04_Wzajemnosc i seksualnosc(1).txt

(10 KB) Pobierz
Zdarza się czasem, że dwie osoby w tym samym momencie myślą i pragną tego samego, mimo iż wcześniej nigdy o tym nie rozmawiały. Ale przypadki takie nie są zbyt częste i przy bliższym oglądzie okazuje się zazwyczaj, że owa jednomyślność w szczegółach jest bogato zróżnicowana. Mądrość ludowa słusznie głosi: co dwie głowy, to nie jedna. 
 
W relacjach z ludźmi możemy jednak dążyć do tego, żeby druga osoba chciała tego samego, co my. Trzeba wszakże pamiętać, że szacunek dla jej rozumności i wolności domaga się, aby osoba ta mogła rozpoznać w naszym celu prawdziwe dobro oraz zaakceptować je bez żadnych nacisków jako swój własny cel. W ten sposób staje się ona współtwórcą a nie środkiem do celu, zaś wybrane dobro-cel wspólnym dobrem-celem, któremu oboje jesteśmy gotowi się podporządkować. Zasada ta jest istotna także w związku mężczyzny i kobiety. 
 
Dopóki w naszej relacji z ukochaną osobą nie pojawi się jakieś wspólnie wybrane dobro-cel, nie możemy mówić o wzajemności. Jest wtedy tylko miłość dwustronna, „ja” kocham „ciebie”, „ty” kochasz „mnie” – relacja biegnie dwiema drogami i trzeba, aby się one spotkały. Dopiero dzięki wspólnemu wyborowi dobra-celu z „ja” i „ty” powstaje jedno „my” – rodzi się prawdziwa wzajemność.
 
Siła tej wzajemności zależy od jakości dobra-celu, który razem wybieramy. Jeśli wspólne cele są związane są z rozwojem naszej miłości, wzajemność staje się coraz mocniejsza, nabiera charakteru gruntownej pewności i stałości jak dom zbudowany na skale. Zaufanie do drugiej osoby rośnie, jesteśmy coraz bardziej wolni od zazdrości i podejrzeń. Głęboka świadomość tego, że możemy na sobie polegać, rodzi radość i pokój. 
 
Jeśli natomiast wspólnym celem jest przede wszystkim doświadczenie jak największej ilości korzyści lub przyjemności z naszego związku, to jesteśmy skłonni częściej myśleć tylko o sobie samym. Z czasem zaczyna się „rozliczanie” drugiej osoby, czy daje nam dość w zamian za to, co otrzymuje od nas. Wzrastają podejrzenia i mnożą się odruchy zazdrości. Kiedy dochodzimy do wniosku, że w obecnym związku otrzymujemy mniej niż się spodziewaliśmy, a atmosfera staje się coraz bardziej męcząca, następuje rozstanie. Tak jak goście, którzy przyszli tylko skonsumować obiad, nie posiedzą długo przy pustych talerzach. 
 
Czy jednak trzeba wystrzegać się jak ognia wszelkiej przyjemności w miłości? Co zrobić z budzącą się zmysłowością i pożądaniem? 
 
***
 
Seksualność. 
 
Myślenie o ludzkiej seksualności rozciąga się między dwoma biegunami: od przyznawania jej prawa do przyjemności za wszelką cenę do wyłącznego wiązania jej z przedłużeniem gatunku i rozrodczością. Również wyznaczanie pola odpowiedzialności za czyny w dziedzinie seksualnej waha się między uznaniem całkowitej determinacji działań przez popęd seksualny a „biczowaniem” się za najmniejsze poruszenia zmysłowości. W życiu codziennym zazwyczaj unikamy skrajnych postaw, ale często bark nam pewności, gdzie leży granica, po przekroczeniu której zaczyna się równia pochyła prowadząca w stronę jednej ze skrajności. 
 
Przyjrzyjmy się pierwszej z nich. Jeśli będziemy decydować się na określone działania biorąc pod uwagę przede wszystkim poziom przyjemności, które nam one zapewnią, albo poziom przykrości, które zniwelują, to w końcu zaczniemy się kręcić wokół samego siebie. A przecież seksualność jest ze swojej natury tym, co otwiera nas w sposób szczególny na możliwość budowania relacji z drugą osobą. Czy mamy zatem nastawiać się na same przykrości? Oczywiście, że nie. Podstawą szczęśliwych związków nie jest lawirowanie między przyjemnością a przykrością, ale prawdziwe dobro, które rozum rozpoznaje, a wola wybiera jako swój cel. Jeśli realizacja tego wybranego dobra łączy się z przyjemnością trzeba się cieszyć, a jeśli z przykrością – wytrwać mężnie lub poprosić o pomoc. 
 
Warto również zauważyć, że zarówno seks tylko dla przyjemności, jak i seks tylko ze względu na dzieci, paradoksalnie są sobie bliskie, ponieważ oznaczają postawienie drugiej osoby w sytuacji środka do celu. W pierwszym przypadku druga osoba zostaje podporządkowana przyjemności, i jak długo ją zapewnia, tak długo trwa związek. W drugim przypadku przyjemność jest potraktowana jako zło konieczne, które trzeba tolerować ze względu na nadrzędny cel, jakim jest przedłużenie gatunku. Drugi osoba i my sami stajemy się w tym ujęciu tylko środkami do celu, którym jest poczęcie dziecka. Trzeba podkreślić, że pogląd ten, wbrew powszechnie głoszonym opiniom, nie jest zgodny z Ewangelią i nauczaniem Kościoła. 
 
Bardzo często stanowisko „seks tylko dla przyjemności” łączy się z przekonaniem, że człowiek nie jest odpowiedzialny za swoje działania w dziedzinie seksualnej, ponieważ są one zdeterminowane przez popęd. Tymczasem popęd co prawda ukierunkowuje nas na drugą płeć, ale nie narzuca nam zachowań tak jak dzieje się to świecie zwierząt. Popęd sprawia, że zaczyna się z nami coś dziać, jednak nie odbiera naszej woli i rozumowi możliwości samodzielnego wybierania celów i określania, jakie środki pozwolą na ich zrealizowanie. Dlatego oburzają nas m.in. sprawy molestowania seksualnego czy gwałtów. Z wolą związana jest odpowiedzialność. Stąd dopóki wola nie wyraża zgody na to, co dzieje się w nas pod wpływem popędu, to nie odpowiadamy za poruszenia zmysłowości, chyba że przyczyna tego poruszenia jest dziełem samej woli (np. gdy decydujemy się na oglądanie pornografii). 
 
Kiedy pójście za poruszeniami zmysłowości może służyć naszej miłości, a kiedy ją niszczy? O tym wkrótce
Zgłoś jeśli naruszono regulamin