Lowell Elizabeth - Trudne powroty.pdf

(1054 KB) Pobierz
Ann Maxwell TRUDNE POWROTY
l
Z adzwoń do Jo-Jo. Pilne - przeczytała Christy na jednej ze stosu kartek, który urósł na biurku w ciągu jej
dwutygodniowego urlopu. Choć wiadomość była sprzed trzech dni, poczuła niepokojący ucisk w okolicach żołądka.
Jej młodsza siostra nie dawała znaku życia przez dwanaście lat. Ostatnim razem, kiedy się odezwała, miała do
zakomunikowania wyłącznie złe wieści. Jej telefon nie mógł wróżyć nic dobrego.
Christy poczuła znajome uczucia: miłość i poczucie winy. Jo-Jo nie mogła nic poradzić na to, że natura obdarzyła ją
urodą, która wprawiała ludzi w osłupienie. To nie jej wina, że wszyscy dokoła prześcigali się w nadskakiwaniu jej. Czy
w tej sytuacji można było ją winić za to, że uważała się za pępek świata? Można lubić dla zalet, ale kiedy się kogoś
kocha, trzeba się pogodzić się z jego wadami, pomyślała Christy. Mimo wszystko kochała swoją piękną siostrę na
dobre i na złe.
Chłodny powiew przeszłości dosięgnął ją, kiedy przeglądała pozostałe wiadomości. Po ponad dziesięcioletnim
milczeniu Jo-Jo dzwoniła aż pięć razy w ciągu dwóch tygodni.
Christy nigdy do końca nie wybaczyła siostrze, że ta przez całe życie odbierała jej wszystko, co tylko wpadło jej w
oko: ciuchy, buty, przyjaciół, narzeczonych, no i złoty naszyjnik babci. Co prawda, ze wszystkiego, co się dostało w
ręce Jo-Jo, jedynie pamiątka po babci przedstawiała dla Christy prawdziwą wartość. Naszyjnik był jedyną rzeczą z
przeszłości, którą chciała zachować dla siebie. Jo-Jo doskonale o tym wiedziała. Właśnie dlatego postanowiła go jej
odebrać. Dla Christy było to oczywiste. No i co z tego? - skarciła się w duchu. Przecież babcia nie żyje, Jo-Jo mieszka
sobie, gdzie chce, a ja urządziłam się w Nowym Jorku i mam pracę, którą kocham. Czego chcieć więcej?
Z kwaśną miną rozejrzała się po gabinecie. Półki uginały się pod ciężarem książek z dziedziny mody, filozofii, sztuki
i zdobnictwa, począwszy od malowideł z epoki kamiennej aż po najbardziej zachwycające okazy diamentowych
naszyjników od Tiffany’ego. Parapet jak zwykle nie grzeszył czystością. Widok z okna także się nie zmienił; wzrok
padał prosto na jeden z nowojorskich drapaczy chmur. Wszystko było po staremu, na tabliczce na drzwiach wciąż
widniał napis: „Christy McKenna - redaktor.
Jednak Christy nie mogła się oprzeć wrażeniu, że nic nie jest już takie jak przedtem. Chyba przydałoby mi się jeszcze
kilka tygodni urlopu, pomyślała. Może to się bierze z niepokoju, który odczuwała od czasu swoich trzydziestych
trzecich urodzin? A może to nie zaleczone rany z przeszłości dawały o sobie znać?
„Zadzwoń do Jo-Jo.
Mimo przykrych wspomnień Christy wciąż miała nadzieję, że kiedy to zrobi, wszystko będzie inaczej, że stare rany
się zagoją. W końcu Jo-Jo była na tyle dorosła, by pojąć, że nie ona jedna cierpi, że inni ludzie także mają uczucia, a
płakać potrafi każdy, nawet jej siostra.
Sięgnęła przez stół po najnowszy numer „Horyzontu i szybko odnalazła sześciostronicowy blok reklamowy Petera
Huttona. Zdjęcia przedstawiały jego najlepszą modelkę na pokładzie jachtu. Długonoga, niewinna i prowokująca
zarazem blondynka ubrana była w pastelowy sweter i białe spodnie. Nadmorski wiatr zwiewał jej włosy na jedną
stronę. Dziewczyna spoglądała przed siebie dużymi, zielonymi kocimi oczami. Sławna piękność znana była światu pod
krótkim imieniem Jo.
Christy wpatrywała się w zdjęcie, bezskutecznie szukając w nim odpowiedzi na pytanie, jaki powód mogła mieć Jo-
Jo, by się odezwać po tylu latach milczenia.
Uroda siostry nie miała nic wspólnego z modnym ideałem chudej jak szkielet anorektyczki. Przy szczupłej talii,
biodra i piersi Jo-Jo były zdecydowanie kobiece. Przez cienką tkaninę i luźny ścieg swetra wyraźnie prześwitywały
brodawki. Materiał spodni był równie cienki, niemal przezroczysty. Brunetka musiałaby wydepilować się aż po pępek,
żeby włożyć coś takiego. Na Jo-Jo obcisły komplet wyglądał jak strój striptizerki na chwilę przed ostatnią odsłoną.
Cały Hutton, cała Jo-Jo. Pozornie niedbała, a jednak wyzywająco zmysłowa i manipulująca publicznością, jak
chciała. Choć oboje niebezpiecznie często ocierali się o granicę złego smaku, zawsze udawało im się jakoś uniknąć tej
etykietki. W dużej mierze dzięki urodzie Jo-Jo.
- O co tu może chodzić? - zapytała Christy fotografię siostry. - Czyżby Hutton odkrył, że nie jesteś tą jedyną, i miał
zamiar wyrzucić cię na twoją piękną buzię?
„Pilne.
Wzdrygnęła się i odłożyła pismo. Nie mogła dłużej lekceważyć potrzeb siostry, tak jak to robiła kiedyś, w innym
miejscu i w innym czasie.
- Miej to wreszcie za sobą - przekonywała siebie. - Zadzwoń i dowiedz się, co się stało. Bo na pewno coś się stało.
Sięgnęła po książkę telefoniczną. Sprawdziła numer kierunkowy, spod którego dzwoniła Jo-Jo, i odnalazła
miejscowość na mapie. Kolorado. Zaskoczona wpatrzyła się w mapę. Jo-Jo nienawidziła Zachodu jeszcze bardziej niż
ona sama.
Sprawnie wystukała numer. Gdzieś w Kolorado zadzwonił telefon. Zaraz usłyszała krótkie, gwałtowne: „Tak?
1
Ann Maxwell TRUDNE POWROTY
Natychmiast rozpoznała seksowny alt siostry. Ona też nie musiała się przedstawiać, wystarczyło, żeby użyła imienia
Jo-Jo. Nikt poza nią nie nazywał tak Jody McKenna.
- Cześć, Jo-Jo. Co się stało?
Usłyszała, że siostra głęboko wciąga oddech, po czym zapadła cisza.
- Zaczekaj chwilę - powiedziała w końcu Jo-Jo.
Jej głos brzmiał zupełnie obojętnie. Jak panienki z centrali telefonicznej. Christy czekała, zaintrygowana i
poirytowana jednocześnie. Znów czuła się winna. Jo-Jo niewiele się zmieniła przez te dwanaście lat, odkąd ostatnio ze
sobą rozmawiały. Christy wciąż miała poczucie, że to ona pierwsza powinna była wyciągnąć rękę do zgody. W końcu
lepiej się znała na ludziach.
Usłyszała w słuchawce szuranie krzesła i odgłos zamykanych drzwi. Jo-Jo wróciła do telefonu. Tym razem odezwała
się ożywionym, nieco drwiącym tonem. Całkiem jak za dawnych lat.
- Witaj, Rudzielcu. Założę się, że mój telefon nieźle cię wystraszył.
Rudzielec o zielonych oczach. Już dawno nikt jej tak nie nazywał. Całe wieki.
- Rzeczywiście, zaskoczyłaś mnie. W końcu to ty zastrzegłaś, żeby więcej nie zawracać ci głowy. Nie odpowiadałaś
na moje listy, a teraz do mnie dzwonisz. Więc co się stało?
- Czytałam wszystkie twoje artykuły. - powiedziała Jo-Jo, ignorując pytanie. - To miło być podziwianym za intelekt,
prawda?
Christy poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
- O co ci chodzi, Jo-Jo?
- Jak to o co mi chodzi?
- Nie dzwoniłabyś bez powodu.
Podobnie jak jej głos, śmiech Jo-Jo był uwodzicielski i odrobinę kpiący. Siostra umilkła na chwilę, by przypalić
papierosa. Teraz pewnie zaciąga się głęboko i powoli wypuszcza dym.
- Rudzielcu?
W głosie Jo-Jo zabrzmiała tęskna nuta, ale było w nim także coś więcej. Coś, co sprawiło, że Christy dreszcz
przebiegł po plecach.
Wyprostowała się na krześle, próbując się rozluźnić. Na próżno usiłowała sobie wmówić, że nie usłyszała w głosie
siostry proszącego tonu, że nie było w nim samotności ani strachu.
- W tym roku przekroczyłam trzydziestkę - odezwała się Jo-Jo.
- Nic na to nie poradzisz - oceniła spokojnie Christy. - Poza tym niewielu ludzi w tym wieku może pochwalić się
takimi osiągnięciami jak twoje.
- Do tej pory mam na swoim koncie tylko jedno osiągnięcie. - Rezygnacja w głosie Jo-Jo ustąpiła miejsca goryczy.
- Kiedy się jest modelką Huttona, jeden sukces wystarczy.
Jo-Jo pospiesznie zaciągnęła się papierosem. Kiedy wydmuchiwała dym, zabrzmiało to jak westchnienie.
- Powiedz mi, Christy - odezwała się znowu - w końcu jesteś ekspertem. .. jak ci się podoba nowa rozkładówka?
Nutka przekory w głosie siostry podpowiedziała Christy, że Jo-Jo domyśla się już jej opinii na ten temat. W
dzieciństwie sporadyczne wysiłki Jo, by zdobyć aprobatę starszej siostry, rozdzierały Christy serce i przepełniały ją
poczuciem winy.
- Jo-Jo - zaczęła łagodnie - to nic dziwnego, że mamy odmienne gusty i inaczej widzimy świat. Na tym właśnie
polega dorosłość.
- Doprawdy? Zawsze byłaś jedyną osobą, która potrafiła mnie zranić. I nadal tak jest.
Christy czuła, że siostra nią manipuluje, ale była poruszona tym wyznaniem. Ścisnęło ją w gardle, poczuła
wzbierające, od lat powstrzymywane łzy.
- A co z babcią? Na jej zdaniu ci nie zależało?
- To ty zawsze byłaś jej pupilka.
- Ciebie za to rozpieszczali wszyscy inni.
- Ale ja chciałam, żeby to ona mnie rozpieszczała.
Jo-Jo przerwała rozmowę, pewnie po to, by zaciągnąć się papierosem.
- Wiesz, dlaczego wyjechałam z domu, prawda? - spytała po chwili.
- Żeby dopiec babci.
- Chciałam, żebyś mogła spokojnie jechać do tej swojej szkoły na Wschodzie i robić karierę.
Christy się skrzywiła. Sądziła, że już dawno się uporała z wyrzutami sumienia. Stypendium, które wtedy przyjęła,
było jej oknem na świat, ucieczką z wiejskiego piekła Wyoming. Nigdy już tam nie wróciła. Nie była w rodzinnych
stronach ani razu od wyjazdu.
- Byłam z ciebie naprawdę dumna, kiedy dostałaś to stypendium. Teraz też jestem dumna z tego, co robisz. Jesteś
2
naprawdę ostra, wiesz?
- Muszę być ostra. Nikt by mnie nie docenił, gdybym się bawiła w sentymenty.
Jo-Jo roześmiała się i powiedziała nie bez złośliwości:
- Peter zarzeka się, że jesteś najlepsza w branży, chociaż zdarzało ci się nie zostawiać na nim suchej nitki. Czy to z
mojego powodu?
Sygnalizująca nowe połączenie lampka rozproszyła uwagę Christy.
- Co z twojego powodu? - zapytała rozkojarzona.
- Czy projekty Petera podobałyby ci się bardziej, gdybym nie była jego modelką?
- Oczywiście, że nie.
Zabrzęczał dzwonek wewnętrznego telefonu.
- Huttona nie interesuje moje zdanie - dodała Christy, ignorując interkom. - Nie jestem mu do niczego potrzebna,
jego nazwisko jest znane na pięciu kontynentach. Twoje też.
- Wolałabym zamiast tego mieć znowu dwadzieścia jeden lat.
- Czas płynie tylko w jedną stronę. Gdzie teraz jesteś?
- W Xanadu.
- Co to takiego i gdzie to jest? - zapytała Christy.
- To wspaniałe ranczo w południowo-zachodnim Kolorado. Peter kupił je w zeszłym roku.
- Chyba są zakłócenia na linii - zdziwiła się Christy. - Wydawało mi się, że użyłaś jednocześnie słowa „ranczo i
„wspaniałe.
- Wiele się zmieniło na Zachodzie. Ludzie są znacznie bardziej świadomi naturalnego bogactwa ziemi niż za czasów,
kiedy dorastałyśmy.
Christy się skrzywiła. Słowa Jo-Jo miały w sobie coś ze sloganu reklamowego, powtarzanego na tyle często, że
stracił na oryginalności.
- Sama zobaczysz, kiedy tu przyjedziesz - ciągnęła Jo-Jo.
Brzęczyk interkomu umilkł.
- O czym ty mówisz?
- Że przyjeżdżasz do Xanadu.
- Co takiego?
- Twoi szefowie nic ci nie powiedzieli? - zdziwiła się Jo-Jo. - Myślałam, że do tej pory wszystko jest już ustalone.
Dlatego próbowałam cię złapać, zanim wyjedziesz.
- Wyjeżdżałam, ale nie do Kolorado. Ostatnie dwa tygodnie, miałem urlop.
Dzwonek interkomu rozległ się ponownie. Christy pomyślała, że może to jej szef usiłuje przekazać to, co właśnie
usłyszała od Jo-Jo.
- Kiedy już będziesz na miejscu, możliwe, że usłyszysz różne nieprawdziwe opowieści na mój temat.
Christy znieruchomiała. Instynkt podpowiadał jej, że zaraz się dowie, jaki jest prawdziwy powód telefonu siostry.
- Narobiłam tu sobie wrogów - oznajmiła Jo-Jo. - No wiesz, mężczyzn.
- Wydawało mi się, że mężczyźni szaleją na twoim punkcie.
- Ale czasami to bywa kłopotliwe. Niektórzy panowie nie lubią, kiedy się im mówi „nie. Są tacy, których to
naprawdę wkurza. Na przykład Cain.
- Kto?
- Aaron Cain. Trzymaj się od niego z daleka, kiedy już przyjedziesz. Słyszysz? On mnie nienawidzi i jest
niebezpieczny.
- Jo-Jo, to bez sensu. Co się właściwie stało? - Tym razem Christy nie pytała: starsza siostra żądała odpowiedzi od
młodszej.
- Dam ci naszyjnik babci, jeśli tu dojedziesz w ciągu trzech dni. Potrzebuję cię.
W słuchawce zapadła cisza. Christy wpatrywała się niepewnie w telefon. Zastanawiała się, ile prawdy jest w słowach
siostry. Jako nastolatka Jo-Jo miała skłonności do dramatyzowania i lubiła wciągać innych w swoje fantazje. A jednak
lęk, który się teraz wyczuwało w jej głosie, brzmiał bardzo prawdziwie. To nie może być strach, na pewno się mylę,
pomyślała Christy. Minęło dwanaście lat. Nie znam jej już tak dobrze jak kiedyś. Ale wiedziała, że oszukuje samą
siebie. Kiedy były dziećmi, często tuliła złotowłosą siostrzyczkę w ramionach przez długie godziny nocnych
koszmarów. Dobrze wiedziała, jak brzmi jej głos, kiedy się boi. Właśnie tak jak teraz.
2
D zwonek interkomu sprowadził Christy z powrotem na ziemię. Wcisnęła guzik i odezwała się machinalnie:
- McKenna, słucham.
- No, nareszcie - powitała ją Amy, redakcyjna sekretarka. - Myra wydzwania do mnie co minutę. Chce cię widzieć u
3
siebie.
- Teraz? Oficjalnie jestem jeszcze na urlopie.
- Trzeba było dać znać, gdzie się wybierasz, kiedy wyjeżdżałaś.
- Urlop bierze się po to, żeby mieć wolne.
- Powiedz to Myrze.
Christy odłożyła słuchawkę. Była spięta przed czekającą ją rozmową z szefową.
Z Myrą nie sposób było się zaprzyjaźnić. Należała do tak zwanej manhatańskiej śmietanki. Gładka jak wypolerowany
marmur, miała w sobie mniej więcej tyle samo ciepła. Różniły się od siebie pod każdym względem: od poglądów na
życie po upodobania w kwestiach mody. Myra ubierała się zgodnie z panującymi trendami. Christy najwyżej brała je
pod rozwagę. Szefowa nigdy nie włożyłaby na siebie czegoś, co nie było lansowane przez ich pismo. Christy natomiast
dawno już doszła do wniosku, że nie we wszystkim, co dobrze wygląda na modelkach, musi jej być do twarzy.
Dzwonek interkomu przypomniał głośno, że Myra czeka. Przeklinając w duchu biurowe układy, Christy ruszyła do
gabinetu szefowej. Zawahała się na chwilę przed drzwiami, ale zaraz wsunęła głowę do środka.
- Wzywałaś mnie?
Zaskoczona Myra podniosła wzrok znad sterty projektów. Rzuciła Christy gniewne spojrzenie i zdarła z nosa okulary
w rogowej oprawie. Zupełnie jakby była zła, że przyłapano ją na ich używaniu.
- Nie słyszałam, żebyś pukała.
- Przepraszam, ale nie pukam, odkąd Howard zagroził, że mnie zwolni za zbyt sztywne zachowanie.
Myra uśmiechnęła się kwaśno i wygładziła żakiet nad zgrabną, wzorzystą spódniczką. Jedno i drugie było projektu
Huttona. W przedłużającej się ciszy uniosła wypielęgnowaną dłoń do sznura pereł na szyi i zaczęła przebierać po nich
palcami. Spojrzała na błyszczący mosiężny zegar, stojący na biurku.
- Znowu bawiłaś się w policjantów i złodziei na strzelnicy? - spytała chłodno.
- Nie każdego stać na to, żeby dusić rabusiów sznurem pereł.
- Wszyscy pracownicy mają się stawiać w biurze o dziewiątej, jeżeli nie zostaną zawiadomieni o innych ustaleniach -
warknęła Myra.
Christy pomodliła się w duchu o szybki powrót Howarda do zdrowia.
- Wiem o tym - powiedziała. - Wliczyłam sobie ten dzień do urlopu. Mam jeszcze do wykorzystania ponad miesiąc.
Uśmiech Myry był równie zimny i doskonały jak jej perły.
- Zamknij drzwi i usiądź, moja droga.
Christy wykonała polecenie.
- Wczoraj umarł Howard - oznajmiła szefowa.
Ból, który przeszył Christy, zaskoczył ją swoją intensywnością. Przez ostatnich dwadzieścia miesięcy Howard był
trzy razy w szpitalu z powodu komplikacji związanych z AIDS. Za każdym razem dochodził do siebie i wracał do
pracy, co prawda szczuplejszy i słabszy, jednak jak zawsze życzliwy i tryskający dowcipem. Jego podwładni nabrali
pewności, że na przekór wszystkiemu Howard Kessler przeżyje, aż zostanie wynaleziony skuteczny lek przeciw jego
chorobie.
Christy próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu. Zamknęła oczy, usiłując się opanować.
- Jutro zostanę mianowana redaktorem naczelnym - ciągnęła Myra.
- Gratulacje - zdołała wykrztusić Christy.
Szefowa rzuciła jej przeciągłe spojrzenie i kiwnęła głową.
- Dziękuję - powiedziała oschle. - Miałyśmy w przeszłości małe... hmm, nieporozumienia, ale jestem pewna, że teraz
wszystko dobrze się ułoży.
Christy przytaknęła milcząco. Wciąż myślała o Howardzie i o swoich uczuciach wobec niego. Choć bardzo się
różnili, jednakowo ich fascynował związek osobowości z upodobaniami estetycznymi.
- Trochę się teraz zmieni w firmie - mówiła dalej Myra. - Myślałam o twoim ostatnim tekście na temat diamentów.
Chyba trochę za bardzo entuzjazmujesz się art... art ...- Urwała, na próżno szukając w pamięci francuskiego słowa.
Christy nie przyszła jej z pomocą.
- Wyszły na jaw twoje prowincjonalne uprzedzenia do tradycji i europejskiego wyrafinowania - dokończyła wreszcie
Myra.
Christy poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Nie dość, że nowa naczelna właściwie ucieszyła się ze śmierci poprzednika,
to jeszcze krytykowała jeden z najlepszych, jego zdaniem, artykułów Christy.
- Ten artykuł miał na celu wprowadzenie na rynek nowych projektantów biżuterii z wybrzeży Pacyfiku. Za bardzo
chwaliłam nowe nazwiska, czy może okazałam się zbyt powściągliwa wobec rutyniarzy, którzy się u nas reklamują?
- Sugerujesz, że uległam naciskom reklamodawców? - oburzyła się Myra.
- Wcale nie muszą cię naciskać. Jak mawiał Howard na zebraniach personelu, masz specjalny dar do zachwalania
4
tego, co drogie i pospolite.
Myra zignorowała uwagę.
- Na razie możesz spokojnie odłożyć na półkę ten niepotrzebnie napastliwy tekst - ciągnęła szefowa.- Mam dla ciebie
znacznie ważniejsze zadanie.
Wyprostowała się, splotła drobne dłonie na biurku i czekała na reakcję podwładnej.
Christy bardzo się starała, żeby nie dać po sobie poznać, co naprawdę czuje. Przede wszystkim była zła na siebie. W
swojej naiwności zakładała, że ciężka praca, a także opinia osoby inteligentnej i uczciwej zapewnią jej zawodową
swobodę.
Jakże się myliła. Po dziesięciu latach harówki dla „Horyzontu jej dalsze zatrudnienie w firmie wisiało na włosku. A
dokładniej - zależało od widzimisię Myry Best.
- Brzmi jak propozycja nie do odrzucenia. Co to takiego? - odezwała się w końcu.
- Ostatnio nasz magazyn stał się nieprzewidywalny i chaotyczny - powiedziała pospiesznie Myra. - Nie możemy
ciągle przeskakiwać z tematu na temat. Naszych czytelników nie interesują dziwaczne, mało ważne trendy i japońscy
projektanci bez nazwiska, którzy może kiedyś wejdą na rynek, a może nie.
Spojrzała na Christy, która mruknęła coś wymijająco, unikając odpowiedzi.
- Musimy poświęcać więcej uwagi znanym projektantom - podsumowała Myra. - Odbiorcy rozpoznają tylko te
nazwiska, które widzą na metkach.
- A tak się składa, że nazwiska z tych metek najczęściej się u nas reklamują. Zwykła przyjacielska przysługa -
powiedziała cicho Christy. Przypomniała sobie, co mówiła Jo-Jo na temat metod robienia interesów w ich branży.
- Wpływy reklamodawców nie mają tu nic do rzeczy - odpaliła Myra.- Jeśli jeszcze raz zrobisz choćby aluzję na ten
temat w redakcji albo poza nią, zostaniesz zwolniona. I gwarantuję ci, że w tym mieście nigdzie nie dostaniesz pracy w
swoim zawodzie.
Christy nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Koneksje Myry sięgały chyba samego Pana Boga. Ona zaś nie
miała żadnych. Była jedynie dobrą stylistką i potrafiła swój dar wykorzystywać w pracy.
- Dobrze się zrozumiałyśmy? - zapytała gniewnie szefowa.
- Całkowicie.
Zapadła pełna napięcia cisza. Po chwili Myra skinęła lekko głową i wróciła do swojego starannie przygotowanego
wystąpienia.
- „Horyzont jest jednym z największych magazynów mody na świecie. To oczywiste, że najbardziej wzięci
kreatorzy trafiają na nasze strony. To oni wymyślają nowe style, które podbijają międzynarodowy rynek. Jednym z
nich jest Peter Hutton. - Przerwała, by spojrzeć na Christy z ukosa. - Nie podzielasz mojego zdania - stwierdziła.
- Nie widziałam jego nowych projektów, więc jak mogę wydawać opinię?
Blade policzki Myry pokryły się rumieńcem.
- Może byś tak zaczęła wykorzystywać swoją irlandzką przenikliwość na mój użytek, a nie przeciwko mnie?
- Szkocką - sprostowała gładko Christy.
- Co?
- Pochodzę ze Szkocji.
- Nieważne - Myra niecierpliwie machnęła ręką. - „Horyzont musi pójść w nowym kierunku. Właśnie ci
wytłumaczyłam, jaki to będzie kierunek. Zajmiemy się wyłącznie największymi projektantami, a nie jakimiś
japońskimi wyrobnikami bez nazwiska. Będziemy promować kolekcje kreatorów, których pozycja jest ugruntowana w
świecie, a ich modele nosi się w ekskluzywnych dzielnicach Paryża, Nowego Jorku, Londynu i Rzymu. Ba, nawet w
Los Angeles i Tokio.
Christy obiecała sobie, że nie będzie się sprzeczać, ale nie wytrzymała.
- Nikt nie umieściłby nazwiska Huttona na liście najpopularniejszych obecnie projektantów. Facet ledwo się
utrzymuje na rynku.
- Bzdura
- Czyżby? Sieć detaliczna niechętnie patrzy na wyroby Huttona, a jego własne sklepy organizują wyprzedaże. Poza
tym krążą plotki, że...
- Nonsens - przerwała zapalczywie Myra. - Ten światek zawsze produkował bezpodstawne plotki. Hutton jest
najszybciej rozpoznawanym nazwiskiem branży w Stanach. Jego znak firmowy jest widoczny praktycznie wszędzie.
- Rzeczywiście, wszędzie.
Myra skrzywiła się lekko. Musiała przyznać, choć niechętnie, że dyktator mody nie może jednocześnie uchodzić za
elitarnego i sprzedawać się w każdym centrum handlowym.
- Peter zamierza właśnie zaproponować całkowicie nową linię - oznajmiła dobitnie.
Christy kolejny raz uchyliła się od odpowiedzi.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin