Szatan i Judasz 10 - Ocalone miliony.pdf

(329 KB) Pobierz
460059518 UNPDF
K AROL M AY
O CALONE M I IL I IONY
C YKL : : S ZATAN I I J UDASZ TOM 10
Mogollonowie
S taliśmy na zboczu wierzchołka i spoglądaliśmy na obóz. Niestety, Jasnej Skały nie
mogliśmy rozpoznać. Po nocy wszystko czerniło się jednakowo. W obozie migały liczne
światełka. Namioty rysowały się w niewyraźnych konturach.
— Tak, jesteśmy na miejscu — rzekł Dunker. — Ale co dalej?
— Nie można rozpoznać namiotów — odparłem. — Gdyby to była pełnia i księżyc by
świecił, wówczas moglibyśmy działać!
— Mrok ma też swoje zalety.
— Rozumie się. Ale teraz przede wszystkim powinniśmy się dowiedzieć, w którym
namiocie jest Melton, a w którym pani Werner.
— Wiem to, ale nie potrafię dokładnie ani określić, ani też wskazać. Ale gdybym nawet
mógł, co by pan wtedy zrobił?
— Podkradłbym się do obozu.
460059518.002.png
— W jakim celu?
— Aby przynajmniej rozmówić się z lady, jeśli niepodobna byłoby ją wykraść.
— Byłby to jeden z tych wspaniałych wyczynów pana lub Winnetou, o których niesie
fama. Ale musi pan wiedzieć, że dookoła obozu gęsto rozstawiono posterunki. Jakże by się
pan przedostał?
— Najzwyklejszą drogą, mianowicie przez wodę. Nie odejdę stąd, dopóki przynajmniej
nie spróbuję porozmawiać z panią Werner. Co to za namioty? Letnie czy zimowe?
— Letnie.
— A zatem płócienne, umocowane na kołkach, które łatwo wyciągnąć. Czy oba namioty,
których będę szukać, są bardzo oddalone od wody?
— Przeciwnie, stoją tuż nad rzeką.
— To dobrze, a więc idę. Wróćcie do koni i czekajcie na mnie. Oto moja broń, pas i
drobiazgi, które mogą się zamoczyć.
— Czy mój brat nie naraża się aż nazbyt? — odezwał się zatroskanym głosem Winnetou.
— Może będzie lepiej, jeśli i Winnetou z nim pójdzie?
— Przecież ty również nie znasz miejsca obozowania.
Naraz zapytał Dunker:
— Wchodzi pan do wody?
— Naturalnie! Na jednym brzegu wznosi się skała, na drugim rośnie zagajnik, pod ich
osłoną, w ich cieniu przejdę niepostrzeżenie przez cały obóz.
— Czy sądzi pan, że mógłbym w czymś pomóc?
— Hm, czy potrafi pan pływać, nurkować i chodzić w wodzie?
— Wcale nieźle.
— A czy rzeczułka jest głęboka?
— Tego nie wiem.
— Jaki ma nurt, czy bystry?
— Nie.
— Czy woda była dziś czysta czy mętna?
— Mętna. Zamulona trawą i sitowiem.
— To jest nam bardzo na rękę. Spleciemy z sitowia pływające wysepki i pod nimi
skryjemy się przed wzrokiem Mogollonów.
— Wysepki? — zapytał zdziwiony.
— Tak.
— Niech mi to pan wyjaśni, gdyż nie bardzo rozumiem.
460059518.003.png
— Nie jest to nic nadzwyczajnego. Każde dziecko potrafi związać sitowie, zlepić je
mułem, aby pływało po rzece na kształt wysepki, unoszonej nurtem wody. Pośrodku wysepki
tworzy się kopułę pustą wewnątrz i przedziurawioną w wielu miejscach. Gdy wejdę pod taką
wysepkę, a moja głowa znajdzie się we wnętrzu kopuły, mam nie tylko dosyć powietrza do
oddychania, ale i doskonały widok przez dziury. A zatem, słyszę i widzę wszystko, sam będąc
niezauważony przez nikogo.
— Kapitalny, fantastyczny pomysł, sir! Tak, od Old Shatterhanda i Winnetou niejeden
wyga może się wiele nauczyć.
— Trzeba mieć głowę na karku, mister Dunker. Niekiedy od takich rzeczy zależy nie tylko
powodzenie przedsięwzięcia, lecz nawet życie. Co do mnie, to już nieraz takie sztuczne
wysepki ocalały moje życie.
— Wysepki mają pływać, a więc trzeba pływać wraz z nimi?
— Pływać, kiedy głęboko, brnąć, gdy płytko. Pod żadnym pozorem nie wolno wywołać
najmniejszej fali, bo czujny obserwator może się wszystkiego domyślić. Czy pan mnie
rozumie, mister Dunker?
— Oczywiście, sir, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nie okryję swego imienia wstydem.
— Poczekajże, master! To jeszcze nie wszystko. Trzeba przypuścić, że będziemy mieli
uważnych i przenikliwych obserwatorów. Zatem nie wolno poruszać się szybciej niż woda,
niż wszystko, co pływa dookoła, a więc i wysepka. Nie należy iść pod prąd, ale zgodnie z
nurtem. Nie wolno się zatrzymywać, gdyż sprzeciwia się to prawom natury. W miejscach,
gdzie są wiry, należy również wirować, a skoro się przybija do brzegu, to tylko w miejscach
stosownych, a więc tam, gdzie woda jest spokojna i gdzie wysunięty cypel brzegu może
usprawiedliwić zatrzymanie się wysepki.
— Hm, trudniejsze to zadanie, niż sądziłem.
— Rozwaga i przezorność może zastąpić brak wprawy. A więc czy starczy panu odwagi?
— Ależ naturalnie!
— Świetnie! Ale poczuwam się do obowiązku przestrzec pana, że igra pan ze śmiercią.
Jeśli nas spostrzegą, jeśli powezmą podejrzenia, to możemy zginąć.
— Nie tak prędko, jak pan myśli. Przecież możemy się bronić.
— Czym? Wszak nie bierzemy z sobą broni palnej, najwyżej możemy zabrać noże. Przy
pierwszym alarmie setki Indian skupią się nad brzegiem rzeki i rozpoczną atak. Jeśli nawet
wyskoczymy z wody i zechcemy rzucić się na nich z nożami, to prędzej padniemy
przedziurawieni jak rzeszota, niż dosięgniemy wrogów.
— Czy oni mogą mieć broń w pogotowiu?
460059518.004.png
— Nawet gdyby nie mieli broni… Stu wojowników na jednego zgniotłoby nas gołymi
rękami. A zatem, niech się pan zastanowi.
— Nie mam się nad czym zastanawiać. Idę! Chcę choć raz w życiu tkwić pod pływającą
wysepką i móc się później chwalić, że nauczył mnie tego Old Shatterhand. Nigdy jeszcze
takiej sytuacji nie doświadczyłem. Skoro więc nadarza się sposobność, nie chcę jej przegapić.
— Zgoda. Czy wie pan, gdzie są rozstawione straże?
— Tak, od południa.
— A więc może mnie pan prowadzić. Oczywiście, wejdziemy do wody daleko przed
obozem, a wyjdziemy poniżej niego. Ponieważ później nie będę miał czasu, przeto powiem
panu już teraz, jak się należy zachować. Lekkie mlaśnięcie językiem oznacza chęć
porozumienia się z towarzyszem. Wówczas obie wysepki zbliżają się do siebie tak, aby
można było mówić do siebie i słyszeć. Poza tym powinien pan trzymać się mnie i czynić to
samo, co ja. Skoro przybiję do brzegu, pan również przybije. Gdy odbiję, pan zrobi to samo.
Tylko w tym wypadku, kiedy opuszczę wysepkę i wyląduję, aby podkraść się do namiotu, nie
będzie mnie pan naśladować, przyrzeka pan?
— Do stu piorunów! Odważy się pan na to?
— To oczywiste. Proszę tylko zwrócić moją uwagę na poszukiwane namioty, zanim do
nich dopłyniemy, gdyż nie wolno będzie się cofać. Zresztą powiem panu, że nie taki diabeł
straszny, jak go malują. Na tym brzegu rzeczułki, gdzie wznosi się skała, nie ma nikogo. Z tej
strony więc nic nam nie grozi. Drugi zaś brzeg jest zarośnięty krzewami, które nas osłonią.
Dodajmy do tego zachmurzone niebo, mrok dzisiejszej nocy i drżenie ognia, które nie
pozwala dostrzec wyraźnie w rzece żadnego kształtu. A więc naprzód! Przede wszystkim
zawiadomimy Emery’ego, a potem rozpoczniemy akcję.
— Czy nie lepiej poczekać, aż ogniska wygasną i Indianie ułożą się do snu?
— Nie, bo cóż nam z tego przyjdzie? Wszak chcę się rozmówić z lady i podpatrzyć Indian,
aby dowiedzieć się jakichś szczegółów z wyprawy przeciwko Nijorom. Albo odważymy się
na wszystko, albo w ogóle zrezygnujemy.
Niepotrzebne drobiazgi i większe przedmioty, na które woda źle działa, przekazaliśmy
Emery’emu. Za całą broń miały nam wystarczyć noże. Ponieważ Dunker nie miał własnego,
więc dostał nóż Apacza. Nie mogliśmy wyperswadować Winnetou, aby nie towarzyszył nam,
nawet w drodze do rzeki. Chciał bowiem koniecznie pomóc przy kleceniu wysepek, na co
zresztą w końcu chętnie przystałem, gdyż mogliśmy dzięki temu zaoszczędzić swój czas.
Oczywiście, do dzieła trzeba było się wziąć z największą przezornością. Wyminąwszy
przedni, wysunięty nad obozem posterunek, szliśmy dalej naprzód, dopóki nie znaleźliśmy
460059518.005.png
sitowia. Musieliśmy je ścinać tylko pod wodą, ponieważ w dzień przerzedzone zarośla
mogłyby się Mogollonom wydawać podejrzane. Wśród pobliskich krzewów było wiele
suchego drzewa. Mając więc pod ręką potrzebne materiały, wzięliśmy się do budowania
wysepek. Musiały być lekkie, ale mocne, gdyż zerwanie się lub rozpłynięcie którejś z nich
wystawiłoby pływaka na największe niebezpieczeństwo. Kształt nie powinien był zwracać na
siebie uwagi — jak gdyby nurt wody zniósł i sklecił w jedną całość poszczególne części
wysepki.
Na przygotowaniach minęła nam godzina. Pierwszy wszedł do rzeki Dunker, aby dokonać
próby. Udała się. Winnetou oddalił się oświadczywszy, że będzie czuwał z moim sztucerem
w pogotowiu, aby w razie potrzeby przybyć nam z pomocą. Także i ja zanurzyłem się w
wodzie. Wszedłszy pod swoją wysepkę, wsunąłem głowę w kopulaste wydrążenie.
Nie jest zbyt przyjemnie tkwić w wodzie w ubraniu. Wprawdzie zostawiliśmy Emery’emu
zbyteczny balast, ale ja, chcąc rozmówić się z Martą, musiałem mieć na sobie jakąś odzież,
która już wkrótce zaczęła mi ciążyć i przeszkadzać w pływaniu.
Rzeczułka nie była szeroka, ale skoro tylko opuściliśmy brzeg, grunt uciekł nam spod nóg i
musieliśmy płynąć. Przystosowałem się do prądu, zaś towarzysz mój poruszał się o kilka
łokci za mną. Było ciemno, a jednak po przebyciu pewnej odległości zobaczyłem pierwszą
wartę na brzegu. Wyminęliśmy ją szczęśliwie; w strażniku, zwróconym twarzą ku rzece, oba
skupiska gałęzi i sitowia nie wzbudziły żadnego podejrzenia. To mnie przekonało, że nasze
wysepki wyglądają naturalnie, i mogłem się spodziewać, że również inni wartownicy nie
zwrócą na nie uwagi.
Nie mieliśmy już przed sobą posterunków, prócz tego oczywiście, który zapewne stał za
obozem. Niebawem ujrzeliśmy pierwsze oświetlone namioty. Stały na lewym, ocienionym
zaroślami brzegu. Gdybyśmy się zatem trzymali tego brzegu, obserwację utrudniałyby nam
gęste chaszcze. Dlatego podpłynęliśmy do brzegu prawego. Mogliśmy tu przeprawić się przez
rzekę a nawet sprawdzić zagajnik.
Teraz rzeka toczyła swe wody wolniej, gdyż zakreślała szeroki łuk na prawo, gdzie
podmywała Jasną Skałę. Dzięki temu powstało wewnątrz łuku, po naszej lewej stronie,
miejsce dla namiotów, które rozbito w pobliżu rzeki, aby wodę mieć pod ręką.
Wyminęliśmy już dwanaście czy czternaście namiotów, gdy nagle Dunker dał znak, że
chce się ze mną porozumieć. Ponieważ płynął niedaleko, więc nie zatrzymując się, natężyłem
jedynie słuch.
— Wielki namiot, przed którym wbito dwie dzidy z lekami, to namiot wodza —
usłyszałem cichy szept.
460059518.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin