Magee Wyznania Filozofa.txt

(1373 KB) Pobierz
BRYAN
MAGEE
Wyznania filozofa
Prze�o�y�
BOHDAN CHWEDENCZUK
Pr�szy�ski i S-ka
Warszawa 2000
Tytu� orygina�u angielskiego CONFESSIONS OF A PHILOSOPHER
Copyright � 1997 Bryan Magee All rights reserved
Projekt ok�adki
Katarzyna A. Jarnuszkiewicz
Na podstawie obwoluty wydania angielskiego
zdj�cie: Daniel Makie, projekt CWSS Shabenzu
ISBN 83-7255-034-4 Vydanie pierwsze
Vydawca
Pr�szy�ski i S-ka SA 1. Gara�owa 7 2-651 Warszawa
Druk i oprawa
Zak�ady Graficzne im. KEN S.A.
[.Jagiello�ska 1
067 Bydgoszcz

Spis rzeczy

Sceny z dzieci�stwa                                                 7
Wchodz� w filozofi� akademick�                         23
Pozytywizm logiczny i jego obalenie                    40
Analiza j�zykowa                                                    61
Nieadekwatno�� filozofii lingwistycznej               81
Zagadnienie percepcji                                           98
Co mo�na pokaza�, lecz nie powiedzie�              114
Nauka w Yale                                                         130
Odkrycie Kanta                                                     145
Filozofia zawodowa a filozofia amatorska           168
Poznaj� Poppera                                                    184
Poznaj� Russella                                                   209
Pr�buj� si� w filozofii polityki                              219
W poszukiwaniu sensu                                         235
Kryzys wieku �redniego                                        259
Powie�� filozoficzna                                             283
Gaj Akademosa                                                      312
Pochwa�a popularyzacji                                        325
Granice filozofii                                                   344
Odkrycie Schopenhauera                                     358
Filozofia Schopenhauera                                      382
Filozofia w telewizji                                              411
Ograniczenia filozofii analitycznej                      419
Pozostaje zdziwienie                                             438
Indeks os�b                                                           471
Indeks rzeczy                                                        480
ROZDZIA� PIERWSZY
Sceny z dzieci�stwa
Do PI�TEGO roku �ycia dzieli�em ��ko ze starsz� ode mnie o trzy i p� roku siostr�. Gdy rodzice zgasili �wiat�o, szczebiotali�my w ciemno�ci a� do za�ni�cia. Nigdy potem nie pami�ta�em jednak owego za�ni�cia. Zawsze dzia�o si� to samo: w pewnej chwili m�wi�em w ciemno�ci do siostry, a w nast�pnej budzi�em si� w zalanym s�o�cem pokoju, przespawszy ca�� noc. Ka�dej nocy jednak musia�a nadchodzi� chwila, gdy przestawa�em m�wi� i zabiera�em si� do spania. By�o to dla mnie niepoj�te, �e nie do�wiadcza�em tej chwili i nigdy jej nie pami�ta�em.
Gdy zwierzy�em si� siostrze z mojego k�opotu, zby�a mnie. �Nikt tego nie pami�ta" - powiedzia�a pewnym siebie tonem osoby ko�cz�cej spraw�, tak jakby poza tym nie by�o tu o czym m�wi�. Nie zadowoli�o mnie to. �Sk�d ona to wie?" - my�la�em. .Wszystko to �wiadczy, �e ona tego nie pami�ta. Id� o zak�ad, �e nigdy z nikim o tym nie rozmawia�a". Zacz��em wi�c dok�adnie pilnowa� si�, by ustali�, kiedy zasypiam, tak samo jak czyni� to ludzie, kt�rzy usi�uj� uchwyci� chwil�, gdy w lod�wce, kt�rej drzwi zamykaj�, ga�nie �wiat�o. Niczego to jednak nie da�o. Wszystko dzia�o si� jak dot�d. W pewnej chwili � powiedzmy, w poniedzia�kowy wiecz�r - szczebiota�em w ciemno�ci do mojej siostry, a nast�pn� rzecz�, o kt�rej si� dowiadywa�em, by�o przebudzenie w pe�nym �wietle dnia o kt�rej� tam godzinie we wtorek. Wprawia�o mnie to przez lata w ci�kie zdumienie - �e co noc zasypiam, a nigdy tego nie do�wiadczam.
Z czas�w p�niejszych o dwa-trzy lata, gdy by�em siedmio�o�miolat-kiem, zachowa�em �ywe wspomnienie, jak stoj� w smudze s�onecznego �wiat�a w k�cie kuchni, przy drzwiach, mi�dzy okratowanym oknem a zielon� drewnian� �cian�, i skupiam mocno wzrok na wskazuj�cym palcu mojej prawej r�ki, kt�r� unosz� przed sob�. �Licz� do trzech � m�wi�em do siebie - a gdy powiem �trzy�, m�j palec si� zegnie" Licz� wi�c: �Jeden, dwa, trz..." I gdy pada �trzy" m�j palec niezawodnie si� zgina. Jak to zrobi�em? Zn�w to robi�. Potem my�l�: �Tym razem b�d� liczy� do czterech" I gdy pada �cztery"
m�j palec si� zgina. Nast�pnym razem licz� do pi�ciu. M�j palec zgina si� przy pi�ciu. Pr�bowa�em rozci�gn�� liczenie tak, by �przy�apa�" m�j palec: �raz... dwa... trzy... cztery... [czekamy na] ...pi��!" Gdy jednak pada �pi��" m�j palec, w og�le na niczym nie przy�apany, zgina si�. Gdy tylko chcia�em, mog�em zgina� palec albo nie zgina� - zale�nie od postanowienia. Cho�bym si� jednak nie wiem jak nad tym skupia�, nie mog�em w og�le poj��, jak ja to robi�. Jak owo co�, nad czym tak zupe�nie panuj�, co zale�y wy��cznie i w pe�ni od moich �wiadomych decyzji, mo�e by� niczym dla mnie? Jak mog� po prostu w og�le tego nie doznawa�, cho� si� to dzieje? Problem ten do dzi� mnie fascynuje.
Gdy jako nastolatek uzyska�em poj�cie dzia�ania w�asnowolnego i dowiedzia�em si�, �e decyzja, by zgi�� m�j palec, jest czym�, co zachodzi w mojej g�owie, usi�owa�em wszelkimi sposobami, jakie mi przychodzi�y do g�owy, uchwyci� w do�wiadczeniu, co dzieje si� mi�dzy moim m�zgiem a moim palcem. Ko�czy�o si� to zawsze niepowodzeniem. Decyzj�, by zgi�� m�j palec, podejmowa�em w g�owie, a r�wnocze�nie zgina� si� m�j palec, za� mi�dzy moj� g�ow� a moim palcem by�a pustka. Owa r�wnoczesno�� dostarcza�a mi dodatkowej trudno�ci: dlaczego nie ma tam luki czasowej? Jak decyzja mote by� przyczyn� czego�, co zachodzi w tej samej chwili, w kt�rej j� podej-nuj�?
N okresie nast�pnych dw�ch-trzech lat, mi�dzy dziewi�tym a dwunastym okiem �ycia, by�em poch�oni�ty problemem, kt�ry sprawia� mi czas. Le�a�em >rzebudzony po ciemku w ��ku, a moja my�l bieg�a mniej wi�cej tymi tora-ni. Wiem, �e przed dniem wczorajszym by� jaki� dzie�, a przed nim inny izie� i jeszcze inny przed tamtym, i tak dalej, jak daleko si�gam pami�ci�. Mu-i te� jednak by� jaki� dzie� przed pierwszym dniem, kt�ry pami�tam. Wiem, e urodzi�em si� 12 kwietnia 1930 roku, a przed tym dniem musia� by� jaki� zie�. I jaki� dzie� przed tamtym dniem. I tak dalej � i tak dalej - i tak dalej, fzed ka�dym dniem musi by� wyprzedzaj�cy go dzie�. Zawsze, zawsze i za-rsze, wi�c musi by� mo�liwo�� takiego cofania si�... A jednak, czy jest taka lo�liwo��? Idea cofania si� ci�gle i ci�gle by�a czym�, czego nie potrafi�em poi� - wydawa�o si� to niemo�liwe. Mo�e wi�c, ostatecznie, musi by� gdzie� po-z�tek. Je�li jednak by� pocz�tek, co si� dzia�o przed nim? C�, oczywi�cie, nic � nie dzia�o - w og�le nic - w przeciwnym razie nie m�g�by to by� pocz�-:k. Je�li jednak nie by�o niczego, jak mog�o si� co� zacz��? Sk�d si� mog�o zia�? Czas nie m�g� po prostu wstrzeli� si� nagle w istnienie - trach! � niczego i ca�kiem sam z siebie zacz�� biegn��. Nic to nic, nie za� co�. Idea po-:�tku by�a wi�c niewyobra�alna, co sprawia�o jako�, �e jawi� si� on r�wnie� ko niemo�liwy. Sko�czy�o si� na tym, �e zdawa�o si�, i� czas nie mo�e mie� Dcz�tku i nie mo�e te� nie mie� pocz�tku.
Zacz��em my�le�, �e musz� gdzie� si� tu myli�. S� tylko te dwie ewentual-)�ci, jedna z nich musi wi�c by� spe�niona. Niepodobna, by obie by�y nie-
mo�liwe. Pr/.eniosicm wit;c uwag� z jednej /. nich na drug�, a gdy j� wyczerpa�em, wraca�em do niej. usi�uj�c znale��, gdzie pope�ni�em b��d. Nigdy jednak tego nie odkry�em. Trudno�� ta zniewala�a mnie, zaczyna�em gubi� si� w niej nie tylko nocami w ��ku, lecz te� w coraz wi�kszym stopniu we dnie. My�la�em najpierw, �e mogliby mi w tym pom�c doro�li, wi�c im j� przedstawi�em, ale ich odpowiedzi wprawia�y mnie w jeszcze wi�ksze zak�opotanie. Doro�li albo przyznawali, �e nie mog� jej rozstrzygn��, i zaczynali m�wi� o czym innym, tak jakby ta osobliwa kwestia by�a na tyle nieciekawa, �e niewarta nawet dyskusji, albo zdecydowanie j� lekcewa�yli, reaguj�c u�mieszkami wy�szo�ci i na przyk�ad takimi uwagami: �Och, chyba nie chcesz traci� czasu na takie zmartwienia" Nie mog�em tego zrozumie�. Je�li, tak jak ja, nie byli zdolni odpowiedzie� na to pytanie, jak mogli odnosi� si� do niego z wy�szo�ci�? Dlaczego nie byli za�enowani i nie uznawali go cho�by za interesuj�ce? Po kilku takich k�opotliwych niepowodzeniach przesta�em rozmawia� o tym z innymi i po prostu zacz��em my�le� na w�asn� r�k�.
Omal natychmiast u�wiadomi�em sobie, �e trudno��, kt�ra wyst�puje, gdy cofamy si� w czasie, dzia�a te�, gdy zmierzamy do przodu. Po dniu jutrzejszym b�dzie inny dzie�, a po tym dniu inny, i zn�w inny; to jest niepoj�te, by czas mia� si� kiedy� sko�czy� � w czym bowiem mia�by si� ko�czy�, je�li nie w czasie (mo�e w innym czasie, czyli w czasie innego rodzaju), zawsze wi�c mo�emy spyta�, co nast�pi�o potem. Z drugiej strony, jest niepoj�te, by czas m�g� p�yn�� zawsze, zawsze i zawsze, w�wczas bowiem by�aby wieczno�� w tym �wiecie, a w gruncie rzeczy by�aby to wieczno�� tego �wiata. W miar� jak
0 tym my�la�em, nie nasuwa�y mi si� �adne mo�liwe odpowiedzi, lecz nowe trudno�ci. Je�li musia�oby up�yn�� niesko�czenie wiele czasu - tak wygl�da�a jedna z nich - zanim znale�liby�my si� w chwili obecnej, to w og�le nie mogliby�my osi�gn�� tej chwili. A oto inna: by co� istnia�o, musi mie� swego rodzaju to�samo��, to za� znaczy, �e musi by� co�, czym owa rzecz nie by�a, co z kolei znaczy, �e musi ona mie� granice, a wi�c nie mo�e zarazem by� i by� bez ko�ca ani by� i by� bez pocz�tku. Przekonywa�em si�, �e czas bez pocz�tku i bez ko�ca jest niemo�liwy, ale wcale nie zbli�a�o mnie to do zrozumienia mo�liwo�ci pocz�tku i ko�ca.
Omal natychmiast u�wiadomi�em sobie te�, �e podobna trudno�� dotyczy przestrzeni. Pami�tam, jak le�a�em w�r�d zieleni parku w Market Harbo-rough*, dok�d ewakuowano nas z Londynu � musia�em mie� w�wczas jakie� dziesi�� czy jedena�cie lat - i usi�owa�em przenikn�� wzrokiem b��kit bezchmurnego nieba, my�l�c co� takiego: �...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin