BAD BELLA rozdział 4.pdf

(7909 KB) Pobierz
BAD BELLA 4
J + A= L
BAD
BELLA
BELLA
Q*D<K
E=?
DIMIBANAS
643993362.028.png 643993362.029.png 643993362.030.png 643993362.031.png 643993362.001.png 643993362.002.png 643993362.003.png 643993362.004.png 643993362.005.png 643993362.006.png 643993362.007.png 643993362.008.png 643993362.009.png 643993362.010.png 643993362.011.png 643993362.012.png 643993362.013.png 643993362.014.png 643993362.015.png 643993362.016.png 643993362.017.png 643993362.018.png 643993362.019.png 643993362.020.png 643993362.021.png 643993362.022.png 643993362.023.png 643993362.024.png 643993362.025.png 643993362.026.png 643993362.027.png
ROZDZIAĀ 4
Zaraz gdy otwarłam oczy poczułam wprost niebiański zapach płynący z dołu. Słyszałam też
odgłosy rozmowy. Powoli zwlekłam się z łóżka podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej
koszule w niebieską kratkę oraz czarne rurki. Następnie poszłam pod gorący prysznic.
Doprowadziwszy się do porządku wzięłam plecak i poszłam na dół.
-Siema kochani. – przywitałam się z przyjaciółmi, którzy w tym momencie przerwali swoje
namiętne pocałunki.
-O cześć śpiochu- przywitała mnie Leti z uśmiechem na twarzy. Dominik podszedł do mnie i
pocałował mnie w czubek głowy.
-Jak się spało mała?- ech czy on kiedyś przestanie z tym „mała”? Tylko Jazz może tak do mnie
mówić.
-No nawet dobrze. A tak a propos to co tak zajebiście pachnie??- Nie mogłam się
powstrzymać. W kuchnie pachniało ziołami i świeżymi pomidorami.
-Dominik mówił, że lubisz spaghetti, więc postanowiłam, że ci zrobię zajebiste śniadanko.-
Kochana Leti. Kiedy doszłam do warsztatowej rodziny ona traktowała mnie jak wroga.
Dopiero długo potem przyznała się, że bała sie stracić Doma. Ale mimo to jesteśmy dla
siebie jak siostry. Kurwa ale ja byłam głupia myśląc, że nie mam przyjaciół. Kiedy o tym myślę
mam okropne wyrzuty sumienia. To tak jakbym się ich wyrzekła.
-Ej Bell ! dobrze się czujesz??- z zamyślenia wyrwał mnie głos Doma.
-Wszystko jest ok. – zapewniłam. Podbiegłam do Leti i przytuliłam.
-Kochana dziękuje za śniadanie. – przytuliłam ją mocno.
-BELLA!!! ZABIJESZ MI KOBIETE. – Rozdarł się Dominik i podbiegł do nas. Wziął nas na ręce.
Boże ale wysoko a ja mam lęk wysokości.
-DOMINIK AAAAA ja się boje. – Rozdarłam się a ten Szef mafii od siedmiu boleści nas puścił.
-Niech zgadnę haha w myślach haha narwałaś mnie hahaha szefem hahahahhahahah mafii-
nie mógł wydusić tego z siebie. Zawsze jak się na niego zdenerwowałam to tak mówiłam.
-Skąd wiesz?? – zapytałam z miną obrażonego trzylatka.
-Po twojej sławnej minie. – i znów wybuchł śmiechem.
-Kotku nie dokuczaj Belluni. – że co kurwa …jakiej znowu Belluni do cholery.
-Leti i ty też?! Wiesz…jak mogłaś…w ogóle foch z przytupem. – teatralnie tupnęłam nogą i
zamaszyście machnęłam głową.
-Bell nie fochaj się. Siadaj zaraz będzie gotowe śniadanie.- Miała rajcie siadłam na krześle i
zaraz miałam pełny talerz przed sobą. Kurwa to było wyśmienite. Dosłownie wszystko
pochłonęłam.
-Dziękuje. Było wyśmienite. Ale teraz musze spadać. – Cmoknęłam przyjaciół w policzek.
-Jeszcze tylko wskoczę po Jazza. – Już wzięłam plecak kiedy zadzwonił mój telefon.
-Siema Jazz. Co się stało?- Głos Jaspera był zachrypnięty.
-Bella nie idę dziś do szkoły, mam grypę żołądkową. – Moje biedactwo. Głos Jaspera był
zachrypnięty
-Biedny jesteś. A jak ręka?
-Lepiej. Bell sorki ale coś czuje, że będę rzygał.
-Dobra to pa. – Nie chciałam przedłużać mu cierpienia.
 
- Dominik miejcie na oku Jazza. Jest chory i zostaje w domu. – przekazałam szefowi ochrony.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Dobrze. A teraz leć bo się spóźnisz.
-Rozkaz kapitanie. – zasalutowałam i wybiegłam z domu. Wyjeżdżając z podwórka
zobaczyłam na naszej ulicy dwa sportowe samochody. Ale nie były to samochody z
warsztatu. Nie przejęłam się tym wiedząc, że to ochrona. Hehe Jak to dziwnie
brzmi…ochrona. Dzisiaj dzień bez Jasperka. Szkoda. W sumie jak był chory to byłam sama w
szkole ale w tym wypadku to jest gorzej. Wjechałam na parking szkolny. Do dzwonka zostało
jeszcze 5 minut. Weszłam już do sali gdzie miałam angielski. W klasie było już dwóch
kujonów. Następnie do klasy weszła suka Rosalie. Rozmawiałam z nią tylko w tedy jak było
mi coś potrzebne. W naszej szkole to ja byłam zimną suką numer jeden. Ona była na drugim
miejscu. Siadła w ławce obok, posyłając mi blady, nieśmiały uśmiech. Miałam jej
odpowiedzieć ledwie widocznym uśmiechem ale w tej chwili do klasy wchodziła moja była
paczka. Co to to nie, będę dla nich wredna. Uśmiechając się ciepło do Rose powiedziałam:
-Cześć Rose, może usiądziesz ze mną? – Prawie wybuchnę łam śmiechem jak zobaczyłam jej
minę. To ma być zemsta dla tamtych kretynów, więc delikatnym skinieniem głowy
wskazałam grupkę dzieciaków. Rosalie szybko pojęła o co chodzi, bo uśmiechnęła się
promiennie.
-O cześć Bella. Z miłą chęcią z tobą usiądę. – i rzeczywiście usiadła.
-Dziękuje Rose, że to zrobiłaś. Musze się zemścić na nich. – zaczęłam jej o wszystko
opowiadać. Nie wiem czemu ta laska budziła moje zaufanie.
-Świetnie cie rozumiem. Mi też zaleźli za skórę. Pomogę ci. – wyciągnęła do mnie rękę.
Uścisnęłam ją.
-A co oni ci zrobili?- Zapytałam ją. Okazało się, że mama Rose ma stwardnienie rozsiane,
pewnego razu, gdy kobieta zasłabła w budce telefonicznej nie pomogli jej, a co gorsze
zastawili drzwi tak, że mama Rosalie kiedy się ocknęła była zbyt słaba by pchnąć drzwi, które
zatrzymywał 12 kilowy kamień. Ta historia bardzo mną wstrząsnęła. Teraz złość na moją
starą paczkę wzrosła. Z nowym sprzymierzeńcem miałyśmy taki plan aby udawać przyjaciółki.
Ale nie takie zwykłe np. jak ja z Dianom. My musimy być takie jak siostry. Tak jak ja z Leti
Do klasy wszedł mocno spóźniony nauczyciel.
-Ech już miałam nadzieje, że nie przyjdzie. – szepnęłam do koleżanki.
-No ja też. Gościu jest strasznie nudny.- też tak myślę. Mimo tego, że lubię biologie to nie
cierpię nauczyciela.
- Nom.
- Kochani, dziś lekcji nie będzie. Musze zrobić coś ważnego. – Tak, jasne. Jeśli tak to
kontynuujemy z Rose obgadywanie wszystkich. Okazało się, że Rosalie bardzo dobrze zna się
na modzie. Nie powiem równie dobrze zna się na rapie i samochodach. Wreszcie bratnia
dusza. Diana nie miała pojęcia ani o rapie, ani o samochodach. Jedyną osobą, która mnie
rozumiała w tych dwóch sprawach był Dominik. Ale z nim rzadko rozmawiałam. Wreszcie
dzwonek na przerwa. Wstałyśmy z Rosalie w tym samym momencie. Szybkim krokiem
poszłyśmy na przerwa. Ona miała hiszpański a ja matmę. Tą lekcje też miałam z Jazzem.
Zresztą bez Jazza miałam tylko jedną lekcje. Okazało się, że z Rosalie miałam aż 7 na 10 lekcji.
Razem z Rose stwierdziłam, że poco udawać przyjaciółki jak możemy nimi zostać. Tak było
lepiej i w ogóle. Myślę że dzięki tej zemście znalazłam przyjaciółkę w Forks.
W czasie przerwy obiadowej szłam do stolika gdzie siedziała moja nowa koleżanka. Dziwne
ale zaczęłyśmy rozmawiać cztery godziny wcześniej a już się zaprzyjaźniłyśmy. Ale wracając
do sytuacji to szłam sobie do stolika z tacką (a na tacce standard, czyli hamburger i Montan
Dew) moja „była” paczka rzucała mi nienawistne spojrzenia. Tylko w oczach Diany widziałam
smutek. Dobrze im tak. Zasłużyli.
Gdy dotarłam do Rose, ona jak i ja miała zajebisty humor. Śmiałyśmy się ze swoich
przyzwyczajeń i niektórych marzeń.
 
- Wiesz co Rosalie? – zapytałam
-No co Bell – tak, już mówiłyśmy do siebie jak najlepsze psiapsiółki. Tak też się czułyśmy.
-Zawsze chciałam wsiąść do taksówki m…
-Co nigdy nie jechałaś taksówką?!- przerwała mi w połowie zdania Rosalie. Wredna jest nie
ma co.
-Nie chciałabym wsiąść do niej i powiedzieć do kierowcy : za tym samochodem …szybko!!!!-
Rose wybuchła serdecznym śmiechem. Ja też się do niej przyłączyłam. Ona jeszcze coś
dorzuciła i śmiałyśmy się baaadzo głośno, tak głośno, że słychać nas było w drugim końcu
stołówki.
-Bella ty płaczesz- powiedziała Rose z udawaną troską.
-Rosie nie martw się to takie śmiechowe łzy. – Nie było to aż przesadnie śmieszne ale
wybuchłam śmiechem. Moja towarzyszka spojrzała na mnie jak na idiotkę i też wybuchła
śmiechem. Spojrzałam się w stronę mojego byłego stolika i zaśmiałam się im prosto w oczy,
widząc ich miny zbitego psa.
Po lekcjach pożegnałam się z Rosalie przed moim samochodem. Szybko wymieniłyśmy się
swoimi numerami telefonów i wsiadłam do mojego maleństwa. Jechałam wolno coś około
80 km/h. Wjechałam na podwórku Jazza.
-Hejka Jazz- powiedziałam kiedy weszłam do pokoju przyjaciela. Ale Jasper tylko posłał mi
blady uśmiech. Leżał blady jak papier na łóżku. Próbował się podnieść ale nie miał siły.
Przestraszyłam się nie na żarty.
-Leż spokojnie. – powiedziałam i podeszłam do łóżka. Poprawiłam mu poduszkę, kołdrę i
podałam szklankę z wodą.
- Dziękuje. – powiedział zachrypniętym głosem.
-Nie mów nic. Ja przepisze ci lekcje i odrobię prace domową a później spisze sobie.
-Dzi…- nie mogę z nim, czy on mnie kiedykolwiek posucha?
-Ciii. Ja będę opowiadać ci co było w szkole. –Jazz na znak, że mnie rozumie pokiwał głową.
-No więc cały dzień rozmawiałam z Rose. –Jasperowi oczy chciały wypaść z orbit. – Tak,
naprawdę. A powiem ci więcej nawet zaprzyjaźniłam się z nią. Rozmawiało mi się z nią tak
dobrze, że miałam wrażenie, że znamy się od lat.
-czyli rośnie mi konkurencja? – HM….zazdrość??
-Jazz kochany, ty zawsze będziesz Numerem Jeden. Przecież mamy przyjaciół w warsztacie.
-Ale to nasi wspólni przyjaciele. – powiedział z wielkim trudem Jasper.
- Może ty też się z nią zaprzyjaźnisz. – Podeszłam do jego łóżka a następnie na nim usiadłam.
-Ciebie kocham najbardziej. I nie fochaj się. – przytuliłam go i pocałowałam w nos.
-Dobrze, przepraszam.
-Jak tam ręka? – zapytałam z czułością.
-Nawet dobrze. Jutro pójdę do szkoły. – uff…nareszcie. Mimo tego, że lepiej poznałam się z
Rosalie to i tak tęskniłam za tym wariatem.
- Wspaniale poznacie się z Rose.
-Taaa. – to była odpowiedź Jazza.
-Jaki entuzjazm- Później on odzyskał głos i zdawał relacje z wczorajszej popijawy z Braianem.
W sumie nie pili nic oprócz coli to i tak pewnie był niezły fun. Odrobiłam lekcje i przepisałam
do swoich zeszytów. Posiedziałam chwile z Jazzem i poszłam do domu.
Kiedy weszłam do domu rodzice już byli. Zamieniłam z nimi parę zdań i poszłam wziąć
prysznic. Później na chwile położyłam się na łóżku, ale wstałam dopiero rano.
Kiedy wstałam zawlekłam się do łazienki umyłam zęby i zeszłam na dół. Nie chciało mi się
jeść, więc wzięłam tylko jabłko. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Dominika.
 
-Siema Dom.
-Cześć Bell. Coś się stało?- W jego głosie słychać było troskę.
-Nie, chciałam zapytać jak idzie nasza OCHRONA- Mocno zaakcentowałam to słowo.
-haha bardzo dobrze. Pod szkołą stał jeden ścigacz ale jak nas zobaczył zaraz się spłoszył.
Rodziców Jazza śledziły po dwa ścigacze. Ale zobaczyli warsztatowe samochody i się zmyli.
Myślę, że do końca tygodnia będziemy was pilnować. –Dom wreszcie zakończył swój
monolog.
-Uff…-spociłam powietrze z płuc. – Dziękuje. Dominik??
-Słucham cie Bell.
- Czy jesteś w warsztacie?- zapytałam
-Tak jestem i w pobliżu są wszyscy którzy odpoczywają po zmianie na warcie. –gdy skończył
wybuchł donośnym śmiechem. Ja natomiast tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
-Włącz na głośnik.- Poleciłam
-ok. możesz mówić.
-No więc, dziękuje wam wszystkim. Wiem, że nie wszystkich znam, bo nie znałam
samochodów, które widziałam. Dom nie złość się na nich tylko ja ich widziałam. Nawet Jazz
nie zauważał. Dziękuje Loli bo wiem, że wolała grzebać w swoim aucie. Taaak cukiereczku
widziałam cie. –w słuchawce rozległ się śmiech wszystkich.
-Kocham cie Bell- wydarła się Lola.
-Więc szykujcie głowy bo w weekend wpadam do was z Jazzem i ostro pijemy. – Gdy
skończyłam to z danie rozległy się okrzyki i klaski. Wow nie wiedziałam że tak lubią ,ze mną
pić.
-A teraz ciocia Bella idzie się kształcić. Żeby chociaż w połowie dorównywać wiedzą Oziemu.
-Teraz powiedzcie cioci Belli papa. –powiedział ciepły głos Doma.
-PAPA CIOCIU BELLO!!! – Rozległ się krzyk kilkunastu osób.
Kiedy się rozłączyłam wyszłam z domu i skierowałam się w kierunku domu Jazza. Miałam już
chwycić za klamkę kiedy w drzwiach pojawił się Jazz. Był mega blady, miał podkrążone oczy i
wyglądał jak wampir. Cofnęłam się z uśmiechem na twarzy mówiąc
-Siema wampirze. –I wybuchłam śmiechem
-Cześć mały człowieku, nie jadłem śniadania- Coś mu humor dopisywał. Mi też się znacznie
poprawił. Wsiedliśmy do jego Astona i pomknęliśmy przez jeszcze puste ulice Forks. Zresztą
ulice Forks zawsze są prawie puste.
Gdy dotarliśmy do szkoły kazałam zaparkować Jasperowi koło Rose. Zapoznałam ich ze sobą
tak formalnie i w ogóle. Poszliśmy na lekcje, które minęły spokojnie, wręcz nudno.
Dopiero na przerwie, na obiad mieliśmy wspaniałe humory. Śmialiśmy się ze wszystkiego.
Miałam racje Jazz i Rose od razu się polubili.
- Ej Jazz pamiętasz co mieliśmy fazę i ujebałeś mnie keczupem a ja wleciałam do sklepu
mówiąc : zeszyt w kratkę szybko! Na to ekspedientka wystraszona co się stało? I tu szacun
dla mojej gry aktorskiej. Pani od matmy poro zszarpywała pól klasy bo nie mieli zeszytu .
Hahaha biedna kobieta chciała dzwonić na policje. Cała nasza trójka zaczęła się śmiać,
zwracając uwagę mojej byłej paczki. I w taki sposób upłynął nam cały tydzień.
Gdzieś w głębi siebie czułam, że nadchodzą zmiany. Często gdy Jasper i Rose zawzięcie
dyskutowali ja pogrążałam się w myślach. Zastanawiałam się na czym owe zmiany mogą
polegać. Pewnej soboty do mojego domu wpadli Jazz i Rosalie.
-Bella!! Bella!!- darli się od progu.
-Kurwa trochę kultury. Tu mieszkają kulturalni ludzie.
-Bella od poniedziałku- zaczęła Rose
-ej Rose ja chcem powiedzieć. – kłócili się jak dzieci w przedszkolu. A ja czekałam na
odpowiedź.
-Dzieci powiedzcie razem. –Zainterweniował tata
-No więc od poniedziałku…
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin