Hp i księżyc światłości.doc

(522 KB) Pobierz

Harry Potter i Księżyc Światłości

 

 

 

Rozdział pierwszy  - Niespodziewany wyjazd

Tego dnia Harry obudził się równo ze wschodem słońca. Niebo stawało się coraz bardziej złote i jaśniało. Chłopak podszedł do okna i przypatrywał się temu z zachwytem. Nagle zauważył biały punkt na horyzoncie. Obiekt poruszał się szybko i przybliżał się coraz bardziej. Jak się okazało, była to jego sówka. Otworzył okno i wpuścił zwierzątko do środka. Hedwiga była dziś w świetnym humorze i z elegancją podała Harry’emu prawą nóżkę, a ten odwiązał liścik. Czytając, od razu rozpoznał pismo z wieloma zakrętasami. Należało do dyrektora Hogwartu - profesora Dumbledore’a.

 

 

Drogi Harry

              Mam dla Ciebie kilka niespodzianek oraz dobrą wiadomość - jedziesz do Hogwartu. Wiem, że to trochę dziwne, ale wyjaśnię Ci wszystko na miejscu. Przyjedzie po Ciebie Hagrid w poniedziałek o 18.00. Bądź gotów i spakuj się. Nie martw się o wujostwo, już wysyłałem im sowę.

PS Czekają tam na Ciebie Twoi przyjaciele – pan Weasley oraz panna Granger.

Z poważaniem

Albus Dumbledore

 

 

Harry nie mógł w to uwierzyć. Jedzie do Hogwartu? Spotka przyjaciół? Przecież dopiero 15 lipca. I jedzie już za dwa dni. Był to dla Harry’ego najszczęśliwszy dzień tych wakacji, bo jak dotąd myślał tylko o Syriuszu i zadręczał się jego śmiercią. Teraz był przeszczęśliwy. Zszedł na dół, na śniadanie. Porządnie burczało mu w brzuchu, czego przyczyną był wczorajszy brak kolacji, na którą nie zszedł pogrążony w rozpaczy.

-          Dzień dobry, ciociu! Dzień dobry, wujku! Cześć, Dudley! – ryknął Potter.

Dursleyowie patrzyli na niego nieco dziwnie. Już dawno nie widzieli Harry’ego tak wesołego, ale nic mu nie odpowiedzieli. Ciotka Petunia podała mu tylko talerz z naleśnikami, które chłopak zjadł ze smakiem.

              Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzień. Syn Potterów od rana był spakowany i wyczekiwał z niecierpliwością wieczora. Zastanawiało go także, jak dotrą do Hogwartu. Czas wlókł się niemiłosiernie, jednak zegar wybił 18.00 i dał się słyszeć dzwonek do drzwi. Harry zbiegł na dół, jak najszybciej się dało, i mocnym szarpnięciem otworzył drzwi. Jego oczom ukazał się Hagrid, który cały był w bliznach i siniakach.

-          Witaj,chlopie! Jak tam, gotów? – spytał Hagrid. – Cholibka, pospiesz się. Profesor Dumbledore czeka na nas – zniecierpliwił się olbrzym.

Chłopak pospiesznie zabrał wszystkie swoje rzeczy i wychodząc z domu, krzyknął tylko: „Do widzenia”.

Sprawa transportu natychmiast się wyjaśniła – lecieli starym motocyklem Syriusza.

Harry zdziwiony wyglądem olbrzyma, zapytał:

-          Hagridzie, czemuj esteś taki poobijany? Czyżbyś miał jakieś kłopoty z Graupkiem?

-          Cholibka, miałem o tym nikomu nie mówić – zasępił się Hagrid – ale tobie chyba mogę – stwierdził, uśmiechając się. – No więc, jak ci już wcześniej mówiłem, chciałem sprowadzić Graupkowi panienkę. Poprosiłem dyrektora o pozwolenie, no i zgodził się, ale znów musiałem udać się w góry. Pomogła mi trochę Olimpia, która udała się ze mną w tę podróż – opowiadał Hagrid.

-          Ale skąd masz te rany? – dopytywał się Harry.

-          Wróciłem kilka dni temu, więc nie zdążyły się jeszcze zagoić. Wiesz przecież, że olbrzymy są bardzo silne i nie poszło to tak łatwo jak myślałem. Zresztą, Harry, przyjdź któregoś dnia do mnie, to ci ją przedstawię – mówiąc to, uśmiechnął się i puścił mu oczko.

-          Dobrze- powiedział chłopak, który był wyraźnie zaciekawiony.

W międzyczasie przypomniała mu się sprawa tak wczesnego przyjazdu do Hogwartu. Niewiele myśląc, zapytał:

-          Hagridzie, mam jeszcze jedno pytanie. Co jest powodem mojego przyjazdu do Hogwartu?

-          Oj, Harry, nie mogę ci tego powiedzieć, to tajemnica. Sam dyrektor ci to wyjaśni.

Ciekawość bruneta nie została zaspokojona, jednak już nie pytał, bo wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi. Zaczęło się ściemniać, kiedy dotarli do Hogwartu. Na błoniach czekał już na nich profesor Dumbledore...

 

 

Rozdział drugi – Ciocia Jannette i Luna

 

              Kiedy wreszcie wylądowali, oprócz dyrektora, Harry zobaczył kogoś jeszcze. Była to śnieżnobiała kotka, która siedziała u stóp profesora. Potter nie mógł oderwać od niej oczu. Dumbledore podszedł do nich, a kotka podążyła za nim. Dyrektor uśmiechnął się i powiedział:

-          Witajcie!

-          Witamy profesorze! – odpowiedzieli równocześnie.

-          No, to ja już pójdę! - powiedział szybko Hagrid i oddalił się w stronę swojej chatki.

Chłopak odruchowo odprowadził go wzrokiem.

-          Harry, pewnie zastanawiasz się, dlaczego sprowadziłem cię tu tak wcześnie? – zapytał dyrektor.

Chłopak, nic nie mówiąc, kiwnął tylko głową.

-          No więc - zaczął dyrektor. - W tamtym roku szkolnym udowodniłeś mi, że ukrywanie przed tobą prawdy nie prowadzi do niczego dobrego. Nie chcę popełnić drugi raz tego samego błędu. O, widzę, że zainteresowała cię ta kotka - wskazał na zwierzątko siedzące u jego stóp.- To Luna, tak, Harry, dokładnie tak jak panna Lovegood - dodał profesor, widząc zdziwienie malujące się na twarzy chłopca.

-          To właśnie z tą kotką wiąże się twój przedwczesny przyjazd do Hogwartu. Jednak zacznijmy od tego, że twój ojciec miał siostrę...

-          Co? – spytał zszokowany Harry.             

-              ... niestety, ona już od lat nie żyje - dodał smutno Dumbledore. - Umarła, kiedy James był jeszcze w Hogwarcie. Starsza od brata o dziesięć lat, była czarownicą, i to w dodatku absolwentką Hogwartu - dodał z dumą profesor. Sam ją uczyłem transmutacji. A tak na marginesie, to była animagiem.

-          Jak umarła? – spytał Harry, ledwo panując nad sobą.

-          Voldemort ją zabił –Albus spojrzał na bruneta ze strachem, ale ten nic mu nie odpowiedział. Dyrektor kontynuował:

-          Jannette pod swoją animagiczną postacią szpiegowała Voldemorta i jego śmierciożerców, donosiła o jego planach mnie i całej rodzinie Potterów. Bardzo się o nią martwiono, jednak nikt, nawet James, nie mógł odwlec jej od tego... Próbowano wszystkiego: gróźb, próśb i klątw. Nic nie pomogło. No, ale to od niej James nauczył się teorii animagii.

Teraz Potterowi na myśl nasunęło się inne pytanie, po krótkich rozmyślaniach zadał je:

-          Profesorze, w jakie zwierzę zamieniała się ciocia Jannette?

-          W kotkę -  odpowiedział krótko Dumbledore.

-          Ona żyje, to ona, tak ? To jest ona, prawda? – krzyczał, przy czym wskazał ręką na kotkę.

-          Nie, Harry! - odpowiedział spokojnie dyrektor.

-          Niestety, nie, ale Jannette była właścicielką kotki.

-          Ale jak to możliwe, że kotka nadal żyje? – spytał chłopak. - Przecież koty nie żyją tak długo – dodał.

-          Dobre pytanie, Harry – odparł Dumbledore.

-          Twoja ciocia, dostała kiedyś tę kotkę na urodziny. Luna żyje dzięki temu, że jej pani rzuciła na nią zaklęcie długowieczności.

-          Ale przecież normalne zwierzęta nie żyją tak długo i przecież nie ma takiego zaklęcia. Tylko feniksy mają tę zdolność - stwierdził z przekonaniem Harry.

-          Widzisz, jest taka magiczna formuła. Na feniksy też został rzucony ten czar. Mówiłem ci przecież, że Fawkes umrze, kiedy ja umrę. Z małą tylko różnicą: siostra Jamesa uwzględniła śmierć kotki dopiero wtedy, gdy umrze ostatni Potter. I dała jej nakaz ochrony każdego z jej rodziny, a także mnie. Luna mogła to robić dopiero po śmierci Jannette. Zwierzę nie może jednak zabić i właśnie to nie uchroniło Jamesa od śmierci. Luna musiałaby zabić Voldemorta, gdyż inaczej by się nie dało. Kotka pojawia się wtedy, gdy jest potrzebna rodzinie i mnie. No i jest… - mówiąc to, profesor schylił się i podrapał Lunę za uszami, a ta zamruczała przyjaźnie.

-          A skąd pan tak dużo wie o tej kotce? – spytał Potter, który od dłuższej chwili się nad tym zastanawiał.

-          Widzisz, Harry, to właśnie ja podarowałem Lunę Jannette, a zresztą potem James dużo mi o niej opowiadał.

-          Profesorze, właściwie dlaczego kotka nazywa się Luna? Czy ciocia Jannette ją tak nazwała?

-          Zaskakujesz mnie, Harry, powiedział z uśmiechem profesor. – Właśnie miałem ci o tym powiedzieć. Rzeczywiście, to Jannette ją tak nazwała, ale kotka jest ściśle powiązana z księżycem. Przynajmniej tak sama mówiła.

-          Jak to: mówiła? Przecież koty nie mówią –chłopak pomyślał, że dyrektor się przejęzyczył.

-          Jednak mówiła, bo to niezwykła kotka. Znalazłem ją w Hogsmeade z karteczką z tonami mruknięć, które oznaczają litery, oraz z gestami, którymi można porozumieć się z Luną. Nauczyłem się tych gestów i tonów mruknięć, a potem natychmiast zniszczyłem karteczkę, żeby nie dostała się w niepowołane ręce.

-          No, dobrze, ale co z tym imieniem? – zapytał Harry.

-          Luna mówiła Jannette, że komuś z rodziny życie ocali światło księżyca. I tak też kotka została Luną, bo księżyc to po łacinie „luna” – powiedział Dumbledore. – Masz do mnie jeszcze jakieś pytania, Harry?

-          Tak, profesorze. Po co w końcu jestem tak wcześnie w Hogwarcie?

-          Jako że jestem jedynym żywym człowiekiem, który zna mowę kotki, bo przecież twoja rodzina od strony ojca – oprócz ciebie, oczywiście – nie żyje, więc muszę nauczyć cię porozumiewać cię z Luną, a to zajmie trochę czasu. Rona i Hermionę zaprosiłem, żeby dotrzymali ci towarzystwa – dodał z uśmiechem, wyprzedzając pytanie Harry’ego.

-          Jeszcze jedno, profesorze: jak kotka znalazła się tutaj? – zapytał zaciekawiony.

-          Po prostu przyszła do siedziby Zakonu i kazała mi zaprowadzić się do ciebie – odpowiedział Dumbledore. – To chyba wszystko, co chciałbyś wiedzieć, prawda?

Harry przytaknął znacząco. Po tych słowach chłopak zorientował się, że jest już zupełnie ciemno. Razem z dyrektorem i kotką udał się do zamku...

 

 

Rozdział trzeci – Sumy

 

-          O, zapomniałbym ci powiedzieć, hasło do wieży Gryfindoru brzmi w tym roku „światło księżyca”, no to do widzenia Harry – rzekł Dumbledore, po czym skierował się w stronę swojego gabinetu.

-          Do widzenia, profesorze - odpowiedział mu chłopak i udał się do dormitorium. Chłopak usłyszał za sobą ciche stąpanie po posadzce, obejrzał  się i stwierdził, że przyczyną hałasu była jego kotka.

-          Widzę, Luno, że jednak wolisz mieszkać ze mną w dormitorium, niż zaprzyjaźnić z kotką Filcha. No, to chodźmy, poznam cię z Ronem i Hermioną, no a potem wstąpimy do sowiarni, żebyś poznała Hedwigę, moją sowę - dodał.

-          „Światło księżyca”- powiedział Harry, kiedy znaleźli się przy obrazie Grubej Damy, po czym obraz momentalnie ustąpił im miejsca. Chłopak wszedł do środka i zobaczył swoich przyjaciół pogrążonych w głębokim śnie, bo, jak się okazało, było już grubo po północy.

-          Pobudka, śpiochy - krzyknął. Ron i Hermiona aż podskoczyli i spojrzeli w stronę bruneta, wstali, podbiegli do niego i mocno uściskali.

-          Witaj, stary - powiedział zaspanym głosem Ron.

-          Witaj, Harry! – powiedziała Hermiona. Tęskniliśmy za tobą – dorzuciła.

-          Ja też za wami tęskniłem, naprawdę macie szczęście, że nie musicie mieszkać z Dursleyami – odparł kąśliwie chłopak.

-          Kto to? – spytała Hermiona, wskazując na śnieżnobiałą kotkę, która siedziała koło fotela.

-          Poznajcie się, to Luna, moja kotka, Luno, to moi przyjaciele - Ron i Hermiona, no i Krzywołap, kot Hermiony – powiedział Harry wskazując w stronę przeciągającego się na fotelu futrzaka.

Potem latorośl Potterów opowiedziała im wszystko o kotce i o rozmowie z Dumbledorem, no i o poczynaniach Hagrida. Zajęło mu to dobre dwie godziny, przez co wszyscy byli już tak zmęczeni, że bez słowa rozeszli się do swoich dormitoriów, przebrali się w piżamy i  natychmiast usnęli. Rano obudziła ich Hermiona, która była już przebrana i kazała chłopcom się ubierać i zejść do Pokoju Wspólnego. Kiedy chłopcy zjawili się wreszcie na dole, Hermiona burknęła coś, żeby się pośpieszyli i razem zeszli na śniadanie. W Wielkiej Sali stał tylko jeden stół. Byli tam wszyscy nauczyciele oraz dyrektor.

-          Witajcie i siądźcie tu z nami - zawołał Dumbledore, przy czym wyczarował trzy krzesła.

Harry, Ron i Hermiona posłusznie zajęli miejsca przy stole.

- No to jedzmy, czekaliśmy już tylko na was - powiedział dyrektor.

Po skończonym śniadaniu, kiedy przyjaciele chcieli już wychodzić, zatrzymała ich profesor McGonagall - czekajcie, oto wyniki waszych sumów – powiedziała, podając im koperty.

-          Harry - zawołał dyrektor - …widzimy się o 16.00 w moim gabinecie, przyjdź z Luną - dodał.

-          Dobrze profesorze - odpowiedział Harry.

Kiedy tylko wyszli z sali, Hermiona krzyknęła:

-          Boże, jak się boję, jak myślicie, co dostanę? – chłopcy natychmiast pomyśleli o samych wybitnych.-Może otworzymy koperty razem, w Pokoju Wspólnym? Bo ja chyba sama nie dam rady – piszczała z przejęcia.

-          Dobrze – zgodzili się. Kiedy weszli do Pokoju, rozsiedli się wygodnie na fotelach.

-          No to co, otwieramy? – zapytał Harry.

Ron i Hermiona przytaknęli głowami i teraz każdy zajęty był otwieraniem swojej koperty. Potter zaczął czytać dopiero co wyjęty list:

 

 

Szanowny Panie Potter

              Z wielką przyjemnością pragniemy panu oznajmić, że zdał Pan 8/9 przedmiotów i przeszedł Pan do następnej klasy. Uprzedzamy, że oceny z praktycznych sumów z astronomii, zostają podwyższone o jeden stopień z powodu incydentu na błoniach.

 

PRZEDMIOTY

TEORIA

PRAKTYKA

TRANSMUTACJA

POWYŻEJ OCZEKIWAŃ

POWYŻEJ OCZEKIWAŃ

ELIKSIRY

WYBITNY

WYBITNY

ZAKLĘCIA

WYBITNY

POWYŻEJ OCZEKIWAŃ

ZIELARSTWO

----------------

WYBITNY

OPCM

WYBITNY

WYBITNY

ONMS

----------------

WYBITNY

ASTRONOMIA

WYBITNY

WYBITNY

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin