List zza grobu.doc

(141 KB) Pobierz
List zza grobu

 

List zza grobu

 

Poniższa lektura nie jest dostępna w żadnej księgarni (to tylko kilkanaście stron tekstu). Aczkolwiek można sobie ją wydrukować i podawać innym. Po raz pierwszy natknęłam się na nią w innych językach, parę lat temu, a dziś dowiedziałam się, że została przetłumaczona na język polski, co mnie wiele ucieszyło.

Nie jest to bajeczka dla niegrzecznych dzieci, by postraszyć je "piekiełkiem". Tekst traktuje o faktycznym zdarzeniu, o osobach, które faktycznie istniały. I co najważniejsze, broszura posiada zezwolenie władz kościelnych na rozpowszechnianie.

 

LIST ZZA GROBU

Z uwagami O. Bernhardina Krempel CP, doktora Teologii

 

Tłumaczenie na język polski: Sławomir Olejniczak

 

Niniejsza praca jest tłumaczeniem broszury zatytułowanej "List zza grobu" wydanej poprzednio przez Graficas Armando Basilio (rua Julia Lopes, 16 - Rio de Janeiro), która posiada na pierwszej okładce następujące adnotacje: Imprimatur dla oryginału w języku niemieckim: Brief aus dem Jenseits:Treves, 9.11.1953. N.4/54. Kościelna aprobata, dla tej broszury: Taubate- Est. de Sao Paulo- 2.11.1955

 

Zamiast wstępu

 

Bóg komunikuje się z człowiekiem na wiele sposobów. Pismo św., poza tym, że jest Wielkim Listem Boga do ludzi napisanym i przekazanym przez osoby z autorytetem, opisuje wiele boskich sposobów komunikowania się za pomocą wizji, nie wyłączając snów. Bóg nadal ostrzega za pośrednictwem snów. Dzieje się to w ten sposób, że sny nie zawsze są zwyczajnymi snami.

 

"List zza grobu" ukazał się najpierw w książce zawierającej objawienia i proroctwa, razem z innymi relacjami. Dopiero Ojciec Bernhardin Krempel CP, Doktor Teologii opublikował go oddzielnie i użyczył mu więcej autorytetu udowadniając, w przypisach, absolutną zgodność listu z Nauką Katolicką.

 

W "Dodatku" zawarte są uzupełniające wyjaśnienia dotyczące piekła. Pierwszy punkt prezentuje dwie prace, które w różny sposób dochodzą do tego samego wniosku, że piekło powinno istnieć i rzeczywiście istnieje. W następnych punktach jest pokazane w skrócie, jakiego rodzaju ludzie podążają w kierunku piekła oraz jakie są sposoby, które mamy do dyspozycji, aby uchronić się przed największym niebezpieczeństwem w życiu, strąceniem do piekła.

W taki sposób kończy się ta praca, mniej alarmująco a bardziej uspokajająco.

Tłumacz i wydawca.

 

 

Informacja wstępna

 

Wśród zapisków pozostawionych przez młodą kobietę, która zmarła w pewnym klasztorze jako zakonnica, znaleziono następujące zeznanie:

 

"Miałam przyjaciółkę. To znaczy, byłyśmy sobie wzajemnie bliskie jako przyjaciółki i koleżanki w biurze M.

Później, kiedy Ani wyszła za mąż, nigdy jej już nie widziałam. Od czasu kiedy się poznałyśmy, wytworzyła się między nami więź, będąca w gruncie rzeczy, raczej życzliwością niż przyjaźnią.

 

Z tego powodu za bardzo nie tęskniłam za nią, kiedy po zawarciu małżeństwa przeprowadziła się do eleganckiej dzielnicy willowej, daleko od mojego domu.

 

Kiedy jesienią 1937 roku spędzałam wakacje nad Jeziorem Garda, moja matka napisała do mnie w połowie września, "Wyobraź sobie, że Ani N. zmarła. Straciła życie w wypadku samochodowym. Wczoraj pochowano ją na cmentarzu w W."

Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Wiedziałam, że Ani nigdy nie była należycie religijna. Czy była przygotowana, gdy Bóg ją nagle wezwał? Następnego ranka, uczestniczyłam we Mszy św., która była za nią odprawiana w kaplicy pensjonatu, gdzie mieszkałam. Modliłam się żarliwie o jej wieczny spoczynek i w tej samej intencji ofiarowałam Komunię św.

Lecz cały dzień czułam się chora i to uczucie choroby coraz bardziej narastało w ciągu dnia.

Tamtej nocy spałam niespokojnie. Obudziłam się nagle słysząc coś, co brzmiało jakby trzaśnięcie drzwiami mojej sypialni. Zapaliłam światło. Zegar obok łóżka wskazywał dziesięć minut po północy; jednak nic nie zauważyłam. Nie było żadnego hałasu z wyjątkiem szumu fal Jeziora Garda rozbijających się monotonnie o mur ogrodu w pobliżu pensjonatu. Nie słyszałam wcale wiatru.

 

Budząc się odniosłam jednak wrażenie, że oprócz trzaśnięcia drzwiami dał się słyszeć jakby jakiś dźwięk. Brzmiał on jak wiatr, który zwykle słyszałam w moim dawnym biurze, gdzie mój kierownik, kiedy miał zły humor, rzucał mi na biurko listy od natrętów.

 

Sprawdziłam czy jest już czas, że powinnam wstać. Ach! to nic oprócz wybryku mojej wyobraźni wywołanego wiadomością o jej śmierci.

 

Odwróciłam się, odmówiłam kilka "Ojcze Nasz" za dusze zmarłych i zasnęłam znowu.

 

Śniłam wtedy, że obudziłam się o 6.00 rano, aby pójść do kaplicy w pensjonacie. Kiedy otworzyłam drzwi sypialni, nadepnęłam na pakunek, który zawierał kartki jakiegoś listu. Podniosłam je i rozpoznałam pismo Ani, a okrzyk był moją pierwszą reakcją.

 

Drżąc, trzymałam kartki w dłoniach. Przyznaję, że byłam tak wstrząśnięta, iż nie mogłam nawet odmówić "Ojcze Nasz". Prawie się dusiłam. Nie mogłam nic lepszego zrobić niż wyjść na zewnątrz. Spięłam więc pospiesznie włosy, włożyłam list do kieszeni i szybko wyszłam z budynku.

 

Gdy byłam już na zewnątrz, wspięłam się na wzgórza idąc bardzo krętą ścieżką i mijając oliwki, drzewa laurowe oraz posiadłości willowe, z dala od powszechnie znanej drogi "Gardesana".

 

Ranek wstał promieniście. W inne dni miałam zwyczaj zatrzymywać się po każdych stu krokach, oczarowana wspaniałym widokiem, który mi oferowały jezioro i dostojnie piękna Wyspa Garda. Delikatny błękit wody orzeźwiał mnie; i jak dziecko patrzy podziwiając swojego dziadka, tak ja patrzyłam z podziwem młodego człowieka na tamtą szarą Górę Baldo, która wyrastała po drugiej stronie jeziora, wznosząc się od 64 m nad poziomem morza do wysokości 2200 metrów.

 

Dzisiaj, nie miałam oczu dla tego wszystkiego. Idąc przez kwadrans, pozwoliłam sobie machinalnie usiąść nad brzegiem opierając się o dwa cyprysy, gdzie dzień wcześniej czytałam z wielką przyjemnością "PannęTeresę". Po raz pierwszy widziałam w cyprysach symbol śmierci, rzecz, na którą nigdy nie zwracałam większej uwagi na południu, gdzie tak często się je spotyka.

 

Wyciągnęłam list. Brakowało podpisu. Jednak bez najmniejszej wątpliwości było to pismo Ani. Bez spiralnego dużego "S" i tego francuskiego "T", które zwykle irytowały pana G.

Styl nie był jej. Nie był taki jak było to w jej zwyczaju. Ona dobrze wiedziała jak rozmawiać i śmiać się z tymi niebieskimi oczami i wdzięcznym nosem.

 

Tylko kiedy rozmawialiśmy o sprawach religijnych stawała się zgryźliwa i wpadała w ten nieuprzejmy ton jak w tym liście. (Teraz sama weszłam w ten sam podekscytowany ton).

 

Oto on - list zza grobu od Ani V., słowo w słowo, tak jak go czytałam we śnie:

 

"Klaro! Nie módl się za mnie! Jestem potępiona. Jeśli Ci to mówię i jeżeli podaję Ci szczegółowe informacje dotyczące pewnych okoliczności mojego potępienia, nie myśl, że czynię to z przyjaźni. Tutaj nikogo już więcej nie kochamy. Wykonuję to jako "część tej Siły, która zawsze chce zła, a zawsze czyni dobro".

 

Prawdę mówiąc, chciałabym również Ciebie widzieć tu, gdzie pozostanę na zawsze. (1)

 

Nie bądź zaskoczona moją intencją. Tutaj wszyscy myślimy w ten sam sposób. Nasza wola skamieniała w złu * w tym, co wy nazywacie złem. Nawet jeżeli czynimy coś "dobrego", jak ja teraz otwierając Ci oczy na temat piekła, nie robimy tego z dobrą intencją. (2)

 

Pamiętasz jeszcze: Minęły 4 lata od czasu jak się poznałyśmy w M. Miałaś 23 lata i już pół roku pracowałaś w biurze kiedy tam przyszłam. Wiele razy wybawiałaś mnie z kłopotów; często dawałaś mi dobrą radę. Ale czym jest to, co nazywa się "dobrem"! Chwaliłam wtedy twoją "dobroczynność". To śmieszne... Twoja pomoc wypływała z czystej ostentacji, jak ja już wcześniej podejrzewałam. Tutaj nie rozpoznajemy dobra w nikim! Znałaś moją młodość. Teraz wypełnię pewne luki.

 

Według planów moich rodziców nie miałam nigdy istnieć. Byli oni beztroscy przyczyniając się do mojego nieszczęsnego poczęcia.

 

Moje dwie siostry miały już 15 i 14 lat, kiedy przyszłam na świat. vChciałabym się nigdy nie narodzić! Chciałabym móc się unicestwić i uciec od tych mąk! Byłoby to nieporównywalną przyjemnością, gdybym mogła przestać istnieć tak, jak ubranie spalone na popiół przestaje istnieć. (3) Lecz konieczne jest, abym istniała; jest konieczne, żebym była taką jaką siebie uczyniłam, z całym złem, jakie tkwiło we mnie na końcu mojego życia.

 

Kiedy moi rodzice, jeszcze samotni, przeprowadzili się ze wsi do miasta, utracili kontakt z Kościołem. Tak było lepiej. Utrzymywali oni przyjacielskie stosunki z osobami, które porzuciły Religię. Spotykali się na tańcach i skończyło się na tym, że "musieli" się pół roku później pobrać. Podczas ślubu tylko kilka kropel wody święconej spadło na nich, właściwie tylko po to, aby przyciągnąć moją matkę na niedzielną Mszę kilka razy w roku. Ona nigdy nie nauczyła mnie prawidłowo się modlić. Wyczerpywała wszystkie swoje siły w troskach dnia codziennego, nawet wtedy, gdy sytuacja nie była zła.

 

Słowa takie jak modlitwa, Msza, woda święcona, kościół, piszę jedynie z głębokim wstrętem i nieporównywalną odrazą. Głęboko nienawidzę tych, którzy uczęszczają do kościoła, zarówno ludzi jak i w ogóle rzeczy z nim związanych.

Wszystko powraca, aby nas dręczyć. Każde zrozumienie otrzymane w chwili śmierci, każde wspomnienie z życia, które znamy, przemienia się w palący płomień. (4)

 

I wszystkie te wspomnienia ukazują nam smutną stronę tych łask, które odrzuciliśmy. Jak nas to dręczy! Nie jemy, nie śpimy, ani nie chodzimy na własnych nogach. Duchowo przykuci, my potępieńcy przyglądamy się przerażeni naszemu niedoskonałemu życiu, wyjąc i zgrzytając zębami, dręczeni i wypełnieni nienawiścią. Czy mnie słyszysz? Tutaj pijemy nienawiść jak wodę. Nienawidzimy siebie nawzajem. (5)

 

Chcę, abyś zrozumiała, że bardziej niż cokolwiek nienawidzimy Boga.

 

Tamci błogosławieni w niebie powinni Go kochać, ponieważ stale Go widzą w Jego najbardziej majestatycznym pięknie. To czyni ich szczęśliwymi nie do opisania. My to wiemy, a ta wiedza nas rozwściecza. (6)

 

Ludzie na ziemi, którzy poznają Boga poprzez Jego stworzenia i Jego Objawienie, mogą Go kochać, ale nie są zmuszeni, aby tak czynić.

Wierzący * mówię to z wściekłością * który kontempluje i rozmyśla o Ukrzyżowanym Chrystusie będzie Go kochał.

Lecz dusza, do której zbliża się Bóg, jako straszny Mściciel i Sędzia, ponieważ został przez nią odrzucony, nienawidzi Go tak, jak my Go nienawidzimy. (7) Nienawidzi Go całą siłą swej złej woli. Nienawidzi Go wiecznie, ze względu na fakt, że zakończyła swoje ziemskie życie odrzucając Boga. I ta przewrotna wola nigdy nie będzie cofnięta, ani my jej nigdy nie cofniemy.

 

Czy pojmujesz teraz dlaczego piekło powinno być wieczne? Ponieważ nasza zatwardziałość nigdy nie topnieje, nigdy się nie kończy.

 

Zmuszając się, muszę dodać, że Bóg jest nadal miłosierny wobec Ciebie. Powiedziałam "zmuszam się". Powód jest taki; pomimo, że piszę ten list, nie jest możliwe, abym kłamała, chociaż chciałabym. Piszę na tym papierze wiele informacji sprzecznych z moją wolą.

 

Również potok obelg, który chciałabym wyrzucić z siebie, muszę połknąć.

Bóg był dla was miłosierny nie pozwalając naszej woli, aby spowodowała to wszystko zło, które pragnęlibyśmy uczynić. Gdyby nam pozwolił, zwiększylibyśmy niezmiernie naszą winę i karę. Pozwolił nam umrzeć przedwcześnie * tak jak to stało się ze mną * lub wprowadził łagodzące okoliczności.

Nawet teraz On jest miłosierny i nie zmusza nas, abyśmy się do Niego zbliżali, zatem pozostajemy w tej odległej części piekła, która zmniejsza nasze męki. (8)

 

Każdy krok bliżej Boga przyniósłby mi większe cierpienia niż ty byś odczuwała chodząc tuż przy ogniu.

Byłaś przestraszona kiedy pewnego razu powiedziałam Ci, gdy spacerowałyśmy, co ojciec powiedział mi na kilka dni przed moją Pierwszą Komunią św. "Troszcz się o to, maleńka Ani, że dostajesz piękną sukienkę, reszta nie jest niczym innym jak tylko oszustwem."

Prawie się zawstydziłam z powodu twojego zaskoczenia. Teraz się z tego śmieję. Najlepszą częścią tego oszustwa było pozwolenie na przystępowanie do Komunii tylko dzieciom w wieku lat dwunastu. Do tego czasu już właściwie zdążyłam posiąść przyjemności tego świata i Religię umieściłam na końcu, za tym wszystkim, tak więc nigdy nie traktowałam Komunii poważnie.

 

Nowy zwyczaj pozwalania dzieciom na przyjmowanie Komunii w wieku 7 lat rozwściecza nas. Staramy się znaleźć wszystkie możliwe sposoby uniknięcia tego, starając się przekonać ludzi, że aby udzielać dziecku Komunii powinno ono mieć zrozumienie. Jest konieczne, aby popełniły przedtem jakieś grzechy śmiertelne. "Biały" Bóg będzie mniej szkodliwy, niż kiedy jest przyjmowany z wiarą, nadzieją i miłością, owocami Chrztu * pluję na to wszystko * jeszcze tak żywe w sercu dziecka.

 

Pamiętasz, że już miałam ten sam pogląd na ziemi?

 

Wracając do mojego ojca. Jak Ci opowiadałam, on tak bardzo kłócił się z moją matką, że bardzo wstydziłam się tego. Ach! co to jest wstyd? Śmieszna rzecz! Dla nas wszystko to jest obojętne.

 

Moi rodzice nigdy dłużej nie spali w tej samej sypialni. Ja spałam z matką, a mój ojciec w sypialni obok naszej, gdzie mógł wchodzić o dowolnej godzinie w nocy. Pił dużo i wydawał wszystkie nasze dochody. Moje siostry były służącymi i potrzebowały swoich pieniędzy, więc moja matka zaczęła pracować. W ostatnim roku jej gorzkiego życia ojciec bił ją wiele razy, ponieważ nie dawała mu pieniędzy. Dla mnie był zawsze bardzo dobry. Pewnego dnia, opowiadałam Ci to wszystko, a Ty byłaś zgorszona moim kaprysem - co Cię nie gorszyło we mnie? Pewnego dnia zwróciłam dwukrotnie nowe buty, ponieważ ich kształt nie był wystarczająco nowoczesny. (9)

 

Tej nocy, w której apoplexia ugodziła śmiertelnie mojego ojca, wydarzyło się coś o czym nigdy Ci nie mówiłam, ponieważ obawiałam się nagany z twojej strony. Dziś powinnaś to wiedzieć. Jest to pamiętny fakt, ponieważ był to pierwszy raz kiedy moi okrutni kaci duchowi się ujawnili.

Spałam w sypialni matki. Jej regularny oddech oznaczał głęboki sen.

 

Nagle usłyszałam kogoś wypowiadającego moje imię. Głos całkowicie nieznany mruczał: "Co się stanie, jeśli twój ojciec umrze?"

Nie kochałam już więcej mojego ojca od czasu kiedy zaczął znęcać się nad matką. W zasadzie, ja już nikogo nie kochałam: przyczepiałam się tylko do kogoś, kto był jeszcze dla mnie dobry. Miłość bez naturalnego celu istnieje tylko w duszach, które żyją w stanie łaski. A ja w nim nie byłam.

Odpowiedziałam tak temu tajemniczemu pytającemu:

"Na pewno nie umrze."

Po krótkiej przerwie, usłyszałam to samo dobrze zrozumiałe pytanie, nie martwiąc się, aby wiedzieć skąd ono pochodzi.

"Bynajmniej! on nie umiera!" pomyślałam bezczelnie.

Po raz trzeci zostałam zapytana: "Co się stanie, jeśli twój ojciec umrze?

Nagle błysnęło w moim umyśle, jak mój ojciec często wracał do domu pijany, złorzecząc matce i jak zawstydzał nas wobec sąsiadów i przyjaciół!

Wtedy krzyknęłam z zawziętością:

"Tak, to jest to na co zasługuje! Mam nadzieję, że umiera!"

Potem, wszystko ucichło.

 

Następnego ranka, kiedy matka poszła pościelić łóżko ojca, zastała drzwi zamknięte. Około południa otwarto je siłą. Ojca znaleziono wpół ubranego na łóżku * martwego, bez życia. Prawdopodobnie szukając piwa na strychu przeziębił się. Chorował przez długi czas. (Czy Bóg uzależniłby swoją decyzje od woli dziecka, któremu ten człowiek okazywał dobroć, aby podarować mu więcej czasu i dać szansę nawrócenia?)

 

Marta K. i Ty nakłoniłyście mnie, abym wstąpiła do "Stowarzyszenia Młodych Kobiet". Nigdy Ci nie mówiłam, że traktowałam instrukcje tych dwóch dyrektorek, Pań X., zupełnie rozrywkowo. Uważałam te zabawy za bardzo wesołe. Jak już wiesz, bardzo szybko zajęłam w nim ważną pozycję. To mi pochlebiało. Również wszystkie te wycieczki zadowalały mnie mimo, że czasami kończyły się pójściem do Spowiedzi i Komunii. Właściwie nie miałam nic do wyznania. Myśli i uczucia nie nachodziły mnie wtedy. Do rzeczy gorszych nie byłam jeszcze dojrzała.

Upomniałaś mnie pewnego dnia: "Ani, jeżeli nie będziesz się więcej modlić, to będziesz stracona". Rzeczywiście modliłam się bardzo mało; było to zawsze przeciwko mojej woli.

 

Miałaś niewątpliwie powód, aby to powiedzieć. Wszyscy ci, którzy płoną w piekle nie modlili się, albo nie modlili się wystarczająco. Modlitwa jest pierwszym krokiem w kierunku Boga. Zawsze jest decydująca. Przede wszystkim modlitwa do Tej, Która jest Matką Chrystusa, Której Imienia nie zezwala się nam wymawiać. Nabożeństwo do Niej odciąga niezliczone dusze od diabła; dusze, których grzechy nieomylnie wepchnęłyby ich w jego ręce.

Z wściekłością piszę, będąc zmuszoną do tego: modlitwa jest najłatwiejszą rzeczą, którą można robić na ziemi. Prawdę mówiąc, jest to najłatwiejsza droga, jaką dał nam On do zbawienia.

 

Tym, którzy modlą się stale, Bóg daje ciągle po trochu tak wiele światła i umocnienia, że nawet tonący grzesznik może być przez modlitwę ostatecznie wyciągnięty, nawet jeśli zanurzył się w błocie po szyję.

W ostatnich latach mojego życia, zupełnie się nie modliłam; w ten sposób byłam pozbawiona łask, bez których nikt się nie może zbawić.

 

Tutaj już nikt nie otrzymuje żadnej łaski. Nawet jeżeli byśmy ją otrzymali, odrzucilibyśmy ją z nienawiścią. Wszystkie wahania ziemskiego życia skończyły się i są poza nami.

W ziemskim życiu człowiek może przechodzić ze stanu grzechu do stanu łaski. Ze stanu łaski może popaść w stan grzechu. Często upadałam przez słabość; rzadko przez zamierzoną złość. Wraz ze śmiercią ta niestałość, "tak" lub "nie", upadanie i powstawanie, kończy się. Wraz ze śmiercią każdy przechodzi w swój stan końcowy, stały i nieodwracalny.

 

Kiedy ktoś się starzeje jego skoki stają się coraz słabsze. To prawda, że aż do śmierci można nawrócić się do Boga lub odwrócić się od Niego. Jednak w chwili śmierci człowiek decyduje ostatnim poruszeniem swojej woli mechanicznie, w ten sam sposób w jaki był przyzwyczajony w swoim życiu.

Dobre lub złe przyzwyczajenie staje się drugą naturą. Ono ciągnie go za sobą w ostatniej chwili. W ten sposób również ja byłam ciągnięta. Żyłam całe lata zdala od Boga. Konsekwentnie, podczas ostatniego wezwania ze strony łaski, podjęłam decyzję przeciw Bogu. Nie dlatego, że popełnienie tak wielu grzechów było dla mnie zgubne, ale dlatego, iż nie chciałam się już poprawić.

 

Ponadto, irytowałaś mnie upominając, abym uczęszczała na kazania i czytała pobożne książki. Tłumaczyłam się zawsze brakiem czasu. Czy miałam zwiększyć jeszcze bardziej moją wewnętrzną niepewność robiąc takie rzeczy?

Kiedy dotarłam do tego krytycznego punktu, krótko przed moim opuszczeniem "Stowarzyszenia Młodych Kobiet", byłoby mi już bardzo trudno prowadzić inne życie. Stawiając czoła mojemu nawróceniu nie dostrzegałaś, że został wzniesiony ogromny mur. . Wyobrażałaś sobie, że moje nawrócenie będzie takie łatwe, kiedy powiedziałaś do mnie: "Więc dobrze się wyspowiadaj, a wszystko będzie w porządku".

Podejrzewałam, że to co powiedziałaś było prawdą. Lecz świat, diabeł i ciało już mnie trzymały w swoich szponach.

Nigdy nie wierzyłam w działalność szatana. Teraz przyznaję, że demon mocno wpływa na taką osobę, którą byłam wtedy. (10)

 

Tylko wiele modlitw innych ludzi i moich własnych, wraz z umartwieniami i cierpieniami, odciągnęłoby mnie od diabła.

I to mogłoby tylko być zrobione powoli. Niewiele jest osób opętanych cieleśnie; jednakże, jest wielu ludzi, którzy są opętani wewnętrznie. Demon nie może posiąść wolnej woli tych, którzy poddają się jego wpływowi. Jednak za karę za prawie całkowite odstępstwo jakiejś osoby od Boga, On zezwala, aby ta osoba była opanowana przez "Złego".

Ja również nienawidzę demona. Niemniej jednak, lubię go, ponieważ on i jego pomocnicy, te upadłe anioły, które upadły z nim na początku czasu, usiłują was zwieść. Istnieją tysiące demonów. Wędrują one po świecie, niezliczona ich liczba, jak roje much poza najmniejszym podejrzeniem ich obecności.

 

My potępieńcy nie mamy pozwolenia, aby was kusić; to mogą tylko czynić upadłe duchy. (11)

 

Nasze męki rzeczywiście zwiększają się za każdym razem, kiedy one przynoszą jakąś duszę do piekła. Lecz czym jest to wobec nienawiści! (12)

 

Nawet jeżeli chodziłam krętymi drogami, Bóg podążał za mną. Przygotowywałam dostęp dla łaski poprzez naturalne prace dobroczynne, które dzięki skłonności mojej natury, nierzadko wykonywałam.

Czasami, Bóg przyciągał mnie do kościoła. Tam odczuwałam pewną tęsknotę. Kiedy opiekowałam się moją chorą matką, pomimo pracy w biurze w ciągu dnia, co naprawdę było dla mnie poświęceniem, wtedy odczuwałam bardzo mocno to przyciąganie w kierunku Boga.

 

Pewnego razu * był to szpitalnej kaplicy, gdzie miałaś zwyczaj zabierać mnie podczas godzinnej przerwy w południe * byłam pod takim wrażeniem, że znalazłam się o krok od mojego nawrócenia. Płakałam.

Wtedy jednak, przyjemności świata zatopiły łaskę jak powódź. Ciernie zadusiły pszenicę. Z wyjaśnieniem, że Religia to sentymentalizm, zgodnie z tym co zawsze mówiono w biurze, również wyrzuciłam tę łaskę, tak jak inne, pod stół.

Pewnego dnia upomniałaś mnie, ponieważ zamiast uklęknąć w kościele pośpiesznie skinęłam głową. Uznałaś to za lenistwo i nigdy nie podejrzewałaś, że już wtedy nie wierzyłam w Obecność Chrystusa w tym Sakramencie. Teraz w To wierzę, jednak tylko naturalnie, tak jak ktoś wierzy w burzę, której oznaki i skutki może dostrzec.

 

W tamtym przejściowym okresie znalazłam religię. Ta uogólniona opinia w biurze była dla mnie bardzo wygodna, ponieważ mówiła, że po śmierci dusza wraca na ziemię jako inna istota, a ta reinkarnacja nie ma końca.

W ten sposób wyeliminowałam niepokojący problem tamtego świata, że nie był już dłużej kłopotliwą sprawą.

Dlaczego nie przypomniałaś mi przypowieści o bogaczu, którego narrator, Chrystus, wysłał do piekła natychmiast po śmierci a innego, Łazarza do raju? Lecz co byś tym osiągnęła Nic więcej ponad to, co mogłaś zrobić swoimi świętoszkowatymi słowami.

 

Krok po kroku, znalazłam boga, boga wystarczająco oddalonego ode mnie, że nie miałam żadnych zobowiązań wobec niego. Byłam odpowiednio przygotowana, aby zwrócić się wolą i bez zmiany wyznania, ku panteistycznemu bogu albo nawet zostać zadufaną w sobie deistką.

Tamten "bóg" nie miał nieba, aby mnie nagrodzić, ani piekła, żeby mnie straszyć. Pozostawiłam go w spokoju. Oto na czym polegała moja cześć dla niego.

Łatwo się wierzy w to, co się kocha. Z biegiem lat, w ten sposób przekonałam samą siebie do tej mojej religii. Żyłam z nią dobrze, nie będąc przez nią niepokojona.

 

Jedyną rzeczą, która mogłaby złamać jej kark, był głęboki długotrwały ból. Lecz to cierpienie nie nadeszło. Czy rozumiesz, że "kogo Bóg kocha, tego karze"?

 

Był piękny lipcowy dzień, kiedy "Stowarzyszenie Młodych Kobiet" zorganizowało wycieczkę do A. Rzeczywiście bardzo lubiłam wycieczki, ale nie te świętoszkowate kobiety, które również brały w nich udział. Inny obraz, odmienny od M.B. Łaskawej z A., od niedawna pojawił się na ołtarzu mojego serca. Elegancki Max N. z domu handlowego stał na nim. Krótko przedtem rozmawialiśmy przy kilku okazjach. Tym razem zaprosił mnie na wycieczkę w samą niedzielę. Ta, z którą miał zwyczaj chodzić była w szpitalu.

 

Oczywiście, on zauważył, że miałam oczy utkwione w niego. Lecz wtedy jeszcze nie myślałam o wyjściu za niego za mąż. Był czarujący; jednak za bardzo lubił przebywać wśród wielu różnych młodych kobiet. Aż dotąd, zawsze chciałam mężczyzny, do którego mogłabym wyłącznie należeć, jako jedyna kobieta. Zachowywałam więc pewien dystans.

(To prawda. Pomimo całej swojej religijnej obojętności, Ani miała w sobie coś szlachetnego. Zdumiewa mnie, że "uczciwe" osoby mogą również trafić do piekła, jeżeli są one w ten sposób nieuczciwe wobec Boga.)

W czasie wycieczki Max skierował całą swoją uprzejmość na mnie. Na pewno nie prowadziliśmy rozmowy w stylu tamtych "nawiedzonych", jak czyniły to wszystkie z was.

 

Następnego dnia w biurze, zbeształaś mnie, że nie pojechałam z tobą do A. Wtedy opowiedziałam Ci o mojej swawolnej niedzieli. Twoje pierwsze pytanie brzmiało: "Czy poszłaś na Mszę?" Szalona! Jak mogłam uczestniczyć we Mszy, skoro postanowiliśmy rozstać się o szóstej? Czy nadal pamiętasz jak się rozgniewałam i odrzekłam: "Dobry Bóg nie jest tak małostkowy jak wasi księżulkowie?" Teraz jestem zobowiązana Ci wyznać, że pomimo Swojej Nieskończonej Dobroci, Bóg traktuje wszystko znacznie poważniej niż księża.

Po tym pierwszym spacerze z Maxem przyszłam tylko jeszcze raz na wasze spotkanie. W uroczystościach Bożego Narodzenia pewne rzeczy mnie pociągały. Lecz wewnętrznie byłam już od was odseparowana.

Kino, tańce i wycieczki następowały po sobie. Czasami Max i ja kłóciliśmy się, ale wiedziałam co robić, aby zawsze zostawał ze mną.

 

Byłam w bardzo niezręcznej sytuacji, kiedy rywalka wyszła ze szpitala, była wściekła.

Jej gniew był na moją korzyść. Pozostawałam spokojna, co wywarło wielkie wrażenie na Maxie i w końcu zmusiło go do wybrania mnie.

Wiedziałam jak ją oczernić i odstawić na boczny tor. Mówiłam spokojnie, zewnętrznie będąc obiektywna, ale wewnętrznie wyrzucałam jad. Takie uczucia i insynuacje prowadzą bardzo szybko do piekła. Są one diaboliczne, w prawdziwym znaczeniu tego słowa.

 

Dlaczego Ci to mówię? Aby udowodnić, że byłam ostatecznie wolna od Boga.

Aby odłączyć się od Boga nie było konieczne, żebyśmy Max i ja zaznajomili się "zbyt blisko". Zrozumiałam, że straciłabym wiele w jego oczach, gdybym mu uległa przed czasem. Z tego powodu wycofałam się i odmówiłam.

Naprawdę byłam gotowa zrobić cokolwiek, co uważałam za użyteczne. Zależało mi na tym, aby zdobyć Maxa. Z tego powodu naprawdę nic mnie nie powstrzymywało. Rozkochiwaliśmy się stopniowo, ponieważ oboje mieliśmy wspaniałe umiejętności, które mogliśmy wzajemnie doceniać. Ja byłam utalentowana i stałam się zdolną rozmówczynią. W ten sposób doszłam do punktu, gdzie trzymałam Maxa w swoich rękach, przekonana, że byłam jedyną, która go posiadała przynajmniej na kilka miesięcy przed ślubem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin