Dmowski Roman - Kościół,Naród i Państwo.pdf

(129 KB) Pobierz
Roman Dmowski
Roman Dmowski
Kościół, Naród i Państwo
I. WOLNOMULARSTWO W WALCE Z KOŚCIOŁEM I RELIGIĄ
Zagadnienie roli Kościoła w życiu państw i ludów przybierało rozmaitą, czasami
bardzo ostrą postać w różnych okresach dziejów średniowiecznych i nowożytnych. W
najtrudniejszą wszakże i najniebezpieczniejszą fazę weszło ono, zaczynając od wieku
XVIII, kiedy, postawiono znak zapytania nad rolą nie już Kościoła, ale religii w życiu
jednostki, rodziny i narodu.
Okres dziejów, który się rozpoczął w wieku XVIII, a dziś dobiega swego końca,
postawił sobie za zadanie uczynić celem wszystkich zabiegów i wysiłków ludzkich
jednostkę i jej szczęście, ma się rozumieć, na ziemi; to szczęście zaś pojął, jako
możliwie największą sumę przyjemności. Zapanowało dążenie do zdobycia dla
jednostki jak największych praw przy jak najmniejszych obowiązkach, do możliwego
usunięcia z jej drogi wszystkiego, co ją krępuje w używaniu życia. Najsilniejszy w tym
względzie hamulec widziano, nie bez słuszności zresztą, w religii, i zniszczenie tego
hamulca stało się jednym z głównych celów wieku XIX. Zjawisko walki z religią w tym
okresie jest wcale skomplikowane i ma różne strony, zasługujące na bliższy rozbiór
tam, ma się rozumieć, gdzie jest na to miejsce; istota wszakże jego tkwi w dążeniu do
uwolnienia jednostki ludzkiej od więzów, krępujących jej swobodę, przeszkadzających
jej żyć pełnym, jak rozumiano, życiem.
Nie zmienia prawdziwości tego twierdzenia fakt konfliktu między religią a nauką,
konfliktu, który w tej walce ogromną rolę odegra, a którego ostrość wynikała z jednej
strony ze zbytnich nadziei, pokładanych na naukę, z oczekiwania, że rozstrzygnie ona
człowiekowi wszystkie zagadki bytu, z drugiej zaś - z mylnego pojmowania przez
wielu obrońców religii ich zadań, z wkraczania ich w dziedzinę dostępną dla umysłu
ludzkiego, dla badań naukowych, i przeciwstawiania tradycji religijnej nie doktrynom i
,lekkomyślnym teoriom, ale utrzymującym najsurowszą krytykę wynikom badań.
I tu chodziło o wyzwolenie z wszelkich więzów jednostki, jej umysłu, i nie tylko
umysłu, bo zdobywano dla niej swobodę nie tylko w pojmowaniu wszelkich zagadnień,
ale i w szerzeniu swych poglądów, bez względu na ich wartość umysłową i moralną.
Mamy dziś półtora wieku doświadczenia, które nam ten ostatni okres dziejów
przyniósł, widzimy czekające na gruntowną ocenę wyniki jego dążeń, ci wreszcie z
pośród nas, którzy starają się i umieją jako tako myśleć, mają przed swymi oczami w
1
Kościół, Naród i Państwo
sprawach religii i Kościoła zagadnienia, które dla ojców naszych z przed kilku pokoleń
wcale nie istniały.
Do rozwiązania tych zagadnień trzeba przystąpić, przystąpić tak, jak to dzisiejsza
doba nakazuje, opierając się na pogłębionym przez badania naukowe rozumieniu
dziejów i na całym, o ile to możliwe, zapasie doświadczenia ostatnich czasów. Jest to
wielkie zadanie i wielka a różnostronna praca, do której wykonania wiele potrzeba sił
ludzkich i wiele czasu.
Nie zawsze istota danego w dziedzinie społecznej zjawiska pozostaje w ścisłym
związku z jego głównym źródłem. Gdy idzie o źródła walki z religią, trwającej od
połowy XVIII wieku po dni dzisiejsze, to mogą one być tylko wówczas w pełni
wyjaśnione, gdy dostatecznie ścisłe badania należycie wyjaśnią charakter i rolę
organizacji wolnomularskiej. Bo gdy wielu rzeczy o działaniach masonerii nie wiemy,
gdy o wielu wnioskujemy - drogą zestawienia faktów - z całą pewnością, nie
posiadamy wszakże na poparcie naszych wniosków dowodów, zdolnych przekonać
najciemniejszych nawet ludzi, to kierownictwo lóż wolnomularskich w walce z religią
jest dowiedzione przez ogłoszone w różnych krajach, głównie we Francji, oficjalne
tychże lóż dokumenty.
Walka przeciw religii w skrajnej, brutalnej postaci rozwinęła się właściwie tylko w
krajach katolickich. Dokumenty też, o których mowa, odnoszą się na ogół do nich i
wychodzą z odłamu masonerii, zwanego Wielkim Wschodem, a będącego kreacją
francuską i rozpowszechnionego głównie w krajach łacińskich. Jest to walka zwrócona
bezpośrednio przeciw Kościołowi Rzymskiemu i, jako taka, jest ona niejako dalszym
ciągiem Reformacji. Wielki Wschód stanowi tylko odłam powszechnego
wolnomularstwa, którego główny związek, istniejący na podstawach, ustalonych w
Anglii w początku XVIII wieku, działa we wszystkich krajach, ale szczególnie jest
potężny w protestanckich, z Anglią i Ameryką na czele. Jak świadczą fakty, nie
poszedł on na walkę z kościołami i sektami protestanckimi, ale działa wewnątrz nich
przez duchowieństwo protestanckie znajdujące się w ogromnej liczbie w jego
szeregach, działa z takim skutkiem, że dziś społeczeństwa protestanckie znakomicie
górują swą bezreligijnością nad katolickimi. Górują w dwóch kierunkach: liczbą ludzi,
nie uznających potrzeby religii w ogóle, i samym charakterem wyznań protestanckich,
które tracą szybko resztki ducha religijnego i stają się bezduszną formą. Fakty
również świadczą, że loże tego związku, działające w krajach katolickich, usiłują
często stosować względem religii te same metody postępowania, co w protestanckich,
to znaczy nie wypowiadać Kościołowi walki otwartej, jeno oddziaływać nań od
wewnątrz, uzyskiwać wpływ na społeczność katolicką, na duchowieństwo i nawet na
wyższą hierarchię kościelną.
Nie trzeba zapominać, że wschodnie kościoły chrześcijańskie na ogół nie miały dość
silnej organizacji, pozwalającej im na istnienie niezależne od państwa, że
2
najpotężniejsze w ostatnich czasach państwo chrześcijańskie na Wschodzie, Rosja,
uczyniła kościół departamentem machiny państwowej i narzędziem w rękach rządu;
że jednym z głównych dzieł Reformacji na Zachodzie było upaństwowienie religii,
ścisłe uzależnienie Kościoła od władzy państwowej; że jedyną potężną organizacją
chrystianizmu, niezależną w swej istocie od władz świeckich i od polityki państw, jest
Kościół Rzymskokatolicki. Zrozumiałą tedy jest rzeczą, że ten Kościół stał się
głównym celem ataków masonerii: raz jako potężna organizacja, stojąca na drodze
tym, którzy dążą do niepodzielnego panowania w świecie; po wtóre, jako instytucja
niezależna, jedynie zdolna - o ile, ma się rozumieć, jej kierownicy pozostają wierni jej
zasadom - do organizowania życia religijnego ludów bez ingerencji podkopujących
podstawy religii i rozkładających jej ducha interesów polityki świeckiej, nie mającej
często ze sprawami religii nic wspólnego.
Wynikiem walki przeciw religii, ataków na nią od zewnątrz, jak to się przeważnie
działo w krajach katolickich, i rozkładania jej na wewnątrz, jak w krajach
protestanckich, było odpadanie od Kościoła lub przynajmniej zobojętnienie religijne
coraz liczniejszych jednostek, z początku głównie w warstwie inteligentnej, później, na
skutek propagandy socjalistycznej, wśród robotników przemysłowych, wreszcie nawet
wśród ludności wiejskiej, co zwłaszcza we Francji przybrało szerokie rozmiary.
Zrazu ruch przeciwreligijny ogarniał prawie wyłącznie mężczyzn: kobiety, jako na
ogół konserwatywniejsze, mało mu ulegały. Często najzajadlejsi wrogowie religii mieli
żony, odznaczające się wielką gorliwością religijną i religijnie wychowujące dzieci.
Były więc liczne jednostki, stojące poza religijnym życiem, ale rodziny pozostawały
religijnymi. Z czasem wszakże wpływy wrogie religii zaczęły oddziaływać i na kobiety.
Zaczęła rosnąć liczba kobiet religijnie obojętnych lub nawet wypierających się religii, a
tym samym mnożyły się rodziny, wychowujące dzieci bez religii, lub w formalnym
tylko, bezdusznym do niej stosunku.
W ostatnich dziesięcioleciach na czoło życia naszej cywilizacji wysunęły się
społeczeństwa protestanckie, mianowicie anglosaskie. Spychając Francję na plan
drugi, Anglia i Ameryka, coraz mniej pierwsza, a coraz więcej druga, zaczęły nadawać
ton światu. Jak dawniej Francja, tak one dziś szerzą wśród innych społeczeństw
swoje zasady, swój stosunek do zagadnień życia, swoje metody w zmaganiu się z
nimi, swoje upodobania i rozrywki, swój wreszcie typ zepsucia. Odbywa się to bądź
przez proste wywoływanie naśladownictwa, które zawsze zjawia się tam, gdzie ktoś
imponuje innym, bądź przez planową, zorganizowaną i znacznymi środkami
pieniężnymi zasilaną propagandę. Przejawy ostatniej widzimy i w naszym kraju, do
którego po wojnie światowej zjechali różnego rodzaju misjonarze, głównie z za
Oceanu.
Szerzy się skutkiem tego w świecie anglo-saski stosunek do religii, polegający na
nie wypowiadaniu jej otwartej walki, jeno na coraz zupełniejszym jej ignorowaniu, w
3
pewnych zaś odłamach dążący bądź do zastąpienia jej bladą, nieudolną filozofią,
bądź do rozluźnienia jej takiego, żeby w niej mogli zejść się razem ludzie wszystkich
wyznań chrześcijańskich, a nawet i żydowskiego, bądź wreszcie szukający od niej
ucieczki w teozofii i okultyzmie.
Nawiasem tu wtrącimy, że - jak sądzić należą z publikacji wolnomularskich, na
użytek członków lóż wydawanych - akcja przeciw religii, prowadzona w zeszłym
stuleciu w imię nauki, wcale nie miała na celna oddania pod władzę nauki umysłów
ludzkich. Publikacje te mówią o "tajemnicach", które masoneria posiada dla
inicjowanych, mówią tak, iż widoczne jest, że tu idzie o zastąpienie jednej religii przez
inną, religii chrześcijańskiej przez religię wolnomularstwa. Tym się tłumaczy fakt, że w
najnowszej dobie często spotykamy się z szerzeniem przez sfery wolnomularskie
nieufności do nauki, z popieraniem natomiast okultyzmu w rozmaitych jego
postaciach.
Trzeba stwierdzić, że najnowszym w krajach katolickich zjawiskiem, zaczynając od
Francji, a kończąc na Polsce, jest zwrot ku religii - znamię rozpoczynającego się
nowego okresu w dziejach Europy. Zwrot ten występuje wśród żywiołów, które zawsze
idą w pierwszym szeregu pochodu myśli, od których rozpoczynają się przeobrażenia
duchowe epoki, mianowicie wśród młodszego pokolenia warstw oświeconych.
Natomiast wśród żywiołów bardziej konserwatywnych, ciągnących się zawsze w
ogonie ducha czasu, niereligijność w dalszym ciągu postępuje. Obojętność religijna
szerzy się we wszystkich krajach naszej cywilizacji wśród warstw ludowych, miejskich
i wiejskich, wreszcie wśród kobiet.
Wszystkie te fakty mają pierwszorzędne znaczenie dla bliższej i dalszej przyszłości
narodów.
Znaczenie to tkwi przede wszystkim w głęboko sięgającym wpływie, jaki posiadanie
religii lub bezreligijność wywiera na duchowy ustrój jednostek ludzkich, na ich wartość
moralną.
Słyszeliśmy często w ubiegłym stuleciu i słyszymy nieraz dzisiaj, iż człowiek,
zwłaszcza na pewnym poziomie inteligencji, nie potrzebuje religii do tego, żeby być
moralnym. Potwierdzały to zdanie nawet niezaprzeczone fakty. Iluż to widzieliśmy i
widzimy ludzi, wyzwolonych z pod wpływu religii, a nawet prowadzących przeciw niej
zaciętą walkę, którzy w życiu osobistym i publicznym zachowują się równie uczciwie,
jak ludzie przyznający się do religii i praktykujący; ilu z pośród nich dawało nawet
innym przykład moralnego postępowania... Fakty te wprowadzały często w kłopot
obrońców religii jako podstawy moralności. Robili też oni nieraz ustępstwo, zgadzając
się, że bez religii może się obyć człowiek bardzo inteligentny, ale że jest ona
koniecznie potrzebna szerokim masom.
4
Trzeba to wszakże wziąć pod uwagę, że w pierwszej połowie okresu walki z religią
ludzie niereligijni, zjawiający się na widowni życia, byli prawie zawsze synami rodzin
katolickich lub protestanckich, wychowanymi w duchu swej religii; dopiero pod
wpływami, pochodzącymi z poza rodziny, tracili wiarę i stawali się często wrogami
religii. Dopiero później, w miarę mnożenia się ludzi bezreligijnych, a zwłaszcza w
miarę upadku religijności wśród kobiet, powstawały coraz liczniejsze rodziny
bezwyznaniowe, bądź formalnie, bądź faktycznie, przy formalnym należeniu do tego
czy innego wyznania. Dopiero też w drugiej połowie ostatniego okresu mamy do
czynienia z większą liczbą ludzi, wychowanych już bez religii.
Niema dotychczas w piśmiennictwie europejskim metodycznego studium
psychologicznego i etycznego nad tą częścią dzisiejszego pokolenia, nad tym nowym
produktem naszej cywilizacji. My wszakże, politycy, którzy, o ile pragniemy coś
stworzyć, budujemy na duszy ludzkiej, na jej właściwościach moralnych, na sposobie
czucia i myślenia naszych rodaków, zmuszeni jesteśmy patrzeć w głębię duchową
współczesnych nam pokoleń i formować sobie poglądy na ich wartość; wprawdzie nie
drogą metodycznych badań, ale jednak na podstawie dużej czasami ilości
spostrzeżeń.
Otóż, o ile moje i nie tylko moje spostrzeżenia sięgają, ci ludzie dzisiejszego
pokolenia, których wychowano bez religii lub też w formalnym tylko do niej stosunku,
przedstawiają formację moralną całkiem nową, odcinającą ich wyraźnie od reszty
społeczeństwa. Spotykamy wśród nich pojedyncze przykłady nawrócenia i wyjątkowej
gorliwości religijnej; częściej widzimy cynizm zupełny, wyzucie z wszelkiej moralności,
uderzające zwłaszcza u synów ludzi wybitnych, którzy, będąc obojętnymi religijnie lub
nawet wrogami religii, żyli uczciwie i pracowali z wielkim nieraz zapałem i
poświęceniem dla swej idei; czasami spostrzegamy wśród nich dziwaków,
niezdolnych do zrozumienia życia i znalezienia sobie w nim miejsca; na ogół wszakże
są to mniej lub więcej poprawni materialiści, wlokący się przez życie bez wyraźnego
celu, bez gwiazdy przewodniej. Wszystkich znamionuje wybitne kalectwo moralne;
polegające na braku wszelkiego zapału, zdolności do mocnej wiary w cokolwiek, do
poświęcenia czegokolwiek ze swego egoizmu, wreszcie na braku zdolności
uwielbienia, którą jeden mądry pisarz nazwał najwyższą zdolnością człowieka. Są to
chodzące po ziemi trupy...
Ci wybitni ateusze, którzy świecili nieraz wielkimi zaletami moralnymi, to byli
wychowani religijnie synowie rodzin katolickich. Ich zalety byty wynikiem wychowania
katolickiego: wdrożyło ich ono w katolicki stosunek do życia, który im pozostał,
jakkolwiek z wiarą zerwali. I dlatego, że zerwali, nie byli zdolni przekazać tego
stosunku swym synom, zwłaszcza, jeżeli matka w swej bezreligijności poszła w ślad
za ojcem.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin