Odchudzanie.doc

(64 KB) Pobierz

 

Odchudzanie

O tym, że komórki tłuszczowe trudno jest uśmiercić, uczeni przekonali się już dawno. Teraz wykazali, że tłuszcze mają swój własny rozum i potrafią bronić się przed stosowanymi przez nas dietami.

Dziesiątki lat poszukiwań prostej metody odchudzania spełzły na niczym. Pomyliliśmy się, sądząc, że tłuszcz to tylko produkt uboczny łakomstwa. Z najnowszych badań wiemy, że tkanka tłuszczowa to cwany narząd, nieustannie wymieniający sygnały z resztą organizmu: "jestem najedzony" lub "czy gdzieś w schowku w samochodzie nie zapodział się kupon promocyjny do McDonald'sa?". - Jesteśmy przekonani, że jemy, bo tak chcemy. Tymczasem ilość zjadanego pożywienia jest zależna od kilogramów tłuszczu odłożonego w naszym organizmie - mówi dr Michael Schwartz z University of Washington.
Naukowcy od wielu lat intensywnie pracują nad zrozumieniem przemian zachodzących w połyskującej oleiście kuleczce - komórce tłuszczowej. Tak maleńkiej, że potrzeba miliony takich jak ona, by zmagazynować równowartość kalorii zawartych w jednej tylko landrynce.
- System magazynowania i zarządzania energią jest jednym z najważniejszych w naszym organizmie - wyjaśnia dr Rudolph Leibel z Columbia University. Oprócz tkanki tłuszczowej w jego skład wchodzą mózg, żołądek, wątroba, trzustka i tarczyca. System ten stworzyła ewolucja miliony lat temu, zanim na Ziemi pojawił się pierwszy ogródek restauracyjny. A mechanizm prowadzący do otyłości powstał w jednym tylko celu: uciułania jak najwięcej tłuszczu, bo prędzej czy później czeka nas głód. Dlatego przeciętnemu człowiekowi znacznie łatwiej jest przytyć, niż schudnąć.

- Przez większość naszej historii najważniejszym popędem, dającym szansę na przeżycie, było "najeść się do syta". Ilu ludzi w trakcie ewolucji zmarło wskutek chorobliwej otyłości? - pyta retorycznie Bruce Spiegelman z Harvard Medical School.

Gdy dostarczymy organizmowi więcej kalorii, niż jest mu potrzeba, komórki tłuszczowe pęcznieją. Mogą zwiększyć swoją objętość nawet sześciokrotnie. Gdy przekroczą tę wartość, zaczynają się rozmnażać - z 40 miliardów u przeciętnego człowieka powstaje ich nawet 100 miliardów. Problem w tym, że odchudzanie nie spowoduje zaniku komórek tłuszczowych, a jedynie ich skurczenie się. Słabnie też nieco ich aktywność. Ale gdy tylko dostaną pewną dawkę kalorii, znów dają o sobie znać. Dlatego tak trudno jest schudnąć i tak łatwo dochodzi do efektu jo-jo.

Jedną z największych sensacji medycznych lat 90. XX wieku było odkrycie hormonu leptyny. W 1994 roku naukowcy z Rockefeller University, prowadząc badania na zmutowanych myszach, zauważyli, że gryzonie pozbawione tego związku przeraźliwie tyły, osiągając rozmiary trzykrotnie większe niż normalnie. Gdy zaś wstrzykiwano im leptynę, nagle zmieniały nawyki żywieniowe i zaczynały błyskawicznie zrzucać szpetne nadmiarowe gramy. Milionom tłuściochów, które w skrytości ducha utożsamiały się z tymi nadętymi jak futrzane piłki tenisowe gryzoniami, leptyna zdała się wytęsknioną "pigułką na siłę woli".

Nadzieje okazały się jednak złudne. Badania wykazały jednoznacznie, że to, co działa na myszy, nie działa na ludzi. A raczej działa, ale tylko na nielicznych: tych, którym - podobnie jak zmutowanym myszom - brakowało genu odpowiedzialnego za wytwarzanie leptyny. Dla dziewięcioletniej Brytyjki ważącej 94 kilogramy leptyna była ocaleniem. Ale w przypadku milionów pozostałych grubasów, stosujących dietę niskowęglowodanową, niskotłuszczową czy preparaty slim-fast - okazała się totalną klapą.
Odkrycie leptyny zapoczątkowało jednak nowy sposób myślenia o otyłości. Dziś coraz więcej naukowców przychyla się do poglądu, że badając tkankę tłuszczową, można rozwikłać zarówno tajemnicę uporczywie nawracającej nadwagi, tzw. efektu jo-jo, jak i zagadki pewnych schorzeń, na przykład choroby niedokrwiennej serca, cukrzycy, a nawet niektórych rodzajów nowotworów. Kolejne badania wykazały, że leptyna jest tylko jednym z kilkudziesięciu przekaźnikowych związków chemicznych, które wytwarzane są przez komórki tłuszczowe lub pod wpływem wysyłanych przez nie impulsów. Do tych substancji należą związki przyspieszające krzepnięcie krwi, powodujące zwężenie naczyń krwionośnych (co prowadzi do podniesienia ciśnienia krwi), wywołujące i hamujące stany zapalne. Wszystkie one mają ogromny wpływ na cały organizm. - W ciele człowieka, tak jak i we współczesnym świecie, kto panuje nad surowcami energetycznymi, ten ma wpływ na całą resztę - komentuje dr Gokhan Hotamisligil z Harvard School of Public Health.

Ogromne zainteresowanie naukowców budzą przede wszystkim stany zapalne wywoływane przez tłuszcze. Badania wykazały, że tkanka tłuszczowa wytwarza związki sprzyjające takim stanom oraz przyciąga komórki układu odpornościowego, zwane makrofagami, które również sprzyjają powstawaniu stanów zapalnych. - Nadmiar tkanki tłuszczowej, nawet niewielki, sprawia, że organizm uruchamia układ odpornościowy. To niemal tak, jakby uznawał nadmiar kalorii za obcy organizm chorobotwórczy - wyjaśnia dr Hotamisligil.

Nasze ciało - wywołując stan zapalny - rozpoczyna więc walkę ze zbędną, także jego zdaniem, tkanką tłuszczową. Jednocześnie stan ten sprzyja powstaniu choroby niedokrwiennej serca. Po latach badań okazało się, że większość zawałów serca wcale nie jest spowodowana mechanicznym zwężeniem światła tętnic wieńcowych wywołanym przez złogi cholesterolowe, lecz stanem zapalnym blaszki miażdżycowej, która pęka i powoduje zatory tętnicze. Te zaś prowadzą bezpośrednio do zawału serca lub udaru mózgu.

Złożony łańcuch przemian biochemicznych sprawia, że związki chemiczne wydzielane przez komórki tłuszczowe sprzyjają stanom zapalnym w naczyniach krwionośnych. Dodatkowo sytuację pogarszają dwie inne substancje wytwarzane przez komórki tłuszczowe: jeden z nich hamuje działanie naturalnych, produkowanych przez nasz organizm substancji przeciwzakrzepowych (PAI-1), a drugi sprzyja powstawaniu nadciśnienia (angiotensynogen). Oba te związki mogą również prowadzić do zawału serca lub udaru mózgu. Równocześnie kwasy tłuszczowe we krwi - a jest ich dużo właśnie u osób otyłych - osłabiają działanie tlenku azotu, związku chemicznego odpowiedzialnego za rozluźnianie ścianek naczyń krwionośnych i obniżanie ciśnienia.

Komórki tłuszczowe wydzielają ponadto żeński hormon płciowy - estrogen, który sprzyja niektórym nowotworom, przede wszystkim rakowi piersi. Jeszcze więcej ciekawych wyników przynoszą badania zależności między otyłością a cukrzycą typu II (występującą najczęściej u dorosłych). Wprawdzie u wielu osób otyłych cukrzyca się nie rozwija (i nie wszyscy chorzy na cukrzycę są otyli), jednak nadmiar tkanki tłuszczowej jest istotnym czynnikiem zwiększającym ryzyko zapadnięcia na tę groźną chorobę. Powoduje ona między innymi uszkodzenia naczyń krwionośnych, przez co może doprowadzić do poważnych schorzeń układu krążenia lub ślepoty. Cukrzyca polega na gromadzeniu się glukozy we krwi. Stąd oczywisty wniosek, że u podłoża zarówno tego schorzenia, jak i otyłości leżą błędy w żywieniu: ludzie dostają cukrzycy z tego samego powodu, z którego tyją - bo jedzą za dużo cukru. Obecnie jednak naukowcy upatrują przyczyny tej choroby między innymi w biochemii tłuszczu. Wygląda na to, że w szczególności dwa związki chemiczne wytwarzane przez komórki tłuszczowe - czynnik martwicy nowotworów w skrócie zwany TNF-alfa oraz rezystyna - zakłócają działanie insuliny, która reguluje stężenie glukozy we krwi. Oporność na insulinę to stan poprzedzający pełnoobjawową cukrzycę typu II. Rezystyna ma też inne działanie: prawdopodobnie ułatwia wątrobie przerabianie kwasów tłuszczowych w glukozę.

Przemiana ta ma ogromne znaczenie dla przeżycia, ale tylko wtedy gdy głodujemy. Jest natomiast niebezpieczna, jeśli jesteśmy zagrożeni cukrzycą. Skutkom działania rezystyny przeciwstawia się adiponektyna, jedyny chyba korzystny dla nas związek produkowany przez tkankę tłuszczową. Adiponektyna działa przeciwzapalnie, uwrażliwia na insulinę (przez co obniża poziom cukru we krwi) i prawdopodobnie zwiększa stężenie dobrego cholesterolu (HDL), a zmniejsza złego (LDL). Niestety, im jesteśmy grubsi - to znaczy im więcej komórek wypełnimy tłuszczem - tym więcej wytwarzamy rezystyny, a mniej adiponektyny.

Poznanie tych skomplikowanych mechanizmów biochemicznych leżących u podstaw otyłości może okazać się pierwszym krokiem do stworzenia skutecznego leku do jej zwalczania. Proces, w którym TNF-alfa sprawia, że komórki przestają być wrażliwe na insulinę, wymaga substancji pośredniczącej - a jest nią enzym o nazwie JNK (kinaza N-terminalu c-Jun). Myszy pozbawione genu odpowiedzialnego za wytwarzanie JNK nigdy nie chorują na cukrzycę typu II, niezależnie od tego, ile i co dostają do jedzenia. Rzecz jasna, ludzi nie można w ten sposób hodować, być może jednak uda się znaleźć związki chemiczne, które zahamują aktywność JNK. Naukowcy już nad tym pracują, choć do rozpoczęcia prób z udziałem ludzi mają jeszcze bardzo daleką drogę.
Inny przełom w myśleniu naukowców nastąpił w ostatnich latach. Doszło do niego na skutek niespodziewanego odkrycia, z którego wynika, że komórki tkanki tłuszczowej zachowują się w odmienny sposób w różnych częściach ciała. A to oznacza, że rozmieszczenie tłuszczu w ciele ma bezpośredni wpływ na nasze zdrowie. Tłuszcz na biodrach i udach (czyli ten, który nadaje figurze kształt gruszki) uważa się za stosunkowo bezpieczny, ponieważ jest mniej aktywny metabolicznie niż ten, który gromadzi się w jamie brzusznej i wokół narządów wewnętrznych. - Tłuszcz brzuszny jest najsilniej skorelowany z cukrzycą oraz nadciśnieniem tętniczym i również niekorzystnym dla zdrowia wysokim stężeniem trójglicerydów - mówi dr Michael Jensen z Mayo College of Medicine. Wytwarza on więcej niż tłuszcz podskórny związków chemicznych, które pobudzają stany zapalne i sprzyjają powstawaniu niebezpiecznych dla zdrowia zakrzepów.

Na szczęście jest też i dobra wiadomość: tłuszcz z jamy brzusznej najszybciej znika w wyniku ćwiczeń fizycznych. Nie można się go natomiast pozbyć za pomocą odsysania (liposukcji). Dr Samuel Klein z Washington University w St. Louis ustalił, badając kobiety cierpiące na otyłość, że usunięcie przez odsysanie nawet 10 kilogramów tłuszczu podskórnego nie poprawiało ogólnego stanu zdrowia. Analizując wyniki badań krwi na zawartość szkodliwych związków chemicznych wytwarzanych przez tkankę tłuszczową, badacz stwierdził, że po zabiegu nie zaszły pod tym względem żadne zmiany.
- Gdyby utraciły taką samą ilość tłuszczu w wyniku diety odchudzającej i ćwiczeń fizycznych, objętość komórek tłuszczowych w całym ciele zmniejszyłaby się, wytwarzałyby więc one mniej szkodliwych związków - mówi dr Klein.

Większość dietetyków jest przekonana, że rozmieszczenie tłuszczu w organizmie zależy od czynników dziedzicznych. Wyniki badań przeprowadzonych przez Katherinę Tucker, epidemiologa chorób wywołanych błędami w żywieniu, wskazują jednak, że na rozkład tłuszczu może mieć wpływ także nasza dieta. Okazało się, że u osób, które zjadały więcej białego pieczywa, ryżu, makaronów i innych rafinowanych węglowodanów, tłuszcz odkładał się głównie w talii. Natomiast tycia w pasie nie powodowały produkty zbożowe pełnoziarniste (czyli z pełnego przemiału), nasiona roślin strączkowych i, oczywiście, wszelkie owoce oraz warzywa.

Zachowaniu szczupłej sylwetki sprzyja też picie czerwonego wina. Naukowcy amerykańscy i kanadyjscy z trzech instytutów: Uniwersytetu Stanu Oregon, Instytutu Technologii Stanu Massachusetts i Uniwersytetu w Ottawie wykazali, że jeden ze składników tego alkoholu - o nazwie resveratrol - hamuje powstawanie nowych komórek tłuszczowych i przyspiesza spalanie tłuszczów. Ich praca, opublikowana w jednym z lipcowych numerów prestiżowego tygodnika naukowego "Nature", wyjaśnia zatem, dlaczego obfitujący w tłuste mięsiwo posiłek dobrze jest zakropić czerwonym winem.

Naukowcy nie przerywają też badań nad leptyną. Mają nadzieję, że w tym biochemicznym labiryncie, który się przed nimi otworzył wraz z odkryciem tego hormonu, uda się znaleźć jakąś drogę na skróty do odchudzania. Leptynę wytwarzają komórki tłuszczowe. A zatem im więcej mamy tłuszczu, tym więcej produkujemy leptyny. Jest to bez wątpienia precyzyjny mechanizm sprzężenia zwrotnego, który sprawia, że większość osób, nawet otyłych, nie przybiera łatwo na wadze, czyli ich masa ciała jest stabilna. - To nie jest przypadek - mówi dr Michael Schwartz z University of Washington. I dodaje, że jeśli u przeciętnego człowieka, który zjada miliony kilokalorii rocznie, masa ciała zmienia się w tę czy drugą stronę o jakieś pół kilograma, to oznacza, że jego organizm równoważy budżet kaloryczny z dokładnością do 99,6 procenta, a to jest całkiem niezły wynik.

Ludzie, którzy nie wytwarzają leptyny, jedzą natomiast w sposób nieopanowany.
Podobny mechanizm zaobserwowano u myszy. Normalne zwierzęta, którym wstrzyknie się dodatkową dawkę leptyny, chudną. Dr Eduardo Nillni z Brown University odkrył, że wzrost stężenia tego hormonu uruchamia kaskadę związków chemicznych, które przyspieszają metabolizm, w związku z czym spalamy kalorie szybciej. Ma miejsce również przeciwna zależność: gdy leptyny jest mniej, przemiana materii słabnie. To powód, dla którego tak trudno jest zachować wagę po odchudzaniu.
Dlaczego w takim razie nie można dawać grubasom pigułek z leptyną, by stali się piękni i szczupli? Bo z wielu badań wyłania się hipoteza "oporności na leptynę". Jest to stan, w którym mózg i układ hormonalny przestają reagować na wzrost stężenia tej substancji, powstały w wyniku nagromadzenia dużej ilości tkanki tłuszczowej. Doktor Eleftheria Maratos-Flier z Harvardu robiła doświadczenia, polegające na tuczeniu myszy przez podawanie im wysokokalorycznych pokarmów. U opasłych gryzoni stężenie leptyny zwiększało się blisko dziesięciokrotnie.

Gdyby myszom o normalnej wadze podać tyle leptyny - przestałyby jeść przynajmniej przez dobę. - Skoro u chudych tak się dzieje, dlaczego nie obserwujemy tego u otyłych? - zastanawia się jej mąż i kolega z Harvardu, dr Jeffrey Flier. Od ponad pięciu lat szuka odpowiedzi na to pytanie. Wciąż jej nie znalazł, lecz ostatnio duże nadzieje wiąże ze związkiem chemicznym oznaczanym skrótem SOCS-3, który prawdopodobnie osłabia działanie leptyny. Wysokotłuszczowe pożywienie sprzyja wysokiej zawartości SOCS-3 i być może na tym właśnie polega mechanizm oporności na leptynę. Jego pracom wnikliwie przyglądają się firmy farmaceutyczne. Intensywnie poszukują one leków, które podnosiłyby wrażliwość na ten hormon. Ale na razie żadna z nich nie ma czym się pochwalić.

Oczywiście trudno liczyć na proste rozwiązanie. Sama leptyna związana jest tylko z mechanizmem regulowania masy ciała. Organizm ma takich mechanizmów wiele, a wszystkie są ze sobą ściśle powiązane. Elementem jednego z nich jest hormon o nazwie grelina. Związek ten daje sygnał do mózgu, że trzeba coś zjeść, bo żołądek jest pusty. Po wypełnieniu go stężenie hormonu spada. Prowadzono eksperymenty z użyciem elektronicznych "rozruszników", które potrafią tak zmylić układ grelinowy, że zachowuje się, jakby żołądek był bardziej wypełniony, niż jest w rzeczywistości. Odkryto też w mózgu ośrodki przyjemności, które są pobudzane przez pewne pokarmy.
Obecnie trwają badania kliniczne III fazy nowego leku o nazwie rimonabant (acomplia), który blokuje te właśnie obszary mózgu. - Wciąż pojawiają się nowe leki, ale rzadko spełniają pokładane w nich nadzieje. Ten jednak działa w sposób przez nas oczekiwany. Uważam, że preparat ma przed sobą niewiarygodną przyszłość - mówi dr Elbert Glover z West Virginia University Medical School.
Być może ma rację. Choć trzeba uczciwie przyznać, że już wiele substancji miało przed sobą "niewiarygodną przyszłość" lekarstwa na otyłość. Tymczasem wystarczy rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć, ile naprawdę pomogły. Tłuszcz przetrwał bez szwanku każdy atak chemiczny i coraz więcej zdesperowanych ludzi decyduje się na ostateczność - okaleczenie żołądka operacją chirurgiczną.
- Ssaki to bardzo skomplikowane zwierzęta - mówi dr Eduardo Nillni. Po przeprowadzeniu licznych badań nad leptyną, tarczycą i podwzgórzem sądzi, że wie, jak się pozbyć nadwagi. Twierdzi, że - przynajmniej na razie - najbardziej sensownym rozwiązaniem jest zaprzestanie walki z zasadniczą biologią komórki tłuszczowej. A to oznacza, że ma dla nas starą, sprawdzoną receptę: "mniej jeść, więcej się ruszać" lub "JP", czyli - jedz połowę.

 

Artykuł ukazał się w tygodniku Newsweek Polska, w numerze 36/04

 

 

Uwaga !   Patrz jednak na Artykuł z Rzeczpospolitej  z dn. 08.01.2009 r :     http://www.rp.pl/artykul/9138,245028.html
Hormon dobry na głoda 
Izabela Filc Redlińska 07-01-2009

à kwas fenylomasłowy (PBA) przepisywany chorym na mukowiscydozę (jedna z najczęstszych chorób genetycznych) i osobom z dysfunkcją wątroby

Drugim środkiem jest kwas tauroursodeoxycholiczny (TUDCA) również wykorzystywany w leczeniu dolegliwości wątroby. Oba są obecnie dostępne na rynku.

àkwas tauroursodeoxycholiczny (TUDCA)--> np.

http://www.paker.co.uk/produkt-thermolife_liver_longer_60_tablets,299.html

 

 

Uwaga !  Patrz również :  http://www.zdrowie.med.pl/nowosc.phtml?nr=11&slowo=nawyki

2002-08-07  Nadzieja dla grubasów

 

 

Uwaga !  Patrz również : 

Leptyna – hormon tkanki tłuszczowej

http://www.sfd.pl/LEPTYNA_-_hormon_tkanki_t%C5%82uszczowej-t122369.html

http://www.sfd.pl/temat122369/

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin