Komedia omyłek.pdf

(1780 KB) Pobierz
Microsoft Word - Komedia pomyłek
Komedia omyłek
- 1 -
637443807.007.png 637443807.008.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ta kobieta musi być kompletnie szalona. Nie mogła wybrać
bardziej widocznego punktu na hodowlę marihuany, jej dom znajdował
si ę przecież przy głównej ulicy niewielkiego miasteczka na północy
stanu Georgia.
Oczywiście nie mogła wiedzieć, Że agent FBI Edward Cullen był
właśnie w odwiedzinach u matki, która mieszkała po drugiej stronie
ulicy. To, Że przebywał na urlopie, nie zwalniało go· jednak z czujności,
dlatego nie mógł udawać, iż nie zauważa tak ewidentnego i bezczelnego
łamania prawa, zwłaszcza, Że działo si ę to tuż pod jego nosem.
Stał w szerokim oknie domu matki, przyglądając się z
niesmakiem, jak Marihuanowa Bella troskliwie pielęgnuje zakazane
roślinki. Owszem, doskonale wyglądała w beżowych szortach i
kremowej koszulce na ramiączkach. Istotnie, miała śliczną, gładką,
lekko opaloną skórę, no i te cudowne kobiece kształty... Wynajmowała
nieduży dom, jeździła absurdalnie drogim volkswagenem w kolorze
groszku, z miękkim, składanym dachem. Zastanawiał si ę , kim też
może być z zawodu. Z tego, co się dowiedział od matki, mieszkała tam
zaledwie od trzech miesięcy. W sam raz, by posadzić flance marihuany
i doczekać si ę zbioru. Ze też nie zadała sobie nawet trudu, by je
schować za rządkiem tych ładnych krwistoczerwonych kwiatów.
Edward nie interesował si ę nigdy ogrodnictwem, wi ę c nie miał
pojęcia, co też jeszcze rośnie w ogródku vis-a-vis, jednak konopie
indyjskie rozpoznał na pierwszy rzut oka. W końcu w pracy widział je
wiele razy na zdjęciach i rysunkach.
- Ed, gotowa jestem pomyśleć, Że zakochałeś się w tej dziewczynie z
naprzeciwka – stwierdziła matka, tłukąc gotowane kartofle na obiad.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo od trzech dni gapisz si ę na nią z okna.
- Nie zakochałem si ę . - Podniósł si ę z krzesła i przeciągnął. - Wiesz
może, jak ona ma na
nazwisko?
- Swan. Bella Swan. Niestety, nic wi ę cej o niej nie Wiem.
- A do kogo należy ten dom?
- Do Harrego Henry'ego. Czemu pytasz?
- Tak sobie.
Przeczesał palcami niesforne czarne włosy i uśmiechnął si ę do matki.
Od chwili przedwczesnej śmierci ojca, kiedy to Ed był zaledwie
sześciolatkiem, byli tylko we dwoje. Aby mieli co jeść i gdzie mieszkać,
Esme pracowała na dwóch etatach, jako reporterka w lokalnym
dzienniku oraz felietonistka w regionalnym magazynie. Kiedy Edward
miał dziesięć lat, podjął pierwszą pracę, czyli roznosił gazety, a w wieku
szesnastu lat zatrudnił się na pełnym etacie, by wesprzeć domowy
- 2 -
637443807.009.png 637443807.010.png
budżet. Tak więc można by powiedzieć, Że jego przeznaczeniem była
praca, praca i jeszcze raz praca.
Jedynym minusem stanowiska, jakie do niedawna zajmował w
służbach specjalnych, a obecnie w FBI, była rozłąka z matką. Na
szcz ęś cie Esme nie przesiadywała samotnie w
domu, tylko z zapałem uczestniczyła w parafialnych akcjach
charytatywnych, a także spotykała si ę z przyjaciółmi. Od czasu do
czasu pisywała też do gazet, i choć nie zajmowała si ę juz sprawami
bieżącymi, miała nadal wiele kontaktów w przeróżnych kręgach,
włączając w to środowiska, o których Edward wolał zapomnieć.
- Ciągle się spotykasz z tym handlarzem bronią? - zapytał ni z tego, ni
z owego.
Drobna, siwowłosa Esme o szelmowskim spojrzeniu uśmiechnęła się
pobłażliwie.
- Nigdy mu nie udowodniono jakiegokolwiek związku z tą sprawą.
Zresztą od tamtej pory
si ę zmienił, bardzo si ę wyciszył. Teraz nawet wykłada w college'u.
- Niesamowite! A czego konkretnie uczy?
- Etyki.
Edward wybuchnął gromkim śmiechem.
- Żartowałam. - Postawiła na stole półmisek z gorącym daniem. -
Wykłada prawo karne.
- Jeszcze lepiej.
- Wielu młodych ludzi ma na pewnym etapie swego Życia kłopoty z
prawem. - Spojrzała na syna wymownie.
- Ja przynajmniej byłem na tyle przyzwoity, Że zdemolowałem własny
dom, a nie cudzy.
- I dość rozsądku, by przewidzieć, Że bliższe kontakty z osobami nie
stroniącymi od narkotyków mogą cię wpędzić w kłopoty - zgodziła się. -
Ale chyba nigdy przedtem i nigdy potem aż tak się o ciebie nie bałam
jak wtedy, gdy znalazłeś się w sądzie. Jako dziennikarka
od dziesięciu lat zajmowałam się takimi sprawami, więc dobrze
wiedziałam, czym to pachnie.
- Ale potem zachowywałem się już wzorowo. - Uścisnął ją serdecznie. -
A teraz ścigam takich gagatków.
- Teraz ścigasz znacznie poważniejszych przestępców. Jestem z ciebie
dumna.
Doskonale sobie poradziłeś z tym hakerem z Teksasu. Sama słyszałam,
jak prokurator generalny cię chwalił.
- Tak, to było coś. - Pokiwał z zadowoleniem głową·
- Tylko błagam, uważaj na siebie. - U siadła do stołu. - Dość się
nadenerwowałam, gdy pracowałeś przy ochronie zagranicznych
dygnitarzy. Na samą myśl, Że będziesz się zajmował tropieniem
morderców, dostaję gęsiej skórki.
- 3 -
637443807.001.png 637443807.002.png
- Spójrz na to z drugiej strony. Dzięki temu mogłabyś wrócić do gazety
i pisać o aktualnych wydarzeniach, bo zapewniłbym ci stały dopływ
rzetelnych, choć nieoficjalnych informacji.
Przyznasz, Że to ciekawsze niż zachwycanie się gigantyczną dynią,
która urosła na grządce miejscowego ogrodnika.
- Dziękuję bardzo, wolę spać spokojnie. - Nalała kawy do dwóch
filiżanek. - Bardzo mi się podoba, Że już nie muszę przerywać
odpoczynku, Żeby pędzić na miejsce zbrodni ani
wnikliwie wsłuchiwać się w przemowy polityków, którzy próbują
wszystkim wmówić, Że nowa ustawa, tak naprawdę kompletnie
bezsensowna, w praktyce się sprawdzi. Tematy
ogrodnicze są znacznie przyjemniejsze, a nie wymagają takiego
zachodu.
- Słuszna uwaga.
- Poza tym zarabiam teraz więcej niż przed odejściem na emeryturę. To
chyba najpoważniejszy argument.
Edward skinął głową. Z tym nie dało się dyskutować, więc zabrał się do
jedzenia.
- A tak naprawdę, to czemu przyglądasz się tej Bella Swan? - zagadnęła
po chwili Esme. - Czyżbyś wiedział coś, czego nie wiem ja?
- Jeszcze nie. Ale mam przeczucie, Że to tylko kwestia czasu.
Następnego dnia poszedł się zobaczyć z Harrym Henrym, który
prowadził agencję nieruchomości.
Bez zbędnych wstępów zapytał go o nową sąsiadkę matki.
- Czyżby miała jakieś kłopoty z prawem? - zaniepokoił się Greg, jako Że
dla nikogo z tych
stron nie było tajemnicą, czym zajmuje się Edward.
- A skąd niby mam to wiedzieć? - Wzruszył ramionami. - Dlatego
właśnie pytam.
Grek otworzył teczkę Bella Swan.
- Pochodzi z Ashton, małego miasteczka na południe od Atlanty. Nie
figuruje na liście dłużników. Ma doskonałe referencje, choć od
dziwnych ludzi.
- Dziwnych? To znaczy?
- Były rewolucjonista z Ameryki Południowej, nawiedzony kaznodzieja,
znany z niedzielnego programu w telewizji, kontrowersyjny pisarz,
który do niedawna miał swoją kolumnę w jednym z nowojorskich
dzienników.
Edwarda zaintrygowały te informacje. Kim była kobieta, która ma
takich przyjaciół? Niestety Greg nie wiedział, jaki zawód wykonuje
Bella Swan, uśmiechnął si ę tylko dziwnie. Edwardowi nie pozostało
więc nic innego, jak przespacerować się na posterunek policji, którym
dowodził jego dawny kolega ze szkolnej ławy.
Jack Black nie krył rozbawienia, słysząc, gdzie dawno niewidziany
kolega znalazł zatrudnienie.
- 4 -
637443807.003.png 637443807.004.png
- FBI? - powtórzył ze śmiechem. - Nigdy bym nie pomyślał, Że tam
trafisz. Zawsze wydawało mi się, Że przyjmują tylko rozsądnych,
dobrze ułożonych, przewidywalnych ludzi.
- Może rozsądnych i dobrze ułożonych tak, ale z moich obserwacji
wynika, że zdecydowanie preferują tych nie przewidywalnych.
- A nie pracowałeś jeszcze do niedawna w służbach specjalnych?
Doszły mnie słuchy o jakimś skandalu, w który byłeś zamieszany. Za
karę wysłali ci ę chyba na bagna Okefenokee, żebyś tam ochraniał
wiceprezydenta, prawda?
- To bzdurne plotki. Zgłosiłem się na ochotnika. Uwielbiam bagna.
- Naprawdę? - Jack spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
- Nieważne. Słuchaj, naprzeciwko mojej matki mieszka kobieta, która
hoduje zakazane rośliny. Na domiar złego przy samej drodze.
- Zakazane, czyli jakie?
- Takie, którymi można się solidnie odurzyć.
- Więc przyjrzyjmy się tym roślinkom.
Pojechali nieoznaczonym policyjnym samochodem, ale gdy zaparkowali
przed bramą, Belli Swan przywitała ich wesołym uśmiechem.
- Dzień dobry, policjo! - Podniosła się z kolan i otrzepała ręce, bo właśnie
pieliła grządki. - Spóźniliście się. W zeszłym tygodniu sama przyznałam się
do przekroczenia prędkości, ale skończyło się tylko na ostrzeżeniu. Nie
można dwa razy karać za to samo.
- Nie chodzi o wykroczenie drogowe. - Jack zerknął na grządkę i posłał Belli
Swan wymowne spojrzenie. - Czy naprawdę muszę ci tłumaczyć, dlaczego
powinnaś je jak najszybciej wyrwać i zniszczyć?
- Nie to tylko ... ! - zaprotestowała.
- Są zakazane i wiesz o tym doskonale - przerwał jej stanowczo.
- Ale takie ładne ... - westchnęła.
- Prawo jest prawem. Naprawdę chcesz, żebym przysłał moich ludzie, by je
wyrwali?
- Obejdzie się, dziękuję. Jak widzisz, nie boj ę się brudnej roboty. Nie i tak
bym nie wiedziała, co z nimi dalej zrobić.
- Ja też, ale to nie zmienia postaci rzeczy, Że są nielegalne. Nie dalej jak
tydzień temu kazaliśmy Jeanette, to dwa domy dalej, zlikwidować całą
grządkę. Nie mogę dla ciebie zrobić wyjątku.
- Dobrze już, dobrze - ustąpiła z ciężkim sercem. - To on cię na mnie nasłał,
prawda? - Posłała Edwardowi wściekłe spojrzenie. - Widziałam, jak się
gapił z okna matki. To jakiś ogródkowy kapuś czy co?
Jack zakrył usta dłonią, choć Edwardowi wcale nie było do śmiechu.
- Pani złamała prawo - stwierdził oschłym tonem. - Z tego co widzę, robiła
to jak najbardziej świadomie. Jestem agentem specjalnym FBI.
- Nie wiedziałam, Że w nazwie pana firmy zaszła zmiana i Federalne
zmienili na Florystyczne Biuro Śledcze.
- 5 -
637443807.005.png 637443807.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin