S. Bridge McKenna - Konferencja rekolekcyjna dla księży.doc

(85 KB) Pobierz

S. Bridge McKenna, Konferencja rekolekcyjna dla księży

Wielkie powołanie do celibatu


Prowadzimy dzisiaj refleksję nad posługą kapłańską, nad całym bogactwem waszej posługi. Chciałabym zastanowić się nad sferą, która jest darem danym przez Pana, darem do którego On jako księdza każdego z was zaprasza - nad wielkim powołaniem do życia w celibacie.

W tym krótkim czasie chciałabym mówić o tym, czym Pan mnie obdarował - na temat całej sfery celibatu i seksualności. Jakie jest znaczenie tytułu, który posiadacie jako "ojcowie"(1)? Do czego on zobowiązuje?

Wiecie... kiedy miałam szesnaście lat zwracano się do nas "matko". Zmieniłyśmy to obecnie, ale wtedy, kiedy miałam szesnaście lat nie rozumiałam tego. Było to dość zabawne, kiedy mój ojciec przyjeżdżał w odwiedziny i mówił do mnie "matko". Myślę, że teraz, dwadzieścia dwa lata później, rozumiem do jakiej odpowiedzialności zostałam zaproszona i dlaczego nazywają mnie "siostrą". Oto nad czym chciałabym dziś podjąć refleksję.

Dziś rano o. Frank mówił o fragmencie Listu do Koryntian, gdzie Paweł przypomina, że "przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas."( 2 Kor 4,7). W dzisiejszym świecie - może nie słyszycie tego tak często, jak ja ze względu na moją pracę, w której mam do czynienia z księżmi - wielu księży mówi: "Wiesz Bridge, chcę być księdzem, ale nie jestem powołany do celibatu". Zupełnie niedawno spotkałam księdza, który jest bardzo zły, że został powołany do kapłaństwa, a mimo to posługuje jako ksiądz. Gdy powiedziałam do niego: "Ojcze, czemu nie pomodlisz się o dar celibatu?" On odpowiedział: "Nie chcę celibatu!". Trzeba przemyśleć, co znaczy być celibatariuszem. Spróbuję w oparciu o własne życie wytłumaczyć, czym jest celibat dla mnie jako kobiety i czego, wierzę, Pan od nas oczekuje.

Byłabym w błędzie, gdybym jako kobieta mówiła, że nie chciałabym mieć dzieci. Gdy byłam w szpitalu - w czasie kiedy jeszcze byłam unieruchomiona przez artretyzm (2) - przyjaciółki pytały mnie: "Bridge, czy nie chciałabyś mieć dzieci?" Kobieta, całe jej ciało, wszystko co ją stanowi - jest nastawiona na dawanie życia. Odpowiedziałam: "Tak, bardzo chciałabym". Czy to źle o mnie świadczy, że jako kobieta mówię: "Tak, bardzo chciałabym być matką"? Oczywiście, że nie. Gdybym zaprzeczyła, gdybym powiedziała "Nie, nie chcę!", czy byłabym uczciwa? Czy zostałam siostrą, ponieważ chciałam uciec przed czymś?

Powołanie zakonne, wezwanie, by wstąpić do klasztoru nie odebrało mi moich zwyczajnych kobiecych instynktów, pożądań i wszystkiego, co czyni mnie kobietą. Jeśli przyjęłam powołanie do życia zakonnego, do celibatu - nie oznacza to, że mam w sobie stłumić wszystko, co czyni mnie kobietą. I skończyć na lęku wobec mężczyzn.

Pamiętam, jak byłam nowicjuszką. Jedną z zasad Zakonu, w którym byłam wtedy - być może obowiązywało to tylko w nowicjacie - było, że kiedy zjawiał się na korytarzu jakiś mężczyzna, na przykład myjący okna, bito w dzwon, a my wszystkie znikałyśmy. Potem często zastanawiałam się nad tym - czy to jest przygotowanie do celibatu? Gdybym się bała mężczyzn - gdybym się bała was - to nie byłby wasz problem. To byłby mój problem. Jeśli uważam, że aby być celibatariuszką, muszę się trzymać z dala, i muszę nieustannie tłumić każde uczucie, i myśleć, że wszystko, co wiąże się z seksualnością jest złe - to jestem w kompletnym błędzie. Najcenniejszym darem dla mnie i najcenniejszym darem dla nas wszystkich - darem, który ofiarowaliśmy, o który Pan poprosił - jest nasza seksualność. On nam jej nie odbiera. Wierzę, że Bóg czyni tak, że gdy my ofiarowujemy Mu całe życie, cali się oddajemy - On zwraca nam nasze życie jako odkupione. Czyni nas wolnymi, abyśmy mogli kochać w sposób przekraczający wszelkie zrozumienie. Dlatego często myślę o moich własnych założycielach, Franciszku i Klarze, o pierwszych chrześcijanach, o historii życia wielkich mężczyzn i kobiet, którzy założyli zgromadzenia. W jednym ze świadectw w procesie kanonizacyjnym św. Klary jest piękny ustęp mówiący o jej więzi z Franciszkiem. Nie mamy wiele pism Klary, zaledwie kilka listów, które napisała do sióstr. W jednym z nich opisuje wizję, której doznała, dotyczącą jej więzi z Franciszkiem. Pewnego dnia zobaczyła siebie, jak z miską i ręcznikiem wchodzi po schodach, by jak sądziła, obmyć stopy Franciszka i ulżyć mu w jego wielkim cierpieniu. Wizja zmieniła się i Klara zobaczyła, jak Franciszek otwiera swą obnażoną pierś, a z niej wypływa woda żywa i ona zaczyna ją pić. To jest jej świadectwo. Wizja ta pokazuje, jak poprzez miłość, którą oni żywili do siebie nawzajem, i poprzez ich oddanie Panu - narodziła się wielka Rodzina Franciszkańska.

W taki sposób my, którzy obecnie nazywamy siebie Rodziną Franciszkańską, mężczyźni i kobiety, obie części Zgromadzenia, zostaliśmy naznaczeni kobiecością i męskością. Franciszek i Klara wspierali się wzajemnie. Gdyby czuli przed sobą strach, nigdy nie zdołaliby dokonać tego, czego dokonali.

Dlaczego jestem celibatariuszką? Nie dlatego, że powinnam się obawiać, i nie dlatego, że celibat uwolni mnie od pokus. Tak, będziemy kuszeni. Jeśli mam być szczera, spotykam wielu przystojnych mężczyzn, którzy mogli by mnie bardzo pociągać. Co to oznacza? Że mamy wolność? Ojcowie - w żadnym wypadku! Nauka, którą dawno temu nam dawano o praktykowaniu 'anielskiej czystości' - my nie jesteśmy aniołami. Nie jesteś aniołem. Tak, mamy praktykować czystość. Ale myślę, że nie umieliśmy dostrzec tego, że Chrystus powołuje nas ludzi, jako istoty płciowe - kobiety i mężczyzn obdarzonych seksualnością i uczuciami. Dlatego właśnie często zdarza mi się mówić, że nie jest możliwe żyć tym życiem, bez życia modlitwy. Bo jeśli ktoś myśli, że przejdzie przez życie bez doświadczenia, że pewnego dnia spotkania kogoś, lub bez pokus czy zmagań... - Chrystus ma prawo poddać nas próbie. Ale On także, jak mówił Jan Paweł II, da nam moc.

Istnieją środki ostrożności i sposoby, za pomocą których Pan chce nas chronić w naszym powołaniu. Pierwszą rzeczą, na którą bym wam zwróciła uwagę jest to, że celibat - to nie jest stłumiony seksualnie mężczyzna czy kobieta. Jest obecnie wielu, wielu księży, wiele sióstr, którzy nigdy nikogo nie kochali. Idą przez życie chroniąc swój celibat i nigdy nie poczuli ciepła, nie przeżyli żadnego rodzaju współczucia czy emocji.

Kiedyś prowadziłam rekolekcje. Po zakończeniu, podszedł do mnie ksiądz i powiedział: "Bridge, nigdy w życiu nie słyszałem, żeby kobieta głosiła słowo Boże. Muszę odbyć straszną spowiedź" - i był w tym piękny, miał w sobie dość pokory, by uczynić coś, co nie było łatwe. Powiedział: "Jestem księdzem od pięćdziesięciu pięciu lat. Zachowuję celibat, jeśli przez celibat rozumiemy, że nie poszedłem nigdy do łóżka z żadną kobietą. Ale - mówił - muszę ci wyznać, że nigdy w swoim życiu nikogo nie kochałem". Dalej opowiedział, jak ranił swoją gospodynię, żeby zapobiec zbyt bliskiej więzi, jak trzymał na dystans wszystkie zakonnice. I mówił: "Wiesz, wydaje mi się, że dzisiaj zrozumiałem - tak naprawdę, nie jestem celibatariuszem. Ewangelia św. Mateusza mówi, że niektórzy ludzie wyrzekają się małżeństwa, całej płodności związanej ze współżyciem - dla czego? Dla Królestwa Bożego! Ale wiesz, Bridge, ja jestem celibatariuszem i nigdy nie kochałem". Ojcowie! Czy to nie przerażające, że możemy skończyć tak, że staniemy kiedyś przed Panem i powiemy: "Boże, strzegłem siebie, trzymałem się z dala od kobiet. Jestem dobry. Jednak nikt nigdy nie doświadczył w kontakcie ze mną boskiego człowieczeństwa, Jezusa żyjącego we mnie, wychodzącego na spotkanie, by dotknąć".

Może spowodował to strach i wciąż powtarzane ostrzeżenia w rodzaju: "Przyjaźń - bądź ostrożny!" Myślę, że często ludzie kierowani są bardziej strachem, niż tym by dać się pociągnąć miłością. Wydaje mi się, że dla wielu życie w celibacie jest krzyżem, podczas gdy ma ono czynić nas wolnymi dla Ewangelii.

Istotą celibatu nie jest skrępowanie mnie, tak abym nie była w pełni kobietą, otwartą na dawanie życia. Jako kobieta mogę nie rodzić nowego życia w sensie fizycznym, ale mam zadanie i misję, bym jako kobieta rodziła życie emocjonalne, życie psychiczne i życie duchowe. Dlatego też nie zgadzam się z tym, co dokonuje się poprzez ruch feministyczny w świecie, że staje się on od-feminizowany. W przekazywaniu życia my jako kobiety mamy do zaofiarowania coś, czego wy mężczyźni ofiarować nie możecie. Ale wy jako mężczyźni także macie coś do dania. Powinniście dawać życie. To o czym ojciec mówił wczoraj wieczorem jest, jak sądzę, przykładem, jak ważna jest życiodajna miłość Chrystusa. Do jej przekazywania zostaliście powołani. Sama teraz dam swój własny przykład.

Jakiś czas temu otrzymałam wspaniałe światło. Siedem lub osiem lat temu zostałam zaproszona przez biskupa pewnej diecezji w USA, aby mówić o Sakramencie Kapłaństwa. W konferencji uczestniczyło ok. pięciu tysięcy osób. Było to bardzo ciekawe, gdyż wszyscy na podwyższeniu mówili jakąś konferencję. Biskup mówił o bierzmowaniu, ktoś inny o komunii św. i pozostałych sakramentach. Oto jestem jedyną kobietą i to właśnie ja mam mówić o kapłaństwie, dość zabawna sytuacja. Nie było mnie w kraju, kiedy o tym zdecydowano. Bardzo to omadlałam. I myślę, że zrobiłam dobrą robotę i że było to wielkie nauczanie o tym, kim jest kapłan. Mówiłam ludziom, jak powinni dbać o księdza, że ma on swoje ograniczenia. Po konferencji spotkałam się ze wspaniałym odzewem ze strony świeckich. Pięć minut potem, do pokoju, do którego poszłam, przyszło pięciu księży. Pierwszy zamierzał nazajutrz porzucić kapłaństwo i ożenić się. Drugi cierpiał z powodu straszliwej depresji. Trzeci związał się z dziewczyną, i przezywał straszne zmagania ze swoją własną seksualnością. Jak daleko może zajść, i co robić... Słucham tego wszystkiego i mówię sobie - tutaj mówię wszystkim zgromadzonym ludziom, jak wielką sprawą jest być kapłanem, a oto teraz mam przekonywać samych księży.

W drodze powrotnej z konferencji otrzymałam natchnienie. Natchnienie to było w formie wewnętrznego głosu: "Bridge, mówiłaś o kapłaństwie. Mówiłaś ludziom o jego wielkości i widziałaś też cierpienie. Co zamierzasz zrobić dla tych mężczyzn?" Poczułam, jak Pan mówił: "Chcę, żebyś pojechała w jakieś miejsce, by pościć i modlić się". Nadszedł odpowiedni wolny od zajęć termin, i udałam się do klasztoru Matki Angeliki w Birmingham. Pojechałam, by pościć i modlić się, i by rozpoznać, czego Pan chce mnie nauczyć przez ten kryzys, którego doświadcza tak wielu księży - przez ten smutek kapłanów - mężczyzn, którzy wydawali się tak oziębli i tak obarczeni.

Było to święto św. Jana Vianney, patrona księży diecezjalnych i proboszczów. Kiedy w drodze do Birmingham dotarłam na lotnisko w Nowym Orleanie, zobaczyłam tam bardzo wielu księży. Pomyślałam sobie, czy ja mam kolejną wizję? - ale wyglądało na to, że się spokojnie przechadzają. Jeden z nich podszedł do mnie i spytał: "Czy ty jesteś Bridge McKenna?". Powiedziałam: "Tak". On powiedział: "Wiesz, modliłaś się za mnie i zostałem uzdrowiony". Powiedziałam do niego: "Ojcze, czy mnie oczy nie mylą, że widzę tu tak wielu księży?". On odpowiedział: "O tak, nie wiesz, że o. Arrupe  przylatuje? (3) Wszyscy jezuici wyszli go przywitać". "Jakie to ciekawe - pomyślałam - oto wyjeżdżam, by udać się na modlitwę i spotykam dosłownie całą prowincję na lotnisku".

A więc jadę na rekolekcje. Pierwszego dnia przyjechał ksiądz, odprawił mszę świętą i powiedział siostrom, że jest już pięćdziesiąt lat księdzem. Cały dzień czułam, jak Pan wzywa mnie do dziękczynienia za dar kapłaństwa. Następnego dnia przyjechał ksiądz, który opowiadał o swoim życiu (nic nie wiedział o mojej obecności) - o pewnej potrzebie, której doświadczał. Miał bardzo poważne trudności. W ciągu pięciu dni, które tam spędziłam, Pan każdego dnia dawał mi inną intencję. Ostatniego dnia, w którym wyjeżdżałam, siedziałam o szóstej rano modląc się. O szóstej trzydzieści miała być Msza. Zupełnie nagle przed oczami pojawił mi się obraz - tak wyraźny jak na ekranie telewizora - obraz grupy księży. Widzę księdza, i widzę Jezusa, który dotyka swą dłonią jego twarzy, mówiąc do mnie: "To mężczyzna o czystym sercu. Będzie cię chronił, jak Józef chronił Marię. Rozpoznasz go bez trudności". Rysy twarzy miał bardzo wyraźne. Moja reakcja była - mój Boże mam dość. Wysłuchuję problemów księży i sióstr... myślę, że nie jestem w stanie.

Cztery lata później, nie zdając sobie z tego sprawy, spotkałam tego właśnie księdza. Poznałam go w czasie, gdy rozpoczynał pracę na rzecz księży. Rozmawialiśmy i ja modliłam się. Kiedy miałam wyjść z budynku college'u, usłyszałam głos: "To jest ksiądz, który jest czystego serca". Mogę tylko powiedzieć, ojcowie, że osobiście widzę dziś - upłynęło nie tak wiele lat - że Bóg pozwolił mi tego doświadczyć. Ten ksiądz i ja jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Powiedziałabym, znacznie bliższymi przyjaciółmi, niż ktokolwiek mógłby mi powiedzieć, że to jest możliwe.

Pan pokazał mi jasno, że w momencie gdy oddasz mu swoje życie, on udzieli nam wsparcia, pozwoli nam doświadczyć wsparcia przyjaciół. On nauczył mnie poprzez to spotkanie wiele, i obecnie ten ksiądz jest dla mnie przeogromnym wsparciem i ochroną. Nie jest ze mną. Nawet go nie widuję. On mieszka w jednej części świata, ja w drugiej.

Kiedy byłam w Ameryce Łacińskiej pewnego dnia siedziałam w kaplicy. Wszedł jakiś mężczyzna, bardzo niespokojnie się zachowujący. Usiłował zabrać komunikanty, co wywołało ogromne zamieszanie w kaplicy. Siedziałam tam i modliłam się pośród całej tej sytuacji. Pewna kobieta podeszła do mnie i do mojego tłumacza, i powiedziała: "Bridge, nie wiem, co o tym pomyślisz, ale właśnie zobaczyłam taki obraz: ksiądz w szatach liturgicznych, który okrywa cię, jakby chciał cię chronić. Gdzieś na świecie jest ksiądz, który bardzo cię kocha i modli się za ciebie."

Wiecie ojcowie, myślę, że ta więź nauczyła mnie, że jest możliwa dobra, zdrowa przyjaźń. Tak, jest możliwa - tylko wtedy, gdy nasze serce jest na pierwszym miejscu oddane Chrystusowi. Jest wiele kobiet w naszym obecnym świecie, i ja je spotkałam, których nie obchodzi wasz celibat, nie interesuje ich byście byli, jako celibatariusze, kapłanami. Potrzebujecie tu rozeznania. Potrzebuję tu rozeznania. Musimy rozpoznawać. Są kobiety, które pójdą za wami. Są kobiety, które będą używać wszystkich rodzajów technik, wszystkich sposobów, żeby wami manipulować. Kobieta, która wyrywa księdza z kapłaństwa nie kocha go prawdziwie, ponieważ gdyby kochała... - prawdziwa miłość czyni was lepszymi ludźmi. W tej więzi, którą uważam za skarb, mamy świadomość niezwykłego wyczulenia na obecność Chrystusa.

Moja matka generalna często modliła się razem ze mną i tym księdzem. Pracowaliśmy w wielu miejscach.

Zawsze mówię, że czasami zapominamy, że sam Jezus, który był mężczyzną, korzystał z posługi kobiet. Ważne jest byśmy nie szli przez życie w strachu.

Są trzy rzeczy, których Pan mnie nauczył, dzielę się z wami ponieważ uważam, że są ważne:

1.    Nikt nie może posiadać drugiej osoby. Jesteś celibatariuszem - nikt nie może Ciebie posiadać, ani ty - żadnej kobiety. Są to znaki, które w przyjaźniach i związkach zawsze musimy mieć przed oczami. Na pierwszym miejscu - należę do Pana. Jeżeli Pan jest na pierwszy miejscu w moim życiu, wtedy jestem zdolna kochać w ogromnej wolności. Jeśli mam przyjaźń, jeśli jest ktoś, kogo kocham, i z kim mogę się dzielić i modlić razem - jest to prawdziwa miłość. Jeśli ta osoba chce mną zawładnąć - jest to niedobre. Będąc sama kobietą, mogę wam powiedzieć: rozeznawajcie! Bo często się zdarza, że kobiety chcą was posiąść. Wtedy musicie powiedzieć - "Tak nie można!".

 


2.    Skrytość. - Jest różnica między roztropnością i skrytością. Roztropność oznacza... Tak musimy być roztropni, musimy być ostrożni. Ale to co innego, niż postępowanie w ciemności lub trwanie w strachu. Dlaczego mam się bać? Tego mojego przyjaciela kocha całe moje zgromadzenie. Wszystkie siostry go znają. Prowadziliśmy rekolekcje. Czemu mam się bać powiedzieć, że kocham kogoś? Kocham go wystarczająco, bym chciała, by był najlepszym księdzem. On może powiedzieć to samo o mnie. Uczyniło mnie to kobietą bardziej, niż myślę, że kiedykolwiek mogłabym nią być. Było coś we mnie, co potrzebowało ożywienia, tak samo i w nim, jako mężczyźnie. Ale nie mogę się z tym ukrywać, inaczej znaczy to, że boję się, że coś jest nie w porządku. Nie ma w tym nic niewłaściwego. Czy było coś niewłaściwego w tym, że Jan od Krzyża podobno stale nosił w swoim portfelu podobiznę św.Teresy?

3.    Szacunek - Mój dar jako siostry, jako celibatariuszki - moje powołanie jest darem. Muszę szanować siebie jako kobietę i szanować dar, który posiadam. To oznacza też, że kiedy szanuję siebie, inni również będą obdarzać mnie szacunkiem. To samo dotyczy was, księży. Jeśli szanujecie siebie i swoje powołanie, inni będą was szanować. Myślę, że wszyscy powinniśmy mieć wzajemnie szacunek dla siebie. Wielką sprawą w mojej więzi z tym księdzem jest to, że mam ogromy szacunek wobec niego, wobec jego kapłaństwa. Niesłychane poczucie wdzięczności za to, czym Bóg go obdarzył. Często się modlę za niego. Bardzo ciekawe zdarzenie, takie rzeczy bywają: gdy kiedyś zmogła go ciężka choroba, o czwartej nad ranem, oddalona o pięć tysięcy mil, doświadczyłam wewnętrznego wezwania i usłyszałam, że mam zadzwonić do niego. Tego typu wydarzenia pokazują mi, że może istnieć dużo większa jedność serc, niż złączenie, stosunek cielesny.

Dzielę się z wami tymi trzema punktami, ponieważ myślę o tym, jak ważne jest, byśmy gdy zdarzy się, że Bóg nam podaruje dar podobny do tego, nie uchylali się przed przyjęciem go. Znam wielu biskupów, kardynałów i księży na całym świecie, którzy są wspaniałymi ludźmi, i którzy mają piękne przyjaźnie. Ale znam także wielu mężczyzn i wiele sióstr, którzy wiodą podwójne życie. Często mówię sobie: "Czyż to nie jest głupie?" Przecież oszukujemy tylko siebie, nikogo innego. Jest wielu księży, którzy bardzo zranili kobiety. Wiele sióstr, które zostały wykorzystane. I podobnie, wiele sióstr, które wykorzystały księży. Jesteśmy słabi i upadamy. Nikt z nas nie może pokazać palcem winnego, ale na szczęście Pan nam przebacza. Potrzebujemy zobaczyć, że to nie jest to, czego chce Bóg. Celibat - to nie jest coś takiego, że z jednej strony mówi się publicznie "Oto jestem, ofiaruję to", a jednocześnie "zabieram to z powrotem".

Jeszcze jedną rzecz chciałabym powiedzieć, zanim krótko powiem o ojcostwie - nikt z nas nie będzie nigdy wolny od pokus. Tylu księży przeżywa zmartwienie, tak wielu księży zmaga się. Jedno, co chciałabym wam powiedzieć w tej sytuacji - trzeba próbować. Żyjemy w społeczeństwie, w którym, gdzie popatrzysz, wszystko - w telewizji, w reklamach - wszystko jest bardzo sugestywne. Gazety, czasopisma, wszystko. Mamy emocje. Nie jesteśmy z kamienia. Jeśli statek dostrzega nadciągający sztorm, stara się zmienić kurs, by od niego uciec. Gdy czujesz się źle i czujesz się seksualnie pobudzony, i zmagasz się ze sobą i ze swoja seksualnością, aby uchronić się przed tym wszystkim spytaj się siebie - co czytasz? na jakie filmy chodzisz? z kim przebywasz? Jeśli później źle się czujesz i doświadczasz napięcia, poddaj siebie samego rewizji.

 

Jeśli chcemy być czystego serca, jeśli chcemy żyć - ze swojej strony musimy unikać okazji, jak to mówimy, okazji do grzechu. Nie pozwól Szatanowi, by sprawiał, że ludzie z poczuciem wstydu myślą: "Jestem zły, bo odczuwam pokusy." Jezus nigdy nie twierdził, że nie będziesz ich odczuwał. Najważniejszy osąd sumienia, o którym księża i siostry zapominają, zawiera się w słowach: "Czy my kochamy?"

Pokusy? Musimy prosić Boga o siłę, i to nieustannie, codziennie. Prosić Go, by dał nam łaskę.

Ostatnia sprawa, którą chciałabym poruszyć to ojcostwo. Jedną z największych potrzeb we współczesnym świecie jest miłość. Nie ta fałszywa wersja miłości, którą oglądamy w serialach. Powodem, dla którego jesteście nazywani ojcami, a ja kiedyś byłam nazywana matką a teraz siostrą, jest misja, którą mamy do wypełnienia.

Na rekolekcjach w Lourdes miałam sześciuset księży. Wiem teraz, że matka piętnaściorga dzieci może kochać wszystkie piętnaścioro, nie zostawiając żadnego z nich niedostrzeżonym. To samo powiedziałabym o sześciuset ludziach - miałam tę zdolność. Wydaje mi się, że Pan dał mi taką właśnie miłość do księży - zapewne nie mogłabym jej mieć, gdybym nie była celibatariuszką - zdolność kochania księży, bez względu na to, jak źle postępują, jak bardzo upadli. Tym właśnie jest miłość matki - umiejętnością wyjścia do każdego z miłością.

Zwracam się do ciebie jako do księdza. Postaw sobie dzisiaj pytanie, "ile osób wprowadziłeś jako ojciec do królestwa Bożego? Do ilu osób wyszedłeś i rzeczywiście kochałeś miłością ojcowską? O. Frank mówił o ojcostwie Bożym. Ojciec jest miłością. Jezus powiedział: "O cokolwiek poprosicie Ojca mego, będzie Wam dane". Można przywołać tu obraz syna marnotrawnego wracającego do swego ojca. Zilustruję to pewną bardzo piękną pouczającą historią - przeżył ją właśnie ten ksiądz, z którym jestem bardzo blisko.

Niecały rok temu prowadziliśmy rekolekcje na południu Irlandii. Proboszcz tamtejszej parafii był, nie wątpię, dobrym, ale bardzo twardym, zdystansowanym człowiekiem - był bardzo zimnym człowiekiem. W tym czasie w parafii odbywały się misje, prowadzone przez pewnego księdza. Był on dosłownie zawalony spowiedziami. A więc mój przyjaciel zaproponował, że pójdzie i pospowiada za niego. W czasie spowiedzi przyszła młoda dziewczyna. Nie mógł opowiedzieć, co działo się w czasie spowiedzi, ale mógł opowiedzieć o tym, co działo się poza spowiedzią. Gdy się spowiadała, po pewnym czasie spytał się tej dziewczyny, czy mógłby z nią porozmawiać poza konfesjonałem, gdyż do spowiedzi czeka długa kolejka ludzi. Dziewczyna powiedziała: "Ja nic nie znaczę, to nic nie zmieni". Ksiądz powiedział, że gdyby chciała się z nim skontaktować, może znaleźć go w klasztorze. Ona odpowiedziała: "Nie, nie ma sprawy!" Była zrozpaczona. Miała dwadzieścia lat. Odeszła od konfesjonału i wyszła. Następnego dnia po południu ojciec poszedł na spacer, a gdy wrócił zadzwonił telefon. Głos w słuchawce powiedział: "Ojcze to Marysia. Byłam wczoraj u ojca u spowiedzi. Czy możemy porozmawiać?". Powiedział: "OK. przyjdź do klasztoru". Powiedziała: "Nie, nie mogę chodzić koło klasztoru". Powiedział: "Cóż, spotkajmy się u ciebie w domu". Powiedziała: "Nie, nie może ojciec przyjść do mnie do domu". Powiedział: "To gdzie możemy się spotkać?". Powiedziała: "Spotkajmy się na boisku do piłki".

A więc o ósmej rano, w zimowy irlandzki poranek, ksiądz idzie na boisko do piłki, by spotkać się z tą dwudziestoletnią dziewczyną. Po czym wraca do siebie. Tego dnia wieczorem znów dostaje telefon. Mówi jej: "Wracam do Dublina. Powiedz mi jak się nazywasz i daj mi swój adres". Ona mówi: "Nie". Opowiada mu okropną historię, jak bardzo zagmatwane jest jej życie. Ksiądz postanawia więc dać jej swój adres i nazwisko, prosząc, by do niego napisała. To był Wielki Czwartek.

Po jakimś czasie zaczęły przychodzić listy. Zaczynała od słów "Drogi Ojcze", a kończyła "ufająca Ci, Marysia". W kolejnych listach wylewała z siebie swoje wszystkie żale i problemy. Czasami dzwoniła, a on po prostu słuchał. Któregoś wieczora, po pół godzinie, ojciec przerwał jej nagle słowami: "Marysiu, wiesz, że cię kocham. Czy ty mnie kochasz?" "Och, Ojcze, nie, nie potrafię tego powiedzieć." "W takim razie powinnaś próbować móc to powiedzieć - móc to prawdziwie powiedzieć."

 

Kilka tygodni później skontaktowała się znowu. Nie chciałabym przedłużać tej historii. W końcu napisała do niego w grudniu. Wyjawiła mu, że ma wrodzoną wadę serca, że historia, którą mu opowiedziała nie była prawdziwa. Że obawiała się podania swojego nazwiska, by nie zabroniono jej kontaktować się z nim, że jej ojciec był Amerykaninem, a matka Irlandką. Oboje, gdy miała cztery lata zginęli w Stanach w wypadku na łodzi. Została zaadoptowana przez rodzinę matki w Irlandii, ale gdy dowiedzieli się, że ma wadę serca, odrzucili ją. Jej adoptowani bracia wykorzystywali ją. Nie miała nikogo. Nie mogła skontaktować się ze swoim bratem w Stanach. Była zrozpaczona. Gdy tylko zaczynała chorować, jej adopcyjna matka wyjeżdżała. Nie wiedziała, co robić. Bała się księży. Chciała porozmawiać. Ktoś podpowiedział jej, że jakiś ksiądz słucha spowiedzi, i że mogłaby podejść. I powiedziała: "Ojcze, musiałam Ci to opowiedzieć, i chcę Ci podziękować".

Odpisał jej. Napisał, że się za nią modli, że wyjeżdża za granicę, więc żeby zadzwoniła, kiedy wróci. Kiedy przyjechał z powrotem do Irlandii nie było żadnego telefonu, ale przyszła przesyłka. Otworzył list i przeczytał:. "Drogie Ojcze, dlaczego Bóg sprawił, że wcześniej musiałam czekać tak długo, a teraz muszę umrzeć - kiedy spotkałam w swoim życiu kogoś, kto mnie kocha?" Następnie list opowiadał ze szczegółami jak porzuciła Kościół, jak stała się zgorzkniała, ale w ciągu ostatnich dziewięciu miesiący powróciła do sakramentów i całe jej życie się zmieniło. Na końcu listu napisała: "Zawsze się zastanawiałam, dlaczego zwracamy się do księży "ojcze", ale teraz, gdy umieram z powodu choroby serca, już wiem (przeszła operację, która się nie powiodła). Na łożu śmierci, mając dwadzieścia jeden lat, wiem, że nie boję się umierać, ponieważ jeśli Ojciec, o którym mi opowiadałeś, jest podobny do Ciebie, czemu miałabym bać się umrzeć?"

Nagrała kasetę na łożu śmierci i dała najpiękniejszą definicję ojcostwa księdza. Na koniec napisała: "Ojcze, bardzo cię kocham. Przesyłam ci najcenniejszy podarunek" - piłka tenisowa, długopis, którym pisała i kilka drobiazgów. W pudełku zostało sporo pustego miejsca. Napisała: "Zostawiam to miejsce, ponieważ ufam, że inni mający takie same, okropne życie jak ja miałam, spotkają Ciebie, i że to puste miejsce w ich życiu zostanie zapełnione, podobnie jak moje".

Ojciec napisał odpowiedź, która została jej doręczona przez jej kuzyna na łożu śmierci. Rodzina nie mogła zrozumieć. Myśleli, że ona ma chłopca, do którego pisze wszystkie te listy. A on do niej nigdy nie pisał. Kiedy dziewczyna otworzyła list i zobaczyła, ze jest od księdza, napisała jeszcze raz.

Ta młoda dziewczyna odeszła do królestwa Bożego szepcząc jego imię w chwili śmierci. Powiedzieli, że miała niezwykle piękną śmierć.

Słuchałam później jego konferencji o ojcostwie. Zapytajcie siebie - macie przywilej, że nazywają was ojcami - po co? Abyście miłością prowadzili ludzi do Królestwa Bożego. Jeżeli boisz się kochać jako ksiądz, jako celibatariusz, boisz się wyjść do ludzi - ludzie płaczą. To miłość zwyciężyła. To miłość nawraca, ponieważ to dla miłości Chrystus wyciągnął swoje ręce.

Chciałabym się pomodlić, aby ciebie ten dar, który masz jako celibatariusz, nie krępował lecz wyzwalał, abyś był człowiekiem wielkiego kochania. Pamiętaj, że Pan wie o tym, kiedy przechodzisz przez zmagania i pokusy. Nie powołał ciebie poza twoim człowieczeństwem, poza twoją seksualnością. Powołał ciebie jako mężczyznę, z ludzkim ciałem, z całą dynamiką - wszystkim, co czyni ciebie mężczyzną. Nie myślę, że Bóg chce ciebie zawstydzić i potępić z powodu zmagań, które przechodzisz. Natomiast Bóg będzie cię pytał: "Dlaczego odmówiłeś moim dzieciom miłości, którą chciałem im dać poprzez ciebie?"

Módlmy się, aby Bóg obdarzył nas wielkim charyzmatem celibatu. I aby Bóg uczynił cię szczęśliwym księdzem, ponieważ, kiedy kochasz ludzi.... wspaniałe jest móc kochać Bożą miłością, wiedzieć, że o to właśnie On prosi.



Przypisy

(1)    W j. angielskim każdy ksiądz, także diecezjalny, jest nazwany 'Father' - 'ojciec'.
(2)    S. Bridge była unieruchomiona, poruszała się na wózku. W czasie modlitwy charyzmatycznej o uzdrowienie została całkowicie uleczona z choroby.
(3)    O. Arrupe SJ był przełożonym generalnym jezuitów przed o. Kolvenbach'em.

 Dialog o Opatrzności Bożej: o Eucharystii i kapłanach

 Strona główna

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin