R O Z D Z I A Ł V Okres "złotego pokoju". Projekt przebudowy senatu. Zatargi Ossolińskiego z sejmem. Zakończenie sprawy o tytuły książęce. Ossoliński kanclerzem. Działalność gospodarcza Ossolińskiego. Zjazd wyznaniowy w Toruniu. Projekty wojny tureckiej i ich upadek. Wybuch powstania kozackiego. śmierć Władysława IV.
Sejm z roku 1638 był obrazem walki, jaką szlachta wypowiedziała swęmumonarsze, nie rozumiejąc jego celów. Walkę tę Wła-dysław IV przegrał z kretesem. Nastały lata "złotego pokoju", w których król, mając związane ręce, nie mógł przełamać kwietyzmu (bezczynność) szlacheckiego. Tymczasem Eunopa krwawiła się w wojnie, a szala zwycięstwa przechylała się to na jedną to na drugą stronę_ :Wojna trzydziestoletnia zakończyła się wreszcie bez udziału Polski, chociaż udział jej mógłby łatwo przynieść odzyskanie Inflant, czy Śląska i ugruntowanie stanowiska polskiego na Bałtyku. Cieszono się u nas ze złotego pokoju, lecz w owym czasie, jak słusznie mówi dzisiejszy historyk, "mocarstwo pogrążona w kwietyzmie znaczyło w Europie tyle co Genua lub Szwajcaria". Ostatecznie doszło da pokoju i przebudowy politycznej Europy bez udziału Polski i z jej szkodą; na zachód od nas nastąpiła stabilizacja stosunków wówczas, gdy u nas stanęło widmo wojny domowej i chwila zdania rachunków z błędów .dziejowych. Bo w latach, które teraz nastały, pozornie tylko "nic się nie działo"; działa sil rzecz opłakana w swych skutkach - ujawniły się: upadek myśli politycznej narodu, coraz dalej postępujący nieład wewnętrzny, coraz większa obojętność dla spraw państwa. Rezultatem tego stanu było malejące znaczenie Polski wśród państw europejskich, coraz mniejsze liczenie się z jej monarchą.
Okres ten przetrwał Ossoliński jako podkanclerzy, w usfa~vicznej walce ze swym starszym kolegą, kanclerzem Gembickim, w walce z sejmem, senatem, z całą wreszcie opinią
szlachecką: Niechęć doń wzrastała z roku na rok, wytykano mu, że jest ministrem nie Rzeczypospolitej lecz króla. Wierny jednak swym ideałom monarchistycznym, dopatrujący się lepszej przyszłości państwa we wzmocnieniu władza królewskiej, szedł Ossoliński wytrwale po swej linii, nie bacząc na pociski przeciwników.
Jedną z jego słusznych koncepcji była myśl takiej prze'budo~wy senatu, po której izba wyższa stałaby się istotnie instytucją, dającą oparcie królowi. Wychodząc z założenia, że "senat ma być podporą tronu, a nie zgromadzeniem ludzi, którzy się o godność z królem targują", wpływał na 'Władysława, by krzesła senatorskie oddawał ludziom godnym zaufania. Dlatego to wbrew opinii powszechnej przeforsował nominację na prymasa młodego, lecz oddanego dworowi, biskupa Lipskiego, chociaż przez ten postępek naraził się najpoważniejszym senatorom w kraju.
W zatargach z izbą poselską dochodziło do takich momentów, że sejm chciał sądzić podkanclerzego za obraźę posłów - trzeba było aż sejm zerwać (1639), by nie dopuścić do niebywałego sądu nad ministrem. Szlachta nie omieszkała się odegrać. Dzięki odpowiedniej agitacji Wiśniowieckiego sejm z roku 1641 wytoczył znowu sprawę o tytuły i uchwalił ostatecznie, że uznaje się tylko te godności książęce, które były zatwierdzone przez Unię Lubelską, gdyż książęła litewsko-ruscy i szlachta "jednym stanem rycerskim mają być, jako się dobrowolnie z sobą porównali". Ustawa ta, upokarzająca dla podkanclerzego, była uznaniem zwycięstwa "książąt starożytnych" nad nowymi. Ossoliński zataił głęboką urazę, jaką powziął do Wiśniowieckiego. Odtąd te dwie postacie staną na przeciwnych biegunach: jedna z nich będzie ministrem królewskim, druga rzekomym obrońcą wolności szlacheckich. Antagonizm ich miał z czasem dojść do takiego stopnia napięcia, że zaważył na losach państwa w chwilach katastrofy.
W miarę jak malała popularność Ossolińskiego wśród szlachty, rosło jego znaczenie u dworu. Poparty łaską króla,
a zwłaszcza królowej, która mu ufała bezgranicznie, rósł podkanclerzy w znaczenie i dostatki, stając się najwpłyu~owszym ministrem. Władysław IV używał go do wszystkich trudniejszych spraw - czy to do załatwienia kwestii długów królewskich, czy do ciężkiej misji pruskiej. Obie te sprawy przeprowadził Ossoliński pomyślnie:_ skłonił sejm d.o zapłacenia długów królewskich, a udawszy się do Królewca, zastraszył skutecznie nowego elektora Fryderyka Wilhelma odebraniem lenna, gdyby ten wbrew woli króla ożeńił się z Krystyną szwedzką. Tę nowe dowody zręczności i przywiązania. do króla przyniosły mu dalszy zaszczyt. W roku 1643 oddał król Gembickiemu biskupstwo krakowskie, a kanćlerzem mianował Ossolińskiego. I3ył to już szczyt kariery państwowej. Były wprawdzie godności wyższe, lecz czcze i bez znaczenia, natomiast kant'lerz był właściwym kierownikiem polityki zagranicznej państwa i sprawował faktycznie najważniejszy obok hetmana urząd. wybuchła znów fala zawiści, połączonej z szacunkiem i obawą. Nowy kanclerz, surowy i nieugięty, zdawał się rzucać cień na Rzecżpospolitą - obawiano się, . iż będzie drugim Richelieu. Wprawdzie Władysław IV nie był bezwolnym Ludwikiem XIII, lecz zdrowie jego upadało w zatrważającym tempie - żywiono przeto obawy, że ster rządów przejdzie całkowicie w ręce kanclerza.
Niezależnie od zajęć publicznych znajdował Ossołiński dość czasu, by poświęcić się administracji swych dabr, które doprowadził do wzorowego stanu. Zarówno w swych własnych jak i dzierżawionych posiadłościach budował zamki, kościoły, klasztory, ustanawiał fundacjo, a pałac Warszawski przy ulicy Senatorskiej postawił w rzędzie pierwszych rezydencji krajowych. Rządny, oszczędny, widział wadliwą gospodarkę polską, utyskiwał na zbytni odpływ pieniędzy za granicę, dlatego też propagował hasła samowystarczalności gospodarczej, które usiłował Wprowadzić w życie przez korzystanie w miarę możności z artykułów krajowych.
Jedną z pierwszych czynności nowego kanclerza było
przewodnictwo na zjeździe religijnym w Toruniu w r. 1645. Wladysław IV, chcąc doprowadzić do zgody religijnej między katolikami i ewangelikami, umyślił zebrać teologaw ~-szystkich wyznań na tzw. "przyjacielską rozmowę". Przev~~odniczącym zjazdu, reprezentującym króla, został kanclerz Ossoliński. W mowie inauguracyjnej, pełnej umiaru, tak przemawiał m. in. do zebranych: "Przeraża wszystkich strachem szerząca się od połowy wieku wścieklizna w chrześcijań stwic. Umysły ludzkie, dotknięte szaleństwem, pod
hasłem obrony wiary, pod złośliwym pozorem bezbożności wywracają wszelką religię, znieważają jej świętości, przelewają krew niewinną (aluzja do wojny trzydziestoletniej), ogałacają z obrońc<5w świat chrześcijański i wydają go na łup barbar.zyńców... Jedna tylko Polska za przezornością i łagodnością przodków naszych nie uległa dzikości podobnej,vi roztropnym znoszeniem różnowierców wzajemną między obywatelami milość szczęśliwie dotąd utrzymuje. Uważ
cie jednak, czyli powszechnej zarazy w Europie i nam się obawiać nie należy? Trudno zachować spokój, gdy dokoła się pali. Dlatego też Pan nasz Miłościwy was, poddanych swoich różniących się w religii chrześcijańskiej, zwołać raczył, abyście, odlożywszy na stronę swary szkolne, pótwarze, fałsze, wybiegi i opaczne tłumaczenia - spokojnie i po bratersku się rozmówili".
Niestety, jako przewodniczący właściwych obrad, nie stanął kanclerz na wysokości zadania pacyfikatora. Gdy wyzna~~cy Kalwina poczęli krytykować Kościół katolicki, kanclerz uniósł się i w ostrych słowach rozprawił się z p~rzeciwnikami. Ewangelicy byli oburzeni, i nie wiadomo jak by się dalej potoczyły obrady, gdyby król nie odwołał Ossolińskiego do Warszawy. Kanclerz otrzymał publiczną naganę od króla, a zjazd, prowadzony przez podkanclerzego, biskupa Leszczyńskiego, przy wielce taktownym zachowaniu się kierownika delegacji katolickiej, biskupa żmudzkiego Tyszkiewicza - potoczył się dalej w przyjaznej atmosferze. Ostatecznie zjazd nie dał pozytywnych wyników, bo "każdy ze swoim zdaniem odjechał, ale po przyjacielsku i uprzejmie rozstali się za powagą krola i łagodnością biskupa żmudzkiego". Mimo to zjazd ten, na którym było wielu gości zagranicznych, przyniósł wiele sławy Władysławowi IV jako tolerantowi, który "nie krwią, lecz dobrym słowem" chciał ułagodzić konflikty, od jakich paliła się Europa.
Zjazd ten dałby niewątpliwie lepsze rezultaty, gdyby król zechciał mu nadać, jak to projektował pierwotnie, większe znaczenie. Tymczasem 'Władysław IV miewał świetne pon~ysły, lecz brak mu było wytrwałości i cierpliwości do ich urzeczywistnienia, Przerzucanie się od jednej koncepcji do drugiej było cechą charakterystyczną tego niepospolitego umysłu. Tak było i tym razem. Przygotowawszy starannie zjazd toruński, odsunął się król odeń myślą w inną stronę w najważniejszyrii momencie, by dać się pochłonąć nowej, znacznie większej idei. Nadmiar energii, kipiącej w tym
człowieku, a przytajonej w ostatnich latach, spotężniał na nowo i szukał ujścia, aż znalazł je w gigantycznym zamyśle wojny ze -światem muzułmańskim.
Tatarzy wyrządzali Rzeczypospolitej szkody nie tylko przez najazdy i ogałacanie kraju z ludności - byli oni również sprawcami tego stanu niepewności i rozwielmożnienia swawoli, jaki panował między Dnieprem i Dniestrem. Kozaczyzna, która tyle kłopotów przynosiła państwu, powstata jako nieunikniony skutek napadów tatarskich, jako konieczna samoobrona ludności przeciw najeźdźcom, która w zetknięciu się z wrogiem przejmować poczęła jego cechy i stała się z kolei dla państwa ciężarem nie mniejszym od Tatarów. Pozbyć się Kozaczyzny można było przez zniszczenie gniazda krymskiego, gdyż wówczas stracitaby rację bytu i z organizacji odśrodkowej mogła się stać powoli elementem osiadtym. Tak więc walka z Tatarami nie byta jedynie obroną przed najazdem; była ona również walką z Kozaczyzną, z anarchią, ze swawolą, walką ze "stepem".
Niebezpieczeństwo tatarskie rozumiat również Władysław IV, lecz nie zajmował się nim na razie, dopóki uwaga jego zajęta była sprawą szwedzką. W miarę jednak jak polityka króla ponosiła porażkę za porażką na Zachodzi, coraz bardziej począł on zwracać uwagę na Wschód. Jednakże, z wtaściwym 'sobie rozmachem i fantazją, nie zamierzał król ograniczać się do walki z Tatarami, lecz tączyt ją z planami krucjaty na Stambut - oczami wyobraźni widziat już koronę dawnych cesarzy bizantyńskich na skroniach syna jedynaka. Z planami swymi nosit się król długo, pragnął jednak wyzyskać odpowiedni moment, by rozbudzić opinię publiczną i nastroić ją pozytywnie dla swych zamierzeń. Okazję taką nastręczyło wspaniałe zwycięstwo Koniecpolskiego nad Tatarami pod Ochmatowem (styczeń 1644) Zwycięstwo ochmatowskie poruszyco cały kraj - senat uchwalił zaprzestać posyłania corocznych "upominków" chanowi, stwarzając w ten sposób powód do wojny. Myśl o wyprawie przeciwtatarskiej stata się popularną.
Wybuch wojny wenecko-tureckiej z wiosną 1645 r. nastąpił w samą porę dla planów królewskich. Odtąd przez taty rok przygotowuje się król do wielkiej ekspedycji wojennej, zaciągając pożyczki zagraniczne, formując wojsko zaciężne, zawierąjąc przymierze zaczepno odporne z Wenecją i Moskwą, mobilizując Kozaków, znosząc się z hospodarami wołoskimi i narodami słowiańskimi, podbitymi przez Turków tj. Bułgarami i Serbami. Liczono się z tym, że zimą nastąpi najazd tatarski, a wówczas, odpierając go, można będzie wprowadzić wojsko na ziemie tureckie i z obrony przejść łatwo do ofensywy. Tymczasem jednak sułtan zabronił Tatarom prowokować Polśkę; najazd tatarski nastąpił na Moskwę, której na pomoc postano część wojsk pod hetmanem polnym Potockim.
We wszystkich tych przygotowaniach brat Ossoliński żywy udział - pertraktowat z postem weneckim i nuncjuszem, korespondował z hospodarami, przemawiat na sejmie, agitując przeciw Tatarom. Zamiar królewski wszczęścia wojny z Turcją całkowicie pochwalał, natomiast krucjatę na Stambuc, czy nawet Ziemię ~więtą, jak to się marzyco królowi, uważał słusznie za chimerę, kontentując się ugruntowaniem wpcywów polskich na Mołdawii i Multanach i oparciem się o dolny Dunaj. Natomiast zgadzat się z królem, że wojnę można rozpocząć bez woli i wiedzy sejmu.
Stanowisko hetmana utrwalito króla w zamiarze. Wojna hyca więc postanowiona - chodziło jedynie o formalne załatwienie sprawy. O ile król i kanclerz, pragnęli prowadzić ~=ojnę bez, Lub nawet wbrew zgodzie Rzeczypospolitej, o tyle hetman Staniscaw Koniecpolski, .realniej patrzący na sytuację, wymagat usankcjonowania wojny przez sejm. Na tym tle powstaty niesnaski między Koniecpolskim a Ossolińskim; przerwane nagcą i niespodziewaną śmiercią hetmana (11 marca 1646). Byt to cios dla państwa, króla i catej sprawy. Ubywac nie tylko świetny i doświadczony wódz, znający doskonale całokształt spraw węzła czarnomorskiego, ale również jedyny człowiek, który fantastyczne plany królew
skie umiel nagiąć do potrzeb państwa i sprowadzić je na grunt realny.
Król jednak nie przerwał przygotowań, decydując się już teraz wyraźnie na wojnę z Turcją. Układano się pospiesznie z posłami moskiewskimi i ambasadorem weneckim. W połowie kwietnia przybyto 4 delegatów kozackich (wśród nich i Chmielnicki), by odbyć z królem tajemną nocną naradę; obiecali wystawić 50.000 wojska i urządzić ekspedycję morską, a w zamian król dal im subsydia, obiecał wrócić do dawnych przywilejów i podnieść stały rejestr kozacki do 20.000 ludzi. Cyfry kozackie byty najrealniejsze, gdyż chorągwie polskie i wołoskie znajdowały się po większej części na papierze.
Król liczył, iż z początkiem kampanii będzie mial 30.000 regularnego wojska i 20.000 Kozaków, nie mówiąc o positkach moskiewskich i wołoskich. Wojna mula się zacząć w' początkach sierpnia. Nie znamy doktad'nego planu dzialania, zachowały się jednak dwie wersje projektu kampanii wojennej. Według jednej z nich część wojska pod wodzą hetmana Potockiego miale pójść z Kozakami i hufcami magnatów nad Dniepr, by tam połączyć się z Moskalami i uderzyć na Krym. Król zaś w tym samym czasie z resztą wojska, głównie piechotą, skierować się miał na pograniczne fortece tureckie przy jednoczesnej wspólakcji hospodaraw nad Dunajem. Druga wersja glo,sita, że najpierw miały wyplynąć na morze czajki kozackie celem sprowokowania nieprzyjaciela, a następnie Jeremi Wiśniowiecki, jako domniemany hetman polny,, na czele oddziałów moskiewskich, kozackich i pocztów prywatnych miał opanować i ufortyfikować Krym; wówczas dopiero król zamierzał pójść ku dolnemu Dunajowi.
Plan był ulożóny w tak ścisłej tajemnicy, że nawet niektórzy ministrowie o niczym nie wiedzieli - gdy nagle król 9 maja 1646 r. ogłosił publicznie wojnę przeciw Turcji. Ten desperacki krok, spowodowany zwykłą niecierpliwością króla, pragnącego zaskoczyć naród faktem dokonanym,
mial fatalne następstwa. Zgodnie z przewidywaniami zmarlego hetmana zerwała się w kraju burza, gdyż wojna zaczepna i to z potężną Turcją, podjęta bez zgody i wiedzy sejmu, a więc wbrew prawu, musiała się spotkać z ogólnym potępieniem. Ponadto obawiano się, że`w razie przegranej czeka kraj niewola turecka, w razie zaś zwycięstwa król dojdzie do takiej potęgi, że zaprowadzi absolutyzm. Pojawiły się krążące z rąk do rąk paszkwile, wszyscy niemal senatorowie, nie zważając na gniew króla, poczęli go od~~odzić od powziętego zamiaru. Prymas przypomniał pacta conventa, wojewoda Lubomirski ogłosił list publiczny przeciw wojnie, Wiśniowiecki nie chciał się podjąć komendy nad wojskiem. Idąc za głosem opinii publicznej, kanclerz Ossaliński odmówił pieczętowania listów przypowiednich na werbunek żołnierzy. "Zdradził mnie kanclerz - skarżył się król - jak Judasz Chrystusa, nie przez złość ani nienawiść".
Spostrzegłszy swój fałszywie postawiony krok, począł się król wycofywać, dowodząc, że mial na myśli tylko wojnę z Tatarami, lecz byto już zapóźno. Zwołany na naradę senat orzekł, że nie ma nic przeciw wojnie tatarskiej i gotów nastawić odpowiednio izbę poselską, wypowiedział aię jednak jednomyślnie, że bez zgody sejmu wojny zaczepnej podjąć nie można.
Sejm jesienny (1646) stal się niemal sądem inkwizycyjnym nad królem. Naprażno kanclerz z wielką odwagą cywilną, popartą silnymi argumentami, bronił koncepcji królewskiej. Nahałasowawszy się do woli i naurągawszy monarsze, uchwalił sęjm ustawę, zmuszającą króla do demobilizacji nowych zaciągów wojskowych w ciągu dwóch tygodni: Ponadto musiał król przyrzec, że w przyszłości nie będzie organizował nowych oddziałów, "ani żadnych wo- , jen bez wiadomości i rady Rzplitej podnosić, ani paktów i przymierzy z postronnymi zawierać ani zawartych wzruszać... a cudzoziemców od rady odwołać". Nawet gwardię królewską zmiejszono liczebnie.
~'~'ladyslaw IV nie byt jednak człowiekiem, który łatwo
ulega. Mimo krępujących go ustaw, nie mial zamiaru demobilizować wojska, zwtaszcza, że w tym samym czasie Wenecja i papież przyznali mu znaczne subsydia, Moskwa wznowita walkę z Tatarami, a Bułgarzy szykowali się do powstania. Król decydował się korzystać z sytuacji; ale tym razem już za zgodą sejmu. Zebrany w maju 1647 sejm nadzwyczajny dzięki zręczności Ossolińskiego ogtosit ustawę o zatrzymaniu wojska "w tej jako teraz jest liczbie"; byto to królowi bardzo na rękę, gdyż liczy), że uda mu się teraz sprowokować Tatarów, a wówczas będzie mó~gl przejść do wojny niby obronnej; na którą nie potrzebował zezwolenia stanów. Toteż zaraz po sejmie odprawi) poda tatarskiego z taką odpowiedzią, że ten 'uznał ją za wypowiedzenie wojny.
Nowy plan działania, opracowany teraz przez Ossolińskiego, był następujący: 1) należy najpierw sprowokować Tatarów (jesienią Wiśniowiecki i miody Koniecpolski urządzili "samowolne" wyprawy w stepy) , 2) odepchnąć ich przy pomocy Moskali (w tym celu wyjechał do Moskwy wojewoda Kisiel), 3) w odwet rzucić czajki kozackie na wybrzeża tureckie, 4) gdyby Turcy rozpoczęli kroki wojenne, król wyruszy przeciw nim nad dolny Dunaj. W ten sposób zaczęłaby się otwarta wojna z Turcją.
Ażeby plan ten przeprowadzić, trzeba byto zapewnić sobie pomoc kozacką. Ponieważ z powodu niedojścia zeszłorocznej wyprawy zaczęty się szerzyć wśród Kozaków niepokoje, a jednocześnie ze śmiercią metropolity prąwostawnego, Mohyty, wszczęty się znowu spory religijne, uda) się Ossoliński latem 1647 r. na Ukrainę, by pod pozorem rewizji swych dóbr odbyć rozmowy z przedstawicielami prawostawia i Kozaków. Pertraktacje, jakie prowadzi) kanclerz z Kozakami, utrzymane byty w tak ścisłej tajemnicy, że treść ich jest dotąd nieznana. To pewna, że byty już one spóźnione. Kozacy, widząc, że sejm nie zezwala królowi na wojnę, postanowili energię swą wyładować przeciw Rzeczypospolitej, zwłaszcza, że po sejmie 1646 r. rozpoczęta się
na Ukrainie nowa fala ucisku socjalnego. Na czele malkontentów stanąt Bohdan Chmielnicki, niegdyś główny wykonawca woli królewskiej, obecnie organizator buntu, umiejący połączyć swoje krzywdy osobiste z tendencjami wolnościowymi Kozaczyzny i ludności ruskiej.
Wiedząc z doświadczenia, że Kozacy nie sprostają wojsku koronnemu, postanowi) Chmielnicki postarać się o pomoc obcą. W tym celu uciekł na Krym, by zawiązać ligę kozackotatarską. Rzecz prosta, że przyjęto go tam z otwartymi rękarm. W marcu 1648 r. stanęła liga, a w kwietniu orda pod dowództwem .Tuhaj beja w połączeniu z watahami Chmielnickiego wkroczyła na Dzikie Pola. Hetman Potocki nie ogląda) się ani na rozkaz królewski, zakazujący mu wszczęcia kampanii przed swym przybyciem, ani nie czeka) na posiłki panów ukrainnych i ruszy) na wroga, licząc, że własnymi szczupłymi silami stłumi bunt w zarodku. Kampania, poprowadzona fatalnie, skończyła się katastrofą: Najpierw Chmielnicki przeciąga) na swoją stronę Kozaków rejestrowych, którzy wymordowali swą starszyznę, następnie zniósł awangardę polską pod 2óltymi Wodami, a wreszcie w bitwie pod Korsuniem (26 maja 1648 r.) rozbił główną armię, biorąc obu hetmanów koronnych do niewoli.
Katastrofy korsuńskiej Władysław IV nie doży). Od czasu śmierci syna (9 sierpnia 1647 r.) podupada) coraz bardziej na zdrowiu, aż 20 maja 1648 r. dokonał żywota w Nlereezu, na szczęście dla siebie i nieszczęście dla państwa. Umarł w chwili, gdy wybierat się na Ukrainę. Byt to jedyny człowiek, który by potrafi) ugasić pożar. Tymczasem na wieść o Korsuniu cały lud ruski podniósł żagiew buntu pięć województw stanęło w płomieniach. W tak ciężkiej sytuacji znalazła się Rzeczpospolita bez króla, bez wodzów, bez wojska; w obliczu chaosu bezkrólewia i wojny domowej.
hipacypociej