Honore de Balzac - Rozpacz milosna.pdf

(61 KB) Pobierz
Honoriusz Balzac
ROZPACZ MIŁOSNA
tłum. Celina Hańska
Kiedy królowi Karolowi VII przyszła ochota zamek d'Amboise przyozdabiać, przywiódł tu
z sobą włoskich rzeźbiarzy, malarzy, murarzy, architektów, a ci piękne prace po sobie zostawili,
aliści czas je później zniszczył. Tedy cały dwór w tym zamku bawił, a młody król lubił patrzeć, jak
robotnicy nad swoimi pomysłami pracują. Między tymi ludźmi z obcych krajów był też
Florentyńczyk, zwał się Angelo Cappara, któremu żaden w rzeźbieniu nie dorównywał, a
młodziutki był jeszcze, że ten i ów nie mógł wyjść z podziwu, aby w tak wczesnych latach tyle już
umiejętności posiadał, boć ledwo mu się meszek pod nosem czernił. Ów tedy Angelo serca
wszystkich niewiast poruszał, bo gładki był jak mało kto, a smętny niby turkawka owdowiała.
Męczyła go też jedna choroba, co się biedą nazywa i okrutnie we wszelkich sprawach żywota
przeszkadza.
Często nie dojadł, frasował się więc i wstydził swej nędzy, z żałością a rozpaczą swej sztuce
się oddawał, pragnąc jeno zdobyć tyle, aby kłopotu nie mieć żadnego, a żywot pędzić swobodny, co
jest rzeczą najlepszą dla tego, kto ma duszę bogatą.
Przez hardość swoją przychodził na dwór królewski pięknie odziany, a przez nieśmiałość
młodzieńczą o zapłatę nie prosił, tedy król, który go zawsze w porządnych szatach widywał, myślał,
że mu niczego nie trzeba. Dworacy, panie, ba, wszyscy podziwiali zarówno dzieła jak i
sztukmistrza. Ale tym podziwem kieszeni nie napełnisz. Widziano go tedy, zaś kobiety najpierwsze,
bogaczem z przyrodzenia, boć miał młodość świeżutką, długie, czarne włosy i oczy jasne, więc,
tylko o tym myśląc, o srebrnikach zapominali. I słusznie tak było, bo nie jeden tęgi chłop na dworze
za te jeno rzeczy piękne majętności, srebrniki i resztę otrzymywał.
Angelo, chociaż tak młodziutkim się zdawał, miał już lat dwadzieścia, rozumu też mu nie
brakło ani serca wielkiego, a w głowie poezji i wyobraźni wspaniałej. Ale jak każdy chudzina,
dufności w sobie nie miał i dziwił się niepomiernie widząc, jak to powodzi się byle komu. Pewno
ciało i duszę miał on nieudane, tedy myślami swymi z nikim się nie dzielił. Ale to mylnie rzekłem,
bo wypowiadał je nocom i cieniom, i Bogu, i diabłu. Uskarżał się na swoje serce tak gorące, że
kobiety chroniły się przed nim jak przed rozpalonym żelazem, a potem mówił sobie, jaką to miałby
piękną kochankę i jak by kolano przed nią zginał, a wiernym był przez całe życie i miłowaniem
nadzwyczajnym służył, zawsze jej rozkoszom posłuszny; jakimi to sposobami odganiałby jej
smutki i westchnienia, kiedy się niebo chmurzy. Malował ją sobie w wyobraźni jak żywą, u nóg jej
leżał i całował, i pieścił, i obejmował, a tak to wszystko prawda była jak marzenie więźnia, że po
polach bieży, które jeno przez szparę w ścianie widział. Potem najczulej do niej przemawiał, ściskał
do utraty tchu, pomimo poszanowania ją brał; ale tylko swoją pościel gryzł wściekle pożądając tej
nieobecnej niewiasty, okrutnie odważny, kiedy był sam, a nazajutrz, kiedy którą zobaczył,
ustępujący chyłkiem pola.
Tak gorejący w swej fantazji, kuł przecież marmur zawzięcie i wydobywał z niego to piersi
tak nadobne, że ślina szła do ust, kiedyś te miłosne owoce ujrzał, to inne rzeczy zaokrąglał,
polerował, gładził, a każde niewiniątko łacno mogłoby się domyślić, do czego służą. A panie
wszystkie myślały, że on w nich te cudowności dojrzał, rzeźbiarz zasie znowu tylko na nie patrzył
przysięgając sobie, że niechby mu która jeden palec podała, to już ją całą mieć będzie.
Jedna z tych pań, wielkiego rodu, sama pewnego dnia do Florentyńczyka podeszła i
zapytała, czemu stroną chodzi a kobiet unika, zali na dworze żadna przyswoić by go nie mogła? A
potem wdzięcznie prosiła, aby do niej na odwie-czerz przyszedł.
Tedy Angelo pachnidłami się oblał, płaszcz aksamitny atłasem podbity kupił, od przyjaciela
szaty jedwabne pożyczył i w porze oznaczonej lotną stopą po schodach wchodził, pełną piersią
nadzieję wdychając, a serce mu teraz niby koza skakało: już od stóp do głów miłowaniem płonął, aż
mu pot plecy oblewał.
Zważcie też sobie, że pani piękna była, zaś Angelo jako rzeźbiarz w lot chwytał, czy pięknie
obsadzone są ramiona, a jakie nadobne ciało, i nic jego oczom tajemne nie było. Pani zasie godnie
rzeźbiarskiemu wzorowi odpowiadała, była biała i smukła, a głosem poruszała i umysł, i serce, i
resztę, przeto wyobraźnię karmiła obrazami rzeczy, o których zdawała się wcale nie myśleć, co już
tylko piekielnych białogłów jest przywilejem.
Kiedy rzeźbiarz do niej przyszedł, znalazł ją siedzącą przy kominkowym ogniu na wysokim
krześle. Tedy zaczęła z nim o tym i owym mówić, a wcale swobodnie, zaś Angelo ledwo „tak" i
„nie", umiał odpowiedzieć, żadnych innych słów w głowie nie znajdując, choćby łeb o ścianę
rozbił! To go tylko wstrzymywało, że mógł przecie przez parę godzin patrzeć na swą kochankę i
głosu jej słuchać, a ona wesoła, słowami się zabawiała, jako ta muszka, co w słonecznym promieniu
igra.
Z powodu tej niemej jego admiracji oboje tak pozostali do północy, powoli wchodząc na
kwieciste ścieżki miłości — aż rzeźbiarz odszedł rozradowany. Wracając rozmyślał, że jeśli dama
wysokiego rodu trzyma go przy sobie aż do pół-nocka, tedy mało brakuje, aby przy niej i do rana
ostał. Z takiego dobrego początku wdzięczną sobie rokował przyszłość i postanowienie powziął,
aby do niej jak do zwykłej kobiety przystąpić.
Tedy gotował się choćby na zabójstwo i męża, i jej, i siebie samego, aby jeno choć godzinę
szczęścia ta kądziel mu uprzędła. Tak zawziął się w miłości, że i własne życie lekceważył w tę grę
wchodząc, boć jeden dzień uciechy tysiąca żywotów miał wartość.
Przez dzień kamień swój obrabiał, a tylko o wieczorze myślał, więc niejedno zepsuł, na co
innego patrząc, a co innego widząc. Nie szła mu praca, tedy ją porzucił i poszedł oblewać się
pachnidłami; wieczorem do owej pani podążył słuchać słodkich słówek z tą nadzieją, że je w
słodkie czyny zamieni.
Ale kiedy ujrzał swoją boginię, majestat kobiecy tak go poraził, że ów morderca, widząc
swoją ofiarę, wnet w jagnię się przemienił.
Tedy w tej porze, kiedy najbardziej rozpalają się uczucia, swoją królową silnie obejmował.
Już pocałunek jeden wytargował i dobrze zeń skorzystał, bo białogłowy, kiedy go dają, to mogą i
odmówić, ale kiedy im całusa ukradną, to ich i tysiąc być może. Więc wszystkie mają ten zwyczaj,
że się tu okradać pozwalają. Florentyńczyk łupu sobie nie żałował i wszystko dobrze pójść miało,
kiedy pani zawołała:
— Mój mąż idzie!
Mąż zaiste powrócił, a rzeźbiarz z miejsca ustąpił, na pożegnanie otrzymując spojrzenie,
jakie niewiasta rzucić umie, kiedy jej dobrą chwilę przerwali. Taki był cały jego obrok, napitek i
pociecha przez jeden miesiąc, bo zawżdy, kiedy do czary sięgał, mąż wracał, a mądrze porę
wybierał, wtedy bowiem kiedy Angelo dostawał odmowę i takie pocieszenia, jakimi niewiasta
swoją odmowę farbuje; małe ustępstwa, które miłość umocniają. Tedy zniecierpliwiony rzeźbiarz
ledwo wchodził, już walkę zaczynał, aby swym zwycięstwem uprzedzić męża, który mógłby z jego
zalotów skorzystać, ale pani, widząc w oczach swego Angela pragnienie, zaczynała się sprzeczać i
opór stawiać. Najpierw zazdrość okazywała, aby przysięgi miłosne usłyszeć; potem gniew
młodzika całunkiem łagodziła, albo też niczym w mowie powstrzymać jej nie było można; tedy
opowiadała, że jej kochanek musi być cnotliwy i musi jej wolę spełniać, inaczej ani duszy, ani życia
oddać mu nie może; niewiele daje taki kochanek, który tylko pożądanie ofiaruje; a ona sama jest od
niego odważniejsza, więcej go miłuje niżeli on ją, to też i więcej mu poświęca; albo też powie dwa
słowa: „Zostaw mnie!" — jakby królowa przemówiła; i wreszcie chmurzyła się i odpowiadała na
żale rzeźbiarza:
— Bądź, jakim chcę, abyś był, inaczej kochać cię przestanę.
Tedy zastanowił się Włoch po niewczasie, że nie było to cne miłowanie, ale takie, które
uciechę wymierza jak skąpiec grosze, że ta pani bawi się, kiedy go po kołdrze skaczącym widzi, i
wszystko by mu dała, jeno nie to, czego miłość pragnie. Będąc w takich obrotach, rozsierdził się
Angelo; namówił też przyjaciół, aby męża po drodze zatrzymali, kiedy do domu od króla wraca.
Sam o zwykłej godzinie do swej zwodnicy przybył. A kiedy już słodkie igraszki miłosne były w
toku, a pocałunki, a włosy rozpuszczone, a ręce i uszy gryzione i wszystko oprócz tej rzeczy, którą
słusznie wielcy pisarze podziwiają, Florentyńczyk rzecze do swej lubej:
— Moja miła, czy kochasz mnie nade wszystko?
— Tak — odpowiedziała, jako że słów zawsze u kobiet dostać można.
— Tedy — mówił kochanek — bądźże moją.
— Ale mój małżonek zaraz nadejdzie.
— Czy o to ci tylko chodzi?
— Tak.
— Moi przyjaciele zatrzymają go i puszczą dopiero wtedy, kiedy zapalony świecznik na
oknie postawię. A jeśliby poskarżył się królowi, przyjaciele powiedzą, że się omylili i wzięli go za
jednego z naszych.
— Pozwól mi tylko zobaczyć, czy wszystko wokoło śpi, a nie czuwa.
Wstała i świecznik na oknie postawiła, a wtedy Angelo wszystkie świece zgasił, za szpadę
chwycił i stanął naprzeciw tej kobiety, której fałszywą duszę już przejrzał.
— Nie zabiję cię, pani, ale twarz ci naznaczę, abyś już nie mogła zwodzić biednych
kochanków, z których życiem igrasz. Oszukałaś mnie niecnie i złą jesteś niewiastą. Wiedz, że
pocałunku nie zatrzesz w duszy prawego kochanka, a usta pocałowane tyle znaczą, co i wszystko
oddane. Zatrute mam przez ciebie życie na zawsze; tedy chcę, abyś całe życie o mej śmierci
pamiętała. Zaiste, ile razy w zwierciadło spojrzysz i o mojej twarzy pomyślisz.
Poczem podniósł rękę i poruszył szpadą, żeby wyciąć dobry kąsek tych pięknych policzków,
pokrytych śladami jego pocałunków. Tedy pani mu zarzuciła, że jest nieuczciwy.
— Zamilcz! — odrzekł — powiedziałaś, że kochasz mnie nade wszystko. Teraz mówisz
inaczej. Każdego wieczoru coraz wyżej ku niebu mnie wznosiłaś, aby w piekło mnie wtrącać i
myślisz, że cię spódnica od gniewu kochanka obroni?... Nie.
— Angelo! jestem twoja! — zawołała zachwycona tym człowiekiem, pałającym
wściekłością.
— Hej! Ty dworska pani i serce twe wężowe, twarz swoją nade mnie przekładasz! Masz!
Zbladła i pokornie podsunęła policzek, bo pojęła, że przeszła jej obłuda na wspak stoi jej
miłości. Tedy jednym cięciem Angelo okaleczył policzek pani, z domu wyszedł i kraj opuścił. Mąż
zasie w spokoju powrócił, bo Florentyńczycy światło w oknie ujrzeli i znalazł żonę bez lewego
policzka, ale nic się nie skarżyła, chociaż ją ból męczył, bo już teraz kochała Angela iście nad
życie. Wszakże mąż chciał wiedzieć, kto tę ranę zadał, a że nikt inny oprócz Włocha nie
przychodził dnia tego, poskarżył się mąż królowi, który za Angelem pogoń wysłał i obwiesić go
rozkazał, co też uczynić miano w mieście Blois. Zanim się to stało, zachciało się jednej damie
wysokiego rodu uratować skazanego; myślała, że byłby to kochanek wielce godny; poprosiła więc
króla, aby go jej darował, co też chętnie uczynił. Ale Angelo Cappara powiedział, że całkiem
oddany jest swej damie, której zawsze wierności dochować zamierza, wkrótce też do stanu
duchownego wstąpił, został kardynałem, wielkim uczonym, a w starości swej mawiał, że utrzymała
go przy życiu pamięć uciech, które zaznał w tych smętnych godzinach, kiedy równie licho, jak i
godnie jego pani go przyjmowała.
Niektórzy autorowie mówią, że ze swą damą daleko on już zaszedł od chwili, kiedy się jej
policzek zagoił, ale ja w to uwierzyć nie mogę, bo był to człowiek wielkiego ducha, który
wyobraźnią farbował rozkosze miłowania.
Niczego dobrego nas to nie uczy, chyba tego tylko, że w życiu złe bywają spotkania, bo ta
opowieść jest samą prawdą. Jeżeliby autor w niektórych miejscach przesadził, toć mu odpust dadzą
zakochani.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin