Beaumont Anne - Kopciuszek w Paryżu.pdf

(483 KB) Pobierz
A Cinderella Affair
ANNE BEAUMONT
Kopciuszek w Paryżu
A Cinderella Affair
Tłumaczył: Jerzy Łoziński
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Skulona w strugach deszczu, pogrążona w myślach Briona nie dosłyszała
trzasku drzwiczek samochodu, ani nie dostrzegła mężczyzny, który szerokim
chodnikiem pognał wprost na nią. Poczuła dopiero impet zderzenia, zupełnie
jakby wpadła na kamienny mur.
Na chwilę straciła oddech, a kiedy zatoczywszy się poderwała
instynktownie głowę, wodne igiełki dotkliwie zakłuły ją w twarz. Zamajaczyła
jej tylko przed oczyma wysoka i smukła sylwetka, w tym samym bowiem
momencie obcasy jej butów niebezpiecznie poślizgnęły się na mokrej
nawierzchni.
Mężczyzna zareagował błyskawicznie: silne ręce pochwyciły ramiona
dziewczyny, chroniąc ją przed upadkiem. Uścisk pewny i dziwnie przyjemny.
Przez krótką, szaloną chwilę poczuła, że w obcym mieście nie jest już samotna i
zagubiona.
Na mgnienie oka zastygła bez ruchu w jego ramionach. Gdzieś w głębi
pragnęła, by ta sekunda fizycznej bliskości trwała dłużej. Zaraz jednak górę
wzięła wrodzona nieśmiałość, a głos instynktu umilkł, stłumiony przez
zakłopotanie. Mój Boże, a gdyby nieznajomy domyślił się, jakie wrażenie na
niej zrobił?
Stropiona i oszołomiona, zdała sobie teraz sprawę z urody raptusa.
Wyraziste męskie rysy, jasnoszare oczy ukryte za ciemnymi rzęsami, burza
niesfornych ciemnych włosów, których zmoczone kosmyki skręciły się na
deszczu. Około trzydziestki, pomyślała. Otaczała go trudna do określenia aura
człowieka, który żyje pełnią życia i nie zamierza spocząć na laurach.
Był... był ucieleśnieniem kobiecych marzeń, choć, oczywiście, nie jej
marzeń, Matthew bowiem tak bardzo różnił się od nieznajomego. A jednak...
Splątane myśli Briony nagle się urwały. Zrozumiała, że stojąc tak ulegle i
gapiąc się na nieznajomego, może zrobić na nim wrażenie kokietki. Był typem
mężczyzny, któremu dziewczyny same wpadają w ręce, nawet jeśli nie w tak
dosłownym sensie, jak jej się zdarzyło.
Policzki jej pokryły się rumieńcem. Nie wiedziała, jak ponętny jest wyraz
zmieszania na jej twarzy, nieświadoma też była zainteresowania, które rozbłysło
w oczach mężczyzny.
Stropienie Briony pogłębiło się jeszcze, gdy nieznajomy przemówił. Jego
francuszczyzna była tak płynna, że nie udawało jej się wychwycić żadnej ze
znanych podręcznikowych fraz. Zupełnie zbita z tropu, pomyślała tylko, jak
miły jest ton głębokiego głosu mężczyzny. Całymi godzinami mogłaby tak stać i
słuchać go, nawet w strugach ulewnego deszczu, nawet nie rozumiejąc ani
słowa. Przestraszyła się, że jej głupia reakcja jest może skutkiem szoku.
Przecież nigdy tak się nie zachowywała.
On tymczasem najwidoczniej nie zapomniał o deszczu, gdyż puścił
ramiona dziewczyny, ujął ją za łokieć i poprowadził pod markizę rozpiętą nad
wejściem do eleganckiej restauracji. Przemknęło jej przez głowę, że to
przeznaczenie kazało mu biec chodnikiem.
Mówił bez przerwy, a z brzmienia głosu zgadywała, że to przeprosiny. Za
chwilę na nią przyjdzie kolej. Rozpaczliwie szukała kilku odpowiednich słów,
które złożyłyby się w jakieś zrozumiałe zdanie, gdy nieznajomy nagle zamilkł i
uśmiechnął się nieznacznie.
Uroczy uśmiech. Briona widziała, jak rozkwita najpierw w oczach,
łagodząc ostrość rysów, a potem rozlewa się na policzki, unosząc kąciki ust.
Poczuła idiotyczne pragnienie, by koniuszkami palców dotknąć tych
zmysłowych warg.
Nie potrafiła pojąć, co się z nią dzieje. Stała oto, mrugając brązowymi
oczyma pełnymi oszołomienia, rozchylając drżące wargi do słów, które nie
chciały z nich się wydobyć. Wreszcie wykrztusiła: – Pardon, monsieur, Je suis...
to znaczy, chciałam, je regrette...
– Ach, Angielka – parsknął śmiechem, gładko zmieniając język. –
Powinienem był wcześniej się domyślić! Teraz rozumiem pani spokój; każda
szanująca się Francuzka zrobiłaby mi straszną awanturę za moją niezdarność.
Czy bardzo panią poturbowałem?
– Ach, nie, nie – wykrzyknęła Briona, szczęśliwa, że może przestać
szperać w resztkach szkolnej francuszczyzny. Owszem, była poturbowana, ale
nie fizycznie, zaś wzburzone uczucia dłużej dawały znać o sobie niż cielesne
obrażenia. – To także trochę i moja wina. Taka ulewa, że nie patrzyłam, jak idę.
– Ja też – rzucił jakby odruchowo, zapatrzony w dziewczynę.
Było to miłe, ale także i denerwujące. Briona natychmiast zdała sobie
sprawę ze wszystkich niedostatków swojego wyglądu. Ubrała się normalnie na
przechadzkę po mieście, ani myśląc o żadnych czarownych spotkaniach.
Niewiele w ogóle myślała o mężczyznach. Z wyjątkiem Matthew, oczywiście.
Obcisłe granatowe dżinsy, kozaczki i czerwony sweter wydawały się
zupełnie odpowiednie na dzisiejszą okazję. Nie padało, kiedy opuszczała hotel,
czerwony płaszcz przeciwdeszczowy zabrała więc tylko z czystej przezorności.
Otulał ją teraz szczelnie, ona zaś lękała się, iż wygląda w nim nijako, a z całą
pewnością nie oszałamiająco. Trzeba było bardziej zadbać o siebie. Nie
pomyślała nawet o starannym makijażu, pośpiesznie tylko pomalowała usta, po
czym już pewnie nie było nawet śladu. Poczuła przypływ zniechęcenia, ale także
uczucia winy, że tak mało troszczy się o siebie.
Nie podejrzewała nawet, jak uroczym rozbitkiem wydaje się w płaszczu
spowijającym jej wysmukłą postać. Cera nieco blada, bez najmniejszej jednak
skazy, ogromne, nieco skośne oczy nad wyraźnie podkreślonymi kośćmi
policzkowymi, usta miękkie, wydatne i pełne niewinnej zmysłowości. Gęste
czarne włosy, spięte z tyłu, skryły się wprawdzie pod kapturem, ale kilka
kosmyków opadło na czoło i skronie, przydając kokieteryjności jej obliczu.
Briona z przykrością pomyślała, że wygląda okropnie. Wnet jednak serce
zabiło nieco mocniej, gdyż oczy mężczyzny wyrażały coś zupełnie innego. Z
widocznym zainteresowaniem wpatrywał się w nią intensywnie i najwyraźniej
nic sobie nie robił z przedłużającego się milczenia.
Niewykluczone, iż w ogóle go nawet nie zauważył, niemniej Briona,
niepewna i zakłopotana, poczuła, że musi coś powiedzieć.
– No cóż, nic mi się nie stało i, jak to mówią, wszystko dobre, co się
dobrze kończy.
– A coś się kończy? – spytał spokojnie. – Myślałem, że to dopiero
początek.
Briona zesztywniała. W ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin
pobytu w Paryżu zrozumiała, że dla Francuza flirt jest czymś równie prostym i
naturalnym jak oddychanie. Z drugiej jednak strony wydawało się, że
nieznajomy mówi zbyt poważnie jak na niezobowiązujący flirt Poraziła ją nagle
myśl, że oto coś się dzieje – już się stało! – miedzy nimi. Teraz przyszło
przerażenie. To nie w porządku. Trzeba natychmiast zakończyć ten incydent,
cokolwiek miałby znaczyć. Znalazła się w Paryżu, aby uporządkować, nie zaś
skomplikować stan swojego ducha.
– To dopiero początek, mam rację? – nastawał intruz, uśmiechając się
zniewalająco.
– Nie! – wykrzyknęła z niezamierzoną gwałtownością, ale była już bliska
paniki. Zaczynała odczuwać w sobie drgnienia dzikiego, zakazanego
podniecenia, które łatwo mogło wyśliznąć się spod kontroli. Od trwogi można
uciec, ale tamtemu uczuciu mogła z ochotą ulec. O Boże, co się ze mną dzieje,
pomyślała.
– Tak – sprzeciwił się zdecydowanie.
– Pan nie rozumie – zaczęła pośpiesznie wyjaśniać Briona. – Jestem
zaręczona. Niedługo wychodzę za mąż. Gdy tylko wrócę do Anglii... Chyba.
– Jakoś nie do końca jest pani tego pewna.
– Wprost przeciwnie, jestem. A w każdym razie będę, kiedy wszystko
dokładnie przemyślę – oznajmiła, a własne słowa wydały jej się idiotyczne.
Zmarszczył brwi i wpatrzył się uważnie w dziewczynę. Poczuła chęć
rozpędzenia tej chmury nad oczami. Ratunku, pomyślała. Wpadłam tylko na
jakiegoś niezgrabiasza i nagle wszystko zaczyna się komplikować. To idiotyzm,
nie potrzebuję tego... Ale w istocie nie wiedziała, czego naprawdę potrzebuje.
Dostrzegł chyba jej niepokój, gdyż wyraz jego twarzy złagodniał, a z
czoła zniknęła budząca obawę Briony zmarszczka. Delikatnie pociągnął
dziewczynę w stronę restauracji ze słowami:
– Proszę, niech pani opowie mi o wszystkim podczas obiadu. To i tak
znikoma rekompensata za moją niezdarność.
Obiad z tym właśnie mężczyzną. Propozycja była tak ponętna, brzmiała
tak kusząco, że Briona tylko z najwyższym wysiłkiem ją odrzuciła.
– Nie, nie, niczym nie musi się pan rewanżować. Na chwilę zamilkł, ale
nie puszczał jej ręki.
– Jest pani umówiona z narzeczonym?
– Nie – odparła, nieuleczalnie prawdomówna – ale...
– Z przyjaciółką? – nie ustępował.
– Nie – powiedziała trochę poirytowana, że natręt nie pozwała jej się
zastanowić nad odpowiedzią. – Jestem w Paryżu sama, tylko że...
– A zatem nie ma żadnych przeszkód. – Zdecydowanie poprowadził ją ku
drzwiom. – Jest pani zbyt młoda i niedoświadczona, żeby samotnie kręcić się po
Paryżu. – W holu lekkim ruchem ściągnął jej kaptur z głowy i dodał: –
Nawiasem mówiąc, również zbyt urocza.
Taka bezpośredniość zaparła Brionie dech w piersiach. Podobnie jak
naturalność, z jaką zaczął rozpinać jej mokrą pelerynę. Poufały jak kochanek.
Jak kochanek! Dziewczyna była wstrząśnięta tak swoimi myślami, jak
dreszczem, który przebiegł po jej ciele pod dotykiem stanowczych dłoni.
Trzeba to przerwać. I to zaraz, zanim nieznajomy zacznie sobie zbyt wiele
wyobrażać. Ale... ale... Zawahała się przez króciutką chwilę, a tymczasem koło
nich wyrósł jak spod ziemi kelner i możliwość łatwego odwrotu bezpowrotnie
minęła. Zawsze lękała się jakichkolwiek niezręcznych scen w miejscach
publicznych.
– Jest pan bezczelny – szepnęła rozgniewana tym, że przystojny natręt
jakby odgadywał, co się z nią dzieje.
– Nie bezczelny, tylko zdesperowany – szepnął półgłosem. – To instynkt
kazał mi panią zatrzymać. Jeśli podczas obiadu udowodni pani mojemu
instynktowi, że się myli, nie będę się dalej narzucał. Czyż nie jestem zupełnie
szczery?
– Nie wiem, doprawdy... – powiedziała z wahaniem.
– Proszę mi zaufać.
Briona na chwilę została ze swymi myślami, a on obrócił się do kelnera i
wręczył mu mokre płaszcze. Znali się chyba, ale rozmawiali zbyt szybko, aby
mogła ich zrozumieć. Rozejrzała się po wnętrzu restauracji, pełnym dyskretnej
wytworności. Było to miejsce, jakich nauczyła się już unikać, gdyż najmniejsza
filiżanka kawy kosztowała tam co najmniej dwa funty.
Znowu spojrzała na mężczyznę, który niemal siłą zaciągnął ją w to
miejsce. „Proszę mi zaufać”, powiedział. Dobre sobie; gotowa była się założyć,
że dostaną najlepszy stolik. Od pierwszego spojrzenia wiedziało się, że ten
człowiek zawsze dostaje to, czego chce. Taksówkę podczas ulewnego deszczu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin