´,
stwierdziliÊmy, ˝e obaj mamy na sobie skórza-
ne uprz´˝e na piersiach i tam, gdzie sà genitalia
i nasze dupy. To jeszcze bardziej nas podnieci∏o.
Ch∏opak wyjà∏ z plecaka wielkie dildo, które mu-
sia∏em mu w∏o˝yç do dupy. Nawil˝y∏em je ˝e-
lem, który da∏ mi, i po kilku minutach stymulo-
wa∏em go ju˝, wsadzajàc tego sztucznego fiuta
do jego obszernego odbytu. Bawi∏em si´ tak dobre 10 minut. Fajnie by∏o patrzeç, jak brzegi wy-
lotu jego kichy ocierajà si´ o powierzchni´ sztucznego kutasa. Jego chuj z podniecenia stercza∏
jak pal, a jaja zwisa∏y pod wp∏ywem goràcej atmosfery panujàcej w darkroomie.
Z∏apa∏em go za ptaka i onanizowa∏em go, jednoczeÊnie manipulujàc sztucznym kutasem
w jego ty∏ku. By∏ bardzo podniecony. Ja zresztà te˝. Chcia∏em doÊwiadczyç, jak czuje si´ ch∏o-
pak z tak wielkim bolcem tkwiàcym w jego dupie. Poprosi∏em go o przys∏ug´ i kiedy wyjà∏em
sztucznego chuja z jego dupska, poprosi∏em, by w∏o˝y∏ go do mojego. Najpierw poprosi∏ mnie,
bym powàcha∏ jakiÊ specyfik, potem nawil˝y∏ mi mój odbyt, wreszcie zaczà∏ mi wsadzaç wy-
j´ty dopiero co z jego dupy wibrator do mojej dupy. Trwa∏o to z pi´ç minut. Prawdziwe m´ki,
ale kiedy ten znalaz∏ si´ wreszcie w moich trzewiach i czu∏em si´ ca∏kowicie wype∏niony, po-
zwoli∏em mu, aby mnie rucha∏ nim przez co najmniej pi´tnaÊcie minut. Prawà r´kà wali∏em so-
bie konia. Moja dupa p´ka∏a w szwach, ale by∏o to tak podniecajàce, ˝e pod wp∏ywem onani-
zmu i nape∏nionego do granic wytrzyma∏oÊci ty∏ka bluznà∏em spermà prosto na materac.
Potem wyszliÊmy z darkroomu i przestaliÊmy zajmowaç si´ sobà. Jeszcze d∏ugo czu∏em
swój odbyt, gdy˝ tak mnie to dildo w tym miejscu rozszerzy∏o, ˝e podniecajàcy ból przeszywa∏
mnie przez co najmniej trzy dni.
„Stefan“
/adres w redakcji/
R. K.
11
152842223.004.png 152842223.005.png
RODEO
– Sà niez∏e. A swojà drogà, dlaczego
uwa˝asz, ˝e podziwiam jego narzàd kopu-
lacyjny?
– Ka˝dy to podziwia. M´˝czyzna potrafi
dostrzec takie rzeczy, zw∏aszcza kiedy
o takim chuju sam marzy, bo ma ma∏ego
fiutka. Mam nadziej´, ˝e chuj ci wyrós∏ po-
rzàdnie, a nie tylko ledwo zakie∏kowa∏?
Wypowiadajàc ostatnie s∏owo John
chwyci∏ mnie r´kà za krocze i zaÊmia∏ si´
pod nosem. Te˝ odwzajemni∏em ten jego
uÊmieszek, no i gest w rzeczy samej. Gdy
koƒ zszed∏ ju˝ z klaczy, my udaliÊmy si´
dalej. Zwiedzi∏em reszt´, po czym wylàdo-
waliÊmy w domu na kolacji. Tam dopiero
pozna∏em wszystkich domowników. Po-
zna∏em matk´ Johna (wuj pozna∏ jà dopie-
ro w Stanach) i reszt´ zatrudnionych pra-
cowników. Synowi w∏aÊciciela w codzien-
nych obowiàzkach pomaga∏a trójka ch∏o-
paków. Zajmowali si´ oni g∏ównie wypa-
sem koni na ogromnych area∏ach, ale nie
tylko. Ca∏a ta trójca, podobnie zresztà jak
John, mia∏a budow´ Herkulesa, cholernie
opalone cia∏a od piekielnie pra˝àcego s∏oƒ-
ca i niesamowità urod´. Wi´kszoÊç z nich
przypomina∏a kochasiów rodem z teleno-
wel argentyƒskich czy meksykaƒskich.
Mo˝ecie sobie wyobraziç, jak oni mogli
wyglàdaç?
Zaraz po kolacji pokazano mi mój pokój.
By∏ urzàdzony na styl ludzi zajmujàcych si´
hodowlà koni. Na Êcianach liczne trofea
i zdj´cia ogierów i klaczy. Na wielu z nich
by∏ widoczny John. Poczàtkowo tego nie
wiedzia∏em, ale dopiero potem mi powie-
dziano, ˝e Êpi´ w pokoju mego kolegi. Od-
stàpi∏ mi go, by samemu spaç w mniej wy-
godnych warunkach. Nie wiem tylko, dla-
czego nie chcia∏ spaç ze mnà? Postanowi-
∏em mu to zaproponowaç.
Ze wzgl´du na to, ˝e noc by∏a wyjàtkowo
parna, wyszed∏em na zewnàtrz zapaliç so-
bie, a przy okazji poszukaç Johna. Zaglà-
da∏em w ró˝ne zakamarki, a˝ wreszcie zna-
laz∏em go, a w∏aÊciwie ich. I nie by∏oby
w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to,
co wspólnie robili. Przez uchylonà desk´
obserwowa∏em ca∏à sytuacj´. John zdjà∏
z siebie koszul´ i pozosta∏ w samych d˝in-
sach. Zawo∏a∏ do siebie jednego z obec-
nych tam pracowników i kaza∏ mu zdjàç
równie˝ górne odzienie. Potem mnie za-
skoczy∏ ca∏kowicie. Wzià∏ si´ za rozpinanie
rozporka. Nie swojego, tylko kolegi. Gdy
ju˝ rozpià∏, wydoby∏ na wierzch chuja Re-
eda i wzià∏ go do ust. Zaczà∏ rytmicznie po-
∏ykaç go w ryju, bez chwili wytchnienia. Li-
za∏ mu ods∏oni´ty w pe∏ni ∏eb. Jak przysta-
∏o na rdzennego Amerykanina, Reed by∏
obrzezany za m∏odu. Dzi´ki temu ∏eb jego
kutasa wydatnie górowa∏ nad resztà. Fiut
nie by∏ zbyt du˝ych gabarytów, ale za to za-
koƒczony by∏ wielkim grzybem. I to da∏o
Mi∏oÊnikiem rodeo to ja zapewne nie je-
stem, ale rajcujà mnie prawdziwi m´˝czyê-
ni, którzy uje˝d˝ajà dzikie konie. Podnieca
mnie ich m´ski wyglàd i to, co robià. Mu-
szà byç niezwykle sprawni i nieugi´ci
w dà˝eniu do celu. Byç dzikim koniem i zo-
staç dopadni´tym przez takiego pana ro-
dem z Dzikiego Zachodu to moje marzenie.
Chcia∏bym, ˝eby taki kowboj ujarzmi∏ mego
dzikiego chuja w swojej dupie. Tym bar-
dziej marzenia nasili∏y si´, kiedy pojawi∏a
si´ mo˝liwoÊç wyjazdu do Stanów Zjedno-
czonych, do mojego przybranego wuja, na
jego ferm´. Znajomy ojca prowadzi tam
hodowl´ koni. Po raz ostatni widzia∏em go
niespe∏na dziesi´ç lat temu, podobnie jak
jego syna, z którym wspólnie kiedyÊ bawi-
liÊmy si´ i chodziliÊmy do szko∏y podsta-
wowej. Ca∏y czas jednak utrzymywaliÊmy
kontakt listowny. Na tegoroczne wakacje
zaprosi∏ nas wuj do siebie. Rodzice wyje-
chaç niestety nie mogli, ale postanowi∏em
skorzystaç z nadarzajàcej si´ okazji, ziÊciç
swoje marzenia i zobaczyç na ˝ywe oczy
prawdziwego kowboja w niebieskich d˝in-
sach, koszuli, no i oczywiÊcie w kapeluszu.
Podczas tych wspomnieƒ przy szklance
dobrej whisky do baru wszed∏ m´˝czyzna.
By∏ typowo ubrany, jak sobie wyobra˝a∏em
prawdziwego kowboja. Twardy i m´ski
z wyglàdu, taki macho chodzàcy po ziemi,
anie bujajàcy w ob∏okach. Przyby∏ tutaj na
koniu, a drugiego przyprowadzi∏ ze sobà.
Kiedy wszed∏ do Êrodka, nawet nie przy-
puszcza∏em, ˝e to mo˝e byç on. To nie by∏
ten sam ch∏opaczek z okresu szko∏y pod-
stawowej. Teraz mia∏em do czynienia
zwpe∏ni ukszta∏towanym m∏odzieƒcem,
dobrze wyprofilowanym je˝eli chodzi o bu-
dow´ i z krótkimi doÊç, czarnymi w∏osami.
W pewnym momencie nasze spojrzenia
spotka∏y si´. Zauwa˝y∏em w nim coÊ zna-
jomego, Ale czy to jest John? On jako
pierwszy zapyta∏: Piotr? Gdy pad∏y te s∏o-
wa, wiedzia∏em ju˝, ˝e to jest on. Bardzo
si´ zmieni∏, ale na korzyÊç. MyÊla∏em, ˝e
przyjedzie po mnie jakimÊ terenowym sa-
mochodem, a on przyby∏ na koniu i dla
mnie te˝ przyprowadzi∏ wierzchowca. Po-
wiedzia∏em mu, ˝e nie umiem jeêdziç kon-
no. On jednak powiedzia∏, ˝e to nie szkodzi.
Pokaza∏ mi, jak wejÊç na konia. Zgodnie
z instrukcjà wsiad∏em na niego i wspólnie
wolno jadàc wspominaliÊmy nasze smar-
kate lata. Pierwsza jazda konna w pe∏ni
uda∏a si´. Po blisko godzinie byliÊmy na
miejscu.
Na progu powita∏ mnie wuj – pan i w∏ad-
ca ca∏ego ranczo. Oprowadzi∏ mnie wraz
z synem po stadninie i pokaza∏ swoje naj-
bardziej doborowe klacze i ogiery. Jeden
z nich w∏aÊnie by∏ dopuszczony do klaczy
i ostro pakowa∏ swój narzàd rozrodczy w jej
zad. Po raz pierwszy w ˝yciu widzia∏em
prawdziwy narzàd konia. Z takiego bata do-
staç w dup´ to marzenie. Z drugiej jednak
strony, taki chuj rozsadzi∏by mi ty∏ek.
– Co, podoba si´? Ogiery majà niesamo-
wite predyspozycje. Wielu facetów chcia-
∏oby mieç takie dràgi, jak one majà.
12
Zaraz na poczàtku wakacji, w czerwcu,
wyjecha∏em do USA. Skorzysta∏em z za-
proszenia znajomego ojca i postanowi∏em
sp´dziç tam wi´kszoÊç tegorocznych wa-
kacji. Podró˝ troch´ trwa∏a, ale kiedy dotar-
∏em na miejsce, wszystko by∏o spoko. Na
Johna, mojego koleg´ z m∏odych lat, cze-
ka∏em w barze w ma∏ym miasteczku, po∏o-
˝onym nieopodal fermy jego ojca. Tak si´
umówiliÊmy listownie. MyÊla∏em, ˝e nie
poznam go po takim up∏ywie czasu. Jakby
nie by∏o, min´∏o par´ lat, i to tych lat naj-
wa˝niejszych w ˝yciu m´˝czyzny, kiedy
najbardziej m´˝nieje i staje si´ w pe∏ni
ukszta∏towanym facetem. Kiedy po raz
ostatni go widzia∏em, by∏ chudym ch∏o-
paczkiem, z d∏ugimi w∏osami.
152842223.006.png
si´ zauwa˝yç pierwszym rzutem oka. John
po chwili g∏´bokiego ∏ykania chuja do gar-
d∏a zajà∏ si´ tylko i wy∏àcznie ∏bem. Dra˝ni∏
mu go swoim szorstkim j´zykiem, a Reed
cicho poj´kiwa∏.
Z tego wszystkiego dopiero teraz oprzy-
tomnia∏em, tyle tylko, ˝e w r´kach ju˝ trzy-
ma∏em swojego chuja i wali∏em go sobie.
Patrzy∏em ca∏y czas na nich i biczowa∏em
swego nieposkromionego ogiera. Bardzo
cz´sto zamyka∏em oczy na d∏u˝szà chwil´,
by lepiej si´ wczuç w to wszystko. I pod-
czas takiej jednej zagrywki poczu∏em za
sobà czyjàÊ obecnoÊç. Obróci∏em si´ za
plecy, a tam sta∏ z wywalonà na wierzch lu-
fà drugi z pomocników na ranczo, Nick.
Momentalnie, kiedy tylko si´ odwróci∏em,
do pyska trafi∏ mi jego chuj. Budow´ mia∏
podobnà do kutasa w∏aÊnie obciàganego
w stajni. Tutaj by∏y tylko wyraênie wi´ksze
wory z dwoma obcià˝nikami. Po krótkim
naÊlinieniu robota pali∏a mi si´ w pysku.
Robi∏em mu lask´ pod stajnià i jednocze-
Ênie kàtem oka stara∏em si´ zaglàdaç do jej
wn´trza. John by∏ ju˝ wyraênie przy koƒcu
swojej wieczornej rozrywki, bo Reed sapa∏
i dycha∏ coraz bardziej intensywnie. Posta-
nowi∏em przyspieszyç. Wcieli∏em si´
w dzikiego konia i z takà te˝ pasjà przystà-
pi∏em do pracy na zwi´kszonych obrotach.
Nick odczu∏ to natychmiast. Zaczà∏ sapaç
jak lokomotywa, a w jego ryju pojawi∏a si´
piana. Ca∏kowicie zasch∏o mu w ustach
z wra˝enia. Teraz ju˝ bardzo szybko mieli-
∏em jego chuja w paszczy, by jak najszyb-
ciej napoiç go nektarem. Po chwili by∏ ju˝
wymierny efekt. Wystrza∏ przyjà∏em do ust
izpe∏nym zapasem zbli˝y∏em si´ do jego
warg, po czym zwil˝y∏em je ca∏e wyp∏ywa-
jàcym nasieniem. LizaliÊmy si´ a˝ do mo-
mentu, gdy skoƒczy John. D∏ugo to nie
trwa∏o. Po up∏ywie dwóch minut Herkules
w stodole puÊci∏ par´ z chuja. John wyliza∏
mu pa∏´ i ubra∏ si´. Koszuli nie zapina∏. Po-
dobnie uczyni∏ Reed. Ja te˝ w∏o˝y∏em chu-
ja do spodni i powiedzia∏em Nickowi, ˝eby
nic nie mówi∏ szefowi o tym, co przed
chwilà zasz∏o. Obieca∏ utrzymaç to w ta-
jemnicy.
Po wszystkim weszliÊmy do Êrodka. Za-
proponowa∏em Johnowi powrót do swego
pokoju na noc. Przecie˝ mo˝emy spaç ra-
zem, nie pogryziemy si´. Gdy wypowie-
dzia∏em te s∏owa, obaj panowie stojàcy
obok doÊç wymownie spojrzeli na szefa,
na znak zazdroÊci o niego. Odczu∏em, ˝e
oni chcà z nim spaç tutaj w nocy. On jed-
nak zachowa∏ si´ wobec mnie fair i zgodzi∏
si´ na mojà propozycj´.
Na to wszystko wszed∏ trzeci z nich
izrozp´du powiedzia∏, ˝e chce mu si´
ostro ruchaç. Jednak kiedy mnie zobaczy∏,
doda∏ jeszcze: ale nie ma kogo. Na to Nick
odrzek∏, ˝e si´ grubo myli, bo jest wielu
ch´tnych, tyle tylko, ˝e niesolidarnych. To
prawda. Tej pierwszej nocy chcia∏em byç
ca∏kowitym egoistà i mieç Johna tylko dla
siebie. Czy to takie dziwne? PoszliÊmy za-
tem spaç do domu we dwójk´, a oni pozo-
stali razem w stajni.
RozebraliÊmy si´ do gaci i daliÊmy susa
do wyra. ¸ó˝ko by∏o doÊç wàskie, dlatego
te˝ przylegaliÊmy do siebie ramionami.
Obaj chcieliÊmy tego samego. By∏o to wi-
daç po sterczàcych chujach w slipach. Na-
sze kutasy wype∏nia∏y je po brzegi. Ja jako
pierwszy zabra∏em si´ za Johna. Zaczà∏em
ssaç jego brodawki. R´kà masowa∏em je-
go chuja przez gacie. To by∏ niez∏y kawa∏
maszyny. Przez te lata kutas wyrós∏ mu jak
cukinia. Nie chcia∏em d∏u˝ej zwlekaç, bo
nie mog∏em si´ powstrzymaç. Zjecha∏em
j´zykiem po jego brzuchu do gumy gaci,
zostawiajàc po sobie naÊliniony pas. R´kà
odciàgnà∏em slipy i wzià∏em w usta ∏eb je-
go dorodnego araba. ˚o∏àdê wyraênie gó-
rowa∏a nad resztà jego penisa. Widaç by∏o,
˝e John podda∏ si´ zabiegowi obrzezania
b´dàc ju˝ w Stanach. To wyraênie wp∏ywa-
∏o na ukrwienie jego ∏ba. A˝ mi∏o by∏o oka-
laç j´zykiem i ustami jego przyrodzenie.
Obciàgaç jego nieujarzmionego konia. Li-
zaç jego moszn´.
John czu∏ si´ podczas zabiegu wybornie.
Cicho poj´kiwa∏ i sycza∏, zaciskajàc przy
tym swoje pi´kne bia∏e z´by. Nie móg∏ za-
chowywaç si´ g∏oÊniej, bo w domu spa∏a
reszta rodziny. Pewnie ˝e gdyby nie oni, to
wy∏by w niebog∏osy. John wyraênie przy-
spiesza∏ swój oddech. To zwiastowa∏o
szybki koniec. By∏ taki napalony i jednocze-
Ênie nagrzany, ˝e coraz g∏oÊniej zaczyna∏
si´ zachowywaç. Nie mog∏em na to po-
zwoliç. Kilka szybkich ruchów j´zyka i po-
lecia∏. G∏oÊne st´kni´cie oznacza∏o radoÊç
w mych ustach. W g´bie mia∏em prawdzi-
wà por´ deszczowà. Masa rzeÊkiego p∏ynu
wype∏nia∏a mi je. Sperm´ wyplu∏em na je-
go podbrzusze i zostawi∏em jà tam, by ule-
g∏a naturalnym procesom.
Sam wsta∏em na nogi i zwali∏em bia∏e sli-
py z ty∏ka. Po∏o˝y∏em si´ w niewielkim roz-
kroku i z lekko ugi´tymi nogami w kola-
nach. John zbli˝y∏ si´ do mego krocza
i chwyci∏ mnie za chuja r´kà. Pociàgnà∏
cz∏onka w dó∏, w kierunku jàder. W ten
sposób pozbawi∏ mnie napletka na ˝o∏´dzi.
Wilgotny ∏eb przyciàgnà∏ jego uwag´ na
samym poczàtku. Od niego rozpoczà∏ ca∏à
zabaw´ z moim dràgiem. Wyliza∏ mi ∏eb do
czysta, dopiero potem zabra∏ si´ za reszt´
mi´sa. Paszcz´ mia∏ niezwykle pojemnà.
Moje blisko dwadzieÊcia centymetrów by∏o
dla niego wr´cz niczym. Jego usta spokoj-
nie przyj´∏yby trzydziestk´. Ale John pora-
dzi∏ sobie w inny sposób. B´dàc u nasady
cz∏onka pakowa∏ sobie do ust jeszcze mo-
je jaja. Jak on to robi∏, nie mam zielonego
poj´cia. Fakt faktem, ˝e by∏o mi wspaniale.
Inie tylko mi. Chuj wyraênie przybiera∏ na
obj´toÊci. Potem John zostawi∏ obciàganie
ca∏ego kutasa na rzecz tylko i wy∏àcznie
∏ba. Ruchy jego wielkiego j´zyka dra˝ni∏y
˝o∏àdê, która wyraênie powi´kszy∏a si´. Te-
raz by∏a wi´ksza powierzchnia dra˝nienia.
Czu∏em to, bo oddech przyspiesza∏ z ka˝dà
chwilà, a i krew zacz´∏a mi szaleç w ˝y-
∏ach. D∏ugo si´ nie nacieszy∏em masa˝em
samej g∏ówki. Sperma trysn´∏a w gór´ ni-
czym fontanna i spad∏a na ró˝ne cz´Êci
mego cia∏a. Po tym wszystkim wspólnie
z Johnem lizaliÊmy nasienie z naszych cia∏.
Moja sperma na jego brzuchu przesz∏a
w stan podobny do wody. By∏ to doskona-
∏y napój dla mych spieczonych ust. I tak
by∏o prawie do Êwitu.
Kiedy przebudzi∏em si´ rano, Johna ju˝
nie by∏o u mego boku. Le˝a∏em sam ze
sflacza∏ym chujem. Ubra∏em si´ i wysze-
d∏em na ranczo. Mój wspó∏towarzysz nocy
czyÊci∏ konia.
13
152842223.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin