Jump_Shirley_Pocalunek_kwiaciarki.pdf

(453 KB) Pobierz
250317243 UNPDF
Shirley Jump
Pocałunek kwiaciarki
250317243.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Może paradowanie w przebraniu banana nie było najbardziej
poniżającym zajęciem w życiu Katie, ale plasowało się na drugim
miejscu.
– Hej, kochanie! Obrać cię ze skórki? – usłyszała z samochodu
pełnego rozwrzeszczanych nastolatków.
Cóż, widać dwudziestoczteroletnia kobieta, metr pięćdziesiąt
siedem wzrostu, ubrana od stóp do głów w żółty filc, stanowiła
największą atrakcję w miasteczku Mercy, w stanie Indiana.
Musiała mieć chyba nie po kolei w głowie, żeby przekonywać
Sarę, swoją najlepszą przyjaciółkę i wspólniczkę, że coś takiego
zwiększy obroty w sklepie.
Kwiaciarnia. Tylko o niej myślała. Od początku, to znaczy od
roku, sprzedaż była niska i nadal spadała. Za dwa tygodnie
upływał termin zapłaty czynszu, a na koncie bankowym było
prawie pusto. Jak dotąd Katie i Sarze nie udało się podbić
mieszkańców Mercy. Śluby, pogrzeby, przyjęcia – wszystkie
uroczystości i okazje obsługiwała konkurencyjna kwiaciarnia z
pobliskiego Lawford. Nikt nie zamawiał kwiatów w
niezapominajce”. To chyba wystarczający powód, by paradować
w idiotycznym przebraniu banana.
250317243.003.png
Katie westchnęła.
– Jesteś marzeniem King Konga!
Zignorowała i tę obelgę, choć policzki płonęły jej z gniewu –
co za upokorzenie! Dzięki Bogu piankowy kapelusz zakrywał
większą część twarzy. Nie chciała, by ktoś ją rozpoznał.
Właśnie poprawiała tabliczkę reklamującą wyprzedaż
owocowych koszy, gdy kątem oka dostrzegła czarny, błyszczący
od chromu motocykl, który z piskiem opon zatrzymał się obok.
Zacisnęła zęby, czekając na następną próbkę młodzieńczego
poczucia humoru. Motocyklista zdjął kask i zsiadł z motoru.
O rany, nie był to ani nastolatek, ani żartowniś. Odgarnął z
czoła ciemne, brązowe włosy, odsłaniając oczy koloru nieba o
zmierzchu. Był wysoki, dużo wyższy od ustrojonej w bananowy
strój dziewczyny, o szczupłej, wysportowanej sylwetce. Sprane
dżinsy opinały wąskie biodra, a pod białym podkoszulkiem
zaznaczał się muskularny tors. W podniszczonej skórzanej kurtce
wyglądał tak, jakby wyskoczył z filmu z Jamesem Deanem.
Było w nim coś znajomego, lecz Katie nie potrafiła dopasować
do jego twarzy żadnego nazwiska. Może tu kiedyś mieszkał i
wyjechał, zostawiając za sobą gromadę złamanych serc?
Mężczyzna uśmiechnął się leniwie na widok bananowego
kostiumu. Wyglądał na faceta, który dobrze wie, co to znaczy
przyjemność – umie ją dawać, ale potrafi też brać .
250317243.004.png
– Świetny pomysł marketingowy – pochwalił, nim zniknął w
kwiaciarni.
Katie z żalem poprawiła przekrzywiony kapelusz, zła, że faceci
o urodzie gwiazd filmowych zjawiali się tylko wtedy, gdy
wyglądała jak przebieraniec na Halloween.
Ciekawe, kto to?
Po raz pierwszy w życiu zapragnęła przezwyciężyć nieśmiałość
i wykorzystać okazję. Poflirtować trochę. Zaszaleć.
Niestety, takie zachowanie nie leżało w jej naturze. Okazała się
zbyt nudna nawet dla narzeczonego, który porzucił ją przed
ołtarzem i uciekł z druhną. Od tamtej pory Katie stała się
najbardziej godną politowania osobą w mieście. Przez całe życie
była grzeczną dziewczynką, na której można było polegać. I co na
tym zyskała? Nic. W wieku dwudziestu czterech lat wciąż
pozostawała dziewicą. Kiedyś była dumna ze swoich niezłomnych
zasad, teraz czuła się jak największa idiotka na świecie. A raczej
jak największy banan na świecie, poprawiła się w myślach.
Ale ten motocyklista... sam jego widok wystarczył, by wyrzucić
zasady przez okno.
Moje hormony oszalały, pomyślała Katie. Nadal kręciło się jej
w głowie na wspomnienie sennego uśmiechu nieznajomego.
Ciekawe, jak on całuje...
Otarła pot z czoła. W promieniach późnego, kwietniowego
250317243.005.png
słońca czuła się jak indyk pieczony na Święto Dziękczynienia.
Kusiło ją, by zrzucić bananowy kostium, wrócić do ludzkiej
postaci, wyciągnąć mrożoną wodę z lodówki i rozkoszować się
chłodnymi podmuchami wentylatora.
Zrobiła krok do tyłu, by skryć się w cieniu markizy, i
nieoczekiwanie zderzyła się z czymś twardym. Zachwiała się i
byłaby się przewróciła, gdyby nie pochwyciły jej silne, męskie
ręce.
– Dziękuję – odwróciła się do swego wybawcy, drobiąc jak
gejsza.
Och, czy nie dość upokorzeń jak na jeden dzień? Za nią stał
motocyklista. Z bukietem róż w ręku i z tym samym leniwym
uśmiechem rozjaśniającym twarz.
– W porządku?
– Tak – zdołała wykrztusić. – Dzięki.
– Nieczęsto mam okazję ratować banana będącego w potrzebie.
Ciekawość, wsparta anonimowością przebrania,
przezwyciężyła naturalną skłonność Katie do rezerwy.
– Trudno tu o lepszą rozrywkę o tej porze roku. – Ta ironiczna
uwaga wymknęła się z ust dziewczyny w sposób tak naturalny,
jakby codziennie rozmawiała w taki sposób. O rany, wystarczy
głupi kostium i zamieniam się w błazna. – Choć może to o niebo
lepsze od potknięcia się o skórkę od banana...
250317243.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin