11.Nora_Roberts_Z_nakazu_sadu_Rodzina_Stanislawskich_03.pdf

(822 KB) Pobierz
25511684 UNPDF
25511684.001.png
NORA ROBERTS
Z nakazu sądu
PROLOG
Nick nie był w stanie zrozumieć, jak mógł postąpić
aż tak głupio. Zapewne przynależność do gangu była
dla niego ważniejsza, niż chciał przyznać. Może po
prostu złość na cały świat zmusiła go do skorzystania
z szansy, jaką przyniosło życie. No i z pewnością stra­
ciłby twarz, gdyby się wycofał, kiedy Reece, TJ.
i Cash już się zdecydowali.
A przecież nigdy wcześniej tak naprawdę nie zła­
mał prawa.
No, niezupełnie, przypomniał sobie, przechodząc
przez wybitą szybę na tyłach sklepu elektronicznego.
Jednak dawniej to były tylko drobne wykroczenia.
Gra w trzy karty dla naiwniaków i turystów, kradzież
zegarków czy innych drobiazgów w salonie Gucciego
na Piątej Alei, podrobienie kilku praw jazdy, żeby
starczyło na piwo. Przez pewien czas pracował też
w warsztacie przerabiającym kradzione samochody,
ale przecież sam nie kradł. On tylko rozkładał je na
części. Kilka razy został przyłapany na walce z Hom-
bres, lecz to była sprawa honoru i lojalności.
Włamanie do sklepu i kradzież kalkulatorów oraz
6
Z NAKAZU SĄDU
odtwarzaczy osobistych były poważnym skokiem.
I choć wieczorem, przy piwie, wydawało się to dość
zabawne, rzeczywistość była inna.
Nick widział siebie w pułapce, jak zresztą zawsze
w życiu. Nie było łatwego wyjścia.
- Słuchaj, to lepsze niż kradzież czekoladek, co?
- Chytre oczka Reece'a zlustrowały półki magazynu.
Był niski, miał niezdrową cerę. Kilka ze swoich dwu­
dziestu lat spędził w poprawczaku. - Będziemy
bogaci.
T.J. zachichotał. W ten sposób wyrażał poparcie
dla Reece'a. Cash, który zawsze miał własne zdanie,
już wpychał kasety wideo do czarnej torby.
- Chodź, Nick. - Reece rzucił mu wojskowy ple­
cak. - Załaduj go.
Zimny pot spłynął po plecach Nicka, gdy wpychał
radia i magnetofony. Co on tu robi, u diabła? Okrada
jakiegoś frajera, który po prostu próbuje zarobić na
życie? To nie to samo co obrabianie turystów lub
zabawa w pasera. To jest kradzież, na litość boską!
- Słuchaj, Reece, ja... - Urwał, kiedy Reece od
wrócił się i zaświecił mu latarką w oczy.
- Masz problem, bracie?
Nick poczuł się jak w potrzasku. Jego rezygnacja
nie powstrzyma innych. Wezmą to, po co przyszli, on
natomiast będzie skończony.
- Nie, nie. - Chciał szybko mieć to za sobą, więc
wepchnął więcej pudełek, nawet ich nie oglądając.
Z NAKAZU SĄDU
7
- Nie bądźmy zbyt pazerni, dobra? Musimy jeszcze
wynieść towar i dać komuś do sprzedania. Powinno
być tego tyle, żebyśmy dali radę.
- Dlatego właśnie cię trzymam. Masz łeb. - Reece
uśmiechnął się szyderczo i klepnął Nicka w plecy. -
Nie martw się sprzedażą. Mówiłem, że mam kontakty.
- Racja. - Nick oblizał suche wargi i przypomniał
sobie, że jest Kobrą. Zawsze tak będzie.
- Cash i T.J., zabierzcie pierwszą partię do samo­
chodu! - Reece zabrzęczał kluczykami. I1 zamknij­
cie go dobrze. Nie chcemy przecież, żeby nam jakieś
ciemne typy wszystko wykradły?
- Oczywiście, proszę pana. - TJ. ryknął śmie­
chem. - Wszędzie teraz pełno złodziei. Prawda,
Cash?
Cash jęknął w odpowiedzi i z trudem przelazł
przez okno.
- Ten TJ. to idiota! - Reece z trudem podniósł
pudło z magnetowidami. - Pomóż mi, Nick.
- Myślałem, że chodzi tylko o drobnicę.
- Zmieniłem zdanie. - Reece wepchnął karton
w ręce Nicka. - Moja stara aż piszczy, żeby mieć coś
takiego. - Zatrzymał się na chwilę. - Wiesz, jaki masz
problem, stary? Za dużo wyrzutów sumienia. My,
Kobry, jesteśmy rodziną. Tylko wobec rodziny mu­
sisz mieć sumienie. - Odebrał magnetowidy i zniknął
w ciemnościach.
Rodzina... Reece ma rację. Kobry są jego rodziną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin