133 - Barton Beverly - Cameron -.pdf

(671 KB) Pobierz
228369625 UNPDF
Beverly Barton
Cameron
228369625.002.png
PROLOG
Britt Cameron jedną ręką ujął mocno kierownicę cięŜarówki, drugą zaś
podniósł do ust na pół opróŜnioną puszkę coli.
Początkowo nie zauwaŜył, Ŝe pada deszcz. Dopiero gdy przestał widzieć
cokolwiek przez zabłoconą szybę, przypomniał sobie o wycieraczkach. Ich
monotonnemu postukiwaniu towarzyszyły dobiegające z radia dźwięki
najnowszego przeboju w stylu country. Popularny piosenkarz sugestywnie
modulował głos. Hałaśliwa muzyka nie przeszkadzała Brittowi w prowadzeniu
samochodu. Nie zwracał uwagi na dudniące grzmoty i błyskawice rozświetlające
niebo. Im więcej hałasu, tym lepiej. MoŜe nawałnica zagłuszy natarczywe
wspomnienia i przynajmniej na pewien czas uwolni go od cierpienia i strachu.
Wysączył resztki coli i rzucił opróŜnioną puszkę na podłogę auta. Otarł usta
wierzchem dłoni i dotknął niechcący głębokich blizn na twarzy. Zerknął ukradkiem
na pokryte szramami ręce. Lewa dłoń była mocno zniekształcona, a palec wielki i
serdeczny zachodziły na siebie, jakby ktoś próbował zawiązać je na supeł. Dotknął
lewej strony twarzy. Blizny ciągnęły się od kości policzkowej do szyi. Britt nie
chciał poddać się operaqi plastycznej, chociaŜ usilnie go do tego namawiano.
Od wypadku, w którym zginął najlepszy przyjaciel Britta, minęły trzy lata.
Tamto zdarzenie odmieniło jego Ŝycie. Naiwnie sądził, Ŝe nie moŜe go spotkać nic
gorszego niŜ owa tragiczna strata. Mylił się. Los nie oszczędził mu Ŝadnej próby.
Minęło kilka lat i jego Ŝycie znowu stało się koszmarem.
Przez długie tygodnie przesiadywał w sali sądowej wystawiony na ciekawskie
spojrzenia przysięgłych. Zachodził w głowę, czy uznają go winnym morderstwa.
KaŜdy dzień był torturą. Britt mógł zostać skazany albo uwolniony od zarzutów. W
tym procesie wszystko było wielką niewiadomą. Pod koniec rozprawy całkiem
zobojętniał. Ostateczny werdykt przyjął bez emocji. Jego Ŝycie straciło wszelki
sens. Nie miał nic prócz wolności.
Britt przeŜył osiemnaście miesięcy nieustannego koszmaru. To było jak zły sen.
Miał wraŜenie, Ŝe nigdy się nie obudzi. Od dnia, w którym jego Ŝona uciekła z
pastorem Charlesem, los zsyłał mu jedynie udrękę i cierpienia. Gdy proces dobiegł
końca, uniewinniony Britt natychmiast ruszył w drogę. Nie wiedział, dokąd
zmierza i co zrobi ze swoim Ŝyciem. Mało go to obchodziło. Na niczym mu juŜ nie
zaleŜało.
O dziesiątej rozpoczął się dziennik radiowy. Britt chętnie napiłby się czegoś
228369625.003.png
mocniejszego, ale gdy siadał za kierownicą, odmawiał sobie alkoholu. To była
jedna z najwaŜniejszych jego zasad. Nie odstępował od niej ani przed wypadkiem,
ani tym bardziej po owym tragicznym wydarzeniu.
– W Riverton w stanie Missisipi oskarŜony o morderstwo Britt Cameron został
dziś uniewinniony i oczyszczony ze wszystkich zarzutów postawionych mu po
tragicznej śmierci Ŝony. Tania Cameron, która opuściła męŜa sześć miesięcy przed
śmiercią, została znaleziona w jego karawaningu, wędrownym domu na kółkach,
który przedtem słuŜył młodemu małŜeństwu za mieszkanie. Było to przed rokiem.
Za przyczynę zgonu uznano cięŜkie obraŜenia głowy. Prokurator oskarŜył
Camerona, który juŜ wcześniej groził Ŝonie śmiercią, Ŝe powodowany zazdrością...
Britt wyłączył radio. Potoki deszczu zalewały przednią szybę. Przyszło mu do
głowy, Ŝe byłoby lepiej przeczekać ulewę, lecz po chwili namysłu postanowił
kontynuować jazdę. Czuł, Ŝe nie potrafi się zatrzymać. Chciał znaleźć się jak
najdalej od Riverton. Miał dość oskarŜycielskich spojrzeń rzucanych ukradkiem
przez mieszkańców tego miasta i plotek krąŜących z ust do ust.
Wkrótce przekroczył granicę stanu Missisipi i znalazł się w Alabamie. Zdjął
nogę z pedału gazu. CięŜarówka wlokła się jak Ŝółw. Było mu obojętne, dokąd
zmierza. Niemal bezwiednie zjechał z autostrady w pierwszą boczną drogę, którą
zauwaŜył. Z nieba płynęły strugi deszczu. Droga wiła się wśród wzgórz. Znajdował
się w okolicach Cherokee. Dostrzegał w oddali nieliczne domy rozrzucone na
znacznej przestrzeni. Błyskawice, przecinające czarne jak smoła niebo,
wydobywały zmroku pola uprawne i leśne gęstwiny. Britt jechał dalej nie
zwracając uwagi na szalejące Ŝywioły.
W pewnej chwili na drogę wypadł jeleń. Britt odruchowo nacisnął hamulec, by
nie potrącić zwierzęcia. CięŜarówka zarzuciła niebezpiecznie, zjechała na pobocze,
wpadła w poślizg i zsunęła się do rowu. Britt uderzył głową w przednią szybę. Nim
stracił przytomność, przemknęło mu przez myśl, Ŝe do końca Ŝycia nie pokocha ani
nie obdarzy zaufaniem Ŝadnej kobiety.
228369625.004.png
Rozdział 1
Dom Anny Rose drŜał od przeciągłego, ogłuszającego łoskotu grzmotów.
Kolejna błyskawica rozświetliła niebo. Anna Rose usadowiła sie wygodniej na
miękkiej, obciągniętej perkalem kanapie i przytuliła do piersi ksiąŜkę, którą
właśnie czytała. Lord Byron warknął, jakby spodziewał się, Ŝe groźnym
pomrukiem odstraszy burzę. Dziewczyna wyciągnęła rękę i pogłaskała rottweilera
po głowie. Uspokajała go, przemawiając łagodnie i pieszczotliwie jak do dziecka.
Pochyliła się znowu nad antologią poezji i pogrąŜyła w lekturze. Lampa
naftowa dawała niewiele światła. Tej wiosny groźne burze nawiedziły Alabamę, a
majowa powódź wyrządziła znaczniejsze szkody niŜ w ubiegłych latach. Na
szczęście następnego dnia wypadała sobota. Anna Rose nie musiała się martwić,
jak dotrze do szkoły. Po nocnej burzy drogi z pewnością będą nieprzejezdne.
Wolno przeglądała ksiąŜkę. Znalazła ulubiony wiersz i przeczytała go po cichu,
a potem na głos. Poemat Marlowe’a, opisujący miłość pasterza do jego wybranki,
zawsze ją wzruszał. IleŜ to lat przeŜyła łudząc się, Ŝe pewnego dnia usłyszy takie
słowa od męŜczyzny, Ŝe ktoś będzie ją błagał, aby zechciała odwzajemnić jego
uczucie.
Ominęła kilka stron i trafiła na utwory opatrzone wspólnym tytułem
„Nieszczęśliwa miłość”. Odetchnęła głęboko i siedziała bez ruchu, w zamyśleniu
wodząc koniuszkiem języka po wargach. Starała się powstrzymać łzy napływające
do oczu. Po chwili znowu zajrzała do ksiąŜki i przeczytała „Kochanków” Alfreda
Douglasa. Powracała do ulubionych wersów. Erotyk zrobił na niej ogromne
wraŜenie. Zamknęła ksiąŜkę i cisnęła ją na kanapę.
– Do licha!... Do licha!
Powinna wziąć się w garść, i to natychmiast. Nie warto się tak uŜalać. CóŜ jej z
tego przyjdzie? Nie powinna myśleć o sobie z pogardą. Nie jest pierwszą kobietą,
która za sprawą męŜczyzny wyszła na kompletną idiotkę.
– Co mi strzeliło do głowy? Czy warto było okłamywać całe miasto? – rzekła
głośno. Nie potrafiła zrozumieć swego postępowania.
Gdy Kyle oznajmił, Ŝe jest zaręczony z dziewczyną, którą poznał jeszcze na
studiach, Anna Rose stała się obiektem powszechnego współczucia. Nie mogła
tego ścierpieć. I tak wszyscy litowali się nad nią, odkąd dwadzieścia siedem lat
temu przyszła na świat. Biedna Anna Rose była nieślubnym dzieckiem
siedemnastolatki, która wkrótce po porodzie targnęła się na własne Ŝycie. Biedna
228369625.005.png
Anna Rose samotnie opiekowała się babcią i dziadkiem aŜ do ich śmierci. Biedna
Anna Rose byłaby oddaną Ŝoną i wspaniałą matką. Niestety, nikt jej nie chce,
wzdychały złośliwe kuzynki. Trudno się dziwić, nie jest przecieŜ urodziwa. CóŜ z
tego, kobiety duŜo brzydsze od niej znajdują sobie męŜów. A zatem nie o to
chodzi.
Anna Rose domyślała się, Ŝe onieśmiela męŜczyzn. Była ogromnie
samodzielna, lubiła rządzić, a prócz tego, jak zgodnie twierdzili wszyscy
mieszkańcy Cherokee, odznaczała się nieprzeciętną inteligencją. Biła pod tym
względem na głowę wszystkich męŜczyzn w mieście. Który z nich chciałby mieć
za Ŝonę kobietę rozumniejszą od siebie?
Anna Rose wstała, przeciągnęła się i spojrzała na Lorda Byrona, który wodził
za nią wiernym spojrzeniem.
– Jestem głodna, a ty? – Ominąwszy kanapę podeszła do ściany, przy której
stało masywne biurko, wzięła lampę naftową i ruszyła w stronę korytarza. – Został
nam pieczony kurczak. Masz ochotę na udko?
Olbrzymi pies poderwał się na nogi i pospieszył za swą panią. Długi korytarz
przecinający całe domostwo prowadził do kuchni. Anna Rose postawiła lampę
pośrodku stołu nakrytego obrusem w niebieską kratę.
– Domyślasz się, co mnie trapi, Lordzie Byronie?
– Dziewczyna obserwowała zaspane psisko, które ocięŜałym krokiem powlokło
się do lodówki i klapnęło obok niej na podłogę, czekając na obiecaną ucztę.
– Muszę znaleźć jakiegoś męŜczyznę.
Pies spoglądał na nią uwaŜnie. Pełne nadziei oczy nagle pojaśniały. Anna Rose
otworzyła lodówkę, wyjęła talerz z pieczonym kurczakiem i postawiła go na stole.
Usiadła na drewnianym krześle z wysokim oparciem.
– Wystawiłam się na pośmiewisko, gdy Kyle przybył do miasta. Oczywiście,
inne niezamęŜne nauczycielki wcale nie były ode mnie lepsze. To jedyne
pocieszenie.
Wyjęła kurczaka z aluminiowej folii, w którą był owinięty, oderwała udko i
odgryzła z niego kawałek. Lord Byron zawył cichutko.
– Masz ragę. Proszę. – Pies otworzył szeroko pysk i porwał naleŜną mu część
mocno spóźnionego posiłku. – Nie waŜ się wynosić tego z kuchni – ostrzegła pani
domu. Jadła z apetytem, wsłuchując się w odgłosy ulewy i coraz rzadsze grzmoty.
Burza się oddalała.
– Powinnam mieć więcej rozumu. Podobno jestem niezwykle inteligentna.
Dyrektorka szkoły nie moŜe zachowywać się jak idiotka i gadać, co jej ślina na
228369625.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin