1988-11 - Żadło frontu N.pdf

(471 KB) Pobierz
Żądło frontu N
Eugeniusz Wawrzyniak
Żądło frontu N
Było słoneczne popołudnie wrześniowego dnia 1943 roku. "Jędrek", ubrany w podniszczony
uniform, jaki noszono wówczas w niemieckich zmilitaryzowanych przedsiębiorstwach
budowlanych: spodnie koloru feldgrau, trochę kusą zieloną marynarkę, wypłowiałą furażerkę,
która kiedyś też była zielona, i rozchlapane wojskowe buciory z cholewami - stanął na
wysepce tramwajowej.
W jednej kieszeni miał "Sonderausweis", czyli specjalną legitymację, a w drugiej
zaszyfrowany meldunek, który polecono mu dostarczyć na Powiśle w Warszawie. Na wpół
wojskowe firmowe ubranie, w jakie niemiecki okupant stroił obcokrajowców, oraz "żelazny"
dokument miały uchronić konspiratora przed szalejącymi wówczas w Warszawie łapankami i
niespodziewanymi rewizjami.
Zaryzykował i wsiadł do zatłoczonego tramwaju pierwszym pomostem od strony
motorniczego, gdzie nad wejściem wisiała tabliczka z napisem "Nur für Deutsche". Przeszedł
do oddzielonego barierką przedziału dla Niemców i oparł się o nią, obrócony
3
tyłem do dalszej części wagonu. W pewnym momencie poczuł, że coś go łaskocze w łydkę!
Gdy się to powtórzyło, sięgnął odruchowo do cholewy, za którą namacał zwitek papieru.
Chwila wahania i popchnął go dyskretnie głębiej. Niemal równocześnie siedząca po
"polskiej" stronie tuż przy barierce dziewczyna poderwała się gwałtownie, przepchnęła
457866226.001.png
bezceremonialnie w tył wagonu i wyskoczyła w biegu z tramwaju. "Jędrek" popatrzył za nią
podejrzliwie i na najbliższym przystanku wysiadł z tajemniczym zwitkiem. Okazało się, że
dzielna nieznajoma wzięła go za Niemca i zaczęła wsuwać mu za cholewę antyhitlerowską
gazetkę, przeznaczoną głównie dla niemieckich żołnierzy.
Pomyłka wynikła z tego, że kolporterka nie rozróżniała niemieckich uniformów. Gdyby
wydarzenie zaobserwował, jakiś Niemiec, mogłoby i to skończyć się źle tak dla dziewczyny,
jak i dla Jędrka". Dla niej każdy mężczyzna w mundurze jest Niemcem - pomyślał młody,
konspirator. W wiele lat później podrzuconą gazetkę skojarzył sobie z akcją "N".
Konspiracja w konspiracji W połowie 1940 r. przy Komendzie Głównej Związku Walki
Zbrojnej został utworzony VI Oddział, nazywany skrótowo BIP (Biuro Informacji i
Propagandy), kierowany przez mjr. "Dyrektora"
4
(Tadeusz Kruk-Strzelecki), a następnie przez płk. dypl. "Prezesa" (Jan Rzepecki).
Głównym zadaniem tej komórki było podtrzymywanie ducha w społeczeństwie i
oddziaływanie ideowopolityczne na żołnierzy ZWZ/AK przez wydawanie podziemnych pism,
m.in.: "Biuletynu Informacyjnego", "Agencji Prasowej", "Wiadomości Polskich". W grudniu
1940 r. powstał przy BIP Referat "N" (Niemcy), szerzący dywersję psychologiczną wśród
Niemców, przede "wszystkim zaś w wojsku *. Chodziło o sianie zamętu i niepokoju,
budzenie niewiary w ostateczne zwycięstwo oraz wywoływanie uczucia strachu przed
odpowiedzialnością za swe czyny. Do Referatu "N", oprócz ZWZ i ZHP - Szare Szeregi,
weszły: ZOR (Związek Odbudowy Rzeczypospolitej) oraz PZW (Polski Związek Wolności).
Od października 1941 r. uzyskał on status Samodzielnego Podwydziału "N" i działał w
zasadzie do wybuchu Powstania Warszawskiego.
Głównym ośrodkiem akcji enowej była Warszawa, gdzie znajdował się największy w
okupowanej Europie konspiracyjny zespół poligraficzny TWZW (Tajne Wojskowe Zakłady
Wydawnicze). Składał się on z 12 zakładów, m.in. z: drukarni prasowej obcojęzycznej,
dziełowej, służby pomocniczej.
Tu właśnie zaczęły wychodzić pisma redagowane w poprawnej niemczyźnie i sugerujące
czytelnikom,
* Źródła: Encyklopedia U Wojny światów*;', Warszawa 1975; Akcja JV", Warszawa 1972, CA KC PZPR oraz relacje
uczestników wydarzeń z opisywanego terenu.
5
że wydają je opozycyjne grupy niemieckiego podziemia. Prasę "N" podrzucano różnymi
sposobami do koszar, szpitali, Soldatenheimów (domy żołnierza), na front i do Rzeszy.
Wymownym świadectwem skuteczności akcji "N" był fakt zaangażowania się niemieckiego
kontrwywiadu w poszukiwaniu jej inspiratorów i wykonawców.
Trudno dzisiaj wymienić wszystkie tytuły czasopism, broszur, ulotek itp. drukowanych w
TWZW. Ich nakład w 1941 r. osiągnął ponad milion egzemplarzy. Bardziej znane tytuły to:
"Die Ostwache" ("Straż Wschodnia") - przeznaczona głównie dla Niemców przebywających
na terenie Generalnego Gubernatorstwa, "Der Hammer" ("Młot") - zmieniony następnie na
"Der Durchbruch" ("Przełom"), obydwa przeznaczone dla cywilnej ludności niemieckiej
zamieszkałej w Rzeszy, "Der Soldat" ("Żołnierz") zmieniony w styczniu 1942 r. na "Der
Frontkämpfer" ("Bojownik Frontowy") - wyłącznie dla niemieckich żołnierzy. Były także
pisemka satyryczne, jak "Erika" oraz trójkolorowy "Der Klabautermann" (legendarna zjawa
na tonącym statku). Drukowano również różne odezwy , ulotki, broszury, jak: "Der grösste
Lügner der Welt" ("Największy kłamca świata" - chodziło tu o Hitlera), "Der rotę Terror"
("Czerwony terror"), zmieniony następnie na "Marterpfahl" ("Męczeński pal") - pozornie
niemiecki periodyk antyradziecki, a w istocie ilustrowany rejestr niemieckich zbrodni,
"Solda-
6
tenbund-Hindenburg" ("Związek Żołnierzy -Hindenburg"), "Bilder für die Truppe"
("Obrazki dla wojska").Rozpowszechniano także sfałszowane zarządzenia Oberkommando
der Wehrmacht (Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych), "Urlauber Merkblatt" ("Wskazówki
dla urlopowicza"), gdzie podawano dezorientujące żołnierzy informacje o obowiązkach
podczas spędzania urlopu itp. Natomiast pisemko "Gesundcheits-Merkblatt der N.S. -
Ärztebundes" ("Wskazówki lekarskie") informowało m.in. o stosunkach żon żołnierzy
frontowych z funkcjonariuszami NSDAP i SS. Ukazała się także odezwa "National
Sozialistische Frauenschaft Ortsgruppe Köln" ("Narodowosocjalistyczna Organizacja Kobiet
w Kolonii"), w której niemieckie, kobiety zwracały się do swych najbliższych na froncie, aby
protestowali przeciw zmuszaniu ich żon, sióstr, córek i narzeczonych do współżycia
seksualnego z członkami nazistowskiej partii oraz łączenia się z cudzoziemcami pochodzenia
aryjskiego. Zalecano tam także, aby żołnierze frontowi bezwzględnie domagali się
regularnych urlopów. Tytuł odezwy brzmiał: "Unsere lieben-Frontsoldaten!" ("Nasi kochani
żołnierze frontowi!").
Duży ferment siały ulotki: "Unser Bundesgenosse - Italien" ("Nasz sprzymierzeniec -
Włoch"), "Unser Bundesgenosse - Japan" ("Nasz sprzymierzeniec - Japończyk"), "Ein Verrü
ckter an der Macht" ("Szaleniec u władzy"), "Die Neuordnung Europas"
7
("Nowy ład w Europie
Oesterreichischer Freiheitsfront" ("Austriacki Front Wolności”) Der Windmacher"
("Szarlatan") oraz rozsyłane volksdeutschom fikcyjne powołania do wojska. Były także
pisemka i ulotki szerzące dywersję psychologiczną w językach: włoskim "Guera Mondiale"
("Wojna światowa"), "Europa nuova da Hitler" ("Nowa Europa Hitlera"), węgierskim
"Magyar Katona!" ("Węgierski żołnierzu!"), czeskim, hiszpańskim, rosyjskim i polskim ("Die
Zukunft - Przyszłość", przeznaczona dla volksdeutschów nie znających dobrze języka
niemieckiego). Pismo to, w przeciwieństwie, do innych jednoznacznie twierdziło, że jest
wydawane przez polskie podziemie, i prowadziło m.in. rejestr tych, których czeka kara za
zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu.
Materiały do tych pism były opracowywane na podstawie odpowiednio spreparowanych
artykułów niemieckiej prasy, a ich styl i słownictwo odpowiadało narzeczom występującym
w języku niemieckim. Tłumaczyli je i redagowali ludzie konspiracji, którzy od dzieciństwa
mieli do czynienia z tym językiem i chodzili do niemieckich szkół. Opracowywali je także
tłumacze i dziennikarze - germaniści.
Podrzucano również żołnierzom Wehrmachtu, jadącym na front wschodni, artystycznie
podrobione przez znakomitego rysownika "Malarza", "Miedzę" | (Stanisław Tomaszewski)
banknoty 5-ostmarkowe v(niemieckie pieniądze wydawane na okupowanych j terenach
wschodnich). W treść napisów na banknotach wplatano m.in. teksty: "Pięć ostmarek otrzyma
odszkodowania Twoja rodzina, gdy zginiesz na froncie. Hitlerowska rzeźnia", "Szanuj życie -
myśl o swoich dzieciach", "Szanuj swoje życie i wolność".
Pierwszym szefem Centralnej Redakcji "N" był "Notecki" (Jan Kawczyński), aresztowany 13
lipca 1942 r. i po śledztwie, które nic nie wniosło, osadzony w Oświęcimiu. Zmarł wkrótce po
zakończeniu działań wojennych na gruźlicę, której nabawił się w obozie.
Akcja "N" ze zrozumiałych względów nie była szerzej znana społeczeństwu polskiemu.
Chodziło wszak o to, aby obejmowała głównie niemieckie społeczeństwo i wojsko. Ludzie
pracujący w akcji "enowej" byli dokładnie sprawdzani i musieli składać drugą przysięgę -
była to więc jakby konspiracja w konspiracji.
Kolporterzy "enowej" prasy przechodzili specjalne przeszkolenie, na którym pouczano ich
między innymi, jak się mają zachowywać w razie ujęcia z prasą "N". Zeznania musiały być
nie zmieniane i nie wolno było zdradzać się znajomością niemieckiego języka, chyba że
kolportera ujęto na terenie Rzeszy. Poza tym istniała tzw. żelazna zasada, aby kolporter
"enek" nie miał przy sobie gazet czy pisemek w języku polskim.
Prasa "N" wysyłana była z Warszawy głównie do stolic dystryktów (okręgi) w Generalnym
Gubernatorstwie, tj. do Krakowa, Radomia, Lublina i Lwowa.
9
Przerzucano ją także do Wiednia, Hamburga, Berlina itd. Można bez przesady stwierdzić, że
rozpowszechniana była od zaplecza frontu wschodniego aż do granicy niemiecko-francuskiej.
Po rozbiciu w maju 1943 r. niemieckiego "Afrika Korps" i wyrzuceniu Niemców z Afryki
głośną akcją "enową" było pisanie na murach słowa "Victoria" (zwycięstwo). Po raz pierwszy
uczynili to Anglicy, a zaraz po nich podjęła akcję prasa "N". Natomiast od września tego
samego roku zaczęto w Polsce pisać na murach słowo "Oktober" (październik) w celu
przypomnienia niemieckiej klęski i kapitulacji w czasie I wojny światowej w 1918 roku.
Obok napisu rysowano często swastykę wiszącą na szubienicy lub dopisywano słowo
"kaputt" (stracony, zniszczony, unicestwiony). Niemcy podjęli szybko kontrakcję, dopisując
przed słowem "Oktober" liczbę "26" oraz uzupełnienie: "Vier Jahre GG", co miało znaczyć:
"26 października - cztery lata Generalnego Gubernatorstwa". Reakcja "enowska" była
natychmiastowa. Przed słowem "vier" dopisywano "nur", czyli "tylko". Cały więc napis
zmieniał sens.
Odpowiedzią okupanta na polską "Victorię" było masowe rozpowszechnianie niemieckich
napisów i plakatów "V", co miało symbolizować zwycięstwo Trzeciej Rzeszy. Niemiecka
kontrpropaganda przybrała wówczas nie spotykane wcześniej rozmiary. Na kilku placach i
skwerach Warszawy ustawiono olbrzymie mapy ilustrujące front wschodni, na których co
kilka dni zaznaczano, jakie nowe tereny zajął
10
Wehrmacht. W kinach letnich oraz stałych wyświetlano kroniki wojskowe. W trakcie przerw
w projekcji spiker chełpliwie ogłaszał: "Niemcy walczą i zwyciężają na wszystkich frontach".
Na kotłach parowozów rysowano od czoła olbrzymią literę "V", a po obu jego bokach
umieszczano plansze z napisami: "Räder müssen rollen für den Sieg" ("Koła muszą się toczyć
aż do zwycięstwa"). Podziemie dopisywało więc, gdzie tylko mogło, do litery "V" słowa
"Vaterland verloren" ("Ojczyzna ginie"). Malowano także rozchyloną brzytwę w kształcie
litery "V,, z wyciągniętą ku niej ręką opatrzoną swastyką i dopisywano: "Tonący brzytwy się
chwyta".
Autorami tych napisów byli głównie harcerze. z Szarych Szeregów działający w Referacie
"N". Oni także, jeszcze w ramach "małego sabotażu", przerobili napis nad niemieckim biurem
werbunkowym mieszczącym się w lokalu przedwojennej kawiarenki "Moja maleńka", przy
zbiegu ulic Nowego Światu i Świętokrzyskiej. Napis, wołający wielkimi literami: "Jedźcie z
nami do Niemiec", przemalowano na: "Jedźcie sami do Niemiec". Głównym wykonawcą tego
śmiałego czynu był phm. "Rudy" (Jan Bytnar). Używał przy tym specjalnego pisaka własnej
konstrukcji, nazwanego wiecznym piórem. Na ów pomysłowy pisak składała się niewielka
blaszana banieczka z wystającą przy dnie rurką z wojłokowym knotem. Wlewana do
banieczki farba spływała po knocie, umożliwiając pisanie. Dodatkowe wyposażenie
"wiecznego pióra", dającego się ukryć pod
11
marynarką, stanowiło kilka nasadzanych na siebie na I wzór składanej wędki patyków
(segmentów), które po złożeniu sięgały do około 4 metrów *.
Kim oni byli?
Zanim utworzono na terenie Warszawy Referat "N", już w 1940 r. w kilku rejonach
okupowanego [ kraju podjęto próby samorzutnego odbijania na powielaczach oraz
drukowania odezw i ulotek przeznaczonych w zasadzie dla niemieckich żołnierzy ' i
volksdeutschów. Miały one także podnosić ducha w polskim społeczeństwie.
I tak, na przykład w nocy z 15 na 16 maja 1940 r. w Tomaszowie Mazowieckim i jego
okolicy zostały rozrzucone ulotki w języku polskim zatytułowane: o "Orędzie angielskie do
Polaków". Wykonało je powstające tutaj podziemie. Z uwagi jednak na daleko posuniętą
konspirację nie udało się dotychczas i ustalić, kto redagował ulotkę oraz kto ją drukował | i
kim byli kolporterzy.
Według niepotwierdzonych informacji miały one, być dziełem "Okierskiego" (Tadeusz
Nizwald), "Koguta" (Jan Klimkiewicz), "Czarnego" (Adam Barczak) i kilku dalszych osób
z podziemnych grup: ZAP (Związek Armii Polskiej), ZPN (Związek Polski
* O tej akcji napisano w podziemnym "Biuletynie Informacyjnym" nr 17 z 30 kwietnia 1942 r.
12
Niepodległej), ZOR (Związek Odbudowy Rzeczypospolitej), które w marcu 1940 r. przeszły
pod komendę ZWZ, a następnie AK.
Ulotki rozrzucono na polach i w ogrodach między ul. Nowowiejską i Michałówkiem, na
terenie fabryki sztucznego jedwabiu oraz na terenach pobliskich wsi: Zawada, Godaszewice,
Chorzęcin. Już od wczesnego świtu Niemcy starali się skrupulatnie je wyzbierać, grożąc za
ich posiadanie surowymi represjami - aż do kary śmierci włącznie. Kilkanaście nieostrożnych
osób aresztowano.
W ulotce zamieszczono wzmiankę, że zrzucono ją z angielskich samolotów, co szczególnie
zaniepokoiło volksdeutschów.
A oto treść pierwszej strony ulotki:
"Orędzie angielskiego Polaków
Polacy! My, lotnicy angielscy, przynosimy Wam następujące orędzie:
Nie zapomniano o Was. Sojusznicy Wasi wiedzą o Waszych cierpieniach i o tym, że duch
Wasz, pozostaje niezłomny.
Niezadługo nadejdzie dzień, kiedy znowu stanowić będziecie o swoich losach i przystąpicie
do odbudowy Waszej Ojczyzny. Wasi brytyjscy i francuscy sprzymierzeńcy zdecydowani" są
w swoim postanowieniu, że niepodległość Narodu Polskiego musi być przywrócona, a Polska
- zająć z powrotem należne Jej miejsce wśród wolnych i równych państw Europy.
Rząd Polski istnieje i urzęduje chwilowo na ziemi sprzymierzonej z Wami i z Nami Francji, a
głównym
13
Zgłoś jeśli naruszono regulamin