Clayton Donna - Miasteczko Smoke Valley 03 - Jezioro utkane z mgiel.doc

(406 KB) Pobierz

Donna Clayton

 

Jezioro utkane z mgieł


WSTĘP

 

Conner Thunder obudził się gwałtownie. Usiadł na łóżku zlany potem, czując, że serce wali mu jak oszalałe. Oddychał z trudem. Ogarnęło go przerażenie. Choć był silnym mężczyzną, nie potrafił zapanować nad tym uczuciem. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się wyrwać z nocnego koszmaru.

Podrapał się po brodzie i przeczesał palcami włosy. Gdy serce wróciło do normalnego rytmu, znów mógł myśleć racjonalnie. Tłumaczył sobie, że co prawda sen był przerażający, ale przecież to tylko nocne zwidy. Wziął głęboki oddech.

Odrzucił koc i wstał z łóżka. Przeszedł do kąta, który służył mu za kuchnię, i nabrał w dłonie trochę wody. Spryskał twarz i kark, a następnie wytarł się włochatym ręcznikiem. Potem sięgnął po dżinsy i sweter, na bose stopy wsunął stare mokasyny. Musiał jak najszybciej wyjść. Miał uczucie, że ściany go przytłaczają.

Ciemność i chłód natychmiast wyostrzyły jego zmysły. Pospiesznie zanurzył się w las, żeby pozbyć się wspomnienia prześladujących go upiornych snów. Domyślał się, co mogło wywoływać koszmary – wypadek, który spowodował, że młody człowiek został na resztę życia sparaliżowany. Ten wypadek nigdy nie powinien się zdarzyć.

Szedł wąską ścieżką, a sosnowe igły drapały go po policzkach. Szum wody spływającej po skałach podpowiadał, że jezioro jest bardzo blisko. Co prawda jeszcze nie można było dostrzec gładkiej powierzchni Smoke Lake, ale w powietrzu wyraźnie czuło się wilgoć.

Dzisiejsze nocne koszmary były takie same jak te, które zatruwały mu dzieciństwo. Wywoływały lęk i bezradność. Już nie pamiętał, ile miał lat, gdy przestały go dręczyć. Teraz wróciły. Wiedział, że dopóki nie uda mu się odczytać ich znaczenia, czekają go noce pełne udręki. Przetarł dłonią zmęczone oczy.

Członkowie plemienia Kolheeków przywiązywali do snów dużą wagę, a on od tylu lat nie odwiedzał rezerwatu Smoke Valley. Był zbyt zajęty. Najpierw studiował w Bostonie, potem zajął się biznesem. Zaczął nawet odnosić sukcesy w swojej branży. Niedawno usłyszał we śnie szept. Jakiś głos wzywał go do powrotu do domu, do rezerwatu w Smoke Valley. Tu, wśród własnego plemienia, było jego miejsce i tylko tu mógł zrozumieć niesamowite, niepokojące senne wizje.

Nagle zatrzymał się i lekko przechylił głowę. Nasłuchiwał. Do jego uszu dotarło coś, co nie było zwykłym odgłosem nocy. Po chwili znów to usłyszał i zmarszczył brwi. Próbował rozpoznać dźwięk, który niósł się wśród mgły. Choć wydawało się to niemożliwe, najwyraźniej słyszał czyjś płacz. A właściwie przejmujący kobiecy szloch. Przyspieszył kroku, starając się jak najciszej stawiać na ścieżce nogi obute w miękkie mokasyny.

Im bliżej jeziora, tym mgła stawała się gęstsza, ale mimo to w bladym świetle księżyca zauważył młodą kobietę. Podszedł bliżej. Długie, proste, jasne włosy spadały jej na plecy. Widocznie wyczuła jego obecność, bo niespodziewanie podniosła głowę. Jej oczy lśniły od łez. Conner, kierując się odruchem, podszedł jeszcze bliżej i wyciągnął dłoń. Nieznajoma bez chwili wahania podała mu rękę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego zadrżał, czując jej dotyk. Odruchowo wyciągnął drugą rękę i pogłaskał nieznajomą po policzku. Patrzył na piękną twarz pełną udręki i smutku. Nieoczekiwanie ogarnęło go takie współczucie, jakby to jego samego dotknęło nieszczęście. Myślał tylko o tym, jak mógłby ją pocieszyć.

– Nie płacz – poprosił cicho i ponownie pogłaskał ją delikatnie po policzku. – Wszystko będzie dobrze – zapewnił.

Rozluźniła napięte mięśnie i oparła głowę na jego piersi. Jej włosy pachniały słońcem i polnymi kwiatami. Z trudem opanował chęć, żeby przytulić ją mocniej.

– Cokolwiek się stało, na pewno wszystko dobrze się skończy – szepnął, choć wcale nie mógł być tego pewien. Nie znał jej i nie miał pojęcia, z jakiego powodu płakała. Po prostu chciał jej pomóc.

Nie zdawał sobie sprawy, jak długo stali przytuleni. Wreszcie poczuł, że nieznajoma uspokoiła się. Przestała płakać i natychmiast odsunęła się od niego. Nie odzywając się, przyglądała mu się uważnie. Jej oczy miały niezwykły, intrygujący kolor – niespotykany odcień niebieskiego, coś pomiędzy kobaltowym i indygo. Delikatna szyja kusiła, by obsypać ją pocałunkami. Conner wyobraził sobie, że nieznajoma stoi przed nim bez ubrania, okryta tylko długimi włosami. Poczuł, że robi mu się gorąco. Spojrzał jej w oczy i domyślił się, że z nią dzieje się to samo. Pragnął jej, a ona pragnęła go równie mocno.

Pochylił się i dotknął wargami jej ust. Poczuł językiem ich smak. Rozchyliła je tylko na tyle, żeby delikatnie chwycić zębami jego dolną wargę.

Nagle odsunęła się, odpychając go opuszkami palców. Jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znalazła się w ramionach obcego mężczyzny.

– Zaczekaj – powiedział Conner, ale dziewczyna cofnęła się o krok, a on opuścił ręce w bezradnym geście, jakby zagubiony. – Posłuchaj...

Nagle zdał sobie sprawę, że nie potrafi jej wyjaśnić tego, co się stało, bo sam nie był w stanie tego zrozumieć. Nim się odwróciła, spojrzała na niego jeszcze raz.

– Nie odchodź! – zawołał.

Ona jednak ruszyła biegiem w stronę drzew i po chwili znikła wśród gęstej mgły.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Mattie Russell objęła dłońmi kubek z gorącą herbatą. Nadal nie mogła uwierzyć, że tak się zachowała. Wciąż myślała o wczorajszym spotkaniu z przystojnym Indianinem. Przed oczami ciągle miała scenę, kiedy odwróciła się i uciekła.

Jak to się stało, że dopuściła, aby zupełnie obcy człowiek pocieszał ją właśnie w taki sposób? Nie mogła uwierzyć, że pozwoliła mu się pocałować. Czy w ogóle zastanowiła się nad tym, co robi? Byłam za bardzo pogrążona we własnych zmartwieniach, żeby logicznie myśleć, tłumaczyła sobie.

Prowadzenie pensjonatu zapewniało jej wprawdzie przyzwoite dochody, ale też wypełniało czas tak, że często czuła się samotna i zagubiona. Czasami nie wytrzymywała napięcia i przestawała panować nad sobą. I właśnie taka chwila słabości zdarzyła się jej poprzedniego wieczoru. A wtedy nadszedł ten Indianin.

Mattie upiła łyk herbaty. Tak, to rzeczywiście tak było. Na dodatek nieznajomy był bardzo przystojnym mężczyzną. Zjawił się zupełnie nieoczekiwanie, jak jakiś książę z mrocznego i tajemniczego świata fantazji.

Nie mogła zapomnieć pocałunku i fali gorąca, która ogarnęła jej ciało, gdy nieznajomy się odezwał. Nawet teraz wspomnienie jego głosu wywoływało dreszcze. Ten mężczyzna miał w sobie coś przyciągającego jak magnes. Zastanawiała się, kim był i co robił w opuszczonym zakątku rezerwatu Smoke Valley.

Widywała go w okolicy pensjonatu już wcześniej. Była zupełnie pewna, że z nikim go nie myliła. Rozmawiała nawet z Nathanem Thunderem, szeryfem Smoke Valley. Powiadomiła go, że w okolicy starej chaty myśliwskiej kręci się ktoś obcy. Nathan prosił, by niczego się nie obawiała i obiecał zbadać sprawę. Od tamtej pory nie myślała o nieznajomym. To nawet nie było zbyt trudne, bo miała poważne kłopoty w związku z wizytą pewnego „specjalnego gościa”. Szczęśliwie ten problem należał już do przeszłości. Teraz Mattie znów mogła spokojnie usiąść przy oknie, patrzeć przed siebie i marzyć o ponownym spotkaniu z tajemniczym księciem.

Niewielka działka, na której znajdował się pensjonat, sąsiadowała z terenem rezerwatu. Aby znaleźć się nad jeziorem, wystarczył krótki spacer. Mattie lubiła tam chodzić i obserwować spokojne wody Smoke Lake. Od lat nic tu się nie zmieniało. Znała to miejsce doskonale i czuła się jak u siebie. Razem z siostrą Susan spędziła tu dzieciństwo. W lecie dziewczęta pływały w jeziorze, a w zimie ślizgały się na jego zamarzniętej tafli. Rzadko spotykały tutejszych Indian, zwłaszcza że główna część rezerwatu znajdowała się w pobliżu przeciwnego, dość odległego brzegu długiego jeziora.

Mattie wiedziała jednak, że w pobliżu pensjonatu stoi stara chata myśliwska. Miała chyba dziewięć lat, gdy wraz z Susan po raz pierwszy natknęły się na nią w czasie jednej ze swoich wypraw. Niewielka chata nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale dziewczynki i tak nie odważyły się wejść do środka. Gdyby ojciec dowiedział się, że zapuściły się na teren rezerwatu, zakazałby im opuszczania domu co najmniej przez tydzień. A za wejście do cudzej chaty kara byłaby jeszcze bardziej surowa.

Czyżby bajkowy książę tam zamieszkał? – pomyślała Mattie. Dlaczego jednak miałby izolować się od innych Kolheeków z rezerwatu? Indianie zazwyczaj trzymają się razem. Najlepiej czują się we wspólnocie. Wyglądało na to, że nieznajomy przybysz był samotnikiem. Im dłużej Mattie rozmyślała o tym, tym bardziej wzrastała jej ciekawość. Nim dotarło do niej, co robi, wyszła na zewnątrz i ruszyła w kierunku lasu.

Zawsze uważała, że górzysta okolica otaczająca jezioro jest najpiękniejszym i najspokojniejszym miejscem na świecie. Majestatyczne wiązy, dęby i klony nad niebieskozieloną wodą Smoke Lake zdawały się żyć własnym życiem. W dzieciństwie nie potrafiła być posłuszna poleceniu ojca, zakazującego córkom wchodzenia na teren rezerwatu. Gdy dorosła, też nie umiała się powstrzymać. Przedzieranie się wąskimi ścieżkami przez las stanowiło zbyt wielką pokusę, chód Mattie zdawała sobie sprawę, że powinna szanować prawa własności. Te tereny należały przecież do Kolheeków. Westchnęła, ale nie była w stanie zmusić się do powrotu z cienistego lasu.

Jednak jej dzisiejsza wędrówka przez las nie wynikała ze szlachetnej miłości do natury. Mattie chciała się dowiedzieć, kim był tajemniczy przybysz, który swoimi pocałunkami zmiękczyłby serce każdej kobiety. Bez namysłu skierowała się ku brzegowi jeziora, w okolicę, gdzie wczoraj go spotkała.

W koronach drzew śpiewały ptaki, a słońce przedzierało się przez liście, malując złote plamy na leśnym poszyciu. Mattie słyszała szum niewielkiego strumyka, który spływał do jeziora, tworząc miniaturowe wodospady. Minęła kępy krzewów rosnących na grząskim podłożu. Wiedziała, że już wkrótce cierniste krzaki stracą liście i bez przeszkód będzie można podziwiać szeroką panoramę jeziora.

Wreszcie dotarła do brzegu i rozejrzała się wokół. Jak zwykle westchnęła z zachwytu. W tym miejscu liście tworzyły obramowanie, zza którego rozciągał się wspaniały widok. Nagle kątem oka spostrzegła w wodzie jakiś ruch. Natychmiast cofnęła się za krzewy. Kilkadziesiąt metrów dalej ujrzała płynącego człowieka. Mimo że nie widziała jego twarzy, szybko zorientowała się, kto jest. Jej książę. Poruszał rytmicznie rękami, jakby nie sprawiało mu to większego wysiłku, rozpryskując wokół krople wody, a jego mokre plecy połyskiwały w słońcu.

Na pewno przemarzł do szpiku kości, pomyślała. Co prawda dzień był wyjątkowo ciepły jak na październik w Nowej Anglii, ale noce już od dawna były zimne. Woda w jeziorze musiała być lodowata. Mattie patrzyła na swego księcia z bijącym sercem. Widziała, jak oddala się od brzegu. Uśmiechnęła się do siebie. Właściwie powinna się wstydzie. Przecież go podglądała! Dotychczas nigdy tak się nie zachowywała.

Roześmiała się głośno i szybko zasłoniła usta, starając się opanować. Przypomniała sobie wczorajszy pocałunek i znów zrobiło się jej gorąco.

– Spokojnie, Mattie – szepnęła do siebie i wreszcie zdołała powstrzymać chichot. Tymczasem mężczyzna zawrócił, dopłynął na płyciznę, wstał i ruszył w stronę brzegu. Miał mięśnie atlety, miedziany odcień skóry, a mokre, czarne włosy spadały aż na kark. Nagle oczy Mattie stały się okrągłe jak spodki. Dopiero teraz zauważyła, że nieznajomy był... całkiem nagi. Nogi ugięły się pod nią. Odwróć się natychmiast! – nakazała sobie w myślach. Odejdź stąd i pozwól mu czuć się swobodnie.

W domu czekało na nią mnóstwo roboty. Jak zwykle zresztą. Wynajmowała pokoje i przygotowywała śniadania dla swoich gości. Powtarzała sobie, że powinna już wrócić i zająć się codziennymi obowiązkami, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie mogła oderwać oczu od wspaniale umięśnionego ciała. Przyszła jej do głowy niesforna myśl, że takie kształty powinno się wystawiać w muzeum, ale w takim, gdzie można by było dotykać eksponatów. Znów uśmiechnęła się do siebie. Przesunęła się o krok i natychmiast zamarła z bijącym sercem. Zauważyła, że nieznajomy uniósł głowę i uważnie rozglądał się po okolicy. Czyżby ją usłyszał? A może po prostu wyczuł obecność intruza?

Na szczęście krzewy wciąż jeszcze miały dość gęste liście, więc na pewno jej nie dostrzegł. W końcu odetchnęła z ulgą, widząc, jak znów zanurza się w jeziorze.

– Mattie Russel – szepnęła do siebie. – Nie powinnaś tu stać. Wstydź się. Zachowujesz się okropnie – strofowała się ze złością. Ale na niewiele się to zdało. Zamiast odwrócić się i odejść, odsunęła gałąź, żeby mieć lepszą widoczność. Ta niecodzienna sytuacja po prostu obudziła w niej pożądanie. I Mattie doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Jesteś wstrętna, skarciła się w myślach. Zwykła podglądaczka. Co prawda facet pływa nago w miejscu, gdzie każdy może go zobaczyć, ale to w końcu prywatny teren. Należy do Kolheeków iw ogóle nie powinno cię tu być.

Zacisnęła usta. Zgodnie z prawem popełniła wykroczenie i na dodatek wcale się tym nie przejmowała. Sytuacja wydawała się jej niezwykle zabawna i Mattie nie zamierzała skromnie spuszczać oczu ani wracać do domu. Przestań się zadręczać i pozwól sobie na trochę radości, pomyślała w końcu.

Tymczasem mężczyzna zanurkował i Mattie z zapartym tchem czekała na moment, kiedy znów się wynurzy. Wydawało jej się, że trwa to w nieskończoność. W pewnej chwili zaczęła się nawet niepokoić. Nikt nie byłby w stanie wytrzymać tak długo bez powietrza. Pomyślała, że mógł się natknąć na jakieś zatopione drzewo, uderzył w nie głową i leży teraz nieprzytomny na piaszczystym dnie. Poczekała jeszcze chwilę, niepokojąc się coraz bardziej. Wreszcie nie wytrzymała, wyszła zza krzaków i podeszła do wody. Uważnie obserwowała powierzchnię, ale nigdzie nie dostrzegła fal ani pęcherzyków powietrza.

Czując, jak ogarnia ją panika, zastanawiała się nerwowo, czy powinna wskoczyć do jeziora, czy raczej pobiec do domu, by zadzwonić po pomoc. Wtedy usłyszała za sobą dyskretne chrząknięcie. Odwróciła się błyskawicznie.

Patrzył na nią czarnymi oczami, dokładnie tak jak poprzednim razem. Na chwilę wstrzymała oddech. Pojawił się tak nagle, że nie mogła zebrać myśli. Poczuła wielką ulgę. Nie spotkało go żadne nieszczęście. Jeszcze raz obrzuciła uważnym spojrzeniem jego mokrą sylwetkę. Nie, nic mu sienie stało. Była zadowolona, ale jednocześnie trochę rozczarowana, bo nieznajomy miał już na sobie wilgotne szorty.

Mattie nie potrafiła opanować gorączkowego natłoku myśli. Przecież nieznajomy mógł ją zauważyć, gdy podglądała go zza krzaków jak jakiś zboczeniec. Może jednak nie zdawał sobie z tego sprawy? Może po prostu... Niemożliwe. Żartobliwy uśmiech, z jakim na nią spoglądał, świadczył, że dobrze wiedział, co tu się święci. Przyłapał ją na gorącym uczynku. Zdecydowała, że w tej sytuacji najlepszą obroną będzie atak.

– Śmiertelnie mnie przestraszyłeś – oświadczyła z wyrzutem, opierając zaciśnięte dłonie na biodrach. – Myślałam, że już nie żyjesz, gdy tak długo nie wypływałeś.

Uniósł wysoko brwi. Mattie z satysfakcją zauważyła, że udało się jej go zaskoczyć. Nie na długo jednak, bo znów się uśmiechnął.

– Jak widzisz, jakimś cudem zdołałem przeżyć – powiedział rozbawionym tonem i spojrzał na nią prowokująco.

I jesteś w całkiem niezłym stanie, pomyślała. Zagryzła górną wargę, żeby się nie roześmiać. Naprawdę powinna się strasznie wstydzić. Jednak z jakiegoś powodu niczego takiego nie czuła, przeciwnie, cały czas walczyła ze sobą, żeby zachować powagę. Zupełnie jakby siedziało w niej psotne dziecko.

– Tak – przyznała. – Widzę, że jesteś zdrów i niczego ci nie brakuje.

Najwyraźniej potraktował jej słowa jako komplement, bo znów odpowiedział zniewalającym uśmiechem. Taki uśmiech mógłby podbić serce każdej kobiety.

– Zdaje się, że winna ci jestem przeprosiny – przyznała po chwili. – Chociaż, prawdę mówiąc, nie powinieneś pływać jak cię pan Bóg stworzył w takim miejscu. Przecież każdy może tu przyjść i cię zobaczyć.

Każdy? – spytał i znów wysoko uniósł brwi.

– Cóż, słusznie – przyznała, przypominając sobie, że bezprawnie wtargnęła na cudzy teren. – W miejscu, gdzie ja mogłabym cię zobaczyć – dodała.

Roześmiał się.

– Szczerze powiedziane – stwierdził z aprobatą.

Jestem Mattie Russell – przedstawiła się i wyciągnęła rękę, a gdy ujął jej dłoń, poczuła dreszcz jak przy poprzednim spotkaniu. – Mieszkam niedaleko stąd. Wynajmuję pokoje – wyjaśniła.

Starała się mówić spokojnie, żeby nie zauważył, jak bardzo jest przejęta.

– Pensjonat Indiańska Ścieżka? – spytał.

Zrobiła zaskoczoną minę.

– Słyszałeś o tym miejscu?

– Dorastałem w rezerwacie. Odkąd pamiętam, w tym domu zawsze można było wynająć pokój i dostać śniadanie.

Skinęła głową.

– Od lat należał do mojej rodziny. Rodzice kupili go zaraz po ślubie. Siostra i ja urodziłyśmy się właśnie tutaj.

– Rodzice nadal zajmują się prowadzeniem pensjonatu?

– Nie, są już na emeryturze i przenieśli się na Florydę – powiedziała, starając się zachować spokój i nie myśleć o pogrzebie, który nagle zmienił losy całej rodziny.

– Teraz prowadzisz pensjonat razem z siostrą? Choć w jego pytaniu nie było nic szczególnego, Mattie najpierw zacisnęła usta, potem wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy odpowiedziała:

– Nie, siostra zmarła pięć lat temu.

– Och, bardzo mi przykro – powiedział i spojrzał na nią ze współczuciem.

Mattie obawiała się dalszych pytań na temat Susan. Nie potrafiła mówić o niej bez poczucia winy i bez łez w oczach. Zdecydowała więc, że najlepszym wyjściem będzie szybka zmiana tematu.

– To jak się nazywasz?

– Przepraszam, rzeczywiście jeszcze się nie przedstawiłem – powiedział zawstydzony. – Jestem Conner Thunder.

Oczywiście, znała rodzinę Thunderów, Greya, Nathana oraz dziadka Josepha. Także o Connerze słyszała już wcześniej, ale nie mogła sobie przypomnieć z jakiego powodu. Nagle olśniło ją. Naturalnie, pisano o nim w miejscowej gazecie, gdy przygotowywano plany budowy centrum tradycji plemienia Kolheeków. Krytykowano go wtedy, bo odmówił przyjazdu z Bostonu i angażowania się w budowę ośrodka. Po raz drugi Conner Thunder powrócił ponownie na łamy lokalnej prasy przed kilkoma miesiącami, kiedy to ukazała się wzmianka o tragicznym wypadku, jaki wydarzył się na jednym z placów budowy, gdzie była zatrudniona jego firma. Conner musiał z tego powodu stawić się w sądzie. Redakcja pozwoliła sobie przy tym na uwagę, że los zemścił się na nim za dawną odmowę. Mattie czytała o tym z niesmakiem, bo sprawę przedstawiono bardzo jednostronnie. Oskarżano Connera, nie dając mu szans na obronę. Z drugiej strony nie mogła wtedy zrozumieć, dlaczego Conner nie chciał pomóc ludziom ze swojego plemienia.

Uśmiechnęła się do swojego rozmówcy, choć jej twarz wciąż pozostawała pochmurna.

Conner uważał, że zna się na ludziach. To była umiejętność niezbędna w jego pracy. Liczne kontakty, negocjacje, pertraktacje. Potrafił wyczuć nastrój, nastawienie, interpretować mimikę twarzy, sposób poruszania się. Obserwując dziś Mattie Russell, odgadywał, że targają nią różnorodne emocje.

Z przyjemnością patrzył, jak jej gładka skóra pokryła się rumieńcem, gdy niespodziewanie zjawił się za jej plecami. Niebieskie oczy spoglądały prowokująco, mimo że starała się udawać zupełną obojętność. Stwarzała aurę zalotności, która natychmiast mu się udzieliła. Tryskała energią i radością życia. Po pierwszej chwili zakłopotania szybko odzyskała pewność siebie. Zdążyła nawet opowiedzieć co nieco na temat rodziny i domu. Jednak teraz wyczuwał, że coś ją niepokoi.

Od wczorajszego spotkania nad jeziorem myślał o niej nieustannie. Jej płacz niemal złamał mu serce. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co doprowadziło ją do takiego stanu. Wczoraj nie zadawał żadnych pytań. Kiedy wyciągnął do niej rękę, naprawdę chciał ją tylko pocieszyć. Wyczuł, że bardzo potrzebowała wypłakać się na czyjejś piersi. Jednak rozsądek szybko go opuścił i nagle zaczął ją całować.

Pocałunek podziałał na niego jak wstrząs. Wszystko się skomplikowało. Od wczoraj nie przestawał o niej myśleć. Pojawiła się nawet w jego snach, wypierając koszmary. Ale ta zmiana nie przyniosła mu wewnętrznego spokoju.

Nurtowało go wiele pytań. Na kilka z nich otrzymał już odpowiedź. Wiedział, kim była i gdzie mieszkała. Przekonał się, że wczoraj, mimo gęstej mgły, oczy go nie zawiodły. Wyglądała tak wspaniale, jak ją zapamiętał: niewysoka, delikatna, ponętna.

– Nie widziałam cię nigdy w miasteczku – zauważyła cicho.

Znów odniósł wrażenie, że nurtuje ją jakaś niespokojna myśl. Wydawało mu się, że od chwili, gdy usłyszała jego nazwisko, atmosfera między nimi stała się napięta, i to go dziwiło.

– Jakiś czas temu wyjechałem z rodzinnych stron – wyjaśnił i rozejrzał się wokół. – Tak naprawdę aż do dziś nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tęsknię za tą okolicą i za jeziorem. Od lat tu nie przyjeżdżałem – przyznał.

Mattie uniosła dłoń i wsunęła kosmyk włosów za ucho. Przechyliła lekko głowę i znów spojrzała badawczo na Connera.

– Dziadek pewnie bardzo się ucieszył, gdy cię zobaczył – powiedziała.

Zauważył jej życzliwy uśmiech i pomyślał, że Mattie Russell ma w sobie dużo uroku. Nawet głaz nie pozostałby obojętny na jej wdzięk.

– Znasz mojego dziadka? – spytał.

Skinęła głową.

– Miałam okazję go poznać.

– Cóż, jeszcze się z nim nie widziałem – przyznał niechętnie.

– A to dlaczego? – spytała zaskoczona.

– On chyba nawet nie wie, że tu jestem. Tak mi się wydaje.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– Mc nie rozumiem.

Wziął głęboki oddech, żeby zyskać na czasie. Zastanawiał się, ile powinien jej teraz powiedzieć.

– Właściwie, prawdę mówiąc, ostatnio raczej unikam ludzi – zaczął niepewnym tonem. – Muszę przemyśleć pewne sprawy – dodał i zwilżył usta językiem – a to miejsce idealnie się do tego nadaje.

Jej mina świadczyła o tym, że również doceniała niezwykły spokój sielskich okolic Nowej Anglii, a jego zdawkowa odpowiedź pobudziła jej ciekawość. Ale Conner najwyraźniej postanowił wstrzymać się na razie z dalszymi wyjaśnieniami.

– Masz rację. To najlepszy sposób, by w spokoju poszukać rozwiązania trudnych spraw – przyznała.

Zupełnie go tym zaskoczyła. Odetchnął z ulgą. Najwyraźniej wyczuła jego niechęć do zwierzeń i w ten sposób dawała do zrozumienia, że świetnie to rozumie. Bystra kobieta.

– Nie mogę na długo wyjeżdżać z Bostonu – powiedział. – Prowadzę firmę.

W jej oczach pojawił się błysk zainteresowania.

– Zajmuję się budownictwem. Lubię pracę fizyczną. Zaczynałem jako zwykły stolarz.

Nie bardzo rozumiał, jak to się stało, ale niespodziewanie zaczął opowiadać swój życiorys. Mattie Russell potrafiła zachęcić go do tego bez słów.

– Potem budowałem domy mieszkalne, w końcu zająłem się większymi przedsięwzięciami: biurowce, centra handlowe.

Oczy jej zabłysły, jakby nagle wpadł jej do głowy jakiś wspaniały pomysł. Conner przerwał na chwilę.

– Czy powiedziałem coś śmiesznego? – spytał, widząc jej rozbawioną minę.

– Nie, nie. – Pokręciła gwałtownie głową. – Tylko coś sobie pomyślałam.

Nie spytał, o co chodzi, ale przechylił lekko głowę, nie kryjąc zainteresowania.

– A zatem potrafisz zrobić różne rzeczy – podsumowała jego wypowiedź.

Nie prosiła go wprost o pomoc. Starała się nie narzucać i czekała na jakąś zachętę z jego strony. Uśmiechnął się szeroko.

– Zdaje się, że potrzebny ci stolarz.

– Tak! – przyznała bez wahania. Wyraźnie ucieszyło ją, że to powiedział. – Obok domu mam garaż, a właściwie starą wozownię – tłumaczyła. – Chciałabym ją odnowić, zrobić z niej apartament dla nowożeńców. Taki wiejski domek na miodowy miesiąc. Nowożeńcy mogliby czuć się tam swobodnie. Świetnie by było, gdybyś mógł przyjść i obejrzeć budynek. Powiedziałbyś mi, czy warto go remontować. Może dałbyś mi trochę wskazówek. Opinia fachowca bardzo by mi się przydała.

W pierwszej chwili Conner o mało nie podskoczył z radości. Miał wreszcie pretekst do kolejnego spotkania z piękną Mattie. Z drugiej strony rozsądek przypominał mu, że zostawił w Bostonie pracę, normalne życie i przyjechał tu przede wszystkim dlatego, bo chciał w spokoju zastanowić się nad własnymi problemami. Próbował znaleźć sposób na uwolnienie się od koszmarnego wspomnienia, które prześladowały go we śnie. Jak na razie bez rezultatu. Tymczasem powoli zaczynała mu dokuczać samotność. Czuł się znużony i rozdrażniony. Bywały takie chwile, jak poprzedniej nocy, gdy nagle budził się i ruszał do lasu. Czyżby za bardzo skupił się na sobie? Teraz Mattie prosiła go, żeby obejrzał starą wozownię. Wreszcie mógłby ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin