Lin Carter i Lyon Sprague de Camp Spotkanie w krypcie ���1. Czerwone �lepia Od dw�ch dni wilki sz�y przez las jego �ladem i teraz zn�w go dogoni�y. Ogl�daj�c si� przez ramie, m�odzieniec dostrzeg� je w�ochate, szare cienie k�usowa�y bezg�o�nie w�r�d czarnych pni, a w zapadaj�cym mroku ich �lepia p�on�y jak roz�arzone w�gle. Wiedzia�, �e tym razem ju� nie zdo�a odeprze� ataku. Grube pnie wiekowych drzew wznosi�y si� wok�, jak milcz�cy �o�nierze zakl�tej armii, ograniczaj�c widok. P�nocne stoki wzg�rz pokrywa�y poszarpane, bia�e �aty �niegu, lecz bulgot tysi�cy strumyk�w zapowiada� rych�e ust�pienie mrozu i nadej�cie wiosny. Nawet w �rodku lata by� to mroczny, ponury �wiat, a teraz, w s�abn�cym ze zbli�aniem si� zmierzchu, przy�mionym �wietle pochmurnego nieba, wygl�da� jeszcze bardziej niego�cinnie. M�odzian bieg� pod g�ro g�sto zadrzewionym zboczem, uciekaj�c ju� trzeci dzie� od chwili, gdy uda�o mu sio zbiec z hyperborejskiej niewoli. Chocia� wolny, m�odzieniec znalaz� sio w samym �rodku wrogiego kr�lestwa, daleko od rodzinnej Cymmerii. Tak wiec umkn�� na po�udnie, w dzik�, g�rzyst� kraino oddzielaj�c� po�udniowe tereny Hyperborei od �ywych r�wnin Brythunii i step�w Turanu. S�ysza�, �e gdzie� na po�udniu le�y legendarna Zamora - ziemia czarnow�osych kobiet i wie�, zamieszka�ych przez tajemnicze paj�ki. Gdzie� tam sta�y wspania�e miasta - stolica pa�stwa, Shadizar, zwana Miastem �ajdak�w, Arenjun - Miasto Ztrdziei i Yezud - miasto boga-paj�ka. Zdawa�o mu si�, �e na po�udniu olbrzymia si�a z �atwo�ci przyniesie mu bogactwo i s�aw� w�r�d wychowanych w mie�ci s�abeuszy. Skierowa� si� wiec ku p�nocnym granicom Brythuni by szuka� swego szcz�cia, a pr�cz wystrz�pionej, poszarza� tuniki i kawa�ka �a�cucha nie mia� nic. Wilki wpad�y na jego �lad. Zazwyczaj nie atakowa�y ludzi,1 zima trwa�a wyj�tkowo d�ugo i wyg�odnia�e drapie�niki by�y gotowe na wszystko. Za pierwszym razem, kiedy go dopad�y zakr�ci� �a�cuchem z tak� furi�, �e po�o�y� trupem jednego szarego napastnika, a drugiemu z�ama� kr�gos�up. Szkaradna posoka pryska�a topniej�cy �nieg. Wyg�odzone stado odst�pi�o od cz�owieka ze �wiszcz�cym gro�nie �a�cuchem, by ucztowa� na trupach swych krewniak�w, a m�ody Conan pomkn�� na po�udnie. Ale niebawem wilki zn�w ruszy�y jego tropem. Nast�pnego dnia opad�y go o zachodzie s�o�ca, przy zamarzni�tej rzece na granicy Brythunii. Walczy� z nimi na �liskim lodzie, m��c�c okrwawionym �a�cuchem jak cepem, dop�ki na �mielszy wilk nie chwyci� z�bami �elaznych ogniw i nie wyrw; �a�cucha ze s�abn�cej d�oni. Wtedy cienki l�d za�ama� si� pod ci�arem walcz�cych i Conan znalaz� si� w lodowatej wodzi Krztusz�c si� i �api�c gwa�townie oddech zobaczy�, �e kilku prze�ladowc�w wpad�o razem z nim. Przez chwil� widzia� nie opodal na p� pogr��onego w wodzie wilka, w�ciekle skrobi�cego przednimi �apami o kraw�d� przer�bli, ale nigdy si� nie dowiedzia�, i zwierz�t zdo�a�o si� wydosta�, a ile zosta�o wci�gni�tych pod l�d przez wartki nurt. Dzwoni�c z�bami wygramoli� si� z wody, pozostawiaj�c wyj�ce stado na drugim brzegu. P�nagi i na wp� zamarzni�ty umyka� ca�� noc i ca�y dzie� przez poro�ni�te lasem wzg�rza na po�udnie. Teraz wilki zn�w go dogania�y. Mro�ne g�rskie powietrze pali�o �ywym ogniem pracuj�ce jak miechy p�uca Conana. O�owiane nogi porusza�y si� miarowo bez udzia�u �wiadomo�ci. Za ka�dym krokiem jego obute w sanda�y stopy zapada�y si� z cichym chlupni�ciem w namokni�t� ziemi�. Wiedzia�, �e z go�ymi r�kami nie ma �adnej szansy przeciwko tuzinowi szarych zab�jc�w, ale bieg� dalej, nie zatrzymuj�c si�. Pos�pna natura Cymmerianina nie dopuszcza�a my�li o poddaniu si� losowi, nawet w obliczu nieuchronnej �mierci. Zn�w zacz�� sypa� �nieg, du�e, mokre p�atki opada�y ze s�abym, lecz daj�cym si� s�ysze� szelestem, znacz�c wilgotn� ziemie i strzeliste �wierki miriadami bia�ych plam. Tu i tam z dywanu igie� stercza�y wielkie g�azy, kraina stawa�a si� coraz bardziej g�rzysta i skalista. Te g�azy by�y jedyn� nadziej� Conana, kt�ry zamierza� oprze� si� o ska�� i zabezpieczywszy si� w ten spos�b przed atakiem z ty�u, stan�� do ostatniej walki. Niewielk� mia� nadzieje na wyj�cie z �yciem z opresji - dobrze zna� szybko�� i si�� stalowych szczek tych �ylastych, stufuntowych cia� - ale lepsza taka szansa ni� �adna. Las rzednia� w miar� jak zbocze stawa�o si� bardziej strome. Conan pop�dzi� ku grupie ska� wznosz�cych si� na stoku, jak brama jakiego� zasypanego grodu. W tej samej chwili wilki wypad�y z le�nej g�stwiny i pogna�y za nim, wyj�c jak piekielne demony, triumfuj�ce nad potopion� dusz�. ���2. Skalne komnaty Przez bia�y zam�t sypi�cego �niegu m�odzieniec dojrza� ziej�cy czerni� otw�r miedzy dwoma pot�nymi blokami skalnymi i pomkn�� w tym kierunku. Kiedy dobiega� do w�skiej, ciemnej szczeliny, wilki nast�powa�y mu ju� na pi�ty - zdawa�o mu si�, �e na go�ych nogach czuje ich gor�ce, smrodliwe oddechy. Wcisn�� si� w otw�r w momencie, gdy przodownik stada skoczy� na niego. Ociekaj�ce �lin� k�y chwyci�y powietrze - Conan by� bezpieczny. Ale na jak d�ugo? Schyliwszy si�, maca� dooko�a siebie w ciemno�ci, szukaj�c na chropowatej, kamiennej pod�odze czego�, czym m�g�by odeprze� wyj�c� hordo. Na zewn�trz s�ycha� by�o dreptanie �ap po �wie�ym �niegu, skrobanie pazur�w o kamie� i ci�kie dyszenie zziajanych tak jak i on wilk�w. Wyg�odnia�e, ��dne krwi zwierz�ta skomli�y czuj�c jego zapach, lecz �adne nie pr�bowa�o dosta� si� do �rodka. I to wydawa�o si� dziwne. Ciemno�ci, panuj�ce w niewielkiej, skalnej komnacie rozprasza�o tylko s�abe �wiat�o wpadaj�ce przez otw�r wej�ciowy. Nier�wn� pod�ogo pokrywa�y �mieci naniesione tu w ci�gu d�ugich lat przez wiatr, ptaki i zwierz�ta - zesch�e li�cie, igliwie, suche ga��zki, nieco rozsypanych drobnych ko�ci, kamyk�w i okruch�w ska�y. Nie znalaz� niczego, ci mog�oby pos�u�y� za bro�. Prostuj�c si� na ca�� wysoko�� swej mierz�cej ju� ponad sze�� st�p postaci, m�odzian zacz�� bada� �ciany wyci�gni�t� r�k�. Wkr�tce znalaz� przej�cie wiod�ce gdzie� dalej, w smolisty mrok. Macaj�c kraw�dzie otworu stwierdzi�, �e ma on regularny kszta�t i odkry� �lady d�uta na kamiennej framudze, uk�adaj�ce si� w tajemnicze znaki jakiego� nieznanego pisma. Nieznanego przynajmniej m�odemu barbarzy�cy z p�nocy, kt�ry nie umia� ani czyta�, ani pisa� i wr�cz pogardza� takimi umiej�tno�ciami, uwa�aj�c je za objaw zniewie�cia�o�ci. Musia� si� zgi�� wp�, by przecisn�� si� przez niskie drzwi, ale przeszed�szy przez nie m�g� znowu stan�� wyprostowany. Zatrzyma� si�, nas�uchuj�c czujnie. W otaczaj�cej go ciszy i ciemno�ci instynktownie wyczu� czyj�� obecno��. Chocia� napi�te zmys�y nie dostarcza�y mu �adnych wskaz�wek, mia� dziwne wra�enie, �e nie jest sam w komnacie. Wyt�aj�c wy�wiczony w le�nej g�uszy s�uch doszed� do wniosku, �e pomieszczenie, w jakim si� znalaz�, jest o wiele wi�ksze od pierwszego. Wok� unosi� si� zaduch nagromadzonego przez wieki kurzu i nietoperzych odchod�w. Ostro�nie stawiaj�c stopy napotyka� porozstawiane tu i tam przedmioty i chocia� ich nie widzia�, wydawa�y mu si� sprz�tami wykonanymi przez cz�owieka. Zrobi� jeden zbyt szybki krok w kierunku �ciany, potkn�� si� o co� i kiedy upad�, przedmiot rozlecia� si� z trzaskiem pod jego ci�arem. Ostra drzazga zarysowa�a mu sk�r�, dodaj�c nast�pne zadrapanie do skalecze� spowodowanych przez �wierkowe ig�y i wilcze k�y. Kln�c, podni�s� si� i pomaca� po�amane szcz�tki. To by�o krzes�o, tak zbutwia�e, �e drewno kruszy�o si� w palcach. Dalsze badania prowadzi� z wi�ksz� ostro�no�ci�. Wyci�gaj�c r�ce natrafi� na inny, wi�kszy przedmiot, w kt�rym niebawem rozpozna� wojenny rydwan. Szprychy przegnity i ko�a za�ama�y si�, tak �e w�z le�a� na pod�odze w�r�d fragment�w podwozia i kawa�k�w obr�czy. B��dz�ce palce Conana dotkn�y zimnego metalu - najwidoczniej zardzewia�ego, �elaznego okucia rydwanu. To nasun�o mu pomys�. Odwr�ci� si� i wymacuj�c sobie drog� powr�ci� do przedsionka. Zebra� gar�� suszu i kilka skalnych od�amk�w. Ponownie wszed� do komnaty i u�o�ywszy ma�� kupk� z chrustu i li�ci uderzy� �elazem o kamie�. Po kilku nieudanych pr�bach z kolejnego kamienia trysn�y jasne iskry. Za chwil� w komnacie p�oni�o ma�e ognisko podsycane resztkami po�amanego krzes�a i drewnianymi kawa�kami rydwanu. Teraz m�g� odpocz�� po straszliwym wy�cigu i ogrza� zdr�twia�e cz�onki. �wawo trzaskaj�ce p�omienie powstrzymaj� wci�� kr�c�ce si� przed wej�ciem wilki, kt�re, chocia� zwykle niech�tnie rezygnuj� ze zdobyczy, nie pr�bowa�y wtargn�� do ciemnej jaskini. Ciep�y, ��ty blask ognia ta�czy� po �cianach z topornie ociosanego kamienia. Conan rozejrza� si� wok�. Pomieszczenie mia�o kszta�t prostok�ta i by�o znacznie wi�ksze ni� pierwotnie przypuszcza�. Wynios�y strop gin�� w g��bokim cieniu i zas�onach paj�czyn. Pod �cianami sta�o kilka krzese� i par� kufr�w ze strojami i broni�, kt�rych otwarte wieka ukazywa�y zakurzon� zawarto��. W wielkiej, kamiennej komnacie roztacza�a si� wo� �mierci i st�chlizny. Nagle dreszcz przebieg� Conanowi po plecach - w odleg�ym k�cie pomieszczenia, na ogromnym kamiennym tronie siedzia� nagi olbrzym z obna�onym mieczem na kolanach. W migocz�cym blasku p�omieni trupia czaszka spogl�da�a pustymi oczodo�ami na m�odego Cymmerianina. Chude jak patyki ko�czyny by�y br�zowe i wyschni�te, a cia�o na pot�nej piersi skurczone i pop�kane przywarto w strz�pach do ods�oni�tych �eber. Conan wiedzia�, �e nagi gigant nie �yje od wielu wiek�w, lecz �wiadomo�� tego nie zmniejsza�a przera�enia m�odzie�ca. Nieustraszony w starciu z cz�owiekiem czy zwierz�ciem, nie obawia� si� b�lu i �mierci z r�k wrog�w. Jednak jako barbarzy�ca z dzikiej Cymmerii l�ka� si� nadprzyrodzonych mocy, demon�w i potwornych stwor�w Odwiecznej Nocy i Chaosu, jakimi jego prymitywny lud zape�nia� ciemno�ci za kr�giem obozowych ognisk. Conan wola�by stawia� czo�a g�odnym wilkom ni� pozostawa� tutaj z martwym, spogl�daj�cym na niego ze skalnego tronu zapadni�tymi oczodo�ami, w kt�rych dr��cy odblask ogniska, o�ywiaj�c wyschni�te oblicze trupa, porusza� mroczne cienie....
maczer14