Wampir Maskarada Victorian Age.doc

(3644 KB) Pobierz
Spis Treści

Spis Treści

 

Preludium: Powrót Przeistoczenie Adama, lub Podbój Niewinnci              e Podboje  42

Rozdział Pierwszy1: Imperium Pprzedo Zmierzchu              Nightfall  141

Rozdział 2 Drugi: Klany                4857

Rozdział Trzeci3: Postacie              e 1127

Rozdział Czwarty4: Ścigając Zachód Słońca              12849

Rozdział 5Piąty: StorytellingNarracja              21707

Rozdział Szósty6: Antagoniści              192235

[1]

 


Preludium:

Powrót Przeistoczenie Adama,,

lub Podbój Niewinne Podbojeci

 

 

Było to w porze deszczowej, prawie 4 dekady od kiedyczasu, gdy mój grób zmienił się z powoduokoliczności, gdyż miałem mego powrotuwracać do Londynu. Był to, jak wspomniałem, szczególnie sztormowy sezon, i w samą noc mego przybycia, gdy mój okręt obrał drogę w górę cuchnącymi wodami Tamizy, miastu wydawało się pasować przywitanie mnie bez żadnego określonego porządku – mgłą, opadami, piorunami i wiatrem o zadziwiającej gwałtowności. To były honory które łaskawie przyjąłem. Z mego punktu widzenia, była to należność dla mnie jako dla powracającego dygnitarza wieczornych godzin. Dzicze Europy Wschodniej, pełne jak zawsze bestialskich barbarzyńców (którzy wcześniej zaszlachtowali dla sportu moją śmiertelną ukochaną towarzyszkę) z jednej strony i przesądnych chłopów z drugiej, nie należały do moich ulubionych miejsc. Najgorszy Londyński sztorm był słodszy dla mnie niż najczystsze letnie noce w Styrii, skąd zresztą wróciłem.

 

              Poprzez pośrednika, zorganizowałem kwaterę w prywatnej rezydencji jakiegoś wiekowego i związanego z krajem pomniejszego lorda o imieniu Trobury, który podróży do Londynu nie postrzegał już jako wartej wysiłku. Te piękne apartamenty, choć więcej niż komfortowe, zostały bezwzględnie umiejscowione z dala od jakichkolwiek ważniejszych dróg, w sąsiedztwie, które doświadczyło widocznie znaczącego pogorszenia się statusu majątkowego w ostatnich latach. Bez właściwego utrzymania, budynki te i inne w pobliżu ulicy ujawniają wymowną podupadłość, nawet w bladym świetle lamp gazowych. Ulice cierpią na brak czegokolwiek, co jest podobne do zdrowego wyglądu, i fakt ten nie martwi mnie wcale. Ani rozpustnica ani kochanka nie stanowi zagrożenia dla mojego dobrobytu, choć jestem skłonny, w godzinie przeznaczenia, zaskoczyć jedną z nich. Podobnie, jeśli ktoś stawia się w czyjejś sytuacji, w której będzie całkowicie odgrodzony od rzeczywistego zagrożenia, wtedy ten ktoś już został osaczony przez problemy istnienia i może równie dobrze uznawać równie wiele i zostać pochowanym ze wszystkimi należnymi honorami.

              Z mej kieszeni, wydobyłem klucz do drzwi mego nowego sanktuarium. W korespondencji z mym pośrednikiem, byłem bardzo szczegółowy co do mego lokum, szczególnie co do pewnych... niezwyczajnych elementów.

              Obszedłem dookoła przycupniętą wieżę, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Miejsce było równocześnie proste, solidne i skromne. Jako że byłem skrupulatny w wymaganiach, została ona wzniesiona z dość masywnego kamienia. Wspominając o agresywnym kryminalnym elemencie Londynu, zażyczyłem sobie, aby wszystkie ostrołukowe Gotyckie okna zostały zabite przed mym przybyciem, w interesie mego osobistego bezpieczeństwa. Od zewnątrz, miejsce to wygląda bardziej na wieżę więzienną lub opuszczoną fortecę.

              Fasada spotkała się z moją aprobatą, otworzyłem więc olbrzymie dębowe drzwi. Pojedyncza lampa olejna, o którą poprosiłem, rzucała niewiele światła, ledwie przepędzając cienie do swych narożników. Podniósłszy ją, zwiedziłem swoje nowe pokoje.

Różne komnaty były prawie tak zbytkownie wyposażone jak u Dionizjan[2]. Jedwab i aksamit były jedynymi dostrzegalnymi tkaninami. Tarasując widok na scenę, ostrołukowe brudne okna były przepięknej misternej roboty, i jeślibym kiedykolwiek zmęczył się patrzeniem na nie, mogę zawsze opuścić ciężkie aksamitne draperie. Każdy kolor w tym pokoju był tak bogaty i głęboki, jak tylko pozwala na to sama natura, i sam pokój był piękny, choć ściany były tak zajęte draperiami, arrasami i ekscentrycznymi starymi obrazami, że wydawało się to dla wszystkich obecnych w pomieszczeniu trochę klaustrofobiczne. Duże stojące lustro w buduarze służyło jedynie do zwielokrotnienia odczucia bogactwa w pokoju.

              Po kilku koniecznych sprawach związanych z zamieszkaniem, przywdziałem pelerynę i udałem się spowrotem w noc. Wiele jest do zrobienia w tym starym, nowym mieście.

              Gdy ruszyłem w ruchliwsze i jaśniejsze ulice, wydało się to tak trudne, jakbym chodził między rzędami dziwek. Tkwią w drzwiach i przepływają do i z bocznych uliczek jak koty, często z towarzyszącym cieniem wyglądającego na zdenerwowanego człowieka, którego zabawiają. Pewna młoda i delikatna ulicznica miała na tyle zuchwałości by zastąpić mi drogę.

              „Ubrany jest szanowny pan zupełnie dobrze. Zbyt dobrze jak na te tereny. Szuka pan czegoś, rzekłabym. Ma ochotę powierzyć to losowi?

              Udałem nieśmiałość, wlepiając wzrok na przemian to w ziemię to w jej łono, więc ona zrobiła się bardziej śmiała i wzięła mnie za rękę.

              Ma szanowny pan zimne dłonie.”

              „Jestem pewna, że będzie mógł je ogrzać dzięki mnie, mój kochany.”

              Oczy też, tego również jestem pewna. Jest taka miła ciepła alejka, którą mogę panu pokazać tuż obok, jeśli ma pan ochotę za mną podążyć. Pozwoli swym rękom naprawdę się ogrzać.

              Podążyłem za nią, i wróciłem chwilę później z tej ocienionej bocznej uliczki, znacznie bardziej ogrzany dzięki jej poświęceniu. Wkrótce uderzyło we mnie jasne światło i zatłoczona ulica, a niedawny wspaniały blask mego wyglądu pozwolił mi wejść między bardziej uczciwych obywateli Londynu bez alarmowania bardziej podejrzliwych z nich. Mój głód został zaspokojony, nadszedł więc czas, by poszukać towarzystwa. Nie mogłem przedstawić się nocnej społeczności Londynu bez uczynienia tego.

              Stosowne towarzystwo dla dżentelmena nie może być znalezione pomiędzy motłochem. Z drugiej strony, dumny jestem z posiadania niezwykle subtelnego smaku w tej materii. Szybko doświadczyliśmy zimowego przesilenia, i choć było trochę ciemno przez jakiś czas, nie było jeszcze szczególnie późno, i zdarzały się jeszcze pary spacerujące ramię w ramię w dół wielu z bardziej ludnych ulic.

              Światła tego pięknego miejsca, gdzie piękni ludzie podążają pięknymi ulicami wystrojeni, wydają się przeganiać ciągłą mgłę, dym i rozpacz, z której Londyn jest znany. Od początku na takich ulicach było tak, że ci, co mają, spotykają się z innymi sobie podobnymi, aby dyskutować o brudnych i niewyedukowanych tych, którzy nie mają. Człowiek o imieniu Marx nie tak dawno napisał książkę w tej materii, która całkiem często bywała tematem rozmów pomiędzy czystą i wyedukowaną klasą wyższą.

              I tam, w środku tych wszystkich wędrujących par, byłem ja, ktoś z przesądnych opowieści starych żon, kroczący pomiędzy nimi, obserwujący ich piękne drogi, ich sympatyczny, pusty szczebiot, ich sztywne i wymowne maniery, ich rażącą hipokryzję, ich zdławione, nie do opisania pragnienia. Gorliwi studenci codziennych zachowań mogą zajrzeć do ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin