ODA DO APOLLINA.doc

(315 KB) Pobierz
ODA DO APOLLINA

ODA DO APOLLINA

z prośbą o natchnienie poetyckie, dzięki któremu mógłby Wielmożnego Pana Gabriela Perenyiego godnie wielbić, siebie mu polecać i prosić go, aby te pierwociny talentu autora zechciał przyjąć łaskawie i pogodnie

 

O qui siderei dulcicana dei

O Delfijczyku, ty, co słodkim dźwiękiem strun
Królowi gwiezdnych nieb przenikasz w serca głąb,
      Który plektronem złotym
            Opiewasz chwałę wielkich bóstw -

Który szczególnym masz śpiewaków panem być
I władcą pono ich, i sędzią wieszczych strof -
      Którego w krąg otacza
            Również dziewięciu bogiń chór -

Ty, który wszystko wiesz i który wszystko znasz:
I to, co teraz jest, i to, co przyszłość śle,
      I który śmierć zadając
            Wytaczasz z ciał żywotny sok -

Który wstąpiwszy w wóz, lśniący w klejnotów skrach,
Niesiesz wszystkiemu tu twój jaśniuteńki dzień
      I który twej siostrzycy
            Dajesz bielutki, światła blask -

Tenedos służy ci, Klaros śle ofiar dym,
Miłość Delosu masz oraz delfickich ziem,
      Patary ci królestwo
            Śle chwalby, modlitwy, cześć -

Tutaj podążaj, tu, tu uwieńczywszy skroń
W świętych gałęzi liść, przy dźwięku złotych strun
      Tutaj, Febie, przyśpieszaj
            Polotny, dobroczyńco, krok.

Tutaj śpiesz, Febie, tu oddechem boskich tchnień
Napełniaj moją pierś, ażebym oto mógł
      Mojego opiekuna
            Czcić tworząc godny jego wiersz.

Jego, co czystych Muz, których pierś jako śnieg,
Jest chwalcą, co je czci i podejmuje w dom
      I który wiernie wielbi
            Majestat, boski Febie, twój.

Co darzy hojnie tak tych, co przy dźwięku strun
Trącanych tworzą pieśń, ich, którzy zdobni w bluszcz
      I w kwietne wieńczą wieńce
            Włosy uczonych swoich głów -

Który wielmożów tłum, a nawet władców, sam
Przewyższa miarą cnót i mądrej myśli - tych,
      Co żyją, którzy żyli
            I których przyszły zrodzi czas.

W nim to węgierski kraj ma swoją chlubę chlub,
Jego podporą też niezwyciężonych zwie
      Rycerskich swych zastępów.
            Chwałą ojczyzny wielką on.

Mądrości w nim jest skarb i żyje wielki duch,
On prawdy i praw stróż, hojny i czciciel nieb,
      Uprzejmy i przyjazny,
            Wierny, dostojny, godny czci.

Jemu ty o mnie więc przez nektarowy rytm,
Jemu słodkim jak miód wierszem ty o mnie mów.
      Powiedz, że jego sługą
            Wieczyście pragnąłbym ja być.

I również powiedz tak: "Życzy ci Paweł twój
Nestora dożyć lat i mieć Priama wiek,
      I wszelakiego dobra
            Całą ci oto życzy moc".

I na kolanach go jak najpokorniej proś,
Argumentami chciej nakłonić mądrych słów,
      Aby wybaczyć zechciał
            Mój gminny i prostacki styl.

I powiedz również mu, że zagram również ja
Przy dźwięku słodkich strun może już lepszą pieśń,
      Jeśli łaskawie tylko
            Przyjmie on ten obecny dar.

Jan z Wiślicy

 

WOJNA PRUSKA

(fragmenty z Księgi II w przekładzie Jana Smereki)

 

[...]
Była pora gorąca i lipca upały
Na role dar Cerery wywiodły dojrzały,
Piękne dzieło dla żeńców zgiętych i wieśniaków.
Wówczas Mars groźny stanął na polach Prusaków.
Wstrząsnął bronią, obrócił puklerz w obie strony,
Obwieścił Prusom, Polsce wojnę i jej plony
Okrutne zapowiedział: zgonów, nieszczęść wiele
Ludom, które żądały oręża zbyt śmiele.
Tymczasem gniew się srożył, Śmierć z podziemia wstała
I spiżem zawładnąwszy przez niwy leciała,
Znacząc wężem skrwawionym trupy, których cienie
Wpaść miały w bagna Styksu i Nocy przestrzenie.
A na błoniach rozległych już się zgromadziły
Niezliczone szeregi i pancerne siły.
Zaroiły się Prusy od wojsk, a oręża
Szczęk straszny wzniecał Marsa szał, dzikiego męża.
Niepomny drogich dziatek, małżeństwa świętego,
Wzrastał gniew bladolicy i z serca każdego
Wypędzał myśl o kraju: znikł zagon spokojny
I dom sprzed oczu wszystkich; w bój słał lud Duch Wojny.
Już z obu stron zastępy ściągają pomału,
Wodzowie im przed walką dodają zapału.
Wtem na rozkaz Witolda mknie Nomadów tłuszcza,
Chwyta łuki z kołczanów, pędem konie puszcza
I straszny okrzyk wznosząc, gwałtownym napadem
Razi wrogów zastępy strzał śmiertelnych gradem.
Podobnie gdy Wszechmocny chmurom wodze puści
I w krąg świata ugodzi z burzliwych czeluści,
A śnieżyca północna szaleje na dole,
Niszczy łąki kwitnące, zasiewy i role -
Tak błyszczące w dal zbroją Prusaków oddziały,
Rażone z rąk tatarskich strzałami, padały.
Dalej w innym szeregu kroczą wprzód Rusini
Zawzięci, w ślad z włóczniami waleczni Litwini
Z rwącymi się ochoczo w bój Massagetami
Śpieszą i w hufce wroga dzielnymi piersiami
Wdzierają się... Wre walka, podwajają ciosy,
W okropnej rzezi rąbią, śląc na śmierć ciał stosy,
Zewsząd walą się szyki, krew się leje wszędzie,
Ci giną od pocisków, tych świszcząc zdobędzie
Włócznia i trupem kładzie, rwąc w Tartaru mroki.
Lecą głazy, mkną strzały jak deszcz przez obłoki,
Od grotów śmiercionośnych czernieje przestworze,
Bo ziemia tej nawały pomieścić nie może.
Wszelka broń rani groźnie, grzmi w dal Mars ponury
Strasznie, jak władca Jowisz poprzez czarne chmury
Lub ciemnych drzew wierzchołki i borów gęstwiny.
[...]
Natychmiast wzywa karne Polaków oddziały,
Aby w szyku stanęły; sam na rączym koniu
Z mieczem w ręku przebiega wzdłuż wojska po błoniu
I zagrzewa serdecznie: "Wszczyna się rozprawa.
Jeśliby z was niektórym sromotna obawa
Wstrząsnęła serca, hańbiąc zacnej krwi zaszczyty,
Lub męstwo niweczyła, plamiąc znakomity
Ród wasz, to pamiętajcie o czci i ojczyźnie,
I o sławie, Polacy, bo strach, gdy się wślizgnie,
Kala wszystko, a w wojnie jedynie pomaga
I zdobi czynem świetnym dzielność i odwaga.
Więc was proszę i wzywam, bo bój jest już bliski
I Teuton tryumfuje gotujcie pociski!
Teraz, jeśliście kiedy mężne piersi w zbroi
Okazali, pierś silną nadstawić przystoi.
Bijcie się dzielnie, proszę, a zwycięstwo z nami,
Jak ongiś nad Tatarem i Massagetami.
Jakim kto się okaże, blask osiągnie taki!"
Skończył, każe grzmieć w surmy, ruszyć naprzód znaki
I na wroga groźnego pędzi hufce śmiele.
Wypadają zastępy, a król mknie na czele.
Pierwszy szerzy śmierć straszną, wdziera się w oddziały,
Powala niezliczonych, rosną trupów wały
Wokół. Jak ongiś Tydeus dziki i ponury
Szalał koło skalistej, groźnej Sfinksa góry,
Lub Hektor wojowniczy, co zasłał ciałami
Greckich książąt równinę pod Troi murami,
Tak król srogi germańskie tłumy trupem kładzie,
Szczęśliwy wódz, szczęśliwy w zwycięskim napadzie.
Tuż rusza jazda polska w ślad za jego drogą.
Rycerze podnieceni wojenną pożogą
Rwą naprzód, ostre dzidy wcisnąwszy w ramiona,
Do ataku, puklerzem lśni pierś osłoniona,
Zwiększają siły, w ciała godzą wskroś żelazem,
Łamią wpół, ranią grotem, raz zdwajają razem,
Tną zbroje, mężów rąbią i w podziemne gaje
Germańskich dusz ślą tłumy, gdzie huk nie ustaje
Flegetonu. Do ciemnej Eumenid komnaty
Spadają dzielne ciała wskutek tchu utraty.
Zapał rośnie w żołnierzach, żądza walki warczy,
Miecze niecą błysk wokół, słychać szczęk, zgrzyt tarczy,
Okrzyk straszny się zrywa, miesza koni rżenie,
Bój na miecze się toczy i całe przestrzenie
We krwi toną od rzezi; ziemia drży zhańbiona
Stosami gęstych trupów, a niebios osłona
Od chęci błyska. Trwa zamęt i wojenna wrzawa
Tak olbrzymia, że hukiem takim nie napawa
Świata Etna, gdy Cyklop cios w jej wnętrzach zada.
[...]

 

PIEŚŃ O ŻUBRZE

 

Zdarzyło się niedawno, że wraz z mnogim ludem

Igrzyska byłem świadkiem, które sprawiał Rzym.

Gdy walczyć rozpoczęły rozjuszone byki

Parując swoim cielskiem srogich bełtów gąszcz,

Gdy gniew dźganych kolcami coraz to zażarciej

Do coraz częstszych razów sprawną czeladź rwał,

Gdym patrzył z podziwieniem, jak szaleje wściekłość,

Oklaskiem podniecana i udręką ran -

Północne ktoś z przyjaciół mych przypomniał puszcze:

Począłem opowiadać słuchając ich próśb.

O różnych mówię łowach i o zwierza sile

Potężnej - lecz zaszkodził mi tu język mój,

Gdyż trud mi nałożono, bym w pieśni powtórzył

Me słowa, i to zaraz - taki rozkaz mam.

 

Jeżeli wyznać prawdę, niechętnie o żubrze

Piszemy - nienawistny, straszliwy to zwierz,

Co, w dumę nas wzbijając, jeśli go uśmiercim,

Bieguna północnego zamieszkuje ląd,

A we mnie tak okrutną nieraz budził trwogę,

Że szydził z mej ucieczki zły pospólstwa tłum.

Lecz cóż mi tam pospólstwo! Stokroć niebezpieczniej

W obliczu światłych mężów wypróbować broń;

Gdyż albo się zachwieje pod takim ciężarem,

Lub poklask mi przypadnie od zbyt wdzięcznych dusz.

Lecz nie chcąc lekceważyć upomnień człowieka,

Któremum tyle winien, nie lza zwlekać już.

Nie powiem, że mi wyschły źródła wyobraźni,

Lecz daję wam, co może dać niepłodny grunt.

Do Włoch, nie znanych dotąd, przybywszy niedawno

Jęliśmy za rozkazem układać tę rzecz.

Jeżeli mi jest wolno, słusznie bez wątpienia

Upraszam - ja, z dalekich ziem przybyły gość -

Niech nikt się nic domaga, bym sprawiał się górniej,

Ni/ trzeba, iżby można zrozumieć mój płód.

Wiesz jakie, czytelniku, służy mi dziś pióro?

W kołczanie ci je noszę, co mi gniecie bok.

Z kołczanu biorę papier chcąc pisać, z kołczanu

Mkną świszcząc me pociski, by zabijać wraz.

Ty piszesz, a ja dzielniej naciągam cięciwę,

Być sobie równi możem, choć różny nasz kunszt.

Niech z wierszy mych nie szydzi człek nieokrzesany,

Pociski ja, rzecz dziwna, nader ostre mam,

Trucizną nasycone o tak dziwnej mocy:

Ugodzon nimi pada od najlżejszej z ran.

Nawykły przez północne przedzierać się puszcze,

I teraz chcę w sosnowy zaszywać się bór,

Ze skutkiem złym czy dobrym - zbłądzić można w lesie -

Niech ryczy w moim wierszu przeokrutny zwierz

I echem rozegranym niech przekaże, jakie

Złożyły się podźwięki na tę naszą pieśń.

 

Najdzikszy stwór ten w puszczach litewskich się rodzi,

A cielskiem tak ogromnym odznaczać się zwykł,

Że kiedy łeb, konając, zwyciężon pochyli,

Trzech chłopów może wpośród rogów jego siąść.

Lecz kark jego olbrzymi zbyt mały się wyda,

Jeślibyś inne członki z nim porównać chciał.

Brodzisko sterczy w strasznych zwieszając się kudłach,

Płomienne ślepia sieją przeraźliwy gniew,

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin