Danton Shelia - Cenna zdobycz.pdf

(688 KB) Pobierz
199659659 UNPDF
Sheila Danton
Cenna zdobycz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Przed chwilą poznałam nowego konsultanta! – zawołała Rosie z entuzjazmem. – Facet
wysoko mierzy, więc chyba to szczęście, że przyjął ten etat. Właściwie to wszyscy się dziwią,
że w ogóle zgodził się tu przyjechać.
– Jak on się nazywa? – spytała siostra koordynująca, Jenny Stalham.
– Max. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie! Jenny jak zawsze ogarnęły mieszane
uczucia na dźwięk tego imienia.
– Max i jak dalej?
– Nie pamiętam. A może nie słuchałam. Zresztą to nic dziwnego, bo on jest zabójczy i
cudowny. Przy takim mężczyźnie można zapomnieć nawet własnego nazwiska. Ale zaraz,
zaraz... Teraz sobie przypominam. Max Field.
Jenny spoglądała na nią w milczeniu, zastanawiając się, co ten człowiek robi na północy
Anglii.
– Czy ty dobrze się czujesz, Jen? – spytała Rosie z niepokojem. – Wyraźnie pobladłaś.
– Nic dziwnego – mruknęła Jenny pod nosem. Nie spodziewała się, że jeszcze
kiedykolwiek spotka ojca swojego dziecka.
– Czyżbyś go znała, Jen?
– Niestety, chyba tak. Ja... kiedyś z nim pracowałam.
Rosie wyraźnie sposępniała.
– Mój Boże! Czyżby był aż tak złym przełożonym? A mnie wydał się bardzo miły...
– Bo jest. Nie zrozum mnie źle. Chodzi o to, że... po prostu ja byłam głupia. Jeśli chcesz,
możesz to nazwać konfliktem osobowości.
– Absurd! Nie wierzę. Przecież ty ze wszystkimi żyjesz w zgodzie.
– Właściwie to chyba nigdy dobrze go nie poznałam. Pracowaliśmy razem bardzo krótko.
Widziała, że Rosie jej nie wierzy, ale taka była prawda. Jenny opuściła Rexford Hospital
w dwa miesiące po objęciu przez Maxa posady w tym szpitalu.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, lecz raczej nieprzytomne pożądanie.
Zauroczenie trwało tylko trzy tygodnie, a ona zapłaciła za nie wysoką cenę. Straciła
stanowisko, o które zabiegała przez siedem lat.
– Do roboty, Rosie. Pacjenci czekają – powiedziała, wychodząc z pokoju.
Zajrzała do izby przyjęć na oddziale nagłych wypadków i wydała stosowne polecenia
personelowi, a kiedy tylko uporała się ze wszystkim, postanowiła chwilę odpocząć.
Jej myśli zaprzątał Max Field. Po dłuższym zastanowieniu doszła do wniosku, że to
niemożliwe, że to tylko przypadkowa zbieżność nazwisk. Max Field, którego ona znała, miał
zaplanowaną karierę – dokładnie wiedział, jakie szpitale liczą się w świecie medycznym, a
szpital Catonbury z całą pewnością do nich nie należał.
W jakiś czas później przekonała się jednak, że nie miała racji. Skończyła właśnie
rozmawiać ze zrozpaczonymi rodzicami dziecka, u którego podejrzewano zapalenie opon
mózgowych, kiedy usłyszała znajomy, niski głos.
199659659.001.png
– Kto jest dziś odpowiedzialny za oddział? – spytał, a jedna z pielęgniarek ruchem głowy
wskazała Jenny.
Max nie wydawał się zaskoczony jej widokiem.
– Czy mogę z siostrą porozmawiać w biurze?
– To... nie jest odpowiedni moment – wyjąkała, zbita z tropu jego oficjalnym tonem,
gestem ręki wskazując przepełnioną poczekalnię.
– W porządku, przyjdę później.
Jenny stała bez ruchu, patrząc, jak Max znika za rogiem korytarza. Musiała przyznać, że
wcale się nie zmienił. Wciąż był śniady i miał ciemne, niemal czarne włosy. No, może wokół
jego błękitnych oczu, których do dziś nie była w stanie zapomnieć, przybyła jedna lub dwie
zmarszczki śmieszki.
Potrząsnęła głową, usiłując odsunąć od siebie wszelkie myśli o nim i wspomnienia o
wspólnie przeżytych chwilach.
– No i co, znasz go, Jen? – spytała półgłosem Rosie, przechodząc obok niej.
– Niestety tak – mruknęła posępnie, a przypominając sobie, że dzięki Rosie nie zaskoczył
jej widok Maxa i nie zrobiła z siebie idiotki, pospiesznie dodała: – On chyba mnie nie poznał,
więc miejmy nadzieję, że tym razem wszystko dobrze się ułoży. To świetny fachowiec.
Naprawdę, jeden z najlepszych. Cieszę się, że znów będę z nim pracować.
Uniesione brwi Rosie świadczyły o tym, że uwierzy w to, kiedy sama się o tym przekona.
W jakiś czas później, kiedy Jenny uporała się ze swymi obowiązkami siostry
koordynującej, nagle zauważyła wchodzącego na oddział Maxa. Na jego widok jej serce
znów niepokojąco podskoczyło.
– Widzę, że już jest spokojniej – oznajmił, a ona nerwowo kiwnęła głową.
– Mieliśmy trzy ciężkie przypadki, jeden po drugim, ale odpukać...
– Więc teraz chyba może już siostra poświęcić mi kilka minut.
– W razie potrzeby będę w moim pokoju, Leanne – zawołała w kierunku recepcji,
ruszając korytarzem, a Max podążył za nią.
– Miło cię znów widzieć, Jenny – oznajmił, zamykając za nimi drzwi.
– Mnie również... – wybąkała, unikając jego wzroku. – Minęły chyba trzy lata...
– Prawie cztery.
– Rosie, to znaczy doktor Harben, powiedziała mi, że zostałeś naszym nowym
konsultantem. Jestem zaskoczona, że zmieniłeś zdanie i podjąłeś pracę w takim podrzędnym
szpitalu jak ten.
– Co masz na myśli, mówiąc, że zmieniłem zdanie?
– Odniosłam wrażenie, że dla ciebie liczą się jedynie najlepsze londyńskie szpitale. Że
tylko takie godne są znalezienia się w twoim życiorysie.
Kiedy przez dłuższą chwilę milczał, wzięła do ręki czajnik z wrzątkiem i spytała:
– Kawa czy herbata?
– Kawa. Czarna. Bez cukru.
– Prawda, teraz sobie przypominam. – Napełniła dwa kubki, a potem podała mu jeden z
nich i usiadła.
199659659.002.png
– Dziękuję.
– Czyżbyś zaczął już pracę? Sądziłam, że najpierw Andy Moss przedstawi cię
personelowi naszego oddziału.
– Nie, oficjalnie zaczynam od jutra. Wpadłem dzisiaj, bo pomyślałem, że znajdziesz
trochę czasu i oprowadzisz starego przyjaciela po szpitalu.
Starego przyjaciela? Więc teraz uważa nas za przyjaciół?
– Dobrze, ale nie mogę opuścić oddziału.
– To na początek wystarczy. Ale najpierw odpowiedz mi na kilka pytań. Dlaczego jesteś
w tej zapadłej dziurze? Dlaczego tak nagle opuściłaś Rexford? Dlaczego nie uprzedziłaś
mnie, że odchodzisz? Dlaczego...
– Nie wszystko naraz, bo zapomnę, o co mnie pytałeś – przerwała mu, choć w tej chwili
nie zamierzała zaspokajać jego ciekawości.
A już na pewno nie miała zamiaru wyznać mu prawdy.
– Dobrze, będę zadawał je po kolei. Po pierwsze, dlaczego trzy i pół roku temu stamtąd
uciekłaś?
– Wcale nie uciekłam. Potrzebowałam pracy.
– Przecież ją miałaś.
– Nie po tamtej nieszczęsnej rozmowie kwalifikacyjnej.
– Mogłaś zostać do czasu znalezienia sobie czegoś lepszego niż to...
– Absolutnie nie! Czułam się zawstydzona i upokorzona. Wszyscy w Rexford wiedzieli...
– Ale to byłaby tylko chwilowa sensacja. Zaraz wszystko by przycichło.
– Nie mogłam pracować z osobą, która objęła stanowisko. Ona nie miała wystarczających
kwalifikacji...
– Więc dlaczego nie uprzedziłaś mnie o swojej decyzji?
– Ja... próbowałam. – Odwróciła oczy, żeby ukryć malujący się w nich ból na
wspomnienie tamtych dni. Choć wielokrotnie zostawiała mu wiadomość na sekretarce
telefonicznej, on nigdy do niej nie zadzwonił. – Najwyraźniej byłeś wtedy zajęty kimś innym.
Podszedł do niej i gwałtownie chwycił ją za ramię.
– Co ty sugerujesz? – zawołał ochrypłym głosem.
– Ja tylko stwierdzam fakt, Max. A propos, jak miewa się Clare? – spytała, chcąc dać mu
do zrozumienia, że wie aż nadto dobrze, kim był wtedy zajęty.
– Świetnie, zważywszy ile przeżyła w związku z chemioterapią. Ale miała szczęście.
To potwierdza, że Clare nie zniknęła z jego życia, pomyślała Jenny, bezskutecznie
próbując uwolnić się z jego uścisku.
– Będę wdzięczna, jeśli puścisz moje ramię – mruknęła – z lekką irytacją, a kiedy Max
nadal stał nieruchomo, dodała: – W końcu zdecyduj się, czy chcesz obejrzeć oddział, czy nie.
Mam dużo innych zajęć.
– Jestem tego pewny – odburknął z rozdrażnieniem, zdejmując dłoń z jej ramienia. – Ale
owszem, będę ci zobowiązany, jeśli poświęcisz mi trochę czasu, z szybkością światła
oprowadzając mnie po najważniejszych zakątkach swojego królestwa – dodał, składając przed
nią dworski ukłon.
199659659.003.png
– Wciąż trzymają się ciebie żarty. Nic a nic się nie zmieniłeś – mruknęła, a on w
odpowiedzi uniósł tylko znacząco brwi.
Kiedy wychodzili z pokoju, podjęła próbę wyciągnięcia z niego powodu, dla którego
znalazł się w Catonbury i spytała:
– Musiałeś być zaskoczony, gdy okazało się, że znów będziesz pracował ze mną.
– Wiedziałem, że przeniosłaś się gdzieś w te okolice. Zastanawiałem się nawet, czy
przypadkiem cię nie spotkam. Ale prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że nadal tu jesteś.
Kiedy jednak wspomniałem mojemu zastępcy o tej posadzie, okazało się, że on pracował tu z
kimś, kto wcześniej był w Rexford. Powiązałem więc fakty i doszedłem do wniosku, że
chodzi o ciebie.
– To jest Lisa – przedstawiła Jenny swoją koleżankę, wprowadzając go do sali
reanimacyjnej. – Bardzo często zastępuje mnie, kiedy nie mam dyżuru.
Wyjaśniła personelowi, że nowy konsultant chce obejrzeć oddział. Zauważyła, że Lisa i
dwie inne młode pielęgniarki nie spuszczają z niego oczu. To nic nowego, pomyślała z
goryczą. Oryginalna uroda oraz fantazyjna kamizelka, którą zawsze nosi z powodu zegarka z
dewizką po dziadku, przyciągają uwagę kobiet.
Kiedy spojrzał na nią, obdarzając ją olśniewającym uśmiechem, nagle uświadomiła sobie,
że nadal go kocha i pożąda. Z przerażeniem zdała też sobie sprawę, że pracując tak blisko
niego ze świadomością, iż on nie odwzajemnia jej uczuć, będzie przeżywać prawdziwe
katusze.
Zamierzali ruszyć w dalszy obchód, kiedy usłyszeli rozdzierający wrzask młodej, mniej
więcej dwudziestoletniej dziewczyny, którą sanitariusz wwiózł na oddział.
– Jechała na rowerze i potrącił ją samochód – wyjaśnił zwięźle. – Krzyk jest raczej
oznaką protestu przeciwko dostarczeniu jej tutaj niż bólu z powodu odniesionych ran.
– Nazwisko? – spytała Rosie, podbiegając do nich.
– Nie znam. Chyba jest studentką.
– Im szybciej zacznie pani z nami współpracować, tym prędzej pani stąd wyjdzie –
powiedziała Jenny, pochylając się nad dziewczyną i lekko klepiąc ją w rękę.
Krzyk nagle ucichł.
– Ale najpierw pozbądźcie się tego aroganckiego sanitariusza! – zawołała pacjentka, gdy
znaleźli się w izbie przyjęć. – I zróbcie coś w sprawie mojego roweru. O ile jeszcze go nie
ukradli.
– Przecież już mówiłem, że zajmie się nim policja – odparł sanitariusz i wyszedł.
– Guzik prawda... – mruknęła dziewczyna z rozdrażnieniem.
– Jak się pani nazywa? – spytała Jenny.
– Laura Watson.
– Co panią boli?
– Obtarłam sobie kolano i łokieć, ale sama mogę się tym zająć. Całe to zamieszanie jest
zupełnie niepotrzebne.
– Zaraz to obejrzymy – oznajmiła Rosie, badając ją od stóp do głów. Potem wzięła z
wózka jej kask i dodała: – Przynajmniej ochronił pani głowę, ale ucierpiał podczas tego
199659659.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin