Platon - Timaios.pdf

(242 KB) Pobierz
70545064 UNPDF
Platon
Timaios
Osoby dialogu:
Sokrates, Timaios, Hermokrates, Kritias
SOKRATES: Jeden, dwóch, trzech. A czwarty z towarzystwa, kochany Timaiu, gdzie? Z tych,
co to wczoraj byli na przyjęciu, a dzisiaj przyjęcie urządzają?
TIMAIOS: Niemoc jakaś przypadkowa zdjęła go, Sokratesie. On by dobrowolnie tego zebrania
nie opuścił.
SOKRATES: Nieprawdaż – to już twoja i tych dwóch rzecz objąć jego rolę i zastąpić także i
nieobecnego?
TIMAIOS: Tak jest. I wedle sił będziemy się o to starali. Nie byłoby sprawiedliwie, żebyśmy
wczoraj od ciebie takie przyzwoite prezenty wzięli, a dziś żeby ci reszta z nas nie chciała też
przynieść gościńca.
SOKRATES: A pamiętacie, ile to i o czym poleciłem wam mówić?
TIMAIOS: Jedne rzeczy pamiętamy, a czego by nie, to ty jesteś z nami, więc przypomnisz. A
lepiej, jeżeli ci to nie sprawia jakiejś trudności, to streść nam to pokrótce od początku, aby się nam
to lepiej utrwaliło.
SOKRATES: Tak się stanie. Z tego, co wam wczoraj powiedziałem o państwie, główna rzecz
była w tym, jakie państwo i z jakich ludzi złożone wydawałoby się nam najlepsze.
TIMAIOS: I bardzo nam to było po myśli wszystkim, Sokratesie, to, coś o nim mówił.
SOKRATES: A czyśmy przede wszystkim nie odróżnili w nim klasy rolników, i jakie tam są
inne umiejętności, od klasy wojskowych?
TIMAIOS: Tak jest.
SOKRATES: I zgodnie z naturą daliśmy każdemu jedno tylko, odpowiednie dla niego zajęcie i
jedną umiejętność dla każdego i powiedzieliśmy, że ci, którzy mieli walczyć za wszystkich,
powinni być tylko strażnikami państwa i gdyby ktoś z zewnątrz albo wewnątrz szedł szkodzić
państwu, powinni łagodnie sądzić tych, którymi rządzą i którzy są ich przyjaciółmi z natury, a w
bitwach powinni objawiać srogość wobec każdego wroga, jaki by się nadarzył.
TIMAIOS: Ze wszech miar przecież.
SOKRATES: Mówiliśmy, zdaje mi się, że w charakterze strażników powinien tkwić
równocześnie temperament zapalny, a zarazem osobliwa skłonność do wiedzy, aby mogli słusznie
objawiać łagodność w stosunku do jednych, a srogość w stosunku do drugich.
TIMAIOS: Tak.
SOKRATES: A cóż z wychowaniem? Czy nie mieli się chować na gimnastyce i muzyce i z
pomocą wszystkich umiejętności, jakie są dla nich odpowiednie?
TIMAIOS: Tak jest.
SOKRATES: I mówiło się, że ci ludzie, tak wychowani, nie powinni ani złota, ani srebra, ani
żadnego innego majątku nigdy za swoją własność uważać, ale jako pomocnicy powinni dostawać
żołd za straż od tych, których całości strzegą, żołd mierny, jak dla ludzi kierujących się rozwagą.
Wydatki powinni mieć wspólne i żyć powinni wspólnie i jadać, dbając tylko o dzielność i mając
głowę wolną od wszelkich innych zajęć.
TIMAIOS: Mówiło się i to w ten sposób.
SOKRATES: A o kobietach też wspominaliśmy, że te zbliżone charakterem do mężczyzn
wypadałoby do mężczyzn dostroić i wszystkim im dać zajęcia wszystkie z mężczyznami wspólne w
zakresie wojskowości i jeżeli chodzi o tryb życia poza tym.
TIMAIOS: W ten sposób mówiło się i to.
SOKRATES: No, a jakże tam było z robieniem dzieci? Czy też to łatwo zapamiętać, bo to było
niezwykłe, to, co się powiedziało; żeśmy upaństwowili wszystkie śluby i dzieci, i urządziliśmy to
tak, żeby nikt nigdy własnego dziecka nie rozpoznał, i żeby wszyscy wszystkich uważali za
rodzeństwo, za braci i siostry, wszystkich, którzy przyjdą na świat w granicach odpowiedniego
okresu, a tych, którzy przyszli w okresie poprzednim i jeszcze dalszym, żeby mieli za rodziców i
dziadków, a tych z okresów późniejszych za swoje dzieci i za wnuków?
TIMAIOS: Tak. I to łatwo zapamiętać, tak jak mówisz.
SOKRATES: A znowu, żeby się, ile możności, od razu rodzili z charakterem jak najlepszym, to
czy nie pamiętamy, jakeśmy to mówili, że rządzący powinni po cichu organizować kojarzenie się
małżeństw z pomocą pewnego rodzaju losowania, aby typy gorsze osobno, a ci lepsi żeby takie
same kobiety dostawali i żeby się między nimi jakaś nienawiść z tego powodu nie zasiała – niech
myślą, że to los winien doborowi?
TIMAIOS: Pamiętamy.
SOKRATES: I mówiliśmy, że dzieci typów dobrych wypadnie wychowywać, a dzieci złych
oddawać po cichu do innych części państwa. Jak będą podrastały, to patrzeć, i które by były tego
godne, te z powrotem brać na górę, a które się wydadzą niegodne, niech zostaną na miejscu tych,
które pójdą wyżej?
TIMAIOS: Tak jest.
SOKRATES: Więc czyśmy już wszystko przeszli tak jak wczoraj, żeby sobie główne myśli
powtórzyć, czy też nam brak czegoś z wczorajszej rozmowy, kochany Timaiu, bo możeśmy coś
opuścili?
TIMAIOS: Nic podobnego; właśnie to było mówione, Sokratesie.
SOKRATES: A może byście tak posłuchali teraz o tym ustroju, któryśmy opisali, jaki ja mam z
nim kłopot. Bo jakoś tak mi jest, jakby ktoś zobaczył gdzieś zwierzęta piękne albo sztuką malarską
wykonane, albo i żywe naprawdę, ale pozostające w spokoju. Wtedy by zapragnął zobaczyć je w
ruchu, niechby w walce pokazywały coś z tych zalet, jakie zdają się zapowiadać ich ciała. Tak i
mnie jest w stosunku do tego państwa, któreśmy opisali. Chętnie bym posłuchał, gdyby ktoś opisał
walki tego państwa, jak ono się przyzwoicie sprawia w zapasach z innymi państwami, kiedy do
wojny przyjdzie, jak ono się i w prowadzeniu wojny zachowa odpowiednio do swojej kultury i
wychowania, zarówno w działaniu czynnym, jak i w enuncjacjach słownych, skierowanych do
innych państw. Ja sobie, Kritiaszu i Hermokratesie, dobrze zdaję sprawę z tego, że nie potrafię ludzi
tego rodzaju i takiego państwa chwalić tak, jak by należało. Jeżeli o mnie chodzi, to nic dziwnego.
Ale takie samo zdanie wyrobiłem sobie o poetach dawnych i dzisiejszych. Nie, żebym miał klasę
poetów lekceważyć, tylko to jasne każdemu, że ten rodzaj ludzi, który zawsze coś naśladuje, potrafi
najłatwiej i najlepiej naśladować to, w czym się wychował, a to, co poza zakresem wychowania i
nawyku, to każdemu trudno dobrze naśladować czynem, a jeszcze trudniej słowem. Grupa sofistów
znowu, uważam, że ma bardzo wiele doświadczenia, jeżeli chodzi o słowa na inny temat, i liczne, i
piękne, ale boję się, że to jest naród wędrowny, jeździ po różnych miastach, a własnej siedziby
nigdy nie zagrzeje, więc nie będzie mógł pojąć ani tych filozofów, ani polityków, gdyby przyszło
odtworzyć to, co by oni mogli robić i mówić w razie wojny i na polach bitew. Zostaje tedy klasa
takich ludzi jak wy; posiadają jedno i drugie: i charakter, i wychowanie odpowiednie. Przecież ten,
Timaios, pochodzi z Lokroi, z miasta, które ma najlepsze prawa w całej Italii – a jeżeli chodzi o
majątek i pochodzenie, on nie ustępuje nikomu z tamtejszych, osiągnął najwyższe urzędy i
zaszczyty w tym państwie, a jeżeli idzie o filozofię, to moim zdaniem wstąpił na szczyty wszelkiej
filozofii. O Kritiaszu to chyba my tu wszyscy wiemy, że żadna z tych rzeczy, o których mówimy,
nie jest mu obca. Co do charakteru zaś i wychowania Hermokratesa, to wielu świadczy, że one się
nadają do tego wszystkiego – więc trzeba im wierzyć. Ja to i wczoraj brałem pod uwagę, więc
kiedyście prosili, żebym wam mówił o ustroju państwa, z największą chęcią zrobiłem wam tę
przyjemność, wiedząc, że dalszych myśli nikt w ogóle lepiej od was rozwinąć by nic potrafił,
gdybyście wy tylko chcieli to zrobić. Jeżeli każecie państwu prowadzić wojnę, jak się należy, to wy
jedni tylko spośród współczesnych potraficie mu oddać to, co by mu przystało. Ja mówiłem to,
coście mi polecili, i ze swojej strony też wystąpiłem z propozycją, którą i w tej chwili powtarzam. I
wyście się zgodzili, że naprzód pogadacie sami z sobą, a dziś odwzajemnicie mi się myślami i
słowami; przyszedłem więc po ten prezent, ustroiwszy się, przygotowany na to i chciwie po to ręce
wyciągam.
HERMOKRATES: Tak jest, Sokratesie; tak jak powiedział nasz Timaios, ani chęci nam nie
zbraknie, ani też wymówki żadnej dla nas nie ma, żeby tego nie zrobić. Także i wczoraj, zaraz stąd
kiedyśmy przyszli do pokoju gościnnego, do Kritiasa, gdzie mieszkamy, i jeszcze przedtem po
drodze to samośmy rozważali. A on nam mówił opowieść z dawnego podania. Powiedz mu ją,
Kritiaszu, i teraz – niech oceni razem z nami, czy odpowiada temu, co on zaleca, czy się nadaje, czy
nie.
KRITIAS: Trzeba tak zrobić, jeżeli tak i trzeci nasz towarzysz, Timaios, uważa.
TIMAIOS: Uważam.
KRITIAS: To posłuchaj, Sokratesie. Opowieść bardzo dziwna, ale ze wszech miar prawdziwa.
Opowiadał ją kiedyś Solon, najmądrzejszy spośród siedmiu mędrców. Był członkiem naszej
rodziny, był ukochanym Dropidesa, mojego pradziada, jak to i sam mówi na wielu miejscach
swoich poematów. On to mówił Kritiaszowi, mojemu dziadkowi, i ten, już staruszek, opowiadał to
nam, że wielkie i podziwu godne były dawne czyny tego państwa, ale czas zatarł ich ślady i ludzie
powymierali. Jeden czyn był największy ze wszystkich. Teraz może by wypadało przypomnieć go i
w ten sposób odwdzięczyć się tobie, a równocześnie słusznie i zgodnie z prawdą oddać chwałę
bogini przy święcie, jakbyśmy hymn śpiewali.
SOKRATES: Dobrze mówisz. Ale co to za czyn taki naszego państwa podał Kritias za
Solonem; nie jako podanie, ale jako fakt rzeczywisty?
KRITIAS: Ja powiem, com usłyszał. Opowieść dawna z ust niemłodego człowieka. Bo Kritias,
kiedy to mówił, był już bliski dziewięćdziesiątki, a ja miałem chyba najwyżej dziesięć lat.
Właśnie było święto Apaturiów, trzeci dzień, w którym się chłopców wpisuje do gminy.
Chłopcy, jak co roku, tak i wtedy brali udział w uroczystości. Ojcowie urządzili nam konkurs
wokalny. Wygłaszano wiele poematów wielu różnych poetów, a ponieważ poezje Solona były w
owym czasie nowe, więc wygłaszało je wielu spośród nas, chłopców. Otóż powiedział wtedy ktoś z
naszej dzielnicy – czy mu się tak wtedy wydawało, czy też chciał jakąś przyjemność zrobić
Kritiasowi – dość, że powiada, że Solon był w ogóle najmądrzejszym człowiekiem, a jeżeli chodzi
o poezję, to polot miał największy ze wszystkich.
Staruszek, doskonale to pamiętam, bardzo się tym ucieszył, uśmiechnął i rozpromieniony
powiada:
– Gdyby on się, mój Amynandrze, nie był zajmował poezją tylko ubocznie, ale oddał się jej całą
duszą, tak jak inni, byłby wykończył opowieść, którą tutaj przywiózł z Egiptu, i gdyby go rozruchy
i inne nieszczęścia, które tu znalazł po przyjeździe, nie były zmusiły do zarzucenia poezji, to,
według mego zdania, ani Hezjod, ani Homer, ani żaden inny poeta nie byliby go nigdy sławą
przewyższyli.
– A cóż to była za opowieść, Kritiaszu? – zapytał tamten.
– O największym i najznamienitszym, można powiedzieć najsłuszniej, ze wszystkich czynów,
jakich nasze państwo dokonało, ale że to czasy dawne i poginęli ci, którzy tego czynu dokonali,
więc wieść o nim do nas nie dotarła.
– Powiedzże od początku – powiada tamten – co i jak mówił Solon i od kogo to usłyszał jako
prawdę?
– Jest – powiada – w Egipcie, w delcie, którą opływa rozszczepiony u góry strumień Nilu,
powiat zwany Saityckim. W tym powiecie największym miastem jest Sais, skąd też pochodził i król
Amasis. U nich tam nad miastem króluje pewne bóstwo, które się po egipsku nazywa Neith, a po
grecku, jak oni mówią, Atena. Oni twierdzą, że bardzo lubią Ateńczyków i że w jakiś sposób są z
nami tu spokrewnieni. Solon mówił, że gdy tam przyjechał, bardzo go tam zaczęto szanować. Dość
że zaczął się rozpytywać o dawne czasy tych kapłanów, którzy najwięcej byli z tym obznajomieni,
bo sam nic o tym po prostu nie wiedział i nie znalazł żadnego innego Hellena, który by o tym
wiedział cokolwiek. I tak raz, pragnąc ich wyciągnąć na stówko o dawnych czasach, zaczął mówić
o najdawniejszych dziejach naszych, o Foroneusie, którego pierwsze podania dotyczą, i o Niobie, a
znowu o potopie opowiadał bajki, jak to przetrwali Deukalion i Pyrra, i wywodził pokolenia od nich
pochodzące, i starał się przypomnieć sobie, ile to lat trwały te rzeczy, o których mówił, i starał się
obliczyć lata. Na to jeden bardzo stary kapłan powiedział:
– Oj, Solonie, Solonie! Wy, Hellenowie, zawsze jesteście dziećmi. Nie ma starca między
Hellenami.
On to usłyszał i powiada:
– Jak to? Co to ty mówisz?
– Młode dusze macie wszyscy – powiada. – Nie macie w nich żadnego dawnego mniemania,
opartego na starych podaniach, ani żadnej wiedzy okrytej siwizną wieków. A przyczyna tego taka.
Wiele razy i w różnym sposobie przychodziła zguba rodzaju ludzkiego i będzie przychodziła nieraz.
Od ognia i od wody największa, a z niezliczonych innych przyczyn inne, krócej trwające. U was też
mówią, że Faeton, syn Heliosa, zaprzągł raz konie do wozu ojca, a że nie umiał pędzić po tej samej
drodze co ojciec, popalił wszystko na ziemi i sam zginął od pioruna. To się opowiada w postaci
mitu, a prawdą jest zbaczanie ciał biegnących około ziemi i po niebie i co jakiś długi czas
zniszczenie tego, co na ziemi, od wielkiego ognia. Wtedy ci, którzy mieszkają po górach i na
wyżynach, i w okolicach suchych, bardziej giną niż ci, co mieszkają nad rzekami i nad morzem. Dla
nas Nil jest w ogóle zbawieniem i wtedy też z tego nieszczęścia ratuje nas i zbawia. A kiedy znowu
bogowie ziemię wodą oczyszczają i zalewają potopem, wtedy się ratują ci, co po górach krowy pasą
i owce, a tych, co po waszych miastach mieszkają, rzeki spłukują do morza. A w tym kraju tutaj ani
wtedy, ani nigdy innym razem woda z góry na niwy nie spływa, tylko wprost przeciwnie; od dołu
wszystka podchodzi. Taka już jest. Dlatego też i z tych przyczyn zachowują się u nas w podaniach
zdarzenia najdawniejsze.
A po prawdzie to tak jest, że we wszystkich okolicach, gdzie mróz nadzwyczajny ani skwar
przeszkody nie stanowi, tam zawsze gęściej lub rzadziej ród ludzki zamieszkuje. Otóż cokolwiek
się u was albo u nas, albo w innej okolicy, o której wiemy ze słyszenia, zdarzy pięknego albo
doniosłego, albo z jakiegokolwiek innego względu osobliwego, to wszystko jest tutaj od dawna
zapisane w świątyniach i przechowane. A to, co się u was i u innych ludów dzieje, zaledwie się
utrwalić zdoła w napisach i w tym wszystkim, czego państwa potrzebują, kiedy oto znowu w swoim
czasie, jakby choroba powrotna, przychodzą na nich strumienie wody z nieba i zostawiają spośród
was tych, co pisma i służby u Muz nie znają. Tak, że na nowo od początku rodzicie się niejako,
jakby młodzi. Nie wiecie nic ani o tym, co tu było, ani co u was było w czasach zamierzchłych. Te
twoje rodowody, Solonie, i te historie, któreś opowiadał o tym, co u was, mało się różnią od bajek
dla dzieci.
Wy naprzód pamiętacie tylko jeden potop, a przed tym było ich wiele. Oprócz tego nie wiecie, że
w waszej ziemi mieszkał najpiękniejszy i najlepszy rodzaj ludzi, od którego pochodzisz i ty, i całe
wasze dzisiejsze państwo. Bo zostało wtedy trochę tego nasienia, ale wy o tym nie wiecie. Dlatego
że ci, co pozostali, przez wiele pokoleń ginęli, głosu nie umiejąc zamykać w litery. Istniało swojego
czasu, Solonie, przed największym potopem państwo, które dziś jest państwem ateńskim, wielka
potęga militarna i w ogóle prawa miało znakomite. Miało dokonać czynów najpiękniejszych i
wytworzyć ustroje najlepsze ze wszystkich, o jakich nas dziś pod słońcem wieści dochodzą.
Kiedy to usłyszał Solon, zdziwił się, powiada, i bardzo pragnął i prosił kapłanów, żeby mu
wszystko dokładnie o dawnych obywatelach po kolei opowiedzieli.
A kapłan powiedział:
– Nie ma co tego kryć, Solonie. Opowiem i ze względu na ciebie, i na wasze państwo, a przede
wszystkim na chwałę bogini, która państwo wasze i nasze dostała w udziale, wychowała je i
wykształciła – naprzód to wasze, o tysiąc lat wcześniej, kiedy wasze nasienie wzięła od Ziemi i od
Hefajsta, a nasze potem. Jeżeli chodzi o początek tutejszego ustroju, to w naszych księgach
świętych jest pisana liczba ośmiu tysięcy lat. Więc ja ci pokrótce opowiem o prawach obywateli
sprzed dziesięciu tysięcy lat i o najpiękniejszym dziele, jakiego dokonali. A jeżeli chodzi o
dokładny przegląd ich całych dziejów po kolei, to innym razem przy wolnym czasie sobie to
przejdziemy, wziąwszy same książki do ręki. Więc rozpatrz sobie prawa w stosunku do obecnych
naszych. Bo znajdziesz tu teraz wiele urządzeń wzorowanych na waszych urządzeniach
dawniejszych. Naprzód wyodrębnioną od innych kastę kapłanów, a potem kastę robotników. Każdy
rodzaj pracuje osobno i nie miesza się z drugim. A więc pasterze, myśliwcy i rolnicy. A kasta
wojowników, widzisz chyba, jak tutaj jest odosobniona od wszystkich innych grup; i prawo im
przykazuje nie troszczyć się o nic innego, jak tylko o to, co dotyczy wojny. A także sposób ich
uzbrojenia, te tarcze i włócznie, które myśmy wprowadzili pierwsi ze wszystkich ludów położonych
koło Azji, bo nam pierwszym to bogini pokazała, podobnie jak i wam w tamtych stronach. A jeżeli
chodzi o naukę, to widzisz chyba, jak tutaj prawo otoczyło opieką badanie wszechświata jako
całości aż po wróżbiarstwo i lecznictwo – to dla zdrowia – i spośród boskich nauk wybrało te, które
ze sprawami ludzkimi mają związek i jakie tam inne za tym idą umiejętności, rozwinęło wszystkie.
Cały ten podział porządny i układ stosunków naprzód bogini urządziła u was, kiedy zakładała
wasze państwo. Wybrała okolicę, w którejście się urodzili, bo zobaczyła, że klimat tam jest
umiarkowany, więc wytworzy ludzi najlepiej rozwiniętych umysłowo. A że bogini kocha się w
wojnie i w mądrości, więc wybrała miejsce, które jej miało przynieść ludzi najodpowiedniejszych
dla niej, i tam wasze osady założyła. Tameście więc siedzieli, rządząc się takimi prawami i jeszcze
lepsze mając – w każdej dzielności przewyższaliście wszystkich ludzi; rzecz prosta, bo i krew
boską macie, i wychowanie. My tu mamy zapisanych i podziwiamy wiele wielkich czynów
waszego państwa – a jeden z nich przewyższa wszystkie inne wielkością i dzielnością.
Pisma nasze mówią, jak wielką niegdyś państwo wasze złamało potęgę, która gwałtem i
przemocą szła na całą Europę i Azję. Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze tam
było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed wejściem, które wy nazywacie Słupami
Heraklesa.
Wyspa była większa od Libii i od Azji razem wziętych. Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z
niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do całego lądu, leżącego naprzeciw, który
ogranicza tamto prawdziwe morze. Bo to, co jest po wewnętrznej stronie tego wejścia, o którym
mówimy, to się okazuje zatoką o jakimś ciasnym wejściu. A tamto morze jest prawdziwe i ta
ziemia, która je ogranicza całkowicie, naprawdę i najsłuszniej może się nazywać lądem stałym.
Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie, powstało wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rządami
królów, władające nad całą wyspą i nad wieloma innymi wyspami i częściami lądu stałego. Oprócz
tego po tej stronie tutaj oni panowali nad Libią aż do granic Egiptu i nad Europą aż po Tyrrenię.
Więc ta cała potęga zjednoczona próbowała raz jednym uderzeniem ujarzmić wasz i nasz kraj i całą
okolicę Morza Śródziemnego. Wtedy to, Solenie, objawiła się wszystkim ludziom potęga waszego
państwa: jego dzielność i siła. Wasze państwo stanęło na czele wszystkich, zachowało równowagę
ducha, rozwinęło sztuki wojenne i już to na czele Hellady, już też odosobnione, bo inni je opuścili z
konieczności, w skrajne niebezpieczeństwo popadło, jednak pokonało najeźdźców i wzniosło
pomnik zwycięstwa; nie pozwoliło ujarzmić tych, którzy jeszcze nie byli ujarzmieni, i nam
wszystkim, którzy zamieszkujemy po tej stronie Słupów Heraklesa, zachowało wolność, nie
zazdroszcząc jej nikomu.
Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna –
wtedy całe wasze wojsko zapadło się pod ziemię, a wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod
powierzchnię morza i zniknęła. Dlatego i teraz tamto morze jest dla okrętów niedostępne i
niezbadane; bardzo gęsty muł stanowi przeszkodę – dostarczyła go wyspa zapadająca się na dno.
Co stary Kritias powiedział powtarzając to za Solonem, to w krótkim streszczeniu usłyszałeś,
Sokratesie. Kiedyś wczoraj mówił o państwie i o tych ludziach, których opisywałeś, ja się
dziwiłem, bo przypomniałem sobie to, co dziś mówię, i myślałem sobie, jak ty cudownie, bo to był
jakiś przypadek, a jednak celowy, zgadzałeś się po większej części z tym, co Solon mówił. Na razie
nie chciałem się odzywać, bom nie dość dobrze pamiętał – to już tak dawno było. Pomyślałem
sobie, żem powinien najpierw sam sobie dobrze wszystko przypomnieć, a dopiero potem mówić.
Dlatego też prędko zgodziłem się z tobą na twoją wczorajszą propozycję, uważając, że jak to
zawsze w takich sprawach, najtrudniej jest przynieść w dyskusji jakąś myśl odpowiednią do
programu, to my pod tym względem nie będziemy w kłopocie, będziemy mieli materiału w sam raz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin