142 - Leone Laura - Tropikalna noc.pdf

(672 KB) Pobierz
116395714 UNPDF
Laura Le one
Tropikalna noc
116395714.002.png
Rozdział 1
Znalazła go o świcie. Z twarzą zanurzoną w mokrym piasku leŜał tak blisko
wody, Ŝe fale omywały mu nogi. Idąc wzdłuŜ brzegu, była tak oczarowana
widokiem przepastnych wód Morza Karaibskiego wzburzonego po nocnym
sztormie, Ŝe nie zauwaŜyła leŜącej na ziemi postaci. Potknęła się.
– Och! – wykrzyknęła.
Upadła wprost na nieruchome ciało.
– Hej, Doc! – zawołał Luke Martinez. Nie potrafił dotrzymać jej kroku i, jak
zwykle, pozostał w tyle.
Z trudem uniosła się i zsunęła na piasek. Dopiero teraz zobaczyła, o co się
potknęła.
– Och! – jęknęła.
– Hej, Doc! – krzyknął znów Luke. Z daleka zobaczył, Ŝe się przewróciła.
Zaczął szybko biec w jej stronę.
– Och, mój BoŜe!
Ogarnęła ją panika.
– Doc, czy coś ci się stało? – Zaniepokojony Luke dopadł wreszcie miejsca, w
którym się znajdowała.
– Och, mój BoŜe! – powtórzyła.
Podniosła się i popatrzyła na ziemię. U jej stóp leŜał męŜczyzna. Martwy lub
nieprzytomny. Dziwnie wygięty, mokry i oblepiony piaskiem. Dojrzała poraniony
kark i szyję.
Santa Maria! – wykrzyknął Luke na ten widok, a po chwili dodał z przyganą
w głosie: – Mówiłem ci przecieŜ, Doc, Ŝebyś tak wcześnie rano nie chodziła nad
morze.
Popatrzyła na chłopca. Dziesięcioletni Luke z uporem towarzyszył jej wszędzie.
Postanowił się nią opiekować i chronić przed złymi mocami. Duchami piratów,
morskimi potworami, straszydłami, duendes i jadowitymi węŜami. Dziś jednak
zobaczył coś, czego nawet mimo bujnej fantazji nie potrafił sobie wyobrazić.
Nieruchome ciało nieznanego męŜczyzny. Był to dla chłopca widok niesamowity,
bo na wyspę prawie nigdy nie docierali cudzoziemcy.
– śyje? – zapytał przeraŜony.
– Nie wiem – odparła Cherish. Instynktownie pragnęła udzielić pomocy
nieprzytomnemu męŜczyźnie. Bała się jednak dotknąć trupa. Otrzymała wprawdzie
116395714.003.png
staranne akademickie wykształcenie, a nawet uzyskała doktorat, ale nikt nigdy jej
nie nauczył, jak postępować w podobnych sytuacjach.
– Jeśli nie wiesz, to sprawdź – powiedział Luke.
Zagryzła wargi, pochyliła się i drŜącymi palcami dotknęła Ŝyły na szyi
męŜczyzny. Po chwili wyczuła puls. Silny i miarowy. Odetchnęła z ulgą.
– śyje – stwierdziła.
– Kto to jest? Skąd wziął się tutaj ten człowiek?
– Nie wiem.
MęŜczyzna miał na szyi koło ratunkowe. Ono to sprawiało, Ŝe leŜał w
dziwacznej pozycji. Lewą ręką przyciskał do boku jakiś przedmiot. Nie mogła
dojrzeć, co to jest.
– Pewnie podczas sztormu fala zmyła go z pokładu – powiedziała do Luke’a.
Poprzedniego dnia oraz przez całą noc fale sztormowe biły o brzeg i wyrzucały na
wyspę róŜne przedmioty. – Ma szczęście, Ŝe przeŜył.
– To niemądry człowiek. Jak moŜna kąpać się lub – Ŝeglować podczas takiej
okropnej pogody! – Chłopiec nie był w stanie zrozumieć postępowania
nieznajomego– Miał wypadek. Musiało się zdarzyć coś nieprzewidzianego. PomóŜ
mi przewrócić go na plecy.
Twarzą do góry.
Oboje zaczęli ostroŜnie ciągnąć męŜczyznę za ramię. Z trudem zdjęli mu z szyi
koło ratunkowe i ułoŜyli go równo na piasku.
– Widzisz, Doc! – wykrzyknął Luke, spoglądając na nieruchomą postać.
Cherish rzuciły się w oczy niemal równocześnie dwie rzeczy. Krwawiąca rana
na lewym ramieniu, częściowo zakryta strzępami koszuli, i wypchany, pluszowy
królik, zwykła dziecinna zabawka, którą męŜczyzna przyciskał kurczowo do siebie.
Rana wyglądała na zadaną noŜem.
– To nie są ślady zębów rekina – stwierdził Luke, pochylając się nad leŜącym i
oglądając jego ramię.
– Masz rację.
Odchyliła podartą, zakrwawioną koszulę męŜczyzny. Chciała się przekonać, jak
głęboka jest rana. Musiało go to zaboleć, gdyŜ nagle drgnął i jęknął głośno.
Zamrugał powiekami i otworzył oczy. Były szare jak niebo nad ich głowami,
jeszcze zaciągnięte chmurami po sztormie.
– Proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze. JuŜ jest pan bezpieczny –
szepnęła Cherish uspokajająco do leŜącego.
Zobaczyła wyraz ulgi na ściągniętej bólem twarzy męŜczyzny. Rozchylił sine
116395714.004.png
wargi. Próbował coś powiedzieć. Przysunęła się bliŜej.
– Czy pan coś mówił? – zapytała.
Z wielkim wysiłkiem ponowił próbę. Bezskutecznie. Wreszcie udało mu się
wyszeptać pytanie:
– Kim pani jest?
– Jestem Cherish Love.
– Cherish Love – powtórzył. – Patrzył przez chwilę na pochyloną nad nim
kobietę. I ku jej ogromnemu zaskoczeniu, zdobył się na lekki uśmiech. – Miłość. Z
pewnością nią jesteś – szepnął i stracił przytomność.
Posłała Luke’a do wsi po pomoc. Wrócił dziesięć minut później, prowadząc z
sobą dwóch męŜczyzn. Wysokich, barczystych rybaków o ciemnobrązowej skórze,
odziedziczonej po afrykańskich przodkach. Cherish odniosła wraŜenie, Ŝe fakt, iŜ
znalazła nad brzegiem morza nieprzytomnego cudzoziemca, uznali za jedno z jej
małych dziwactw, na które zwykle przymykali oczy. Wzięli na ręce bezwładne
ciało i zanieśli do chaty, w której mieszkała.
– Trzeba się nim zająć – powiedziała do chłopca, gdy tylko rybacy wykonali
swoje zadanie i odeszli. – Luke, będzie mi potrzebna pomoc twojej babki.
– Pójdę jej poszukać – zaofiarował się chłopiec i pędem wybiegł z chaty.
Została sam na sam z nieznajomym. Nieprzytomny męŜczyzna spoczywał na jej
łóŜku. Zabarwiona krwią, zapiaszczona słona woda zniszczyła bezpowrotnie
pościel. Cherish zabrała znad morza koło ratunkowe, które nieznajomy miał przy
sobie, i mokrego, wypchanego królika. Trzymała go palcami za ucho i oglądała z
odrazą. Plusz puścił farbę i róŜowa woda ściekająca z królika kapała na jej jasną
bluzkę. OdłoŜyła zabawkę na stos gazet. Koło ratunkowe oparła o ścianę. Przedtem
jednak na zniszczonej powierzchni z trudem odcyfrowała zatarty napis: „Lusty
Wench”.
– Sądząc po nazwie, moŜna załoŜyć, Ŝe nie jest to jednostka marynarki Stanów
Zjednoczonych – z przekąsem mruknęła pod nosem, wychodząc z izby, która
słuŜyła jej za sypialnię. Mała chata, złoŜona tylko z dwu pomieszczeń, stała na
skraju wsi. Cherish wynajęła ją od dziadka Luke’a.
Zamyślona, przeszła do drugiej izby. Czy „Lusty Wench” to jacht? A moŜe
statek wycieczkowy? Na te pytania nie potrafiła odpowiedzieć.
Mimo Ŝe na wyspie nie było elektryczności, Cherish miała w chacie bieŜącą
wodę. Mogła mieć nawet gorącą, dzięki zbiornikom z gazem, wymienianym co
kilka tygodni. Czekało ją teraz trudne zadanie. Musiała zająć się nieprzytomnym
116395714.005.png
męŜczyzną. Napełniła wiaderko ciepłą wodą i wyciągnęła z szuflady parę czystych
szmatek. Zaniosła wszystko do izby, w której leŜał męŜczyzna. Stanęła przy łóŜku i
zaczęła mu się przyglądać.
JuŜ na pierwszy rzut oka było widać, Ŝe stan nieznajomego jest zły. Oprócz
groźnie wyglądającej rany na ramieniu miał wiele innych obraŜeń. Pewnie jest ich
jeszcze więcej pod grubą warstwą mokrego piasku, pomyślała Cherish. Policzek
męŜczyzny przecinała długa, świeŜa blizna. Miał podbite lewe oko i pokaleczoną
skórę na twarzy. Wszystko to jednak nie potrafiło ukryć faktu, Ŝe był młody. I
bardzo przystojny.
Wyraziste i regularne rysy twarzy wskazywały na dobre, a moŜe nawet
arystokratyczne pochodzenie. Miał prostokątną szczękę, wydatne kości
policzkowe, prosty, kształtny nos i szerokie, zmysłowe usta. Nie golił się od co
najmniej dwóch dni. Świadczył o tym ciemny zarost na twarzy. Ale Cherish
dostrzegła inne szczegóły, które wskazywały na to, Ŝe męŜczyzna był przed
wypadkiem człowiekiem dbającym o swój wygląd. Jego faliste, brązowe włosy
były krótko przystrzyŜone. Miał dobrze utrzymane ręce, z długimi palcami i
wypielęgnowanymi paznokciami. Twardy naskórek dłoni wskazywał jednak na to,
Ŝe nie stronił od pracy fizycznej.
Strój męŜczyzny, mimo Ŝe skąpy, bo złoŜony ze strzępków koszuli i
zniszczonych szortów, był dobrej jakości. Na ręku Cherish zobaczyła zegarek.
Bardzo kosztowny, oceniła. Odpięła go i zdjęła z ręki leŜącego. Pod paskiem
ujrzała dziwną ranę. PodłuŜną, biegnącą wokół nadgarstka. Podobną do tej, którą
juŜ wcześniej zauwaŜyła na drugim ręku.
Obejrzała dokładnie zegarek. Na kopercie zobaczyła napis: „Kochanemu
Ziggy’emu od Catherine”.
Cherish spojrzała na potęŜne, umięśnione ciało męŜczyzny. Ziggy? Z
niesmakiem odłoŜyła zegarek. MoŜe to tylko zdrobnienie, którego prawie nigdy nie
uŜywa, mimo woli usiłowała usprawiedliwiać nieznajomego. Ziggy to było bardzo
pretensjonalne imię.
Usiadła na brzegu łóŜka, noŜyczkami rozcięła do końca postrzępioną koszulę i
zdjęła ją z nieruchomego ciała. MęŜczyzna pozostał tylko w krótkich spodenkach.
Jedną z przyniesionych szmatek umoczyła w ciepłej wodzie i zaczęła obmywać
piasek z pokaleczonego torsu.
Tak, jest przyzwyczajony do pracy fizycznej, uznała. Miał dobrze rozwiniętą
klatkę piersiową, umięśnione ramiona i nogi. Musiał ponadto duŜo przebywać na
powietrzu. Jego silne ręce były ogorzałe od słońca. Przemywała teraz dłonie i
116395714.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin