Nowy12.txt

(5 KB) Pobierz
Rozdział 12
      
      Magik przestał chodzić w tę i z powrotem po gabinecie, zatrzymał się i rzucił gromišce spojrzenie podwładnym. Tylko Mały stał tak jak powinien, zgarbiony, z opuszczonš głowš i wyrazem głębokiej skruchy na twarzy. Wampiry, owszem, kuliły się, ale nie z powodu gniewu Magika. Raczej ze względu na siedzšcš na krzele Czarnš Kasieńkę i jej papierosa.
      - Nie jest dobrze - podsumował mafioso.
      Wampiry w kšcie jęknęły, Mały zrobił się jeszcze bardziej skruszony, Kasieńka zapaliła następnego papierosa.
      Kto zapukał do drzwi i po chwili czterech osiłków wtaszczyło do gabinetu wielkš drewnianš skrzynię. Załadowali do niej kwiczšce wampiry jakby były elementem wyposażenia. Potem zajęli się zabijaniem wieka.
      - Oni wracajš do domu - oznajmił Magik. - Ich mocodawcy chcš z nimi porozmawiać... na temat efektywnoci, jeli dobrze zrozumiałem. My też musimy się zbierać. Dostałem cynk z ministerstwa, że co się ruszy w podatkach. Niekorzystnie!
      Kasieńka oderwała spojrzenie od unoszšcego się znad papierosa dymu.
      - Mylałe o Ameryce Południowej? Majš tam obiecujšcy przemysł filmowy. Na pewno dałoby się korzystnie zainwestować.

*
      
      - Nie jest le.
      Łukasz zjawił się kilka dni póniej ogolony, w nowym garniturze, z nowiutkš teczkš pod pachš i nowš posadš naczelnika w przysłowiowej kieszeni.
      - My nie zapominamy o naszych ludziach - oznajmił dumnie, kładšc na biurku Piotrka decyzję o dofinansowaniu. - Mamy dodatkowe fundusze. Tajne Służby Magiczne uległy restrukturyzacji post factum. Zmniejszyła im się liczba agentów.
      - Ciekawe, dlaczego - mruknšł ironicznie Jens.
      - Nie mam pojęcia - Łukasz zareagował doć nerwowo. - Zresztš i skšd mam mieć, przecież nas tam wcale nie było!
      Piotrek wycišgnšł z szuflady dwie kulki feng shui i zaczšł je powoli obracać w dłoni.
      - Co się tak gapicie? - obruszył się. - Jako się muszę odstresować. I tak to całe dofinansowanie pójdzie na sanatoria dla grupy specjalnej.
      - To już wszystko? - Monika odsunęła się od okna. - Bo za godzinę zaczyna się koncert.
      - Koncert?
      - lipiak doszedł do wniosku, że państwowa posada nie jest dla niego i założył zespół hiphopowy. Żaby robiš mu chórki - wyjanił Jens.
      - Naprawdę dobrze grajš - dodała rusałka. - I odpalajš mi procent za robienie korowodów na koncertach. Wybierzesz się z nami?
      - Nie mogę - zaprotestował gwałtownie Łukasz. - Muszę wypełnić papierki, zrobić zakupy, odwiedzić dziadka...
      - A dzwoniłe do Oli? - przypomniała sobie Monika. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale jestem z natury ciekawska, no i bardzo lubię happy endy. Moglibycie pójć z nami na koncert, Olka z reguły chadza tylko do filharmonii.
      - Trochę to nielogiczne - zauważył Jens. - Hiphopowcy sš lepiej ukrwieni od melomanów klasycznych.
      Łukasz chrzšknšł nerwowo.
      - Kto na moim stanowisku... ehm... ehmm... randka z wampirem... - Przestępował przez chwilę nerwowo z nogi na nogę. - Mam dużo pracy, muszę wracać do Warszawy... Tylko jeszcze to. - Położył na decyzji o dofinansowaniu gruby wolumin. - Interpretacja nowych przepisów podatkowych.
      Monika obejrzała uważnie tomiszcze.
      - Ksišżka, którš znalelimy, była cztery razy chudsza - zauważyła. - A tłumaczenie miało może ze dwiecie tysięcy znaków.
      - Bo to była zaledwie podstawa prawno-teoretyczna. A to - Łukasz walnšł pięciš w twarde okładki - jest to, czym załatamy naszš dziurę budżetowš. Tak na marginesie, może nie dowalimy magom Podatku od nieruchomoci będšcych terenem praktyk magicznych, ale to nie wyczerpuje możliwoci. Mamy przecież Podatek od zwierzšt wykorzystywanych w celach magicznych, wynajmu powierzchni pod cele reklamowe i produkcji kartek okolicznociowych. Nazbiera się niezła sumka. A jak już przelemy im wezwanie do zapłaty, to załatwię wam przeniesienie do Krakowa. - Umiechnšł się złoliwie. - W końcu kto musi od brodatych ten podatek odebrać, a wy macie już pewne dowiadczenie. - Wyteleportował się, nie czekajšc na odpowied.
      - Co o tym mylisz? - zapytał Jens, kiedy wyszli z gabinetu Piotrka.
      - Na razie do pracy. - Monika kartkowała interpretację przepisów. - A jak się Łukasz nie odczepi... Zawsze możemy być winni Michałowi jeszcze jednš przysługę.
      - Zajmuje się usuwaniem irytujšcych zwierzchników?
      - Zawsze możemy mu podsunšć myl o rozszerzeniu działalnoci.

*
      
      Był piękny słoneczny poranek. Maciej Pokaczek, znachor spod Lublina, szczęliwy posiadacz leczšcego mrugnięcia, przecišgnšł się i z optymizmem spojrzał na drewniany sufit swojego autentycznie zabytkowego domku. Chwilę póniej rozległo się walenie w drzwi, które zmusiło go do opuszczenia łoża z baldachimem, przyodziania atłasowego szlafroka w kolorze złoto-błękitnym i wyjcia na ganek.
      Przed domem stali kobieta i mężczyzna, oboje w dżinsach, czarnych marynarkach i okularach przeciwsłonecznych. Jego okulary były czarne, jej różowe. I jeszcze miała kwiatek we włosach.
      - Maciej Pokaczek? - zapytał mężczyzna, spoglšdajšc na niego nad krawędziš ciemnych szkieł.
      Znachor kiwnšł głowš.
      - Przyszlimy po Podatek. Ten DRUGI Podatek - dodał Poborca, mocno akcentujšc słowa.
      Oparta o zabytkowy filar dziewczyna umiechnęła się uroczo.
      - Według nowej taryfy - uzupełniła.
      Wycišgnęła z kieszeni plik pergaminów, pokrytych starannym pismem, informujšcym o nowych przepisach, dopłatach, możliwoci odwoływania się itd. Do ostatniej kartki kto przyczepił zszywkš małš karteczkę z wydrukiem z komputera. Małymi literkami napisano na niej: KWOTA DO ZAPŁATY. Znachor przeczytał tę kwotę.
      I wtedy, po raz pierwszy w życiu, Maciej Pokaczek zemdlał.

Koniec

Zgłoś jeśli naruszono regulamin