9 rozdział.pdf

(181 KB) Pobierz
452205382 UNPDF
9. Kolejne problemy…
Bella
Kiedy znalazłam Rosalie, ona ledwo żyła, ale była
przytomna...
452205382.001.png 452205382.002.png
- Rose trzymasz się jakoś? – spytałam ją przytulając do
siebie...
- Ja już nie daje rady... A gdzie Alice? I co ci się stało?
Krwawisz... – mówiła.
- Spokojnie wszystko jakoś się ułoży... Musi. – szepnęłam do
niej.
Nie zadawała już pytań, pewnie nie miała siły. Boże, co ja
teraz miałam zrobić? Alice nie wracała... A powinna już
wrócić, a jeżeli on ją zabił... Nie no to nie możliwe!
Niemożliwe i koniec! A gdzie miałyśmy szukać pomocy? Żadna
z nas nie miała telefonu... To znaczy ja miałam, ale Felix go
zniszczył... Tak bardzo potrzebowałam teraz Edwarda, ale
nie było go przy mnie... Najlepszym rozwiązaniem byłoby
krzyknąć, ale mogłabym wystraszyć Rosalie...
Przez chwilę chciałam znów tam wrócić... Chciałam sprawdzić,
co się stało, ale jeżeli miałabym już tu nie wrócić i zostawić
Rose na pastwę losu... To byłoby niesprawiedliwe, jeżeli ona
też by miała zginąć, bo mnie zachciało się zgrywać
bohaterkę... Musiałam z nią zostać i czekać na cud... To
prawda mogłabym zanieść ją do pobliskiego miasta, ale nie
znałam okolicy, nie wiedziałam gdzie mogłabym szukać
pomocy i nie dałabym rady jej nigdzie donieść... W końcu też
byłam ranna i krwawiłam... No i jeszcze doszło do tego, że
jeżeliby nas dwie całe brudne ze krwi w mieście zobaczyli to
chyba by nas od razu na policję zabrali...
Czas płynął... Rosalie straciła już przytomność... Alice nie
wróciła... Nikt nas nie znalazł i nie pomógł... Zaczęłam płakać.
Dlaczego to my musiałyśmy mieć znowu takiego pecha?
Czemu?! Potrzebowałam pomocy...
- Ratunku!!! – zaczęłam krzyczeć... Nie obchodziło mnie już
czy ktoś weźmie mnie za wariatkę, albo, że wystraszę Rose...
Teraz liczyło się tylko to żeby ktoś mógł nam wszystkim
pomóc i żeby wszystko się wreszcie dobrze skończyło... Cały
czas miałam nadzieję, że się skończy... Ale chyba nie mogę
siedzieć tu tak bezczynnie. Zdecydowałam, że spróbuje
dobiec do miasta i przyprowadzę pomoc. Przecież, jeżeli
nawet teraz zostałabym z Rose nie będę mogła jej uratować,
a tak są szansę, że przeżyje i ja też, no i jeszcze Alice...
Biegłam tak i biegłam, ale jakoś cały czas byłam w lesie...
Nie widziałam żadnych zabudowań miasta, ani niczego
innego... Chyba się zgubiłam. No w sumie jest to do mnie
podobne... Chyba jednak lepiej byłoby gdybym została z
Rosalie. Co teraz? Byłam coraz bardziej słaba... W głowie mi
się kręciło, ale nie miałam zamiaru się poddawać. Nie
zważając na to wszystko biegłam dalej. Jedyną rzeczą, która
trzymała mnie jeszcze przy życiu była moja mała Nessie i
Edward. Nie mogłam im tego zrobić i teraz po tym wszystkim
się poddać. Po prostu nie mogłam! Przecież najgorsze było
już za mną, a teraz miało być już tylko lepiej... No tak,
miało... To nie oznaczało, że będzie...
Za bardzo się zamyśliłam i upadłam... Niestety teren był
dosyć pagórkowaty i ja znajdowałam się właśnie na takim
pagórku, z którego się sturlałam w dół zahaczając o różne
patyki, wystające korzenie, kamienie i inne takie
przyjemności... Strasznie się potłukłam i poraniłam. Czułam
zapach świeżej krwi... To też było do mnie podobne,
najgorsze było, że tym razem już nie miałam siły żeby się
podnieść. Naprawdę bardzo chciałam, ale nie mogłam. Robiłam
się coraz bardziej senna i walczyłam z tym żeby nie zamknąć
oczu...
- No błagam! Niech mi ktoś pomoże do cholery!!! – czy
naprawdę nie było nikogo w pobliżu kto mógłby usłyszeć moje
krzyki?
A więc to już miał być koniec... Rosalie pewnie też już
wiele czasu nie zostało, a Alice być może też leży już cała we
krwi w tej ruderze... Felix był zdolny do wszystkiego. Tak
bardzo zaczęłam żałować, że nie zostałam z nią i Jane tylko
uciekłam jak jakiś tchórz, ale sama powiedziała, że mam
pomóc Rosalie... Ale w takim razie skoro i tak miałam umrzeć
to mogłam się tam wrócić i pomóc biednej Alice... Ale trudno
los chciał inaczej i tak też się stało... Może tak miało być?
Ale czemu to właśnie my musiałyśmy znowu cierpieć? Już i
tak w swoim życiu tyle przeszłyśmy... Nie mogła to być jakaś
płytka zapatrzona w siebie laska? Po prostu ktoś, kto
zasługiwałby na taką karę... Przyznam, że ja też tak bardzo
święta nie byłam, ale Alice i Rose nic nie zrobiły, a spotkał je
ten sam los, co mnie... Życie naprawdę jest bardzo
niesprawiedliwe... Postanowiłam jeszcze ostatni raz zebrać w
sobie siły i zacząć krzyczeć...
- Pomocy!!! Ja nie chcę umierać!!! – zaczęłam płakać... Tak jak
podejrzewałam nikt mnie nie usłyszał...
Już miałam zamknąć wreszcie oczy i naprawdę się
poddać, kiedy usłyszałam czyjeś kroki...
- Tutaj jestem! – szepnęłam jeszcze ostatkiem sił...
Zobaczyłam jakąś postać... Szła w moją stronę. Był to chyba
mężczyzna albo chłopak... Był nieźle zbudowany...
- Co ci się stało? – spytał mnie i podszedł bliżej... Miał krótko
obcięte czarne włosy i miał ciemną karnację...
Niestety nie zdążyłam mu odpowiedzieć... Straciłam
przytomność. Nie wiem już, co stało się dalej...
Jacob
Nie odpowiedziała mi już na moje pytanie... Straciła
przytomność... Nie miałem pojęcia, co mam zrobić. Co jej się
mogło stać? Podszedłem do niej bliżej i delikatnie wziąłem na
ręce. Wyglądała jak śmierć. Była cała blada i była ranna... W
wielu miejscach. Co ona mogła zrobić? Umrzeć chyba nie
chciała. Wtedy nie wzywałaby pomocy. Ale czego się bała?
Przecież nikogo tu nie było, a ona uciekała... A może jakiś
psychopata chciał jej zrobić krzywdę? Byłem totalnie
zdezorientowany. Postanowiłem, że najlepszym wyjściem
będzie zaniesienie ją do domu. Tam ją opatrzę i kiedy się
obudzi będę mógł z nią porozmawiać... Mógłbym ją od razu
zanieść do szpitala, ale ona sobie mogła tego nie życzyć.
Wolałem ją najpierw zabrać do siebie.
Kiedy tak ją niosłem miałem czas żeby się jej
przyjrzeć... Była piękna. Była dosyć szczupła, a jej twarz była
ozdobiona pięknymi brązowymi kręconymi włosami. Kiedy tak
leżała bezsilna w moich ramionach wyglądała jak jakaś
księżniczka. Tak bardzo chciałem żeby otworzyła oczy i
opowiedziała o sobie. Chciałem poznać, chociaż jej imię.
Niestety teraz nie było to możliwe. Kurczę, czemu mój dom
musiał znajdować się tak daleko? Byłem ledwo w połowie
drogi, a czas płynął... Bałem się, że może umrzeć w moich
ramionach... Gdyby tak się stało nie wybaczyłbym sobie tego.
Mimo, że nigdy w życiu nie widziałem tej dziewczyny i nigdy
nie zamieniłem z nią ani jednego słowa czułem z nią jakąś
magiczną więź... Była mi totalnie obcą osobą, ale czułem, że
jest dla mnie bardzo ważna i nie mogę pozwolić żeby coś jej
się stało.
452205382.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin