29 Tańczące sylwetki.rtf

(243 KB) Pobierz

Tańczące sylwetki

The Adventure of the dancing Men

 

Już od kilku godzin Holmes dokonywał jakichś chemicznych doświadczeń. Siedział milczący i zgarbiony nad retortą i coś w niej warzył. Z retorty wydobywała się okropna woń. Głowę opuścił na piersi. Wyglądał w tej chwili jak dziwaczny ptak: chudy, szary, z czarnym czubem.

 Tak, Watsonie! — odezwał się niespodziewanie. — A więc nie masz zamiaru nabyć akcji towarzystw południowoafrykańskich?

Wzdrygnąłem się zdumiony. Mimo obycia z niezwykłymi zdolnościami Holmesa nie mogłem pojąć, jakim sposobem mógł on poznać moje najskrytsze myśli.

 Skąd, u licha, wiesz o tym? — spytałem.

Obrócił się do mnie na krześle, trzymając w ręku parującą probówkę. W głęboko osadzonych oczach zalśnił błysk rozbawienia.

 Jesteś kompletnie zaskoczony i oszołomiony — powiedział. — Przyznaj się, Watsonie!

 Istotnie!

 Powinienem właściwie zażądać od ciebie, abyś na piśmie potwierdził swoje zdumienie!

Dlaczego?

 Ponieważ za pięć minut powiesz, że to jest śmiesznie proste.

 Z całą pewnością niczego w tym rodzaju nie powiem.

 Widzisz drogi Watsonie! — Holmes umieścił probówkę w stojaku i zaczął wykład z miną nauczyciela, zwracającego się do uczniów. — Przecież to wcale nietrudno ułożyć w jakimś rozumowaniu łańcuch wniosków, z których każdy wynika logicznie z poprzedniego i każdy jest sam w sobie prosty. Mając już gotowy wynik, usuwa się wówczas wszystkie pośrednie wnioski. Słuchaczom przedstawia się po prostu tylko punkt wyjściowy rozumowania i ostateczny wynik. To wywiera na nich wstrząsające wrażenie. Ot, taka sztuczka obliczona na efekt. Otóż obserwowałem zgłębienie pomiędzy twym palcem wskazującym a kciukiem lewej ręki. Na tej podstawie bez trudności przekonałem się, iż nie zamierzasz ulokować swego niewielkiego kapitału w polach złotodajnych.

 Nie dostrzegam żadnego związku między jednym a drugim.

 Być może. Potrafię ci jednak szybko udowodnić, iż związek jest zupełnie ścisły. Posłuchaj — oto opuszczone ogniwa tego prostego łańcucha rozumowania: 1. Gdy wróciłeś wczoraj wieczorem z klubu, zauważyłem na twej lewej ręce pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem ślady od kredy. 2. Grałeś w bilard i aby natrzeć kij, w tym właśnie miejscu umieściłeś kredę. 3. Z nikim innym oprócz Thurstona nigdy nie grywałeś w bilard. 4. Cztery tygodnie temu opowiadałeś mi, iż Thurston otrzymał prawo opcji na kupno jakiejś posiadłości w południowej Afryce. Prawo to wygasało w ciągu miesiąca, a więc zaproponował ci wspólne kupno. 5. Twoja książeczka czekowa leży w moim biurku i nie prosiłeś mnie o klucz. 6. Czyli nie masz zamiaru lokować w ten sposób swoich pieniędzy.

 Jakie to śmiesznie proste! — zawołałem.

 No oczywiście! — odparł nieco zirytowany. — Każdy problem staje się dziecinnie prosty, skoro ci go wyjaśnię. Tu jednak masz jeden nie wyjaśniony, Pokaż teraz, co potrafisz, drogi Watsonie.

Rzucił na stół kartkę papieru i powrócił do swej analizy chemicznej.

Ze zdumieniem wpatrywałem się w bezsensowne hieroglify pokrywające papier.

 Ależ, Holmesie! To przecież jakieś dziecinne gryzmoły! — zawołałem,

 Oo! Tak sądzisz?!

 A cóż innego może to być?

 Otóż to właśnie koniecznie chce wiedzieć Mr Hilton Cubitt, właściciel majątku ziemskiego Eidling Thorpe w hrabstwie Norfolk. To dziwo nadeszło ranną pocztą, on zaś przyjechał następnym pociągiem. Oho, słychać dzwonek, Watsonie! Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to właśnie on przyszedł.

Na schodach dały się słyszeć ciężkie kroki, a po chwili ukazał się wysoki, czerstwy, gładko ogolony dżentelmen. Jego jasne oczy i rumiane policzki świadczyły, iż prowadzi życie z dala od mgieł Baker Street. Odnosiło się wrażenie, jakby wraz z nim wtargnął powiew ostrego, orzeźwiającego powietrza z wschodniego wybrzeża. Uściskał nam dłonie i zamierzał już siąść, gdy wzrok jego padł na kartkę papieru pokrytą dziwnymi, znakami, którą przed chwilą studiowałem przy stole.

 No, Mr Holmes, cóż pan o tym sądzi? — zapytał. — Jak mi opowiadano, lubi pan tajemnicze zagadki. Trudno mi jednak wyobrazić sobie, aby mógł pan znaleźć dziwniejszą od tej. Papier z hieroglifami specjalnie wysłałem wcześniej, aby pan miał czas zbadać go przed moim przyjazdem.

 To z pewnością dosyć ciekawy rysunek! — powiedział Holmes. — Na pierwszy rzut oka wygląda po prostu na dziecinny figiel. Trochę śmiesznych, maleńkich, tańczących figurek, narysowanych na kartce papieru. Dlaczego przypisuje pan jakieś znaczenie tym groteskowym rysuneczkom?

 Nigdy bym tego nie uczynił, Mr Holmes, gdyby nie moja żona. Przeraziły ją śmiertelnie. Co prawda nic nie mówi, w jej oczach widzę jednak przerażenie. I właśnie dlatego pragnę zbadać dokładnie tę całą sprawę.

Holmes uniósł papier do góry w ten sposób, by padały nań promienie słoneczne. Była to zwykła kartka wydarta z notesu. Znaki, wykonane ołówkiem, przebiegały w ten sposób:

 

 

Holmes przez pewien czas badał kartkę. Następnie złożył ją starannie i schował do portfelu.

 To zapowiada interesujący i niecodzienny wypadek — powiedział wreszcie. — Mr Cubitt, w swoim liście podał mi pan kilką szczegółów. Byłbym jednak panu bardzo zobowiązany, gdyby pan zechciał jeszcze raz wszystko opowiedzieć. Będzie to również z pożytkiem dla mojego przyjaciela, doktora Watsona.

 Ja zupełnie nie mam zdolności do opowiadania! — odparł nasz gość, nerwowo splatając i rozplatając swe wielkie, silne dłonie. — Jeślibym więc niezbyt jasno się wyrażał, proszę mnie zaraz pytać.

Zaczęło się to zeszłego roku po moim ślubie. Wpierw jednak chciałbym coś wyjaśnić. Nie jestem, co prawda bogaczem, niemniej posiadłość Ridling Thorpe już od pięciuset lat znajduje się we władaniu mego rodu. W hrabstwie Norfolk nie ma drugiej tak znanej rodziny jak nasza. Przed rokiem przyjechałem do Londynu na Jubileusz i zatrzymałem się w pensjonacie nad Russel Square, ponieważ zamieszkał tam również Parker, proboszcz naszej parafii. Przebywała tam także młoda dama, Amerykanka nazwiskiem Patrick, Elsie Patrick. Tak się jakoś złożyło, iż zawarliśmy znajomość i nim upłynął miesiąc, zakochałem się w niej na zabój. Bez przeszkód wzięliśmy ślub w urzędzie stanu cywilnego i jako para małżeńska wróciliśmy do Norfolku. Pomyśli pan zapewne, Mr Holmes, że to szaleństwo, aby człowiek z dobrej, starej rodziny w ten sposób brał sobie żonę, o której przeszłości ani rodzinie nic nie wie. Aby to jednak zrozumieć, musiałby pan ją zobaczyć i poznać.

Elsie była ze mną w tych sprawach zupełnie szczera. I muszę przyznać, że dała mi wszelkie szansę wycofania się, gdybym to chciał uczynić. „Miałam w swym życiu kilka bardzo nieodpowiednich znajomości, Hiltonie! — wyznała.

 Pragnę o tym wszystkim zapomnieć. Nie chcę już wracać wspomnieniami w przeszłość. To dla mnie bardzo bolesne! Osobiście nie mam się czego wstydzić. Jeśli mnie jednak weźmiesz za żonę, Hiltonie, to musisz się zadowolić wyłącznie moim słowem i zgodzić się na moje milczenie. Nie mówmy o tym wszystkim, co zaszło do momentu, gdy stałam się twoją. Jeśli warunki te uważasz za zbyt ostre, to wracaj do Norfolku i zostaw mnie samotną… taką, jaką mnie poznałeś”. Wszystko to powiedziała mi w przeddzień ślubu. Oświadczyłem, iż zgadzam się na jej warunki. I dochowałem ich.

Pobraliśmy się więc przed rokiem i byliśmy bardzo szczęśliwi. Jednakże mniej więcej przed miesiącem, pod koniec czerwca, dostrzegłem u niej po raz pierwszy oznaki niepokoju. Pewnego dnia żona moja otrzymała list z Ameryki. Zauważyłem znaczek pocztowy U.S.A. Zbladła śmiertelnie. Przeczytała list i rzuciła w ogień. Nie uczyniła potem na ten temat najmniejszej nawet wzmianki. Ja również milczałem. Słowo jest słowem. Ale od tej pory Elsie nie zaznała ani chwili spokoju. Na twarzy jej maluje się obawa, a z oczu wyziera strach, jakby czekała na kogoś niepożądanego. Lepiej by zrobiła, gdyby mi zaufała. Przekonałaby się wówczas, że jestem jej najlepszym przyjacielem. Ale skoro ona milczy, nie mogę poruszać tego tematu. Niech pan pomyśli, Mr Holmes, ona jest prawdomówną kobietą i chociaż miała zgryzoty w przeszłości, to przecież nie ma w tym jej winy. Ja natomiast jestem tylko zwykłym ziemianinem z Norfolku, ale nie ma chyba w Anglii człowieka, który by wyżej niż ja cenił honor rodziny. Ona wie o tym dobrze i wiedziała, nim mnie poślubiła. Jestem więc pewien, że nigdy go nie splami. Tak. A teraz przystępuję do zagadkowej części mej opowieści.

Zaczęło się mniej więcej przed tygodniem. W ubiegły wtorek zauważyłem na parapecie jednego z okien szereg małych, śmiesznych figurek, podobnych do tych na kartce. Narysowano je kredą. Myślałem, że to sprawa chłopca stajennego. Ale on nic o tym nie wiedział. Przysięgał. Jakimś więc niepojętym sposobem pojawiły się w ciągu nocy. Zmyłem je i jedynie mimochodem wspomniałem później o tym żonie. Ku memu zdziwieniu przyjęła to bardzo poważnie i gorąco mnie prosiła, abym pozwolił jej obejrzeć figurki przy następnej okazji. W ciągu tygodnia nic nie zaszło. Dopiero wczoraj znalazłem ten oto papier, leżący na zegarze słonecznym w ogrodzie. Gdy pokazałem go Elsie, padła zemdlona. Po odzyskaniu przytomności zachowywała się jak lunatyczka. Z oczu jej wyzierał obłędny strach. Wówczas zdecydowałem się, Mr Holmes, napisać do pana list i wysłać tajemniczą kartkę. Sprawy tej nie mogłem przekazać policji, ponieważ wyśmialiby mnie. Ale pan z pewnością wyjaśni mi, co to wszystko znaczy. Nie jestem człowiekiem bogatym; gdyby jednak mojej ukochanej żonie zagrażało jakieś niebezpieczeństwo, to wydobędę nawet ostatni grosz, aby ją bronić.

Co za wspaniała postać. Syn starej angielskiej ziemi, prosty, uczciwy, szlachetny, o wielkich, poważnych oczach. Na szerokiej, przystojnej twarzy malowały się miłość i zaufanie do żony. Holmes uważnie wysłuchał jego opowiadania. Teraz siedział jakiś zamyślony i milczący.

 Jak pan sądzi, Mr Cubitt? — rzekł w końcu. — Czy nie byłoby najlepszym wyjściem zwrócić się do żony i poprosić ją, by zawierzyła panu swą tajemnicę?

Hilton Cubitt potrząsnął przecząco głową.

 Przyrzeczenie obowiązuje, Mr Holmes. Jeśliby Elsie chciała mi się zwierzyć, to sama powiedziałaby o tym. Jeśli nie, to nie będę nakłaniał jej do wyznań. Mam jednak prawo działać na własną rękę i tak zamierzam uczynić.

 Wobec tego pomogę panu z całego serca. Przede wszystkim, czy nie widziano kogoś obcego w sąsiedztwie pańskiej posiadłości?

 Nie.

 Prawdopodobnie każda nowa twarz zwraca na siebie uwagę, bo to, zdaje się, bardzo spokojna miejscowość?

 Najbliższa okolica… tak! Lecz nie opodal znajduje się kilka uzdrowisk, a farmerzy wynajmują pokoje kuracjuszom.

 Hieroglify te niewątpliwie kryją w sobie jakąś treść.

Jeśli zaszyfrowano ją w dowolny sposób, to nie wiadomo, czy uda nam się rozwiązać zagadkę. Jeśli jednak szyfr ułożono metodycznie, to na pewno ustalimy treść. Ta próbka, niestety, nie wystarczy. Nic nie ,mogę zrobić. Ponadto historia, którą pan opowiedział, posiada za mało konkretnych punktów, które by dawały podstawę do wszczęcia dochodzenia. Proponuję więc, aby wrócił pan do Norfolku i dobrze obserwował, co się będzie działo. Gdyby znów ukazały się nowe tańczące sylwetki, za każdym razem sporządzi pan dokładną ich kopię. Wielka szkoda, iż nie mamy reprodukcji obrazków narysowanych kredą na parapecie. Trzeba dyskretnie zbadać, czy w sąsiedztwie nie ma jakichś przybyszów. Gdy pan coś nowego wykryje, wówczas proszę mnie znów odwiedzić. Jest to jedyna rada, Mr Hilton Cubitt, jakiej mogę udzielić panu w tej sytuacji. Jeśliby naglę coś się wydarzyło, to w każdej chwili będę do pańskiej dyspozycji. Mogę wówczas przyjechać do Norfolku i skomunikować się z panem.

Po tej rozmowie Sherlock Holmes dużo rozmyślał o sprawie Cubitta. W ciągu paru następnych dni kilkakrotnie widziałem, jak wyjmował kartkę z narysowanymi figurkami, a potem z wytężoną uwagą długo ją oglądał i badał. Nic jednak nie wspominał o całej sprawie przez jakie dwa tygodnie, aż dopiero któregoś popołudnia, gdy szykowałem się do wyjścia, zatrzymał mnie.

 Lepiej by było, gdybyś został, Watsonie,

 Dlaczego?

 Dziś rano otrzymałem telegram od Hiltona Cubitta. Przypominasz go sobie i jego tańczące figurki? Zajechał o godzinie 1:20 na Liverpool Street, Lada chwila może tu być. Zaszły jakieś nowe, ważne wypadki. Dowiedziałem się o tym z jego telegramu.

Nie czekaliśmy długo. Nasz dziedzic z Norfolku przybył bowiem co koń wyskoczy prosto z dworca. Wyglądał na bardzo zmartwionego i przygnębionego. Czoło miał pokryte bruzdami i zmęczone oczy.

 Ta sprawa działa mi już na nerwy, Mr Holmes! — powiedział osuwając się zmęczony na fotel. — Nie należy do przyjemności, gdy pana osaczają niewidzialni, nieznajomi ludzie, którzy mają jakieś nieokreślone zamiary wobec pana. Ale stokroć gorsze jest, skoro widzi pan, iż to stopniowo wpędza do grobu pańską żonę. To wprost przekracza granice ludzkiej wytrzymałości. Ona się tym zadręcza, zadręcza na moich oczach.

 Czy mimo to z niczego się nie zwierzyła?

 Nie, Mr Holmes, Ani słowem. Chociaż były chwile, że biedactwo już, już chciało powiedzieć. Niestety, w ostatniej chwili nigdy nie mogła się na to zdecydować. Starałem się przyjść jej z pomocą, ale przyznaję, czyniłem to bardzo niezręcznie. I ostatecznie tylko ją odstraszyłem. Nieraz mówiła o moim starym rodzie, o naszej reputacji w hrabstwie i o dumie z nieskazitelnego honoru. Za każdym razem czułem, iż zmierza ku tej tajemniczej sprawie. W końcu jednak rozmowa zbaczała zawsze na inny temat.

 A wykrył pan coś na swoją rękę?

 O, dużo, Mr Holmes. Mam kilka nowych rysunków tańczących figurek. Może pan je zbadać. A teraz najważniejsze. Widziałem tego osobnika.

 Co? Autora tych rysunków?

 Tak. Widziałem go nawet podczas rysowania; Pozwoli pan jednak, że opowiem wszystko, po kolei. Gdy wówczas po wizycie u pana wróciłem do domu, pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem następnego ranka, był nowy obraz tańczących sylwetek. Narysowano je kredą na czarnych, drewnianych, drzwiach magazynu. Znajduje się on obok trawnika i widać go dobrze z frontowych okien. Wykonałem dokładną kopię tego rysunku. Oto ona.

Rozłożył, papier na stole.

 

 

 Wspaniale! — rzekł Holmes — Znakomicie! Proszę, niech pan mówi dalej.

 Po sporządzeniu kopii starłem znaki, lecz za dwa dni pojawił się nowy napis. Oto on:

 

 

Holmes z radością uściskał mu dłonie i potrząsnął nimi.

 Och! Nasze materiały szybko rosną — powiedział.

 W trzy dni później następną wiadomość pozostawiono na zegarze słonecznym. Był to zagryzmolony skrawek papieru, przygnieciony kamieniem. Jak pan widzi, znaki są dokładnie takie same jak poprzednio.

Zdecydowałem się wreszcie czatować w zasadzce. Wyjąłem rewolwer i zająłem stanowisko w moim gabinecie, skąd rozpościera się widok na trawnik i ogród. Siedziałem przy oknie. Pokój tonął w ciemnościach, jedynie z zewnątrz padało światło księżyca. Wtem około godziny drugiej nad ranem usłyszałem za sobą kroki. Była to moja żona, ubrana w szlafrok. Nalegała, abym położył się do łóżka. Powiedziałem jej wówczas otwarcie, iż pragnę ujrzeć tego jegomościa, który, urządza nam tak głupie psoty. Starała się mnie przekonać, iż nie powinienem zwracać uwagi na bezsensowne żarty.

 Jeśli ci to rzeczywiście dokucza, Hiltonie, możemy wyjechać i w ten sposób uniknąć przykrości.

 Co? Mielibyśmy opuszczać nasz dom z powodu jakiegoś żartownisia? — odrzekłem. — Stalibyśmy się pośmiewiskiem całego hrabstwa.

 No, dobrze, chodź więc spać — powiedziała. — Możemy pomówić o tym rano.

Nagle, gdy jeszcze mówiła, ujrzałem w blasku księżyca, iż jej blada twarz staje się biała jak płótno. Drobna dłoń kurczowo zacisnęła się na moim ramieniu. W cieniu koło magazynu coś się poruszało. Ciemna, czołgająca się sylwetka wypełzła zza narożnika i przyczaiła się koło drzwi wejściowych. Zerwałem się z miejsca z rewolwerem w ręku. Wówczas jednak żona objęła mnie konwulsyjnie i z wysiłkiem powstrzymała. Usiłowałem odepchnąć ją, lecz uczepiła się mnie jeszcze mocniej, z jakąś dziwną desperacją. W końcu oswobodziłem się. Nim jednak otworzyłem drzwi i dobiegłem do magazynu, tajemniczy cień zniknął, pozostawiając nowy ślad swej obecności. Na drzwiach widniał podobny rysunek tańczących sylwetek, jaki już dwukrotnie się pojawił, a którego kopię sporządziłem. Poza tym nic innego nie znalazłem, choć szukałem wszędzie. Dziwna sprawa. Musiał on jednak w tym czasie być gdzieś w pobliżu. Gdy bowiem rano ponownie zbadałem drzwi, zauważyłem, iż znowu przybyło trochę rysunków. Pod rzędem figurek, który widziałem w nocy, zdołał on nagryzmolić jeszcze kilka znaków.

 Czy i ten nowy rysunek ma pan również?

 Tak! Skopiowałem go dokładnie. Jest zresztą bardzo krótki.

Znowu pokazał mi papier. Nowy rysunek dziwnych tancerzy wyglądał tym razem następująco:

 

 

 Niech mi pan teraz wyjaśni — rzekł Holmes, a po jego oczach poznałem, iż był bardzo wzruszony — czy ranny rysunek stanowił raczej dodatek do pierwszego, czy też wyglądał na odrębną całość?

 Znajdował się na drugiej połowie drzwi.

 Wspaniale! To dla nas najważniejsze. Spełniają się moje przewidywania. Teraz jednak Mr Cubitt, proszę, niech pan opowiada dalej. Pańskie opowiadanie jest niezwykle interesujące.

 Właściwie nie mam już nic więcej do powiedzenia, Mr Holmes. Mogę tylko dodać, iż owej nocy byłem zły na moją żonę. Przecież, gdyby mnie wtedy nie przytrzymała, chybabym złapał tego łajdaka, kryjącego się w ciemnościach. Bała się, aby nie spotkało mnie nieszczęście. Tak tłumaczyła swe postępowanie. Przez mgnienie oka przemknęło mi przez głowę podejrzenie: „A może ona obawiała się, aby to jemu nie przytrafiło się nieszczęście?” Trudno bowiem wyobrazić sobie, żeby nie znała tego człowieka i nie wiedziała, co oznaczają dziwaczne rysunki.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin