Cook Glen - Delegatury nocy 01 Tyrania nocy.pdf

(1749 KB) Pobierz
25764391 UNPDF
Glen Cook
Tyrania Nocy
Delegatura Nocy I
The Tyranny of the Night
Przełożył Jan Karłowicz
To jest wiek, który chwieje się na skraju ciemnej przepaści i jak zaczarowany zerka
strachliwie w puste oczy chaosu - ogłupiały szczur próbujący wygrać pojedynek na spojrzenia z
głodną kobrą. Bogowie są niespokojni, rzucają się i poruszają we śnie, aż w końcu na poły
przebudzeni mogą już knuć swe bezeceństwa. Setki milionów ich bękarciego pomiotu - duchy
kamieni, strumieni i drzew, miejsc, czasów i uczuć - wiedzą już, że dawne ograniczenia
murszeją. Furtki Losu stoją otwarte na oścież. Świat ma przed sobą wiek strachu i wojny,
wielkich czarów i wielkiej przemiany, niezmierzonej rozpaczy śmiertelnych. Wysokie czoła
lodowców pełzną naprzód.
Na ziemi żyją wielcy królowie. Nie ponoszą winy za to, że ich cele kolidują ze sobą. Wielkie
idee wędrują w tę i we w tę po całym obszarze zamieszkanego świata, który się kurczy. To nie
ich wina, że wzbudzają nienawiść oraz strach wśród wyznawców dogmatów i doktryn
znajdujących się pod coraz mocniejszym ostrzałem.
Jak zawsze to ci, którym przyszło wykonywać dzieła świata, najpewniej zapłacą cenę jego
bólu.
Chaos gryzmoli, nie dbając o linearną myśl ani porządek narracji. Wydarzenia w Andoray u
zarania epoki sturlangerów, kiedy ściany lodu były wciąż jeszcze tylko egzotyczną ciekawostką,
o dwa stulecia poprzedzają to, co nastąpiło w Firaldii, Calzirze, Dreangerze, Ziemi Świętej,
wreszcie Skraju Connec.
Z początku zawsze trudno się dopatrzyć związków między wydarzeniami przy Studniach
Ihrian a jakimkolwiek innym faktem. Ostatecznie tereny te pogrążone są w nieustającym
wrzeniu. W każdym sporze istnieje tyle stron, ile miast-państw jest w stanie aktualnie wystawić
zbrojne milicje.
Źródłem sprawiedliwej sprawy jest zawsze religia. Oczywiście są też motywacje prywatne, a
więc: chciwość, żądza władzy, miraż łupów czy pragnienie odwetu za zeszłoroczną świętą misję
żywione przez starego wroga. Ale skłóceni książęta i prałaci zasadniczo są głęboko wierzący.
Waśń między Imperatorem Graala i Patriarchą nie jest żadną nowością. Dążenie Patriarchy
do świętej wojny również. Bratobójcze zakusy Santerinu i Arnhandu gorzeją na nowo. Tamtejsze
wielkie rody związane są feudalnymi zobowiązaniami z obiema monarchiami. Pomieszanie więzi
lennych rodzi niekiedy absurdalne sytuacje. Ojciec z synem mogą się spotkać po przeciwnych
stronach pola krwi.
Boskie spiski nie mają wielkiej mocy, gdy maszyneria kręci się gładko po natłuszczonych
gęsim łojem osiach. Ale gdy na kosmicznym rynku wiruje pijana tarantela, tancerze często
zapominają, co robią, i tylko zataczają się otumanieni, obijając o przedmioty - zanim przypomną
sobie o swych celach.
A ci, którzy czynią dzieła świata, niczym mrówki zajęte krzątaniną na trawniku pośrodku
miejskiego rynku, aż nazbyt często mają okazję się przekonać, czym jest nagłe, potężne i
nieprzewidziane uderzenie pijanego kopyta.
1
Skogafiord, Andoray
Bębny mamrotały niczym gromada starych plotkarek. Ich główną rolą w obrzędzie było
powstrzymanie dzieci od plątania się pod nogami, podczas gdy dorośli zajmowali się pogrzebem.
Zbliżała się noc. Rozbłysły pochodnie. Stary Thrygg rozgrzebywał ogniska poczerniałą głownią,
począwszy od lewego krańca szeregu. Płomienie skoczyły ku górze, rzucając wyzwanie nocy. Z
wysokości po obu brzegach Skogafiordu odezwały się rogi. Odpowiedziały im rogi z czatowni w
głębi lądu.
Wielki człowiek miał po raz ostatni wyruszyć w morze.
Bard Briga stał na brzegu zimnej wody i śpiewał morzu pieśń, napominającą przypływ, że
czas się już wycofać.
Morze doskonale znało swą rolę. Każda kolejna fala lizała ziemię odrobinę dalej od bosych
stóp Brigi.
Pulla Kapłan pomachał do młodych mężczyzn, stojących po kolana w lodowatej wodzie.
Bębny zmieniły rytm. Członkowie załogi Eriefa Erealssona, ostatniego z wielkich
sturlangerów, zepchnęli długą łódź w ciemny przypływ.
Prosty żagiel w czerwono-białe pasy złapał wiatr. Uczestników ceremonii ogarnęła
zapierająca dech w piersiach cisza. Nie mogło być chyba lepszego znaku niż ten podmuch wiatru,
który poniesie łódź na piersi przypływu przez cały fiord.
Rogi podjęły swą żałobną pieśń. Bębny wznowiły dialog z nocą. Załoganci Eriefa wypuścili
płonące strzały w kierunku łodzi. Ale ta już powoli rozpływała się we mgle, po której jeszcze
przed momentem nie było śladu.
Na powierzchnię wody wychynęła kelpie, zielone włosy zalśniły w blasku ognisk.
Płonące strzały wystrzelili chyba najgorsi łucznicy w dziejach świata. Tylko garstka
doleciała do łodzi z galionem w kształcie ryczącego niedźwiedzia. Ogień nie zapłonął, mimo iż
wcześniej na statku rozlano całe baryłki oliwy. Mimo iż ciało Eriefa otaczały szczapy suchego
drewna.
Niedobrze.
Gromada ludu morza otoczyła statek. Może to ich czary tłumiły ogień? Z pewnością czary
były powodem, że strzały nie trafiały w kelpie.
- Przestańcie - zaryczał Pulla. - Czy chcecie zbudzić Klątwę Morskich Królów?
Łucznicy odstąpili.
Statek dryfował. Będzie brakowało Eriefa Erealssona. To jego militarny i dyplomatyczny
geniusz połączył pod wspólnym sztandarem rozbite rodziny, klany i szczepy fiordów oraz wysp
andorayskich - po raz pierwszy od czasów, gdy Terytoria Neche przeszły do historii.
- Wszyscy śpiewają - krzyknął Briga. - Priga Keda! Z uczuciem! - W jego głosie słychać
było przestrach.
Ludzie podjęli pieśń. Nie znali innego błagania do Delegatur Nocy, żeby, jeśli już się
wtrącają w życie człowieka, omijały Skogafiord. Dawni Bogowie, bogowie puszczy, nieba i
północy, za nic mieli modlitwy człowieka. Istnieli. Panowali. Byli obojętni na cierpienia i męki
śmiertelników. Ale wiedzieli, co dzieje się w świecie. Dostrzegali tych, którzy żyli przyzwoicie. I
tych, którzy żyli źle. Od czasu do czasu zsyłali szczęście lub zły los, gdy wydawało im się, że tak
właśnie należy postąpić.
Czasy się jednak zmieniają. Nawet dla Dawnych.
Pierwszy wśród Nich, Ojciec Wszechrzeczy, Ten, Który Nadstawia Ucha, nazywany
niekiedy Wędrowcem lub Szarym Wędrowcem, wiedział o morderstwie Eriefa Erealssona.
Morski lud krzyknął jednym głosem i zanurkował w głębiny.
Potem wśród ludzi z Snaefells i Skogafiordu znowu zaległo milczenie. Tym razem pełne
wyczekiwania i świętej grozy. Pośród nocy zaczęła się ujawniać przytłaczająca obecność.
Nadciągało coś potężnego, coś strasznego.
Na długi okręt spadły dwie rozwrzeszczane wstęgi ciemności. Wirowały dookoła jak
łopocące poły czarnego płaszcza, wyraźnie widoczne w blasku ognisk.
- Selekcjonerki Poległych! Selekcjonerki Poległych! - dał się słyszeć pomruk lęku i grozy.
Wszyscy wiedzieli o tych obłąkanych półboginiach, ale na własne oczy widział je tylko stary
Trygg, naonczas czternastoletni chłopiec, podczas bitwy tysiąca okrętów o Terytoria Neche.
- Są tylko dwie - zaszemrał ktoś. - Gdzie trzecia?
- Może ta historia o Arlensul jest prawdziwa. - Jedna z obłąkanych cór Wędrowca została
Zgłoś jeśli naruszono regulamin