Clancy Tom - Czerwony Sztorm Tom 2.pdf

(4607 KB) Pobierz
Tom Clancy
CZERWONY SZTORM
tom 2
Przełożył Michał Wroczyński
Warszawa, 1992
Tytuł oryginału: RED STORM RISING
Copyright (c) 1986 by Jack Ryan Enterprises Ltd. and Larry Bond
_"• Projekt okładki: Jerzy T. Czaplicki
Konsultant: Rafał Marczewski
Redaktor merytoryczny: Anna Calikowska
Redaktor techniczny, układ typograficzny: Iwona Wysocka
Copyright for the Polish edition (c) by GiG Sp. z o. o., 1992
Copyright for the cover art (c) by Jerzy T. Czaplicki, 1992
ISBN 83-85085-55-6
Wydawnictwo GiG Sp. z o. o., Warszawa 1992
Wydanie I, ark. wyd. 28, ark. druk. 31,25
Skład: Zakład Poligraficzny FOTOTYPE Milanówek
Druk: Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Zam. 7466/92
28
PRZEŁOMY
Stendal, Niemiecka Republika Demokratyczna
- Uważaj na siebie, Pasza.
- Jak zwykle, towarzyszu generale - uśmiechnął się
Aleksiejew. - Kapitanie^ idziemy.
Siergietow ruszył za przełożonym. Obecnie, inaczej niż
wtedy, gdy pierwszy raz przekraczali linię frontu, obaj byli
uzbrojeni. Generał wprawdzie miał tylko rewolwer przy-
troczony do pasa obok mapnika, ale adiutant, jako ochrona
dowódcy, zabrał ze sobą niewielki, czeski pistolet maszyno-
wy. Kapitan spostrzegł, że w generale zaszła radykalna
zmiana. Podczas pierwszej wyprawy na linię frontu Alek-
siejew był pełen obaw i wahań - oficerowi nie przyszło po
prostu do głowy, że zarówno główny dowódca jak i Alek-
siejew nigdy wcześniej nie widzieli prawdziwej bitwy
i odczuwali normalny lęk, jaki czuje młody żołnierz. Teraz
jednak sytuacja się zmieniła. Generał powąchał prochu.
Wiedział, jak sprawy naprawdę wyglądają, a jak nie wy-
glądają. Przemiana była zdumiewająca. Ojciec miał rację -
pomyślał Siergietow. Aleksiejew był człowiekiem, z którym
należało się liczyć. W helikopterze czekał już na nich
pułkownik lotnictwa. Mi-24 wzbił się w nocne niebo. Nad
nim leciała eskorta złożona z myśliwców.
Lammersdorf, Republika Federalna Niemiec
Niewiele osób doceniało znaczenie magnetowidów. Na-
turalnie w prywatnych domach używano ich na co dzień,
ale wojsko zwróciło dopiero na nie uwagę przed dwoma
laty, gdy kapitan Holenderskich Królewskich Sił Powietrz-
nych przedstawił wyśmienity projekt wykorzystania taśm
8 • TOM CLANCY
na polu bitwy; metodę sprawdzono następnie w Niemczech,
a potem w zachodnich stanach Ameryki.
Wysoko nad Renem samoloty NATO z radarami kontroli
rejonu odbywały rutynowy patrol. Maszyna E-3A Sentry^
znana bardziej pod nazwą AWACS, oraz inna, nie tak duża
i mniej popularna, TR-1, zataczały szerokie pętle, bądź
posuwały się po liniach prostych, utrzymując cały czas
dystans od linii frontu. Pełniły pozornie podobne funkcje.
AWACS skupiał się głównie na ruchu powietrznym, TR-1
zaś, ulepszona wersja sędziwego C7-2, tropił pojazdy naziem-
ne. W pierwszej fazie słby TR-1 nie spełniły pokładanych
w nich nadziei. Śledząc zbyt wiele celów - część z nich
stanowiły reflektory radzieckich radarów rozmieszczonych
gęsto przez Rosjan - zalewały ośrodki dyspozycyjne
informacją zbyt różnorodną, by dało się z niej stworzyć
jakiś klarowniejszy obraz. Wtedy właśnie pojawił się mag-
netowid kasetowy. Wszelkie napływające z samolotu dane
były i tak nagrywane na wideokasety, jako że stanowiły one
najprostszy sposób gromadzenia i składowania danych.
Wbudowane w urządzenia NATO magnetowidy mogły
wykonywać jednak tylko kilka podstawowych operacji.
Holenderski kapitan wpadł na pomysł, by zabrać do biura
swój osobisty odtwarzacz wideo i zademonstrować, jak za
pomocą szybkiego przesuwu w przód i w tył taśm z danymi
radiolokacji, badać można nie tylko cel, do którego zmierzają
obserwowane obiekty, ale i miejsce, skąd nadjeżdżają.
Komputer, eliminując wszelkie elementy nieruchome i te,
które pojawiają się rzadziej niż co dwie godziny - a więc
i rosyjskie radary - niebywale tę pracę usprawniał. W ten
sposób wywiad zdobył kolejne, bardzo użyteczne narzędzie.
Zespół składający się z ponad stu pracowników wywiadu
i specjalistów od kontroli ruchu drogowego analizował te
taśmy dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jednych za-
jmowały kwestie związane z wywiadem taktycznym, inni
starali się określić pewne stałe, ogólne wzorce zachowań
przeciwnika. Wielka liczba ciężarówek kursujących nocą
między frontem a tyłami mogła oznaczać jedynie wahadłowy
transport paliwa i amunicji, a większa liczba pojazdów,
CZERWONY SZTORM • 9
które odrywały się od maszerujących kolumn i ustawiały
równolegle do frontu, znaczyć mogła obecność artylerii
przygotowującej się do ataku. Cała sztuka polegała na tym,
by dane przesłać do dowódców wysuniętych posterunków
na tyle szybko, żeby ci mogli zrobić z nich użytek.
W Lammersdorfie belgijski porucznik zakończył właśnie
pracę nad taśmą, którą otrzymał był sześć godzin wcześniej.
Jego raport niezwłocznie przesłano dowództwu wysuniętych
pozycji Paktu Atlantyckiego. Wynikało z nich, że autobaną
7 przesunięto na północ i południe co najmniej trzy dywizje.
Znaczyło to, że Rosjanie rzucą całe siły prosto na Bad
Salzdetfurth wcześniej, niż tego oczekiwano. Natychmiast
więc przemieszczono rezerwowe jednostki złożone z żoł-
nierzy belgijskich, niemieckich i amerykańskich, a lotnictwo
sprzymierzonych w obliczu ofensywy lądowej postawione
zostało w stan alarmu. W gwałtownych walkach na południe
od Hanoweru oddziały niemieckie poniosły ponad pięć-
dziesięcioprocentowe straty. A bitwa jeszcze naprawdę się
nie zaczęła. Trwał wyścig o to, która ze stron szybciej
zmobilizuje rezerwy.
Holle, Republika Federalna Niemiec
- Jeszcze trzydzieści minut - mruknął Aleksiejew do
Siergietowa.
Na liczącej niecałe dwadzieścia kilometrów linii frontu
rozlokowano cztery dywizje piechoty zmotoryzowanej, która
miała dokonać pierwszego wyłomu w liniach obronnych
Niemców. A na tyłach czekała dywizja czołgów, która
miała ten wyłom wykorzystać. Celem było leżące nad rzeką
Leiną miasteczko Alfeld. Przebiegały tamtędy dwie arterie
komunikacyjne, którymi NATO kierowało jednostki rezer-
wowe oraz zaopatrzenie na północ i południe. Przejęcie
tych szlaków przełamałoby linie Paktu Atlantyckiego,
pozwalając sowieckim grupom operacyjno-manewrowym
wedrzeć się głęboko na tyły wroga. ^
- Towarzyszu generale, jak waszym zdaniem rozwinie
się sytuacja? *- spytał cicho kapitan.
10 • TOM CLANCY
- Spytajcie mnie o to za kilka godzin - odparł generał.
Rozciągająca się za nimi dolina rzeki stanowiła ląd
stratowany żołnierskimi butami i zryty gąsienicami czołgów.
Znajdowali się zaledwie trzydzieści kilometrów od granicy,
a wedle założeń czołgi Armii Czerwonej miały w Holle
pojawić się już drugiego dnia wojny. Aleksiejew zmarszczył
brwi. Zastanawiał się, jakiż to geniusz sztabowy wymyślił
taki termin. Okazało się, że znów nie doceniono czynnika
ludzkiego. Aleksiejew nie spotkał się w życiu z takim
morale i duchem walki, jaki przepełniał Niemców. Generał
pamiętał opowieści ojca o walkach na Ukrainie i w Polsce,
ale nie traktował ich serio... aż do teraz. Niemcy walczyli
o każdy kamień, o każdą piędź ojczystej ziemi; jak wilki
bronili swych siedzib i cofali się tylko w ostateczności.
Kontratakowali przy każdej okazji, chwytali się każdego
dostępnego środka, zadając rwącym do przodu rosyjskim
jednostkom krwawe ciosy.
Radziecka doktryna wojenna zakładała ciężkie straty.
Wojna ofensywna wymagała kosztownego, frontalnego
uderzenia, które miało przerwać front - ale jak dotąd nic
takiego nie nastąpiło. Wymyślna broń, jaką dysponowały
wojska NATO, bezpieczne, świetnie przygotowane pozycje
obronne zatrzymywały każde kolejne radzieckie natarcie.
Ataki zachodniego lotnictwa na tyły sowieckich wojsk
zadawały nieprawdopodobne straty radzieckiej artylerii
i drenowały jednocześnie siły rezerwowych jednostek rosyj-
skich, które miały wesprzeć atak i włączyć się do decydującej
rozgrywki.
A jednak Armia Czerwona idzie do przodu i Pakt
Atlantycki płaci za to wysoką cenę - pocieszał się w duchu
Aleksiejew. Rezerwy Zachodu topniały w oczach, zaś siły
niemieckie nie były już tak ruchliwe, jak obawiał się
i częstokroć prowadziły wojnę pozycyjną zamiast atakować
radzieckie jednostki w ruchu. Naturalnie - myślał generał.
- Nie mają wystarczająco rozległego terytorium, by grać
na zwłokę.
Popatrzył na zegarek.
Kiedy rosyjska artyleria rozpoczęła ostrzał, rozciągający
CZERWONY SZTORM • 11
się poniżej las spowiła kurtyna ognia. Potem włączyły się
wielolufowe wyrzutnie rakietowe i poranne niebo ciąć
zaczęły smugi płomienia. Aleksiejew skierował lornetkę
w dolinę. Wzdł linii obronnych NATO wykwitały
pomarańczowo-białe rozbłyski eksplozji. Generał znajdował
się zbyt daleko, by dostrzec szczegóły, ale cały teren liczący
wiele kilometrów kwadratowych zapłonął w jednej chwili
jakby setkami ogromnych neonów, w jakich tak lubował
się Zachód. Nad głową rozległ się ryk motorów i Aleksiejew
ujrzał pierwsze myśliwce bombardujące, które mknęły na
pole walki.
- Dzięki wam, towarzyszu generale - westchnął z ulgą
Aleksiejew.
Naliczył co najmniej trzydzieści maszyn Sukboi i Mig.
Leciały tuż nad ziemią, kierując się w stronę linii frontu.
Wykrzywił twarz w pełnym zdecydowania uśmiechu i ruszył
w stronę bunkra dowództwa.
-
Nadchodzą
pierwsze
jednostki -
oznajmił
puł-
kownik.
Na zbitym z nie heblowanych desek i ustawionym
na koziołkach blacie leżała mapa taktyczna popstrzona
naniesionymi flamastrem symbolami. Czerwone strzałki
rozpoczynały swój marsz w stronę niebieskich kresek.
Uaktualnianiem mapy zajmowali się porucznicy. Każdy
z nich miał na uszach słuchawki, dzięki czemu cały
czas pozostawał w ciągłym kontakcie z kwaterami po-
szczególnych pułków. Oficer utrzymujący łączność z je-
dnostkami rezerwowymi stał w pewnej odległości od
stołu, palił papierosy i przyglądał się marszowi czerwonych
strzałek. Jeszcze dalej dowódca 8. Gwardyjskiej Armii
w milczeniu obserwował rozwijający się atak.
- Napotykamy pewien opór. Ogień artylerii i czołgów
nieprzyjaciela - poinformował porucznik.
Eksplozje zakołysały bunkrem. W odległości dwóch
kilometrów niemieckie phantomy zniszczyły cały radziecki,
batalion ruchomych dział. -
- Nieprzyjacielskie myśliwce - ostrzegł trochę zbyt
późno oficer obrony przeciwlotniczej.
12 • TOM CLANCY
Kilka osób popatrzyło bojaźliwie na belki wspierające
strop bunkra. Aleksiejew nie uniósł twarzy. Bomby Paktu
Atlantyckiego mogły wszystkich zabić w mgnieniu oka.
Mimo że cieszył się z awansu na zastępcę głównodowodzą-
cego teatrem wojny, tęsknił do czasów, kiedy stał na czele
zwykłej dywizji bojowej. Tutaj był tylko obserwatorem,
czuł zaś, że łatwiej byłoby mu znieść, gdyby to bezpośrednio
od niego zależało.
- Artyleria donosi, że spadł na nią silny ogień z baterii
przeciwnika oraz że jest przedmiotem ataków z powietrza.
Nasze wyrzutnie rakietowe ostrzeliwują wrogie maszyny,
które pojawiły się na tyłach 57. Dywizji Piechoty Zmo-
toryzowanej - odezwał się oficer obrony przeciwlotniczej.
- Nad linią walk bardzo dużo nieprzyjacielskich sa-
molotów.
- Nasze myśliwce weszły w kontakt bojowy z maszy-
nami NATO - poinformował oficer lotnictwa pierwszego
uderzenia. Potrząsnął ze złością głową. - Nasze SAM-y
strącają własne myśliwce.
- Przekażcie jednostkom, by dokładniej identyfikowały
cele! - wrzasnął Aleksiejew do oficera obrony przeciwlot-
niczej.
- Nad linią frontu mamy pięćdziesiąt samolotów. Sami
sobie poradzimy z myśliwcami Paktu Atlantyckiego -
odkrzyknął oficer lotnictwa pierwszego uderzenia.
- Przekazać bateriom SAM-ów, by strzelały tylko do
celów, które znajdują się powyżej tysiąca metrów - roz-
kazał Aleksiejew.
Problem ten przedyskutował był przecież po-
przedniej nocy z dowódcą lotnictwa pierwszego uderzenia.
Piloci migów mieli trzymać się dużej wysokości; samolotami
NATO, które bezpośrednio zagrażały jednostkom lądowym,
zajmować się powinny baterie rakiet i dział. Czemu więc
działa trafiają we własne maszyny?
Dziesięć tysięcy metrów nad Renem dwa samoloty E-3A
należące do Paktu Atlantyckiego walczyły o życie.
Rosjanie przypuścili zdecydowany atak i w stronę za-
CZERWONY SZTORM • 13
chodnich maszyn mknęły z pełną prędkością dwa pułki
myśliwców przechwytujących Mig-23. Samoloty NATO
rozpaczliwie wzywały pomocy przez radio. Obie maSzyny
przeszkodziły myśliwcom radzieckim w wykonaniu głów-
nego zadania. Nie zważając na niebezpieczeństwo, Rosjanie
uruchomili potężne radiostacje zagłuszające i mknęli na
zachód z szybkością przekraczającą tysiąc sześćset kilomet-
rów na godzinę. Amerykańskie F-15 eagle i francuskie
odrzutowce Mirage skupiły całą uwagę na nadlatujących
samolotach i wypełniły niebo pociskami. Ale to nie wystar-
czyło. Kiedy migi znajdowały się już w odległości stu
kilometrów, AWACS-y wyłączyły radary i znurkowały
w kierunku ziemi, szukając tam ocalenia. Znajdujące się
nad Bad Salzdetfurth myśliwce NATO pozbawione zostały
przewodnictwa radiolokacyjnego. Po raz pierwszy Rosjanie
podczas wielkiej bitwy uzyskali przewagę w powietrzu.
- Sto Czterdziesty Trzeci Gwardyjski Pułk Piechoty
donosi, że przełamał linie niemieckie - powiedział porucz-
nik, nie podnosząc głowy znad mapy, na której przedłał
właśnie czerwone strzałki. - Nieprzyjacielskie jednostki
wycofują się w popłochu.
- Sto Czterdziesta Piąta potwierdza wiadomość -
oznajmił inny. - Pierwsza linia niemieckiej obrony sfor-
sowana. Posuwające się na południe wzdł trakcji kolejo-
wej... Jednostki wroga uciekają. Nie przegrupowują się, nie
próbują ponownie stawiać oporu.
Dowodzący 8. Gwardyjską Armią generał spojrzał z trium-
fem na Aleksiejewa.
- Niech rusza dywizja czołgów!
Dwie niepełne niemieckie brygady broniące tego odcinka
poniosły ogromne straty w walce z przeważającymi siłami
wroga. Zbyt wielu ludzi zginęło, zbyt wielkie były straty
w sprzęcie; jedynym wyjściem okazała się ucieczka w na-
dziei, że za autostradą 243 uda się sformować nową
linię obrony. Z odległego o cztery kilometry Hackenstecft
ruszyła szosą 20 Gwardyjska Dywizja Czołgów. Trzysta
ciężkich bojowych maszyn T-80 i kilkaset towarzyszących
14 • TOM CLANCY
im transporterów opancerzonych z piechotą przypuściło
atak szeroką linią, prąc do przodu wzdł drogi w puł-
kowych szykach. 20. Dywizja Czołgów należała do grup
operacyjno-manewrowych 8. Gwardyjskiej Armii. Od
chwili wybuchu wojny Rosjanie robili wszystko, by któraś
z tych potężnych jednostek wdarła się na tyły linii obron-
nych Paktu Atlantyckiego. Teraz to stało się możliwe.
- Dobrze zrobione, towarzyszu generale - powiedział
Aleksiejew.
Mapa wyraźnie pokazała, że Rosjanie dokonali głównego
przełomu. Trzy z czterech dywizji piechoty zmotoryzowanej
weszły głęboko poza linie niemieckiej obrony.
W zaciekłej, trwającej piętnaście minut walce powietrznej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin