Cartland Barbara - Miłość jest grą.pdf

(1234 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Miłość jest grą.doc
Barbara Cortland
Miłość jest grą
Tytuł oryginalny: Love is a gamble
Od Autorki
Na przełomie XVIII i XIX wieku, a szczególnie za czasów
regencji, hazard osiągnął niespotykane wcześniej rozmiary.
Klub Watiera, któremu przez kilka lat prezesował lord Brummel,
słynął z całonocnych gier, podczas których młodzi przedstawiciele
arystokracji stawiali pod zakład całe fortuny, a nawet domy
odziedziczone po bogatych przodkach.
Ta pasja do hazardu ujawniała się nie tylko podczas wyścigów
konnych. Zdarzało się, że zapaleni gracze zakładali się o to, która
mucha szybciej przejdzie po ścianie i pierwsza znajdzie się pod
sufitem. Zamiłowanie do hazardu wynikało najczęściej z
bezczynności i nudy, która stale trapiła arystokrację.
Jeden z najsłynniejszych graczy okresu regencji, lord Alwanley -
junior, odziedziczył spadek o wartości równej dzisiejszej sumie
sześćdziesięciu, siedemdziesięciu tysięcy funtów, ale w krótkim
czasie roztrwonił cały swój majątek popadając w znaczne długi. Był
on jednym z tych niepoprawnych graczy, którzy dniami i nocami
tracili ogromne sumy przy stolach karcianych i w każdej chwili
skłonni byli założyć się o cokolwiek.
Błyskotliwy, inteligentny polityk - Charles James Fox -
wywodzący się z niesamowicie bogatej rodziny, pobierając nauki w
Eton College, a potem na uniwersytecie w Oxfordzie, stał się
nałogowym graczem. To umiłowanie gier hazardowych doprowadziło
Foxa do ogromnych długów, które prześladowały go do końca życia.
Pewnego dnia dwudziestoparoletni Charles przemawiał w Izbie
Gmin, mając za sobą nie przespaną noc, którą, podobnie jak poprzedni
dzień, spędził w kasynie Almack's. Innego dnia, przed piątą po
południu, po całej nocy i całym dniu spędzonym przy kartach, Fox
stracił jedenaście tysięcy funtów, co w owym czasie stanowiło
ogromną sumę pieniędzy.
Było to jednak nic w porównaniu z hazardem, jaki uprawiał
generał Blucher. W czasie swojej wizyty w Londynie, po wycofaniu
się Napoleona spod Moskwy, Blucher przegrał w klubie Carl ton
House dwadzieścia pięć tysięcy funtów. Opuszczając po kilku dniach
Londyn był praktycznie bez środków do życia.
Rozdział 1
1817
Idona wracała z ogrodu, trzymając na ramieniu kosz pełen
narcyzów. Zastanawiała się, jak ułożyć z nich wieniec na grób ojca.
Rodzice nazywali ją czasami Norse, co znaczy „Bogini wiosny",
dlatego właśnie te wiosenne kwiaty były jej tak bliskie. Miały dla niej
większą wartość, niż kwitnące latem wyniosłe róże czy też jesienne
chryzantemy.
Znowu rozmyślała nad losem Narcyza. Tę historię opowiedziała
jej matka, gdy Idona była jeszcze małą dziewczynką. Wyobrażała
sobie tego młodego, przystojnego mężczyznę, który stoi nad brzegiem
leśnego bajorka i podziwia swe odbicie w lustrze wody. Sięga ręką by
dotknąć swego oblicza, wpada do stawu i tonie.
Idona przypomniała sobie, jak bardzo przestraszyła się tego, co
stało się z Narcyzem. Jednak jej matka, lady Overton, uśmiechnęła się
i mówiła dalej:
- Echo, nimfa, która kochała Narcyza bez wzajemności,
przybiegła z płaczem i przyprowadziła swoje siostry. Chciały
wyciągnąć ciało młodzieńca z wody, ale Narcyz zniknął.
- Jakie to smutne - wyszeptała Idona.
- Tylko biały kwiat unosił się na powierzchni stawu - opowiadała
matka - i ciągle jeszcze można usłyszeć Echo, jak w odludnych
miejscach wzywa Narcyza.
Ta historia pobudziła wyobraźnię Idony, mimo iż miała wtedy
zaledwie sześć lub siedem lat. Później, spacerując samotnie po
ogrodzie albo po lesie, wołała głośno, a kiedy słyszała powracający do
niej głos, zdawało jej się, że to Echo wzywa utraconego na zawsze
Narcyza.
Gdy zobaczyła swój dom, czarno-biały dworek zbudowany w
czasach panowania dynastii Tudorów, zapomniała o kwiatach w
koszyku i zaczęła myśleć o tym, dla kogo je zebrała. Chociaż minął
już tydzień od śmierci ojca, nadal nie potrafiła uwierzyć, że nigdy
więcej go nie zobaczy.
Nigdy więcej nie podejdzie do niej. Nie zobaczy jego przystojnej
twarzy i łobuzerskich oczu. Nigdy już nie wybierze się na polowanie
w wysokim, zsuniętym na bakier kapeluszu. Był doskonałym
jeźdźcem. Choć jego konie rasą nie dorównywały wierzchowcom
innych myśliwych, zawsze był pierwszy w pościgu za zwierzyną.
- Jak to się mogło stać, że cię straciłam, tatusiu? - zadawała sobie
w myślach pytanie.
Weszła do domu przez werandę i skierowała się w stronę pokoju,
w którym trzymano wszystkie dzbanki i wazony. Nazywano go
„pokojem kwiatowym". To tutaj ogrodnicy, pokojówki, a później ona
wraz z matką układały kwiaty. Potem cały dom wypełniał się ich
zapachem. W rezydencji Overtonów nigdy nie czuło się stęchlizny tak
typowej dla starych budynków.
Postawiła kosz na stoliku stojącym pośrodku niewielkiego
pokoju.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin