Krahn Betina - Spisek.pdf

(1770 KB) Pobierz
7482142 UNPDF
BETINA KRAHN
7482142.001.png
Przełożyła
Bożena Stokłosa
7482142.002.png
Prolog
Londyn 1882
Zatrzepotała rzęsami, a on musnął ustami jej ucho.
Westchnęła.
Uśmiechnął się do niej. Była zdenerwowana. Był taki roznamięt-
niony.
Obsypywał ją pocałunkami.
Koronki zsuwały się jej z ramion, a skromność ulatniała, w miarę
jak ustępowały kolejne guziczki. Troska o dobrą opinię nie wy­
trzymała próby, bo z ciała opadła spódnica, stanik, halka, turniura
i gorset, a z nóg zostały zdjęte zapinane na guzik pantofle. Fiszbiny
gorsetu, muślin, satyna i czarne jedwabne pończochy poddały się,
choć nie bez oporu, wraz z mnóstwem zatrzasków, haftek i tasiemek,
ukazując podniecającą zmysły perłową skórę.
Pokój oświetlało przytłumione światło lampy gazowej. Kochanko­
wie porzucili ubrania na podłodze i skierowali się w stronę nakrytego
pościelą puchowego materaca. Przyklękając na miękkim łożu,
mężczyzna przyciągnął do siebie kobietę. Czuła się niepewnie. Gdy ją
objął, zwilżyła usta językiem i osłoniła rękoma nagie piersi. Spojrzała
na drzwi wynajętego pokoju, a potem na kochanka, czujna i zalękniona.
- Nie ma się czym niepokoić, najdroższa - powiedział cicho,
unosząc jej dłoń do ust. - Zerknął na drzwi, uśmiechnął się znacząco
i zapewnił: - Nikt nie zna tego miejsca... A właściciel to człowiek
najbardziej dyskretny pod słońcem. Absolutnie nic ci tu ze mną nie grozi.
5
- Ufam ci z całego serca, kochany - wyznała drżącym głosem;
oddychała z trudem. - Chodzi tylko o to, że... tak dawno tego nie
robiłam. I tak się boję...
- Z całą pewnością nie mnie, najsłodsza. - Objął jej talię,
zmuszając, by znowu spojrzała mu w oczy. - Wolałbym umrzeć, niż
narazić cię na najmniejszą przykrość.
- Nie to miałam na myśli. - Znowu przymknęła powieki i zaru­
mieniła się. - Mój nieboszczyk mąż nie należał do namiętnych.
- Aaa. - Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem i uniósł
jej podbródek. - Nie musisz się niczego obawiać, mój rozkoszny
aniele. Fakt, że spotykasz się tu ze mną, to niezbity dowód,
że oddałaś mi serce. - Położył dłoń pod jej piersią i ogarnął
kobietę gorącym spojrzeniem. - Czego jeszcze mógłbym chcieć?
- Przesunął palce na rozkoszny wzgórek okryty zaledwie cienkim
przejrzystym materiałem.
Pod wpływem tej pieszczoty kobieta zadrżała i zabrakło jej tchu.
Gdy zaczął ją gorąco całować, zatrzepotała rzęsami i przymknęła
powieki.
Po pocałunku mężczyzna podziwiał przez chwilę jej delikatną
skórę i jedwabiste jasne włosy, po czym spojrzał wymownie na łóżko.
- Najdroższy, przyrzeknij mi, że... zawsze będziemy razem
- wymamrotała, czując, jak jego ciało przyciska ją do materaca
i ociera się o piersi.
- Zawsze? - mruknął, dotykając ustami jej szyi i usiłując rozsunąć
kolanem zaciśnięte uda. - Po chwili wahania zapewnił: - Oczywiście,
kochana, że zawsze. - Gdy dzięki tym słowom opór ustąpił, złożył
jeszcze gorętszą obietnicę: - Od dzisiaj każde z nas zawsze znajdzie
pociechę, rozkosz i ukojenie w ramionach drugiego.
Gdy lekko się odsunął, żeby rozebrać kobietę do końca i skruszyć
resztki jej oporu, do ich uszu dotarły jakieś głosy, ale z trudem
przebijały się przez roznamiętnione szepty i oddechy. W pierwszej
chwili żadne z kochanków nie zwróciło na te głosy uwagi. On
zdejmował z niej koszulkę i zupełnie opuściła go czujność. Jadnak
hałas wzmagał się i po chwili zakłócił idyllę.
6
- Jest pan absolutnie pewny, że to ten pokój?! - rozległ się za
drzwi podekscytowany kobiecy głos, a po nim burknięcie
właściciela, trudno powiedzieć czy potwierdzające domysły kobiety,
czy im zaprzeczające. Krzyknęła: - Hej wy, w pokoju numer
dwanaście, natychmiast otwórzcie! - W reakcji na panującą za
drzwiami ciszę, zastukała natarczywie i ostrzegła: - Zróbcie, co każę,
bo jak nie, to gospodarz wpuści mnie do środka.
Przerażeni kochankowie zamarli w bezruchu, wpatrując się w drżą­
ce pod wpływem niecierpliwych uderzeń ciężkie drewniane drzwi.
Po chwili usłyszeli pobrzękiwanie kluczy, a jeden z nich złowieszczo
zazgrzytał w zamku. Gdy otwarte z impetem drzwi trzasnęły o ścianę,
niezdarnie wśliznęli się pod kołdrę.
W progu stanęła kobieta szczelnie spowita w czarny jedwabny
strój. Jej twarz zasłaniała czarna woalka.
- Lady Antonia! - Leżącą w łóżku blondynkę zamurowało, lecz
imię intruzki wciąż dźwięczało w ciszy pokoju.
Pani w czerni wtargnęła do środka, szeleszcząc halkami i spód­
nicami, lecz na widok zdumiewającej pary natychmiast się cofnęła.
Odwróciła się do właściciela, który udawał święte oburzenie i za­
skoczenie tak sromotną schadzką pod dachem jego hotelu.
- To bolesna sprawa osobista. Obawiam się, że jesteśmy zdani na
pańską dyskrecję - zwróciła się do niego zdławionym głosem.
Gdy zamknęły się drzwi za uspokojonym w ten sposób gos­
podarzem, odwróciła się do łóżka, przybierając posągową pozę
i odrzucając z twarzy ciężką woalkę. Pod szerokim rondem kapelusza
ukazała się uderzająco piękna twarz, ale była tak zacięta, że trudno
było zauważyć jej urodę. Urażona mina i wyniosła poza lady Antonii
sprawiły, iż z młodej, modnie ubranej kobiety zamieniła się w góru­
jącą nad parą nieszczęśników personę, której wieku nie dałoby się
określić. Jej szafirowe, pełne wyrazu oczy pałały oburzeniem. Jednak
wbrew pozorom wcale nie przeżywała szoku. Nie po raz pierwszy
byfa świadkiem tak skandalicznej sceny i zapewne nie sądziła, że
ogląda ją po raz ostatni.
- Camille! Jak mogłaś tak ulec? - zażądała wyjaśnień, opierając
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin