Karol May - Klątwa Marabuta [pl].pdf

(1251 KB) Pobierz
264395140 UNPDF
K AROL M AY
K LĄTWA M ARABUTA
Cesarski ulubieniec.
Od opowiedzianych wydarzeń minęło kilka lat. Rotmistrz Hugo von Greifenklau, niegdyś
ulubieniec starego „Marszałka Naprzód” żył sobie nadal w cichym ustroniu swoich dóbr. Przy
boku Margot zażywał szczęścia, jakie przypada w udziale niewielu śmiertelnikom.
Jeden jedyny raz owo szczęście zostało zmącone, a mianowicie poprzez śmierć pani
Richemonte, matki Margot. Później od czasu do czasu padał jeszcze niewielki cień na spokojne
życie rodziny, a zdarzało się to, gdy Hugo zajmował się owym pustym, ciemnym miejscem
w pamięci powstałym na skutek otrzymanego ciosu w głowę.
Całymi godzinami siedział wtedy z woźnicą Florianem Rupprechtsbergerem, który
przyjechał za nim do Prus z Jeannette i rozprawiali o tym niewyjaśnionym punkcie, lecz na
próżno. W żaden sposób nie mógł przypomnieć sobie miejsca, gdzie zakopał wojenną kasę. Gdy
Margot zastawała ich w takiej chwili, domyślała się, co mogło być przedmiotem rozmowy.
Obejmowała wtedy męża i zazwyczaj mówiła prosząco:
– Przypuszczam, że znów rozmyślałeś o tej kasie, czy tak. Hugo?.
– Niestety, tak! – odpowiadał zwykle trochę przygnębmy.
– Przestań się tym zamartwiać! Ile razy prosiłam cię o to, a ty nie chcesz wyświadczyć mi tej
przysługi!
– Bardzo chciałbym, wierz mi, lecz gdy najdzie mnie ta myśl nic mam siły odeprzeć jej od
siebie.
– Jednak myślenie o tym jest zbyteczne i daremne Nawet gdybyś mógł przypomnieć sobie to
miejsce, to i tak nie mógłbyś podjąć tego skarbu.
– Dlaczego nie?
– Ponieważ ta kasa jest francuska. Uznanie jej za swoją własność równałoby się kradzieży.
Sprawa przedstawiałaby się oczywiście inaczej, gdyby była własnością niemiecką.
– Masz rację, lecz i w obecnych warunkach byłoby dobrze, gdybym przypomniał sobie to
miejsce, mógłbym otrzymać od Francji nagrodę.
– Nie zajmuj się tym! Przecież jej nie potrzebujemy.
Stary rotmistrz nie odpowiadał zwykle na tę uwagę. Udawał, że się uspokoił, lecz
w samotności nie przestawał o tym rozmyślać.
Margot miała rację. Ich dobra dostarczały im wszystkiego, czego potrzebowali. Poza tym po
1
zmarłej baronowej de Sainte-Marie odziedziczyli duży folwark Jeannette. W miarę upływu lat
ulepszyli go i oddali w dzierżawę w dobre ręce. Majątek się rozwijał, chociaż jako że znajdował
się we Francji, właściciele rzadko tam zaglądali.
Gebhard powrócił szczęśliwie z Afryki. Opublikował wyniki swoich badań, dzięki czemu
zyskał spory rozgłos i sławę. Skłoniło go to do dalszej pracy naukowej, chociaż w międzyczasie
uzyskał awans na kapitana. Ponownie poprosił o urlop, aby wziąć udział w kolejnej ekspedycji,
aż w końcu zrezygnował z kariery wojskowej, ponieważ w służbie nauki na dłuższy czas
opuszczał ojczyznę.
W małżeństwie z Idą de Rallion Gebhard odnalazł takie samo szczęście, jakim w swoim
związku cieszyli się jego rodzice. Oczywiście Ida nie była zadowolona z tak częstych podróży
męża, lecz cieszyła się jego sławą, a każdy jego powrót napełniał ją podwójną radością. Gdy mąż
przebywał z dala od niej znajdowała pociechę u teściów i wychowywała dwójkę małych
dzieciaków.
Syn miał na imię Richard, a jego mała siostrzyczka. Emmy.
Podczas gdy rodzina Greifenklau cieszyła się czystym i niemal niezmąconym szczęściem, na
południowym zachodzie zbierały się przeciw niej ciężkie burzowe chmury.
Napoleon III został najpierw prezydentem, a następnie cesarzem Francji. Wydarzenie to
sprawiło ogromną radość dwóm ludziom, którzy do tej pory daremnie wyczekiwali na jakąś
okazję skutecznego przeprowadzenia swych niecnych planów. Byli to oczywiście kapitan
Richemonte oraz jego krewny, a równocześnie adoptowany syn Henri, który w Afryce nosił imię
Mahmud ben Ali. Obaj uznali, że wydarzenie to sprzyja ich powrotowi. Wydobyli z ukrycia
skarb marabuta i w różnych portowych miastach sukcesywnie spieniężali jego zawartość.
Skoro tylko bratanek wielkiego Korsykanina został cesarzem można było przypuszczać, że
dla wszystkich wiernych zwolenników pierwszego cesarstwa i Napoleona I nadeszła długo
oczekiwana chwila. I mieli rację. Bratanek, który w żadnym przypadku nie posiadał potężnego
ducha swojego wuja próbował go jednak naśladować.
Stan rzeczy w Europie był dla niego korzystny. Blichtr jego korony sprawiał wrażenie
szlachetnego kruszcu, a błyskotki, którymi się przyozdabiał rzucały blask niczym prawdziwe
diamenty. Jeśli wujowi dzięki potędze ducha udało się narzucić swą wolę połowie świata, to
bratanek osiągnął to dzięki chytrym sztuczkom. Zwiódł nimi narody i mężów stanu. Budził
zdumienie i podziw.
2
Napoleon I potrafił przyciągnąć do siebie ludzi wielkiego formatu, nawet jeżeli musiał ich
szukać w najniższych klasach społecznych. I w tym względzie bratanek próbował go naśladować
nie omieszkając stwarzać sobie narzędzi, które fałszywemu blaskowi jego tronu przydawały
dodatkowego światła. Dopiero po upadku jego tronu okazało się, jaką wartość posiadają ci
ludzie.
Ze względu na późniejszą historię godna uwagi i nieco dziwna jest opinia, jaką przy okazji
swojej pierwszej wizyty u Napoleona wydał o nimi austriacki arcyksiążę Maksymilian,
późniejszy cesarz Meksyku. Napoleon nie podobał mu się nawet z wyglądu. Pisał:
Mała, niepozorna postać, brak jakiejkolwiek szlachetności w wyglądzie, ociężały chód,
nieładne dłonie, chytrze penetrujące wejrzenie matowych oczu, wszystko to tworzy mieszaninę,
która na pierwszy rzut oka nie sprawia korzystnego wrażenia.
Także cesarzowa Eugenia, hiszpańska hrabina von Montijo nie oczarowała austriackiego
księcia.
Hiszpańskiego typu urody Eugenii nie jest w stanie zatuszować nawet jej bezsprzecznie
wielka piękność, nota bene mocno wspierana różnymi sztuczkami. Ma wiele rasy, jednak całej jej
postaci brakuje wielkości cesarzowej, a wrażenie, jakie na mnie wywarła blakło na wspomnienie
cesarzowej z Wiednia.
Do faworytów cesarza i cesarzowej Eugenii należał od dłuższego czasu hrabia Mes Rallion,
ten sam, który dzięki nagłemu wyjazdowi uniknął pojedynku z Gebhardem von Greifenklau.
Później nie zrezygnował ze starań o rękę kuzynki Idy która jednak odrzuciła jego zaloty. Z pasją
przyglądał się, jak Niemiec pojmował za żonę jego piękną kuzynkę i uwoził ją do swojej
ojczyzny.
Od tamtego czasu jeszcze bardziej nienawidził Greifenklaua, a uczucie to przeniosło się
także na Kunza von Eschenrode, który umiał zdobyć serce Jadwigi i przychylność starej, srogiej
ciotki. Hrabia wkupił się za to w łaski cesarza i już wkrótce stało się wiadomym, że słowo
hrabiego jest najlepszym środkiem do zjednania sobie cesarskiej pary.
Kapitan Richemonte wkrótce znalazł sposób pokazania się hrabiemu jako osoba niezwykle
użyteczna. Uzyskał wstęp do jego apartamentów i bez trudności wywierał wpływ na cesarskiego
faworyta.
Przy okazji opowiedział mu o baronie de Sainte-Marie zmarłym jako marabut i o jego synu,
który byłby w stanie wykazać, że jest prawowitym spadkobiercą majątku Jeannette. Gdy
3
Richemonte dotarł ze swoim opowiadaniem do momentu, w którym Bonaparte zatrzymał się
w owym majątku na noc, a przy tym zakochał się, hrabia przerwał mu:
– W kim, kapitanie?
– W mojej siostrze.
– Co? Pan ma siostrę? I to siostrę, w której kochał się Bonaparte? I jeszcze pan mi jej nie
przedstawił? To bardzo nieładnie z pańskiej strony, kapitanie. Dama, która posiadała
przychylność wielkiego cesarza należałaby do ulubienic na tutejszym dworze. To jest
niedopełnienie obowiązków, grzech przez zaniechanie!
– Nie popełniłbym go, hrabio, gdybym miał możliwość przedstawienia panu mojej siostry.
Niestety mieszka w Niemczech.
Rallion spojrzał na kapitana ze zdumieniem.
– W Niemczech? Jak to możliwe, że osiedliła się w kraju wrogów swojego cesarskiego
kochanka?
– Nie była godna miłości cesarza. Odrzuciła jego zaloty. Wolała uciec z niemieckim
porucznikiem.
– Wyszła w Niemczech za mąż? Cóż za głupota! Nie utrzymuje pan z nią kontaktów?
– Nie. Ale myślę, że nadszedł czas, żeby posłać do nich, adwokata, ponieważ weszli
w posiadanie folwarku Jeannette, którego właścicielem jest baron de Sainte-Marie, o którym
panu opowiadałem.
Hrabiego zaskoczyła ta wiadomość.
– Czy to prawda? W takim razie należałoby dokładniej rozpatrzyć tę okoliczność. Jak
nazywa się pański szwagier?
– Greifenklau.
Hrabia aż podskoczył z wrażenia.
– Greifenklau?
– Czyżby nazwisko to było panu znane?
– Nawet więcej niż znane! A imię?
– Hugo.
Hrabia zastanawiał się przez chwilę.
– Kiedyś poznałem u mojej ciotki porucznika von Greifenklau, który przechwalał się, że jego
ojciec często widywał się z marszałkiem Blücherem.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin