Hipnoza.doc

(42 KB) Pobierz
Hipnoza

Hipnoza

Modny z końcem lat osiemdziesiątych, również w naszym kraju, Anatolij Kaszpirowski leczył i zdejmował ból za pośrednictwem kamer i odbiorników telewizyjnych. Ponoć z dobrym skutkiem. Ile w tym jednak prawdy, a ile przesądów czy sprytnie montowanej autoreklamy, trudno by dociekać. W każdym razie świat medyczny zgodny jest co do tego, że w podobnych przypadkach większą rolę odgrywa autosugestia niż faktyczne zdolności hipnotyzera.

Każdy hipnotyzer zawsze stara się wypracować swoją własną metodę. James Braid, XIX-wieczny twórca terminu tej gałęzi wiedzy, który zapożyczył od greckiego boga snu, Hypnosa, wprowadzał w trans za pomocą tzw. fiksacji wzroku - pacjent wpatrywał się w błyszczący przedmiot, umieszczony w odległości 30 cm od jego oczu. Laseque delikatnie uciskał gałki oczne. Celsus i Arbutz stosowali passy - przesuwanie rąk wzdłuż ciała pacjenta. Gaupp wprowadzał w trans poprzez ucisk potylicy. W USA jeszcze do niedawna była stosowana powszechnie metoda Ericksona - tzw. lewitacja ręki. Hipnotyzer sugerował pacjentowi, że cztery palce ręki zginają się, zaś wskazujący ulega wyprostowaniu. Wmawiał przy tym, że ręka unosi się ku twarzy - kiedy dotknie jej właśnie tym palcem, wyprostowanym, pacjent zapadnie w sen hipnotyczny. W obecnych czasach istnieje wiele technik hipnotycznych. Nie będziemy ich jednak tutaj opisywać, w obawie przed nieudolnym naśladownictwem.

Ciekawostką jest tzw. sugestia hipnotyczna. Polega na tym, że człowiek, mający w niedalekiej przeszłości kontakt z hipnotyzerem, zaczyna nagle zachowywać się w sposób całkowicie, nawet dla siebie samego, niezrozumiały.

Wykręca np. nieznany sobie dotychczas numer telefonu i wygłasza ciąg całkiem przypadkowych cyfr. Powód? Podczas seansu hipnotyzer podał mu właśnie swój numer telefonu wraz z ciągiem liczbowym i nakazał odtelefonowanie do siebie w ściśle określonym terminie. Badany więc, całkowicie wbrew sobie, wykonuje polecenia hipnotyzera z dokładnością co do minuty. Jeśli akurat w pobliżu nie ma telefonu, zrobi wszystko, aby go zdobyć.

Hipnozą powinien parać się doświadczony psycholog bądź psychiatra, czyli człowiek doskonale zdający sobie sprawę z ubocznych skutków jej działania. Uwaga ta odnosi się do faktu, że wprawdzie łatwo nauczyć się samego sposobu użycia hipnozy, jednak skutki jej stosowania mogą czasami okazać się fatalne dla osoby doświadczonej. Dość powiedzieć, że wśród tzw. kawiarnianych magików występuje wielu hipnotyzerów, z których znaczna część posiada wysokie umiejętności. Tyle tylko, że same umiejętności nie wystarczą: psychika każdego człowieka jest inna. Nieumiejętnie przeprowadzony seans, czy też sam fakt jego zastosowania, może okazać się tragiczny w skutkach. Z uwagi na bezpieczeństwo pacjenta skuteczniejsza okazuje się być autohipnoza, jako że pacjent sam czuwa nad własnym bezpieczeństwem.

Jest również efektowniejsza w działaniu, ponieważ dzięki niej można osiągnąć lepsze rezultaty. Hipnoza, tak jak każdy właściwie rodzaj wiedzy, może być wykorzystywana zarówno dla dobra człowieka, jak też przeciw niemu, w charakterze niebezpiecznej broni. Światu medycznemu chce służyć pomocą, dla parapsychologii stanowi element poznawczy, zaś dla przestępczego podziemia jest poważnym i niebezpiecznym narzędziem terroru.

W rękach szaleńca może okazać się bronią, która działając na najważniejszy i zarazem najdelikatniejszy organ człowieka, jakim jest mózg, może spowodować nie tylko nieobliczalne skutki u jednostki, ale również nieodwracalne zmiany psychiczne w strukturach całych grup społecznych, a nawet narodów. Przykładem może być Adolf Hitler, zapalony okultysta, uczeń Ericka Hanussena, prawdziwego mistrza hipnozy. On to miał ponoć nauczyć wodza Trzeciej Rzeszy rozwijania potężnych, nieokiełznanych sił tkwiących w jego iście szatańskiej psyche. Pomiędzy hipnotyzerem a badanym wytwarza się rodzaj szczególnej więzi, zwanej przez świat medyczny raportem. Polega ona na całkowitym, niewolniczym poddaniu się woli hipnotyzera.

Oto typowy przykład: 29 marca 1951 roku mieszkaniec Kopenhagi, niejaki P. Hardrup, wchodzi z rewolwerem w dłoni do banku i zabija z niego dwie osoby: kasjera i dyrektora. Oskarżony o podwójne morderstwo staje przed sądem. Motywy jego działania wprawiają sędziów w prawdziwe osłupienie. Otóż twierdzi on z całą stanowczością, że do napadu został zaprogramowany przez pewnego człowieka nazwiskiem Nielsen, podczas wielokrotnie powtarzanego seansu hipnotycznego.

Zaskoczenie i niewiara sądu są tym większe, że dotychczas panował pogląd, iż osobie o wysokim morale nie można, z przyczyn stricte technicznych, wydać polecenia kłócącego się z jej psychiką. Czyli że Hardrup, jako człowiek o nieposzlakowanej opinii, w żadnym wypadku nie powinien dać się omotać sugestiom hipnotyzera. Jednakże powołany na biegłego dr Paul Reiter, lekarz ze szpitala psychiatrycznego w Kopenhadze, miał odmienne zdanie. Oświadczył on, że każdy człowiek może być zdolny do popełnienia każdego czynu i hipnotyzer może namówić większość ludzi do zbrodni przez wielokrotne przedstawienie tej zbrodni jako godnego i uczciwego czynu. (Thomas de Jean "Księga tajemnic").

W przypadku Hardrupa tym godnym czynem, dla którego porwał się z bronią na bank, miało być wykorzystanie zrabowanych pieniędzy do walki z komunizmem. Opinia biegłego przesądziła sprawę: Hardrupa umieszczono w zakładzie psychiatrycznym - wielokrotnie powtarzane seanse poczyniły ogromne spustoszenia w jego psychice, zaś Nielsen, jako faktyczny sprawca zbrodni, otrzymał karę dożywotniego więzienia. Był to bodaj pierwszy przypadek w Europie, kiedy udowodniono przestępstwo popełnione pod wpływem hipnozy.

Jak silna jest potęga hipnozy, niech zaświadczy fakt, że pod jej wpływem osoby będące w transie kłócą się z nieistniejącymi rozmówcami, omijają niewidoczne przeszkody, odgrywają rolę małych dzieci, czy nawet udają dzikie zwierzęta. Co więcej, u badanego można wywołać halucynacje węchowe i smakowe. Potrafią one tak dogłębnie wpłynąć na jego psychikę, że sugestia jedzenia czegoś słodkiego, np. miodu, spowoduje natychmiastową zmianę stężenia glukozy we krwi. Wsunięcie do ręki natomiast kawałka metalu, z jednoczesną sugestią, że jest on rozpalony do czerwoności, spowoduje wystąpienie bąbli typowych dla oparzenia.

Raz jeszcze powtarza się więc stare porzekadło mędrców Wschodu o wyższości ducha nad ciałem... Dzięki swoim ogromnym możliwościom hipnoza od lat wykorzystywana jest przez jednostki specjalne policji i służb wywiadowczych, zwłaszcza w walkach agenturalnych, niekoniecznie zgodnie z literą prawa. Bodaj najlepsze wyniki odnosił w tej dziedzinie najsprawniej zorganizowany wywiad na świecie, a przy tym najbrutalniejszy w działaniu, izraelski Mossad. Dobrymi rezultatami może poszczycić się również CIA, jak i nie istniejące KGB. Z. Peterson w pozycji "Hipnoza, między jawą a snem", twierdzi: "zahipnotyzowanie kogoś wbrew jego woli jest niemożliwe". Jednakże wyniki prac specjalistów tajnych służb policyjnych zdają się zaprzeczać temu twierdzeniu. Rozbieżności pomiędzy opinią Petersona, nb. doskonałego hipnotyzera, a rezultatami osiąganymi przez służby policyjne tłumaczone są przede wszystkim innością sposobów, jakimi posługują się te ostatnie. "Inność" ta polega na nieuczciwym, czy wręcz niehumanitarnym traktowaniu osoby badanej.

Używanie przeróżnych środków psychotropowych w celu "rozmiękczenia" pacjenta, a więc zwiększenia jego podatności na hipnozę, stosowane jest z powodzeniem przez wszystkie bodaj tajne formacje wojskowe i policyjne na całym świecie.

W książce pt. "Czarna magia" autor, ukrywający się pod inicjałami I.H.K., twierdzi nawet: "Wpływ hipnotyczny po kilku posiedzeniach niesłychanie wzrasta. (...) wystarczy niekiedy spojrzeć na osobę doświadczaną, potrzymać przed nią palce i zawołać: zaśnij..". Jakie ogromne możliwości daje posiadanie takiej władzy nad drugim człowiekiem, nikogo przekonywać nie trzeba.

Hipnoza stosowana jest z powodzeniem w sektach religijnych, które na gruncie europejskim z religią nic wspólnego nie mają, a zadaniem ich jest li tylko służenie jej założycielowi i przewodnikowi zarazem, którego zwykło się tytułować guru. Jest to zwykle cwaniak, który, otoczywszy się podobnymi sobie typami spod ciemnej gwiazdy, dąży do jednego, acz całkowicie przyziemnego celu: szybkiego wzbogacenia. Razem ze wspólnikami poszukuje wyznawców - czytaj: bezwolnych ofiar - swojej pseudoreligii. A jest ona w ostatnich latach nie byle jaka, bo opierająca się na coraz modniejszym obecnie gruncie parapsychiczno-ufologicznym.

Idea ta, mówiąc najprościej, opiera się na założeniu, że grzesznych ziemian w najbliższym czasie spotka zagłada. Można jednak uniknąć katastrofy: wystarczy wstąpić do sekty, by tuż przed apokalipsą zostać uratowanym przez statki obcych cywilizacji. Wielu młodych ludzi, zagubionych w obecnej rzeczywistości, daje się szybko nabierać na te bzdury.

Karmieni udawaną miłością, z mózgiem "wypranym" za pomocą odpowiednich środków farmakologicznych i hipnozy właśnie, zrywają kontakty z najbliższymi, stając się powoli bezwolnymi ofiarami guru i jego "apostołów".

Kończą w zakładach psychiatrycznych lub więzieniach - jeśli wykorzystywani są do dokonywania przestępstw kryminalnych - albo przepadają bez wieści, jeśli grupa nastawiona jest na handel ludzkimi organami do transplantacji.

Hipnoza przez wiele lat wykorzystywana była w kryminalistyce, jako niezawodny środek wygrzebujący z zakamarków świadka zapomniane bądź pomijane szczegóły, jak np. podczas wypadku samochodowego, kiedy sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia. Według zwolenników tego sposobu zbierania zeznań wystarczy, aby świadek spojrzał na tablicę rejestracyjną tylko przelotnie: jego oko zarejestruje zapisane na niej numery, a mózg przechowa je w swojej pamięci. Podczas seansu wiadomości te zostaną odblokowane. Ostatnio jednak skuteczność tej metody coraz głośniej poddawana jest w wątpliwość, z uwagi na konfabulacje umysłu, który nie znając odpowiedzi na jakieś pytanie, woli zwyczajnie blagować, niż uczciwie przyznać: nie wiem. Następuje często paradoksalna sytuacja: im bardziej natrętne czy sugestywne padają pytania, tym bardziej zmyślone padają odpowiedzi. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiadomo.

Wiadomo jedynie, że nie każdy jest podatny na hipnozę. Około 20 procent populacji ludzkiej nie da się zahipnotyzować z powodów czysto technicznych. Na tę grupę składają się przede wszystkim małe dzieci, przeciętnie w wieku 5-ciu lat, starcy oraz osoby ciężko chore psychicznie. Trudno jest poddać seansowi człowieka o tendencjach przywódczych oraz zatwardziałych zbrodniarzy. Ich psychika jest po prostu niepodatna na sugestie terapeuty.

W przypadku pozostałych 80-ciu procent seans udaje się, z różnymi, co prawda, wynikami. Najłatwiej zahipnotyzować osoby ulegle, nawykłe do posłuszeństwa, cechujące się wybujałą wyobraźnią, potrafiące szybko zasypiać oraz mające łatwość w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich.

Jednakże ilość typowych somnambulików, czyli osób łatwo wpadających w głęboki trans, jest niewielka, ich liczbę ocenia się na około 10 procent populacji ludzkiej.

Hipnoza, mimo że wykorzystywana bodaj od zawsze, niemal od pojawienia się gatunku homo sapiens, kryje przed nami jeszcze wiele tajemnic. Taki stan będzie trwał dopóty, dopóki nauka nie rozpracuje istoty i sposobu działania ludzkiego umysłu.

Adam Lipczyński

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin