Montgomery Lucy Maud - Panna młoda czeka.rtf

(1621 KB) Pobierz
Panna młoda czeka

Lucy Maud Montgomery

 

 

 

Panna młoda czeka

 

Przeła Joanna Kazimierczyk

 


Ich mała Josie
1915

 

Skandal wybuchł, kiedy Paul Morgan, młody, ambitny prawnik poślubił Elinor Ashton, gwiazdę teatru „Zielony Kwadrat”. Koledzy szkolni i sąsiedzi z rodzinnego Spring Valley załamali ręce ze zgrozą, a rodzice żyjący na starej farmie Morganów pogrążyli się w rozpaczy. Tacy byli dumni ze swego niezwykle zdolnego syna i los ich za to ukarał. Ukochany jedynak poślubił aktorkę!

Cyrus i Deborah Morganowie, wychowani na surowych, staroświeckich zasadach, odczuli to jako prawdziwą tragedię. Nie pogodzili się z tym faktem i nic przyjęli do wiadomości małżstwa syna, a sąsiedzi mawiali: Cy Morgan nie podnió już owy, odkąd Paul ożenił się z tą komediantką. Lecz to raczej nie upokorzenie, a smutek pochylił go ku ziemi i posrebrzył czarne dawniej włosy. Paul bowiem zapomniawszy o poświęceniu i latach wyrzeczeń rodziców, z rozgoryczeniem przeczytał list zabraniający mu tego związku. Odpowiedział gniewnymi, pełnymi oburzenia słowami, po czym zapadło milczenie. Rozdarci między rozpaczą i wstydem Morganowie, w krótkim czasie po ślubie syna gwałtownie się postarzeli.

Pod koniec tego roku Elinor zmarła, wydając na świat dziewczynkę, a trzy miesiące później Paul zginął w katastrofie kolejowej. Po pogrzebie Cyrus Morgan przywió do domu maleń Joscelyn, córeczkę swego syna.

Sierotą chciała się zaopiekować siostra matki, Annice Ashton, lecz Cyrus zdecydowanie odmówił. Aktorka nie będzie wychowywać jego wnuczki, oświadczył z oburzeniem. Wystarczy, że była nią matka, po której dziecko może odziedziczyće skłonności. Ale w Spring Valley postarają się je zwalczyć!

Początkowo dziadkowie nie darzyli Joscelyn gorętszym uczuciem. Z jakąś urazą traktowali jej pochodzenie, obco brzmiące imię i niezwykłe podobieństwo do ciemnookiej i ciemnowłosej matki, której zresztą nigdy nie widzieli. Wszyscy Morganowie byli jasnowłosi. Gdyby Joscelyn miała niebieskie oczy i złociste loki Paula, dziadek i babka pokochaliby ją wcześniej.

Ale miłość przyszła i tak; musiała przyjść, prędzej czy później. Nikt nie zdołby oprzeć się wdziękowi Joscelyn. Była niewątpliwie jednym z najbardziej ujmujących i słodkich maleństw, jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi. Wielkie, ciemne oczy śmiały się wesoło, nim jeszcze zaczęła gaworzyć, a w policzkach tworzyły się zachwycające dołeczki. W niczym nie przypominała innych dzieci w Spring Valley. Każdy jej uśmiech był pieszczotą, a szczebiot przypominał śpiew. Dziadkowie w końcu zaczęli uwielbiać wnuczkę i ze względu na tę miłość stali się szczególnie surowi. Próbowali uchronić od dziedzictwa matki.

Joscelyn śmignęła niepostrzeżenie przez dzieciństwo stając się peł uroku dziewczyną i nie zaszkodziła jej chłodna, przeniknięta zakazami atmosfera domu. Cyrus i Deborah bardzo dokładnie realizowali swe postanowienia. Nie wspominano imienia zmarłej matki i nie nazywano wnuczki inaczej niż Josie, bo brzmiało to „bardziej po chrześcijańsku” niż Joscelyn. Rozkwitają, niezwykłą urodę ukrywano za pomocą najprostszych i najbrzydszych sukienek oraz najskromniejszych fryzur.

Nigdy, mimo częstych zaprosin, nie pozwalano dziewczynce odwiedzić ciotki Annice. Jednakże panna Ashton pisywała do niej od czasu do czasu i na każde Boże Narodzenie przysyła prezenty. Ich przyjęcia dziadkowie nie mogli zabronić, choć spoglądali z dezaprobatą i surowo ściągniętymi ustami na wytworne drobiazgi: ręcznie malowane wachlarze, koronkowe kołnierzyki i ozdobioną falbankami bieliznę. Najchętniej wrzuciliby to wszystko do ognia jak przedmioty dotknięte zarazą.

Tak więc droga wyznaczona stworzonym do tańca nóżkom Joscelyn była kręta i wyboista. Rzadko pozwalano jej na towarzystwo rówieśników, nawet tych ze spokojnego Spring Valley. Nie miała prawa bywać na miejscowych koncertach, a tym bardziej uczestniczyć w nich. Zabraniano także czytania powieści. Cyrus spalił nawet stary tom dramatów Szekspira. Dostał go przed laty od Paula i sam czytał wielokrotnie, a teraz obawiał się, że ta lektura obudzi w dziewczynie złe dziedzictwo. Jej pasja do czytania była bezsporna i dziadkowie uważali za swój święty obowiązek pohamować, ile tylko można, to upodobanie.

Wszelkie ograniczenia i zakazy nie miały większego wpływu na rozwój bogatej natury Joscelyn. Żadne wyski dziadków nie zdoły zrobić z niej Morganówny z krwi i kości. Każdy krok był tańcem, każde słowo i gest pełne wdzięku i energii, napawając staruszków niespokojnym zdziwieniem. Niebezpieczne skłonności im bardziej tłumione, tym stawały e silniejsze. Ch łagodna, prawdomówna i skromna, Josie tak mało przypominała proste, miłe dziewczęta ze Spring Valley, jak róża polne stokrotki i ta odmienność niezmiernie ciąża Morganom.

A mimo to kochali wnuczkę i byli z niej dumni. „Nasza Josie” wili, i znaczyła dla nich więcej, niż chcieli przyznać. Tak naprawdę to była ich radością. Babka narzekała czasem, że Josie nie przykłada się jak należy do szycia kap i szydełkowania dywaników. Dziadek natomiast pragnął, aby przypominała raczej nieco spokojniejszy i bardziej dlań zrozumiały typ młodej panny.

W siedemnastoletniej Joscelyn dostrzegła Deborah wyraź zmianę. Dziewczyna przycichła, często zamyślała się lub pogrąża w marzeniach, siedząc z rękami na kolanach i utkwiwszy w przestrzeni wielkie, niewidzące oczy. Wymykała się na samotne wędrówki do bukowego lasu. Wychodziła przygnębiona, a wracała z rozpalonymi policzkami, promieniejąca dziwnym blaskiem. Pani Morean, przekonana, że dziecku potrzebny jest środek uspokajający, dawała jej siarkę z melasą.

Pewnego dnia wszystko się wyjaśniło. Cyrus i Deborah pojechali na drugą stronę doliny odwiedzić zamężrkę. Nie zastali jej w domu i niespodzianie wrócili wcześniej. Joscelyn nie było w kuchni, ale babka Usłyszała odgłosy śmiechu i rozmowy w bawialni po przeciwnej stronie hallu.

 Jakich to gości przyjmuje Josie? zdziwiła się, otwierając drzwi do hallu i nadsłuchując od progu. Gdy tak stała słuchając, twarz jej szarzała ze zmartwienia. Wreszcie bezszelestnie odwróciła się, wyszła z domu i pobiegła do stajni.

 Cyrusie, Josie robi w pokoju przedstawienie… Śmieje się, recytuje… wyraźnie słyszałam. Och, zawsze się bałam, że to się w niej kiedyś obudzi i miałam rację! Chodź i sam posłuchaj!

Dziadkowie ostrożnie, jakby nie chcieli spłoszyćodzieja, szli przez hali aż do uchylonych drzwi bawialni. Towarzyszył im kpiący, triumfujący śmiech Joscelyn. Brzmiał jak bluźnierstwo i dziadkowie słysząc go, zadrżeli.

Joscelyn wła ofiarowaną przez ciotkę rok temu powłóczystą czarną spódnicę, której nie pozwalano jej nosić. Owinęła się jedwabnym szalem, pozostawiając odsłonięte ramiona. Włosy brązowe i lśniące, z miedzianym połyskiem, zaczesała do góry i związała taś z perłowych koralików. Policzki okrywał rumieniec, a cała postać od stóp do głów olśniewała takim pięknem, że Cyrus i Deborah, stojąc w milczącym przerażeniu, wzięli to za diabelskie sztuczki.

Nieobecna duchem Joscelyn nie spostrzegła dziadków. Zwracała twarz ku niewidocznym słuchaczom z namiętnym oskarżeniem. Mówiła, poruszała się, stawała i gestykulowała z talentem widocznym w każdym ruchu i tonie głosu.

 Josie, co ty wyprawiasz? pierwszy odezwał się Cyrus, wchodząc do pokoju jak surowe i niewzruszone uosobienie sądu. Uniesione ramiona Joscelyn opadły i odwróciła się gwałtownie. Po twarzy przemknął strach i zgasł w niej wewnętrzny blask. Przed chwilą była wspaniałą i nieustraszoną kobietą, a teraz oto stała uczennica zbyt zmieszana i zawstydzona, by otworzyć usta.

 Co robisz, Josie? ponownie zagadnął dziadek. W takim ubraniu? I odkąd to rozmawiasz ze sobą?

Pobladła twarz dziewczyny spurpurowiała. Dumnie uniosła głowę. Ćwiczyłam rolę cioci Annice w jej nowej sztuce odparła. Nie robiłam nic złego, dziadku.

 ego? To odezwał...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin