1 Brzostek ikomoswera.txt

(44 KB) Pobierz
Błażej Brzostek
DWIĘKI I IKONOSFERA STALINOWSKIEJ WARSZAWY
ANNO DOMINI 1953


Okrelenia typu "życie codzienne", "codziennoć" czy "powszednioć" nie
doczekały się jasnych definicji. Być może zresztš ostre ich sformułowanie nie
jest możliwe. Wydaje się, że podstawowe pytania, jakie można zadać, brzmiały-
by: czym różni się sytuacja "codzienna" od "niecodziennej" oraz czyje życie ma
być obiektem badania. Czy wyłšcznie "życie zbiorowe", czy także "prywatne"?
Czy obyczaje i wzorce kulturowe, przeważajšce w danym czasie i miejscu? Czy
tworzšca ramy codziennej aktywnoci kultura materialna, możliwoci i ograni-
czenia, jakie w danym momencie stawiała przed ludmi? Jakš rolę w badaniach
życia codziennego mogš odgrywać wiadectwa indywidualne, ukazujšce także
przypadki losu, nie poddajšce się uogólnieniom? Wydawać się może, że granica
między "indywidualnym" a "zbiorowym" jest w badaniach nad codziennociš
tyleż istotna, co trudna do uchwycenia. Z kolei odpowied na pytanie, "czyje
życie" jest obiektem zainteresowania, wymagałaby zapewne analizy struktury
społecznej w danym czasie, wyodrębnienia poszczególnych grup.
Zakres niniejszej pracy nie pozwala wszakże na szerokie rozważania tego
rodzaju. Zamysł autora ogranicza się do naszkicowania doznań przechodnia: z tej
perspektywy wystarczy przyjšć, że "codziennoć" jest zbiorem doznań zmysło-
wych. Metodš ich opisu może być skonfrontowanie ze wiatem współczesnym
historyka, jak uczynił to Johan Huizinga na pierwszych stronach Jesieni rednio-
wiecza: "Podobnie jak silniej - niż w naszym życiu - dawało się odczuwać prze-
ciwieństwo między latem i zimš, podobnie większa była też różnica między
wiatłem i ciemnociš, ciszš i hałasem. Miasto nowoczesne niemal że nie zna
już prawdziwej ciemnoci i spokoju; dzisiaj trudno by zauważyć w nocy blask
odosobnionego wiatełka czy też usłyszeć osamotniony, daleki krzyk"2.
Zob. artykuły na temat pojęcia życia codziennego w "Kwartalniku Historii Kultury Mate-
rialnej" 1996, nr 3.
2 J. Huizinga, Jesień redniowiecza, przeł. T. Brzostowski, Warszawa 1967, t. I, s. 34.
12 Błażej Brzostek
wiat dwięków - codziennego gwaru ulic, hałasów rodków lokomocji,
dzwonów kocielnych - jest ulotny i także w XX w. umyka zapisowi, mimo
możliwoci technicznych. Wydlje się zjawiskiem oczywistym i nie wartym uwagi:
tym trudniej wyobrazić sobie dwięki ulicy sprzed lat kilkudziesięciu czy, tym
bardziej, kilkuset. Można jednak podjšć próbę naszkicowania życia codzienne-
go Warszawy lat stalinowskich, wychodzšc od wiata dwięków miasta odbudo-
wywanego, poddanego nadal tyranii stalinowskiej, lecz już widzšcego delikatne
zapowiedzi zmian.
Baza ródłowa jest zbudowana z materiałów łatwo dostępnych - przede
wszystkim publikowanych, choć znalazły się w niej też archiwalia - przy czym
cytowane teksty sš głównie wiadectwami indywidualnymi, zapisami spostrze-
żeń, wrażeń i opinii konkretnych osób. Obraz rzeczywistoci, wyłaniajšcy się
z tych wiadectw, jest w wielu momentach wewnętrznie sprzeczny i z pewno-
ciš "nieobiektywny". Uzupełnieniem może być nieco materiału gazetowego:
przede wszystkim ze stron miejskich "Expressu Wieczornego". Prasa oficjalna
z epoki stalinowskięj zapewne lepiej nadaje się do badania technik propagando-
wych z tamtych lat, niż do poznania egzystencji obywatela Polski Ludowej, nie-
mniej jednak nie zasługuje na odrzucenie.
"Wieże wycišgowe, dwigi, krany..."
W czwarty rok Planu Szecioletniego wchodziła Warszawa jako miasto
o 965 tysišcach ludnoci, terytorialnie cztery razy większe od przedwojennego,
w centrum przebudowywane intensywnie, na obszernych peryferiach, włšczo-
nych dwa lata wczeniej, żyjšce na sposób wiejski, w znacznym stopniu bez elek-
trycznoci, bitych dróg i innych podstawowych urzšdzeń.
Wielka przebudowa dotyczyła obszarów centralnych. W 1953 r. istniał już Plac
Konstytucji i kontynuowano budowę Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej
(MDM) wokół Placu Zbawiciela; zaawansowane były prace na Starym Miecie,
gdzie przygotowywano się do otwarcia Rynku - 22 lipca. Oblicze miasta kształ-
towały cišgle "przede wszystkim rusztowania, wieże wycišgowe, dwigi, kra-
ny". ródmiecie musiało rozbrzmiewać cišgłym stukotem młotków, grzechotem
układanych cegieł, w mniejszym może stopniu hałasem maszyn budowlanych.
Francuz, podróżujšcy po Polsce, taki oto - zaskakujšcy w zestawieniu z in-
nymi przekazami - obraz stalinowskiej Warszawy odmalował w paryskiej "Kul-
turze": "miasto, zapewne dzięki wiosennej pogodzie, sprawia wrażenie niemal
radosne. Warszawski tłum uliczny, przynajmniej w ródmieciu, wydaje się pe-
łen życia: ludzie pieszš się, wyglšdajš aktywnie. Sš na ogół dobrze ubrani, po-
3 J. Sigalin, Warszawa 1944-1980. Z archiwum architekta, t. 2, Warszawa 1986, s. 478.
Dwięki i ikonosfera stalinowskiej Warszawy Anno Domini 1953 13
dobnie jak paryżanie. Mówiono mi w Warszawie, że ten poziom ubraniowy za-
wdzięcza się paczkom z zachodu. Specjalnie mnie uderzyło życie na Wile: set-
ki kajaków, statki wycieczkowe, tłumy kšpišcych się na plażach"4. Dodajmy
wszakże, że Francuz odnotował bardzo ubogie zaopatrzenie, liczne lady wojen-
nych zniszczeń i budowę Pałacu Kultury, która "wznosi stałe tumany kurzu nad
Warszawš". Hałas wielkich dwigów oraz wielkiej liczby maszyn budowlanych,
cišgniętych na tę budowę, roznosił się prawdopodobnie na dużš odległoć.
Pałac kładł się coraz dłuższym cieniem na wskrzeszone miasto, nie mógłjed-
nak przesłonić osišgnięć odbudowy, docenianych przez ludzi, dalekich od sym-
patii dla komunizmu. Inżynier skandynawski, który w tym samym czasie zwie-
dzał stolicę polskš, opowiadał publicycie "Kultury": "Od czasu mej ostatniej
wizyty przed kilku laty, dokonano wielkich rzeczy. Całe dzielnice mieszkaniowe
powstajš z gruzów. [...] Odbudowa rynku Starego Miasta jest prawdziwym ar-
cydziełem. Mój przyjaciel, entuzjastyczny cicerone po Warszawie, wyraził się
dosadnie na ten temat, cytujšc bez obawy, aforyzm komunistycznego poety ro-
syjskiego Majakowskiego: ŻSukinsyny przychodzš i odchodzš, ale sztuka trwaŽ"5.
Jednak miastu było daleko do pełnej odbudowy nawet w dzielnicach central-
nych. Oto opis Józefa Sigalina z 1953 r.: "Mimo potężnych realizacji dużo jesz-
cze jest w ródmieciu nietkniętych pustyń gruzowych roku 1945, a ich nieupo-
rzšdkowanie wzmaga wrażenie miasta, któremu daleko jeszcze do odbudowy,
miasta - cmentarza 1945 roku. Setki tysięcy ludzi codziennie przechodzi i prze-
jeżdża przez te pustynie, co nie czyni życia tych ludzi Iżejszym ani radoniej-
szym. [...] Czas, by już w osiem lat po wyzwoleniu uporzšdkować całe ród-
miecie, wywieć gruz, rozebrać ruiny, oczycić i owietlić ulice, nawet jeli się
jeszcze nie buduje i nawet pozostawiajšc wszelkie budynki czy skrawki budyn-
ków zamieszkałych [...]".
Wród na wpół zrujnowanych budynków były miejsca naznaczone szczegól-
nie. W żelbetowym szkielecie, pozostałym z gmachu PKO na rogu ulic Marszł-
kowskiej i więtokrzyskiej zbierał się warszawski margines społeczny. Podob-
nie na ul. Kredytowej, w ruinach Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Miej-
sce to nazywano: "Tokio"8. Także w ruinach osiedla robotniczego przy ul.
Stołecznej na Żoliborzu "chuligani" pili wódkę i grali w kaćty3. Stylizowane opisy
podobnych miejsc, majšcych zniknšć pod kilofami, pojawiały się na kartach
`' Migawki z hoclroży, "Kultura" (Paryż) 1953, z. 1 0, s. 85.
5 Laertes, Kraj w neutralnym zwierciaclle, "Kultura" (Paryż) 1953, z. 12, s. 35.
' J. Sigalin, o/z cif.. t. 2, s. 473.
 Na temat tego budynku zob. J. S. Majewski, Cukierki i oszczędnoci, "Gazeta Wyborcza"
z 7 marca 199( r., dodatek "Gazeta Stołeczna", s. 6.
s Z. Lechnicka-Kroh, Wyhrar:c przy'klacly gwary ulicznej Warszawy w latacls I94G-1971,
"Rocznik Warszawski", t. X11, 1974, s. 254.
 "Express Wieczorny" z 2 kwietnia 1953 r., s. 3.
14 Błażej Brzostek
powieci Leopolda Tyrmanda. Zly, rozchwytywany w 1955 r., wyrazi - wedle
Marty Zielińskiej - "wszystkie uczucia warszawiaków: i żal po każdym ladzie
przeszłoci, i zawiedzionš nadzieję na normalne miasto - zastygłš w zimnej bryle
Pałacu, i nawet jawnš niechęć do tak przekształconego kawałka ródmiecia"t

Cudzoziemiec w ten sposób postrzegał wyłaniajšce się "miasto socjalistycz-
ne": "Powstajš gmachy ciężkie, ponure, monumentalne, nie majšce nic wspól-
nego z Warszawš. Równie dobrze mogłyby stać w Moskwie, Stalingradzie czy
Kuniecku. Ich styl - sowiecki ŻempireŽ, a cilej mówišc ŻwampirŽ - jest ja-
kš dziwacznš kombinacjš obcych motywów w architekturze. [...] Ten Żwampi-
rowyŽ styl domaga się przede wszystkim, by wznoszone gmachy były kolosal-
ne, ŻgrandiozneŽ"1.
Twórcy MDM-u szczycili się "zmianš skali całoci miasta": rozmiarami Placu
Konstytucji (200 x 120 m), trzydziestotrzymetrowš wysokociš nowych gma-
chów, wielkociš sklepów i restauracjil2. W założeniu nowa ul. Marszałkowska
miała być w dniach uroczystych forum dla wielkich manifestacji i festynów. Kpił
na ten temat Tyrmand w swoim Dzienniku: "Z okien należy machać chusteczkami
do przecišgajšcych ulicami pochodów, w mieszkaniach nie można wypoczywać
ani spać z powodu nieustannych masówek, piewów i hałasów pod oknami"13.
Wizja ideologiczna była daleka od rzeczywistoci. "Spontaniczne" manife-
stacje były w istocie doć rzadkie i nie zakłócały specjalnie spokoju mieszkań-
ców MDM. Mogła im natomiast przeszkadzać narastajšca komunikacjat4. Po
wojnie wyranie skoncentrowała się ona na kilku arteriach centralnych, które
w godzinach szczytu były wypełnione ludmi, oczekujšcymi na tramwaje, auto-
busy i trolejbusy. Cechš charakterystycznš lat powojennych był ogromny wzrost
liczby pasażerów komunikacji miejskiej. Jeli w 1938 r. autobusy przewiozły
25 mln ludzi, to w 1955 r. - ponad 167 mln; tramwaje odpowiednio - 1...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin