Bell Josephine - Osaczona.pdf

(731 KB) Pobierz
174049556 UNPDF
Josephine Bell.
Osaczona
Przełożyła Irena Laskiewicz
Tytuł oryginału: EASY PREY
„KB”
Rozdział 1
Dom przy Sandfields Avenue dwadzieścia sześć, w południowo-
zachodnim Londynie, był domom narożnym. Redland Glosę, mała ślepa uliczka,
złożona z ośmiu budynków, oddzielała numer dwudziesty szósty od sąsiedniego
- dwudziestego ósmego. To położenie sprawiało, że Holmesowie, mieszkający
właśnie pod numerem dwudziestym szóstym, mieli większy i inaczej
ukształtowany ogród niż lokatorzy bliźniaczego, prztulonego od drugiej strony,
budynku numer dwadzieścia cztery. A ponieważ Redland Close nie była ulicą
przelotową i nic wszyscy jej mieszkańcy mieli samochody, ruch był tam
minimalny.
Reg Holmes był dumny z usytuowania swego domu, za który spłacał dług
hipoteczny, zaciągnięty na jego kupno. Zona Rega, Mavis, miała nieco inne
zdanie na ten temat. Większy ogród to więcej pracy dla Rega, zwłaszcza
podczas weekendów. A i to, że ogród dwoma bokami przylegał do ulicy, mogło
w przyszłości być niebezpieczne. Ale na razie Joy była jeszcze maleńka i nie
było powodu do obaw. W każdym razie Mavis podziwiała Rega za to, że ma
własne zdanie i za energię, z jaką przy tym trwał: zdecydował, że - jeżeli tylko
nie przekroczy to jego możliwości - kupi dom, zamiast wydzierżawiać od
miasta. Często powtarzali sobie, jak bardzo ta decyzja im się opłaciła, bowiem
w wydzierżawionym, miejskim domu nie wolno odnajmować pokoi, i nie
znaleźliby panny Trubb. Zawsze gotowej do pomocy, przyjacielskiej,
macierzyńskiej, nieodzownej panny Trubb.
Pewnego jesiennego wieczoru, gdy Joy miała zaledwie sześć miesięcy,
Reg i Mavis wybierali się na przyjęcie dc przyjaciół, mieszkających między
Roehampton i Hammersmith Reg, który pracował jako kreślarz w biurze
projektów, miał za sobą ciężki dzień i był zmęczony.
- Czy musimy się przebierać? - zapytał, wchodząc za żoną do sypialni.
Mavis z trudem wyrwała po południu trochę czasu, by wyprasować
taftową sukienkę, ułożyć włosy i doprowadzić da porządku paznokcie, Więc ani
myślała ustąpić.
- Rób, jak chcesz - odpowiedziała lekko poirytowanym głosem. - To
trzecia rocznica ich ślubu, a Carol była moją najbliższą koleżanką w biurze. Ona
tam jeszcze pracuje, i jej szef powiedział, że może też przyjdzie. A w ogóle -
dodała, uśmiechając się, gdy podszedł do niej - lubię się stroić. Czy nie chcesz,
abym ładnie wyglądała?
Objął ją i pocałował. Wciąż jeszcze byli bardzo w sobia zakochani.
- Dobrze, dobrze - powiedział, jęknąwszy, by podkreślić swoje
poświęcenie. - Przebiorę się. Chociaż to właściwie niewielka różnica: to ubranie
czy tamto drugie. Oba były nowe, gdyśmy się pobierali.
- Nie bądź niemądry. Przecież jedno zostawiłeś na takie okazje.
Przebierali się w milczeniu, aż wreszcie Mavis westchnęła z satysfakcją i
wdzięcznością.
- Gdyby nie panna Trubb, w ogóle nie moglibyśmy pójść.
- Sądzę, że znaleźlibyśmy kogoś, kto by posiedział z Joy.
- I płacili za to? A poza tym kogo? Tak naprawdę, to niewiele ludzi znamy
w tej okolicy; zamieniamy z nimi kilka słów w sklepie, ale ilu nas zaprosiło do
siebie?
- A chciałabyś?
- Niespecjalnie. Ale rozumiesz, o co mi chodzi?
- O pilnowanie dziecka?
- O pannę Trubb. Ona robi to bezpłatnie i mówi, że to uwielbia,
biedactwo.
- Chyba nie jest jeszcze taka stara, bo przecież nie pracowałaby.
- Przypuszczalnie nie może sobie pozwolić na to, by nie pracować. Zdaje
się, że nie ma żadnej rodziny.
- Nie pytałaś jej?
- O rodzinę? Nie. Nie jest zbyt rozmowna, więc nie chciałam jej
wypytywać o osobiste sprawy.
- Jeżeli już o tym mowa, to czy wiadomo, gdzie ona pracuje?
- Właściwie to nie. Mówi, że w City. Jeździ autobusem do Wimbledcnu, a
stamtąd dalej. Ale czy to ważne? Jest czysta, spokojna, płaci komorne i opiekuje
się Joy, gdy chcemy wyjść wieczorem. Czego więcej możemy od niej
wymagać?
- Absolutnie niczego. Diabelnie nam się udało, że ją mamy, a to byłoby
niemożliwe w miejskim domu.
- Nie musisz wciąż podkreślać, jaki jesteś wspaniały. Sama o tym wiem.
Teraz z kolei Mavis objęła męża i mocno go ucałowała. Przebieranie się
szło bardzo powoli.
Pokój panny Trubb znajdował się w tylnej części domu, z widokiem na
ogród. Był to drugi pod względem wielkości z trzech pokoi sypialnych na
piętrze. Mały pokój leżał nad hallem, przylegając do dużego, frontowego. Drzwi
pokoju panny Trubb wychodziły na wprost łazienki.
W pokoju było niedużo mebli, gdyż Holmesów nie stać było na to, ale
były nowoczesne, wesołe i kolorowe, tak jak i tapety na ścianach. To otoczenie
stanowiło zaskakujące tło dla panny Trubb: jej siwych włosów, jednostajnych w
kolorze sukien i masywnej postaci kobiety w średnim wieku; ale ona wydawała
się zadowolona. Gdy wkrótce po jej wprowadzeniu się Mavis zapytała, czy nie
chciałaby przywieźć jakichś własnych rzeczy, lekko się uśmiechnęła i
odpowiedziała, że nie ma żadnych własnych mebli. Nie miała też wiele sukien,
chociaż z biegiem czasu jej garderoba stopniowo się powiększała.
Gdy panna Trubb zjawiła się po przeczytaniu ogłoszenia w miejscowej
gazecie, Joy miała zaledwie miesiąc. Nie było wielu innych chętnych. A raczej
kilku się zgłosiło osobiście, kilku innych napisało, lecz wszyscy zrezygnowali
na wiadomość, że w domu jest niemowlę.
Wszyscy, z wyjątkiem panny Trubb. Gdy zobaczyła w hallu wózek i gdy
Mavis powiedziała jej o Joy, jej surową, jakby pozbawioną życia twarz rozjaśnił
nagły blask, jakaś wewnętrzna radość, która zajaśniała w wyblakłych oczach i
drżała w głosie. Mavis była zdumiona. Spodziewała się znów odmowy, i to
bardziej kategorycznej niż poprzednie. Ale panna Trubb natychmiast wynajęła
pokój, poprosiła o pozwolenie zobaczenia dziecka, i wprowadziła się
następnego dnia.
Tego wieczoru, gdy Mavis i Reg szykowali się na przyjęcie, panna Trubb
siedziała w swoim pokoju, przy oknie, patrząc na siny zmierzch i na światła w
wielu nie zasłoniętych jeszcze oknach. Nie zapaliła światła; gazeta, którą
czytała, nim się ściemniło, leżała na jej kolanach. Siedziała nieruchomo.
Przyzwyczajenia tego nabyła w ciągu wielu lat przymusowego spokoju i
zaakceptowanej pustki.
Po pewnym czasie wstała, zaciągnęła zasłony i zajęła się
przygotowywaniem sobie kolacji. Chociaż Mavis nieraz namawiała ją do
korzystania z kuchni, wolała płytkę gazową w swoim pokoju, umieszczoną nad
gazowym kominkiem, na której gotowała herbatę, zaparzała jajko, łub
odgrzewała rybę zapiekaną w cieście czy mięsny pasztet z fasolką. Z
przyjemnością przygotowywała te skromne posiłki i z przyjemnością je
spożywała przy niskim stole obok kominka, przy świetle stołowej lampy. Jadała
w ciszy, nie zakłóconej przez radio czy telewizję, których - jak mówiła do Mavis
- nie lubiła. Przy jedzeniu nie czytała ani książek, ani czasopism. Rozkoszowała
się spokojem, od dawna upragnioną i z trudem zdobytą samotnością. Powoli,
lecz coraz głębiej pogrążała się w to odizolowanie, i teraz przesiadywała
godzinami otoczona jego ciepłem, nie ruszając się z domu, gdyż nie miała dokąd
iść, lecz bezpieczna, gdyż chroniły ją przyjazne ściany własnego pokoju. A
przynajmniej taką żywiła nadzieję i usiłowała, w bardziej trwożnych chwilach,
siebie samą o tym przekonać.
Przed wyjściem z domu Reg i Mavis zatrzymali się na chwilę przed jej
drzwiami, aby powiedzieć, że wychodzą, że Joy śpi i że wrócą nie później niż o
jedenastej.
Panna Trubb przełknęła ciasto, wstała i podeszła do drzwi, szeroko się
uśmiechając.
- Będę tutaj - powiedziała i roześmiała się na to niepotrzebne
zapewnienie.
Młodzi rodzice również się roześmieli i zbiegli po schodach” trzymając
się za ręce.
Po ich wyjściu panna Trubb stała przez chwilę na podeście schodów, z
głową przechyloną na bok, nasłuchując. Dom był pogrążony W ciszy. Hałasy,
dochodzące z zewnątrz przez oiwarte okno na klatce schodowej, były jakieś
dalekie, bezosobowe: ruch uliczny; dzieci - które jej zdaniem powinny już spać;
ktoś rąbiący drwa do kominka. Zajęci czymś ludzie, gdzieś w oddali, którzy nie
mogą już jej więcej niepokoić - a nawet jej odnaleźć. W tym milczącym domu
była zupełnie sama, nie licząc, oczywiście, dziecka.
Podeszła do małej sypialni nad hallem. Był to dziecinny pokój Joy, która
spała tam sama, zgodnie z nowoczesnymi zwyczajami. Panna Trubb uważała, że
to niedopuszczalne, ale nigdy tego nie powiedziała na głos. Za nic na świecie
nie wtrąciłaby się do zwyczajów i poglądów innych ludzi.
Cichutko wśliznęła się do pokoju i stanęła przy łóżeczku.
Spod wysoko naciągniętej kołderki widać było tylko krótkie, puszyste
włoski dziecka. Panna Trubb wysunęła palec, aby je pogłaskać. Dziecko
poruszyło się. Ukazał się różowy policzek, wilgotny od potu, mały nosek
zmarszczył się, usteczka drgnęły. Potem, leciutko westchnąwszy, Joy znów
Zgłoś jeśli naruszono regulamin