Palmer Diana - Big Spur 01 - Ukryte pragnienia.pdf

(394 KB) Pobierz
283320889 UNPDF
DIANA PALMER
UKRYTE PRAGNIENIA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jennifer King patrzyła nerwowo na zamknięte drzwi pokoju
hotelowego. Nie chciała tego zlecenia, ale nie miała wyboru. Choroba
pochłonęła całe jej oszczędności. Ta praca była jedyną pewną rzeczą w jej
obecnym życiu. Różniła się bardzo od niedawnej oszałamiającej kariery,
jaką robiła w Nowym Jorku w dziedzinie dekoracji wnętrz.
Odgarnęła z czoła luźne pasemko blond włosów.
Zapukała. Wydawało jej się, że minęły całe wieki, zanim drzwi
gwałtownie się otworzyły.
- Panna King? - zapytał mężczyzna z miłym uśmiechem.
Był dużo młodszy, niż się spodziewała. Wysoki, jasnowłosy,
sprawiał sympatyczne wrażenie.
- Tak - odpowiedziała. - To pan dzwonił w sprawie tymczasowej
sekretarki?
- Muszę napisać kilka listów - powiedział, odbierając od niej ciężką
przenośną maszynę do pisania. - Kupuję dla brata kilka sztuk bydła.
- Pani James z agencji powiedziała mi, że zajmuje się pan hodowlą
bydła.
Usiadła szybko. Była blada i mizerna, nadal czuła następstwa
niedawno przebytego zapalenia płuc.
- Dobrze się pani czuje? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze, panie Culhane - odparła. - Dochodzę do siebie po
zapaleniu płuc i jestem trochę osłabiona.
Usiadł naprzeciwko niej na kanapie, szczupły, opalony i
uśmiechnięty.
- Wiem, że to odbiera siły. Sam nigdy na to nie chorowałem, ale
283320889.001.png
któregoś roku Everett o mało nie umarł. Za dużo pali.
- Pański brat? - zapytała grzecznie, wyjmując z torebki notes do
stenotypii.
- Tak. Starszy wspólnik. To Everett wszystkim kręci. - Wydawało
się, że jest odrobinę zazdrosny. Przyjrzała mu się uważniej. Sama miała
dwadzieścia trzy lata, a on chyba niewiele więcej. Poczuła, że mają coś
wspólnego.
Wyciągnęła notes i długopis. Zanim szalone tempo życia zagroziło
jej zdrowiu, była szczupła i wystarczająco ładna, żeby przyciągać wzrok
mężczyzn. Teraz była bladą namiastką kobiety. Jej jasne włosy były
szorstkie i bez połysku, a zielone oczy pozbawione blasku. Była
niezmiernie chuda. Wyglądała źle i wydawało jej się, że widzi to w oczach
tego młodego mężczyzny.
- Jest pani pewna, że sobie z tym poradzi? - zapytał łagodnie. - Nie
wygląda pani dobrze.
- Jestem tylko trochę osłabiona - odpowiedziała z dumnie uniesioną
głową. - Dopiero wyszłam ze szpitala.
- Może i tak - powiedział półgłosem. Wstał i zaczął chodzić po
pokoju. W końcu znalazł potrzebne notatki. - Pierwszy list będzie do
Everetta Culhane'a, z rancza Circle C w Big Spur w Teksasie.
- Teksas? - Jej jasne oczy rozbłysły. - Naprawdę? Uśmiechnął się
szeroko, lekko unosząc brwi.
- Naprawdę. Miasto nosi nazwę od pobliskiego ogromnego rancza.
Należy do Cole'a Everetta, jego żony Heather i ich trzech synów. Nasze
ranczo jest w porównaniu z tamtym niewielkie, ale starszy brat ma wielkie
aspiracje.
283320889.002.png
- Zawsze chciałam zobaczyć ranczo z prawdziwego zdarzenia -
zwierzyła się Jennifer. - Mój dziadek w młodości pracował jako kowboj w
Teksasie. Opowiadał o tym bez przerwy. O miejscach, które zwiedził, i o
historii... - Nagle przerwała i nachyliła się nad notesem. - Przepraszam, nie
chciałam się rozpraszać.
- Nic nie szkodzi. To dziwne, bo nie wygląda pani na kogoś, kto lubi
przebywać na świeżym powietrzu - stwierdził, siadając na kanapie z
notatkami w ręku.
- Uwielbiam to - powiedziała cicho. - Mieszkałam w małym
miasteczku do dziesiątego roku życia. Potem rodzice przeprowadzili się do
Atlanty. Bardzo mi tego brakowało i nadal brakuje.
- Nie może pani wrócić? - zapytał. Smutno pokręciła głową.
- Już jest za późno. Nie mam rodziny. Moi rodzice nie żyją. Zostało
kilku rozproszonych w różnych miejscach krewnych. Ale nie na tyle
bliskich, żebym mogła ich odwiedzić.
- To pech. Podobnie jest z Everettem i ze mną. Wychowali nas ciotka
i wujek. W zasadzie to mnie wychowali, bo Everett nie miał takiego
szczęścia. Kiedy on był chłopcem, żył jeszcze nasz ojciec. - Spochmurniał
nagle, jakby to było nieprzyjemne wspomnienie. Odchrząknął. - Wróćmy
do listu...
Zaczął dyktować, a ona z łatwością nadążała. Zastanawiał się nad
zdaniami, więc było niewiele błędów i poprawek. Była ciekawa, dlaczego
po prostu nie zadzwoni do brata, ale nie zapytała go. Zapisała kilka stron
na temat byków i rodowodów. Kolejny list był do dyrektora banku w Big
Spur. Przedstawiał plan spłaty dużej pożyczki. Trzeci, do hodowcy w
Carrollton, mówił o sposobie przetransportowania byka, którego hodowca
283320889.003.png
kupił od braci Culhane'ów.
- Nie pogubiła się pani? - zapytał oschłym tonem, kiedy skończył
dyktować.
- To nie moja sprawa... - zaczęła delikatnie.
- Sprzedajemy jednego z naszych najlepszych byków - powiedział. -
Suma ta pokryje zaliczkę na doskonałego reproduktora. Everett próbuje
wyhodować czystej krwi stado bydła rasy Hereford. Nie mamy gotówki,
więc przyjechałem tu pohandlować. Usiłuję znaleźć potencjalnego klienta,
który zapłaci ustaloną cenę.
- Nie byłoby prościej zadzwonić do brata? - zapytała.
- Oczywiście, ale wtedy Everett zmyłby mi głowę. Przyjechałem
autobusem, zamiast przylecieć. Mamy obciążoną hipotekę. Everett
twierdzi, że nie stać nas na rozrzutność. W naszych żyłach płynie szkocka
krew.
Uśmiechnęła się.
- To niewykluczone. Jednak rozumiem jego punkt widzenia.
Rozmowy telefoniczne są drogie.
- Szczególnie wtedy, kiedy trzeba przekazać tyle informacji -
przyznał jej rację. - Gdybym wysłał dzisiaj list, otrzyma go jutro albo
pojutrze. Jeśli zaakceptuje proponowaną cenę, wtedy zadzwoni do mnie.
W tym czasie muszę załatwić inne sprawy.
- Przebiegły plan - powiedziała pod nosem.
- Zostało jeszcze kilka listów - kontynuował. Oparł się wygodnie i
przeglądał czasopismo. - Ten jest do... - podał jej nazwisko i adres kogoś z
północnej Georgii. Podyktował list, w którym pytał hodowcę, czy może
zadzwonić do niego w piątek o trzynastej. Następnie podyktował
283320889.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin