Ahern Jerry - Krucjata 01 - Wojna totalna.pdf

(528 KB) Pobierz
1015542617.002.png
Ahern Jerry
Wojna Totalna
Krucjata 01
1015542617.003.png
ROZDZIAŁ I
– Teraz! – krzyknął Rourke prostując się i dając znak ręką.
Potem rzucił się biegiem po stromej, piaszczystej skarpie w kierunku autostrady. Tuż za nim
biegło dwunastu młodych ludzi ubranych w mundury polowe Pakistańskiej Antyterrorystycznej Grupy
Uderzeniowej, wydając wściekłe okrzyki. Atakowali grupę przemytników, strzelając w biegu ze
swych zaopatrzonych w tłumiki półautomatycznych karabinów, ze składanymi kolbami.
Zaatakowani próbowali się ukryć za swymi ciężarówkami. Kiedy jednak grupa Rourke’a
przebyła połowę drogi do autostrady, przemytnicy otworzyli ogień z ustawionych na ciężarówkach
ciężkich karabinów maszynowych. Przez otwarte okna wyładowanych opium samochodów strzelano
z broni ręcznej.
Rourke wystrzelił rakietę. Pocisk wzniósł się w niebo, a następnie eksplodował.
Ze swojej pozycji na skarpie Rourke widział, jak ciężko uzbrojony wóz pancerny Armii
Pakistańskiej zajmuje swoje stanowisko i blokuje drogę jakieś pół kilometra dalej. Chowając pustą
rakietnicę w zewnętrznej kieszeni kurtki z owczej skóry, Rourke wydobył swój półautomatyczny
karabinek i biegnąc w dół zbocza, poprowadził swoich ludzi.
W tym samym momencie zobaczył, jak pierwsza z ciężarówek nagle zawraca, trafiona
huraganowym ogniem wojskowego pojazdu. Koła niebezpiecznie zabuksowały, lecz w chwilę potem
samochód ruszył w kierunku Rourke’a ze stale wzrastającą szybkością.
Opróżniając cały magazynek, Rourke padł na piaszczyste pobocze drogi i odrzucił broń. Prawą,
a następnie lewą ręką sięgnął po dwa pistolety automatyczne, które nosił w kaburach pod kurtką.
Kciukiem prawej ręki odciągnął iglicę automatu, zacisnął dłoń na rękojeści. Wystrzelił cały
magazynek celując w kabinę nadjeżdżającej ciężarówki. W tej samej chwili plunął ogniem pistolet
w jego lewej ręce. Dwie serie połączyły się w jedną, ciało kierowcy wypadło z kabiny.
Rourke stoczył się z nasypu autostrady. Pozbawiona kontroli ciężarówka wciąż pędziła na niego.
Kiedy samochód podskoczył na krawężniku, Rourke strzelił, trafiając w zbiornik paliwa. Nastąpiła
potężna eksplozja, płomienie błyskawicznie ogarnęły toczącą się siłą rozpędu ciężką maszynę.
Patrząc w górę autostrady, Rourke dostrzegł następną z ciężarówek, która wpadłszy w poślizg
uderzyła w zbocze. Opiumowa fortuna stanowiąca jej ładunek rozsypała się po szosie. Strażnik
próbował wydostać się z kabiny przez opuszczoną szybę, ale po chwili zrezygnował i wyciągnął
automatyczny karabin.
Rourke widział, jak seria powala dwóch jego ludzi. Rzucił się na ziemię i zjeżdżając na kolanach
w kierunku ciężarówki, ponownie nacisnął spusty obu automatów. Ciało przemytnika drgnęło, impet
uderzenia wytrącił mu z rąk broń i wyrzucił ją w górę.
1015542617.004.png
Rourke zerwał się i zbiegł drogą do pozostałych dwóch ciężarówek. Ponad dziesięciu
przemytników nadal się ostrzeliwało.
– Granaty! – krzyknął przez ramię do biegnących za nim żołnierzy.
Czterdziestomilimetrowe ładunki gwizdały mu nad głową i wybuchały w celu. Rourke znów padł
na ziemię, tuląc twarz do piasku, kiedy jeden z nich eksplodował tuż przy nim. Uniósł głowę
i zobaczył wznoszący się nad ciężarówką słup ognia i dymu. Z nieba spadł deszcz opium i krwawych
szczątków. Zagrzmiał kolejny wybuch. Ostatnia ciężarówka wyleciała w powietrze.
Rourke uniósł się na łokciach, poderwał na nogi.
– Wykończyć ich! – krzyknął do swoich ludzi.
Jego drużyna była teraz blisko wroga, żołnierze walczyli wręcz. Rourke wystrzelił magazynki obu
automatów, wsunął je do kabur i sięgnął do biodra, gdzie nosił swojego pytona. Trafił pierwszym
wystrzałem najbliższego Pakistańczyka, po czym przeniósł ogień na dwóch innych, którzy do niego
mierzyli. Uderzeniem kolbą rewolweru powalił jednego z przemytników, błyskawicznie obrócił się
na pięcie. Rosły mężczyzna w turbanie powoli zbliżał się do niego trzymając w dłoni długi nóż.
Rourke odskoczył w bok i wsunął rewolwer z powrotem do kabury; nie miał czasu na ładowanie.
Kiedy Pakistańczyk się cofnął, Rourke ruszył na niego, wyciągając swój nóż.
Przemytnik ponownie runął do przodu. Rourke wykonał unik, a następnie błyskawicznym ruchem
przeciął tętnicę napastnika. Odwrócił się, blokując prawą ręką cios następnego. Nóż wypadł mu
z ręki, uderzył w brzuch Pakistańczyka, odrzucając go od siebie. Następnym ciosem wymierzonym
w gardło atakującego zmiażdżył mu tchawicę.
Rourke stanął nad pokonanym.
Któryś z żołnierzy powalił kolbą karabinu ostatniego przemytnika.
Wyprostowując ramiona, Rourke odetchnął głęboko. Z ładownicy u pasa wyciągnął zapasowy
magazynek i przeładował jeden ze swoich pistoletów maszynowych, uregulował spust i ostrożnie
umieścił pierwszy nabój w komorze. Cofnął iglicę automatu i schował go do kabury pod pachą.
Ładowanie drugiego przerwał mu znajomy głos.
– Twoi ludzie, i ty sam, Johnie Thomasie, byliście świetni.
Uśmiech rozjaśnił delikatną, dokładnie ogoloną twarz. – Usłyszeć to z twoich ust, kapitanie, to
największy komplement. Straciliśmy jednak dwóch ludzi. Trzymali się razem, a ostrzegałem ich
przed tym.
Mężczyzna pokiwał głową. – Ale może pozostali nauczą się czegoś. I ty, i ja wiemy, że to, co
najtrudniej zapamiętać, trzyma nas przy życiu.
– Masz rację.
– Myślę jednak, że ludzie, których ćwiczyłeś będą sobie doskonale radzili w prowadzonej przez
nas opiumowej wojnie. – Pakistański kapitan z gęstym, czarnym wąsem, zapalił papierosa, potem
zaproponował to samo Amerykaninowi.
– Nie, dziękuję, Muhammedzie – mruknął Rourke, sięgając do kieszeni koszuli po cygaro
i wkładając je między zęby.
– Wezmę ogień – powiedział pochylając głowę nad złączonymi dłońmi kapitana. Zaciągnąwszy
się dymem, wydychał go powoli. Obserwował, jak szarą chmurkę porywa wiatr i rozprasza nad
tlącymi się jeszcze ciężarówkami.
Rourke przebiegł palcami lewej ręki przez ciemnobrązowe włosy, odgarniając je z wysokiego
czoła. – Wciąż planujecie całkowicie wyczyścić tutejsze okolice?
1015542617.005.png
Pakistańczyk przytaknął garbiąc plecy smagane ostrym wiatrem.
– Czas, byś pożegnał się ze swoimi ludźmi.
– Tak, słusznie – powiedział, spoglądając przez ramię i kończąc ładowanie sześciu nowych kuł
w bęben Pytona, którego następnie schował do kabury przy biodrze.
– Poczekaj chwilę – rzucił Pakistańczykowi, odwrócił się i skierował ku swojej dziesiątce
żołnierzy. Jeden z młodych mężczyzn stanął na baczność, kiedy Rourke się zbliżył, ten jednak dał znak
spocznij. – Dobrze się spisaliście, chłopcy – powiedział. – Dlatego żyjecie. Muli i Ahmed nie
pamiętali o tym, czego was uczyłem. I dlatego zginęli. Byli dobrymi żołnierzami, ani gorszymi, ani
lepszymi niż wy. Musicie zrozumieć; przetrwać, czy to w walce, czy nawet w ruchu ulicznym po
drodze do domu, to znaczy mieć głowę na karku, pamiętać, co należy zrobić, uczyć się reagować
w odpowiedni sposób i tak właśnie działać. Nie będzie mnie tu przez jakiś czas, muszę wracać do
Stanów. Może kiedyś znowu będziemy razem walczyć. I jeżeli zapamiętacie tę najważniejszą we
wszystkim zasadę – mieć głowę na karku – to na pewno spotkamy się żywi.
Rourke uścisnął dłoń każdego z nich, najdłużej jednak dłoń kaprala Ahmada. Kiedyś mylił go
z Ahmedem, przez podobieństwo imion.
– Powodzenia, przyjacielu – szepnął Rourke, obejmując go i odwzajemniając ciepły uśmiech.
– To należy do ciebie – dodał, wręczając młodemu żołnierzowi rakietnicę Heckler And Koch. –
Teraz ty jesteś szefem grupy. Będzie ci potrzebna.
Przysłany helikopter wynurzał się już zza horyzontu, odległy dźwięk wirujących śmigieł był jak
brzęczenie owada.
Rourke i Muhammed stali bez słowa. Śmigłowiec krążył przez chwilę nad górską drogą, zanim
wylądował. Niebezpiecznie blisko krawędzi zbocza – zdaniem Rourke’a.
Podbiegł ku prawej burcie maszyny i wśliznął się na miejsce obok pilota. Muhammed usiadł
z tyłu. Rourke machał na pożegnanie swoim żołnierzom, oni jednak tego nie widzieli. Wchodzili na
wzgórza, by przejąć łącznika, który miał otrzymać i przekazać dalej kolejny ładunek czystego opium.
Pilot podniósł maszynę i przez parę kilometrów leciał równolegle do górskiej drogi, potem
wzniósł się wyżej. Rourke chciał spojrzeć za siebie, lecz wcześniej poczuł na ramieniu rękę
Muhammeda. – Lecimy nad Przełęcz Czajber, to niedaleko. Jeden z naszych punktów granicznych
przerwał nadawanie regularnych meldunków. Chcemy się upewnić, że to tylko wada sprzętu.
– Dobrze – powiedział Rourke, skinąwszy bez zainteresowania głową.
Patrzył przez okrągłe okienko na płaską dolinę, setki metrów niżej. Za jakiś czas odezwał się
Muhammed:
– Czytałem twoje akta, ale powiedz mi, jak zostałeś ekspertem uzbrojenia, ekspertem technik
przetrwania, zarabiając na życie nauką metod walki antyterrorystycznej.
– Czytałeś akta – rzucił Rourke, żując niedopałek cygara. – Tak jak tam jest napisane,
pracowałem w sekcji antyterrorystycznej CIA. – Zmrużył oczy w uśmiechu, w rzeczywistości był
oficerem w Sekcji Operacji Maskujących. – Uzbrojenie – kontynuował – było tego naturalną częścią.
Od dziecka potrafię obchodzić się z bronią. Dużo polowałem, lubiłem las i obozowanie gdzieś na
odludziu. To spowodowało, że zająłem się szkołą przetrwania. Poza tym, czytałem gazety i to
dopiero napędziło mi stracha. Studiowałem, co mogłem o przetrwaniu w trudnych warunkach. Potem
dostałem zadanie, podobne do tego, w Ameryce Środkowej – mówił przekrzykując warkot
helikoptera. – Tak czy owak – opowiadał dalej, kierując wzrok ku niedopalonemu cygaru – to były
moje najtrudniejsze dni. Z grupą partyzantów walczących z komunistami wpadliśmy w zasadzkę.
1015542617.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin