Wilks Eileen - Mężatka na niby.doc

(1428 KB) Pobierz

Wilks Eileen

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mężatka na niby

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

 

Śniły mu się śnieg, chłód i krew. W ciszę grudniowego po­ranka wdarł się nagle natarczywy dzwonek telefonu. Koce leży na podłodze, bo Raz zrzucił je z siebie podczas męczącego snu. Ze strachu miał zziębnię i wilgotną skó, wiedział bowiem, co oznaczały zimno i krew w nocnym koszmarze.

Dzwonek rozległ się ponownie. Raz sięgnął po słuchawkę i usiadł.

-             Rasmussin - mruknął, wyciągając rę po papierosy i za­palniczkę, które powinny leż obok aparatu. Lecz zaraz ją opuścił i tylko zaklął pod nosem, bo przecież mniej więcej dwa miesiące temu rzucił palenie.

-             Dzień dobry - usłyszałos brata.

-             Jest piętnaście po siódmej - warknął poirytowany. - Chcesz wiedzieć, jak długo spałem?

-             Niekoniecznie - odparł Tom, a specyficzny pogłos, wydo­bywający się ze słuchawki, upewnił Raza, że brat korzysta z te­lefonu komórkowego. - Podnieś swój leniwy tyłek i słuchaj. Javiero dobrał się do jednego z moich świadków. Sanitariusza.

-             Cholera.

Raz mó chwilowo nie znajdować się na liście płac houstońskiej policji, lecz nie wyzbył się starych przyzwyczajeń. Hou­ston traktował jak swoje miasto. Doskonale orientował się we


wszystkich lokalnych zdarzeniach i dobrze wiedział, o jakiej sprawie mówi Tom. Trzy tygodnie temu była strzelanina w po­gotowiu ratunkowym. To Javiero i dwaj inni członkowie bandy załatwili swego dotychczasowego szefa. Cztery osoby zginęły, trzy zostały ranne. Prasa uznała zbrodnię za wyjątkowy przejaw przemocy na dotąd stosunkowo bezpiecznym terenie. Rozgłos, jaki nadano tej sprawie, spowodował, iż trafiła ona do Wydziału Specjalnego Policji, a tym samym do Toma Rasmussina. Dwóch bandytów udało się schwytać, lecz Javiero ciągle pozostawał na wolności.

-             Sanitariusz nie żyje? - upewnił się Raz,

-             A jak myślisz? Javiero zjawił się u niego w domu ze swo­im uzi. Kule przecięły mojego świadka na pół. Sąsiad, który rozmawiał z draniem i otworzył mu drzwi, jest w stanie kryty­cznym.

-             Do diabła. - Raz zaczął żować, że włnie teraz rzucił palenie. - Masz jeszcze innych świadków - powiedział.

-             Jeden, odkąd usłyszał o zabójstwie z ostatniej nocy, stracił nagle pamięć.

-             A drugi?

-             To kobieta. Będzie zeznawać, mimo że ma powody do obaw. - W głosie Toma zabrzmiała satysfakcja. - Tylko że ja nie mam wystarczająco dużo ludzi, by zapewnić jej całodobową ochronę, dopóki nie znajdę Javiera.

-             Tom, nie myśl sobie, że ja... -zaczął Raz.

-             Proponowałem jej wynajęcie ochroniarza. Jest lekarką, więc stać na to.

-             Świetnie. Sugerował Agencję Północną? Jej ludzie są godni polecenia.

-             wił, że chcesz wreszcie pracować na własny rachu-


nek. Obaj wiemy, że to wymówka, która ma usprawiedliwić twoją bezczynność. Ile ofert pracy odrzucił w tym miesiącu?                           Trzy, pomyślał Raz.

-             Ciągle szukam - odrzekłno.

-             Z ilu zrezygnował?

-             Nie twój interes - rzucił Raz, pocierając brodę pokrytą kilkudniowym zarostem. - Słuchaj, wiem, że chcesz dobrze, ale nie potrzebuję, by starszy brat prowadził mnie za rę. Znajdę sobie robotę.

Nie ma pośpiechu, mam trochę oszczędności, dodał w my­ślach.

-             Ty naprawdę uważasz, że chodzi mi o ciebie - mruknął Tom. - Nie bę dla twego dobra ryzykował życia świadka. Potrzebuję ochrony dla tej kobiety i chcę, byś przyjął pracę, kiedy już przestaniesz użalać się nad sobą. Przecież naprawdę jesteś w tym dobry.

-             Prywatne agencje ochroniarskie...

-W tym przypadku nie wystarczą.
Raz unió brwi. Czyżby starszy brat osobiście zaangażował się w całą sprawę? Oczywiście nie chodziło o kobietę-świadka. Tom był zbyt uczciwy, by oszukiwać żonę. Poza tym kochał nad życie.

-             Potrzebuję cię - ciągnął porucznik Rasmussin. - Jacy do­stała od Javiera list z pogróżkami. Nie spodobał mu się artykuł, który opublikowała na temat zbrodni.

-             Nic jej się nie stało? A dziecku?

-             Nie. Ona mówi, że jestem przewrażliwiony. Tuzin dzien­nikarzy pisało o tym wczoraj. Nawet taki drań jak Javiero nie będzie ich śledził, by wszystkich powystrzelać, tym bardziej że jest poszukiwany.


-             Może twoja żona ma rację.

-             Czyżbyś przez ostatnie kilka miesięcy zupełnie stracił ro­zum? To były pogróżki od faceta, który niedawno zabił pięć osób.

-             Javiero jest bez wątpienia mordercą, ale nie głupcem - po­wiedział Raz.

-             Wie, iż znalazł się w tarapatach, i myśli, że jak już wpaść, to z rozgłosem. Stąd wysył...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin