BONES - Sny - odbicie rzeczywistości.doc

(128 KB) Pobierz

 

 

BONES

             

Sny - odbicie rzeczywistości

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

fanfiction

Edyta

 

1.


Już kolejną noc z rzędu działo się to samo. Biegła ciemnym korytarzem, jej szybkie kroki odbijały się echem od pustych ścian. Każde kolejne oderwanie stóp od podłogi kosztowało coraz więcej wysiłku, każdy kolejny oddech był coraz trudniejszy. Ale nie mogła się zatrzymać, nie mogła, nie wiedziała przed czym ucieka lub do czego biegnie, ale czuła, że nie ma wyjścia. To było jak przymus, imperatyw silniejszy od jej woli…

Usiadła gwałtownie na łóżku. Była zdyszana, jakby naprawdę przebiegła spory dystans. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje wokół, ale zaraz dotarł do jej świadomości uporczywy dźwięk telefonu, który właśnie ją obudził.

- Brennan.

- Cześć Bones, przepraszam że dzwonię w środku nocy – szybkie spojrzenie na zegarek, kwadrans po trzeciej – ale mamy nową sprawę.

 

Był już czerwiec, dni stawały się coraz cieplejsze, ale mimo to Brennan drżała z zimna. O 5 rano, w środku lasu panował chłód i wilgoć, a z nad ziemi unosiły się delikatne opary mgły. Horyzont zaczynał się rozjaśniać, ale i tak gdyby nie policyjne reflektory i latarki niewiele by widzieli. W sztucznym świetle wyraźnie rysował się głęboki wykop, wokół piętrzył się sprzęt budowlany i kręciło się mnóstwo ludzi, technicy z FBI i policjanci mieszali się z pracownikami budowy. Antropolog zaczynała się niecierpliwić. Skoro coś znaleźli, to dlaczego nie pozwalają jej tam zejść?! Booth najwyraźniej też tego nie rozumiał. Stał kawałek dalej rozmawiając przez telefon. Nie słyszała słów, ale ton głosu wskazywał jednoznacznie, że partner jest zirytowany. Po chwili rozłączył się i podszedł do niej.

- Właściciel terenu robił jakieś problemy, straszył sądem jeśli coś tu ruszymy zanim przyjedzie z adwokatem.

- A po co mu adwokat?

- Nie mam pojęcia, ale wiesz, bogaty przedsiębiorca, albo ma coś na sumieniu, albo to takie skrzywienie zawodowe. W każdym razie już to załatwiłem, droga wolna. – machnął ręką w stronę dołu.
- Czemu nie powiedziałeś od razu? – już schodziła w dół krzycząc coś do techników.
Po jakimś czasie w czarnych workach leżały trzy ciała, a właściwie jedynie szkielety z niewielkimi pozostałościami tkanek miękkich. Dla nich obojga była to zapowiedź kilku ciężkich, wypełnionych intensywną pracą, dni.

- Trzeba sprawdzić też resztę terenu. Skoro tutaj znaleźliśmy szczątki aż trzech osób, to nie wykluczone, że w okolicy znajdują się jeszcze inne.

Pokiwał głową, sam też o tym pomyślał. I wcale mu się to nie podobało.

- A na razie niech przewiozą wszystko do instytutu. Trzeba jak najszybciej zacząć badania.
- Jasne. Ale zanim na dobre wsiąkniesz wśród tych kości porozmawiajmy z Andrew Dowelem, właścicielem działki. Chodź. – pociągnął ją za rękę, bo najwyraźniej nie chciała się ruszyć patrząc tęsknie na wszystkie dowody pakowane właśnie do samochodu – Daj spokój Bones, ci ludzie znają się na swojej robocie, niczego nie zniszczą. A twój zespół w laboratorium też wie, co robić.

 

Andrew Dowel, jak przystało na bogatego, odnoszącego sukcesy przedsiębiorcę, potrafił zachować pokerową twarz niemal w każdej sytuacji. Wyglądał nienagannie mimo wczesnej pory. Wszedł do biura w towarzystwie osobistego prawnika i już na wstępie oświadczył, że postępowanie agentów bardzo mu się nie podoba, a fakt że pracownicy rządowi nie byli w stanie uszanować jego prawa własności go nie tylko zirytował, ale także rozczarował.

- Pańska ziemia jest miejscem zbrodni. W takim wypadku sytuacja jest zupełnie inna – Brennan nie mogła się powstrzymać, by się nie wtrącić. Booth ją poparł.

- Moja partnerka ma rację. Dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona mamy wszelkie prawo robić na tym terenie, to co uznamy za słuszne, m.in. wydobyć znalezione tam ciała. Wszelkie próby przeszkadzania nam w tym zostaną uznane za utrudnianie śledztwa…

- Mój klient nie zamierza utrudniać pracy FBI. Prawda, Andrew? – adwokat spojrzał wyczekująco na mężczyznę. Ten, nie spuszczając wzroku z Bootha, powoli skinął głową.

- Czy wie pan, skąd wzięły się tam szczątki trzech kobiet? – spytała Brennan

- Kobiet? Znasz już płeć?

- Oczywiście, do tego nie potrzebuję dokładnych badań, wystarczył rzut oka na miednicę. Więc?

- Nie mam pojęcia. Kupiłem ten teren niedawno, moja żona chciała mieć domek letniskowy gdzieś na uboczu, w otoczeniu przyrody.

- I dlatego zniszczył pan tą okolicę wykarczowując parę hektarów lasu oraz wprowadzając koparki i inny sprzęt budowlany, pracujący dwadzieścia cztery godziny na dobę? To hipokryzja.

Mężczyźnie lekko zadrgał mięsień policzkowy. Nie był przyzwyczajony do tego, by zwracano się do niego w taki sposób. Udało mu się jednak zapanować nad irytacją i odpowiedzieć kulturalnie.

- Nie, naturalna kolej rzeczy, która wynika z rozwoju naszej cywilizacji. Zresztą na wszystko mam niezbędne pozwolenia. – kiwnął na prawnika, a ten wyciągnął z teczki plik dokumentów – Współczuję ofiarom, ale to nie jest mój problem. Nie miałem nic wspólnego z ich śmiercią. I liczę na to, że jak najszybciej rozwiążecie tą sprawę, nie przeszkadzając mi dłużej niż to konieczne. – po tych słowach wyszedł żegnając ich jedynie skinieniem głowy. Booth zwrócił się z wyrzutem do partnerki.

- Musiałaś to mówić?

- No co?! Przecież taka jest prawda. Jak może mówić o otoczeniu przyrody, skoro ją niszczy.

- Chciałem się od niego czegoś dowiedzieć, a przez ciebie wyszedł wkurzony!

- I tak nie miał zamiaru nam pomagać… Poza tym powiedział już, że nic nie wie.

- Wiesz co, ocenę wiarygodności świadków pozostaw mnie. Oboje wiemy, że to nie twoja działka.

- Jaka znowu działka?

- Nie twoja, Bones. Chodzi o to, że nie znasz się na tym. Z resztą, nieważne – wstał zbierając się do wyjścia, więc antropolog także się podniosła.

- Chyba powinieneś wypić kolejną kawę, bo zaczynasz mówić bez sensu. Ale najpierw podwieź mnie do instytutu, zajmę się tymi kośćmi. Bo to już jest jak się wyraziłeś, moja działka?

- Tak Bones, w tym temacie królujesz niepodzielnie.

 

2.


Pełne skupienie przerwał nieprzyjemny dźwięk alarmu. Booth wkroczył do laboratorium, ale zapomniał o przepustce. Zniecierpliwiony cofnął się, by przeciągnąć ją przez czytnik i tym samym uciszyć wycie. Wszyscy na niego patrzyli. Pojawienie się agenta było dobrą wymówką, żeby choć na chwilę oderwać się od pracy. Badanie szczątek trzech osób na raz było męczące. Agent natomiast patrzył na oczyszczone szkielety ofiar, rozłożone równo na stołach. Śmierć nie była mu obca. Był jej świadkiem, sam ją zadawał, a teraz w pracy stykał się z morderstwami na co dzień. A jednak taki widok nadal wywoływał burzę emocji. Ciężko było pogodzić się z myślą, że te kawałki kości stanowiły jeszcze nie tak dawno część czyjegoś organizmu, że za każdą z nich kryje się historia czyjegoś życia. Fakt, że tak niewiele z niego zostało wydawał mu się bardzo… brutalny.
- Co już wiecie? – spytał. Musiał skupić się na pracy i zająć tym, co do niego należało, czyli łapaniem zabójcy. Jego ukaranie wprawdzie nie wróci życia ofiarom, ale to jedyne co mogli zrobić. Odpowiedziała mu Bones.

- Jak już mówiłam, są to kobiety, w wieku 20 – 25 lat. Najprawdopodobniej zginęły już parę lat temu, dokładniej będę wiedziała, jak Hodgins skończy swoje badania, a próbek mu nie brakuje.
- Robię co mogę! – mężczyzna uniósł głowę znad mikroskopu – Na pewno czas śmierci nie jest taki sam dla wszystkich, widać to już po różnicach w stopniu zachowania tkanek. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich znajdowały się szczątki i szybkość rozkładu warunkowaną cyklem rozwojowym owadów i mikroorganizmów…

- Jezu, Jack, pomiń te naukowe brednie i podaj daty.

- 7-10 lat, ale tylko w przybliżeniu, muszę mieć więcej czasu.

Booth pokiwał głową, to dawało już jakiś punkt zaczepienia. Teraz jedną z najważniejszych rzeczy była identyfikacja, a w tym niezastąpiona była Angela. Pracowała już nad rekonstrukcją jednej z twarzy, podczas gdy Brennan i Zack badali pozostałe dwa szkielety. Udało im się ustalić przyczynę zgonu.

- Hm, ślady na żebrach. Trochę niewyraźne, ale jeśli wszystkie ofiary mają takie same obrażenia… O, na mostku też coś jest – młody antropolog mruczał sam do siebie, pochylony nad szczątkami. Pochłonięty własnymi myślami nie zwracał uwagi na ludzi wokół. Na szczęście Tempe nie zapomniała o obecności partnera.

- Wygląda na to, że kobiety zostały zadźgane. Nacięcia na kościach świadczą o wielokrotnych ciosach ostrym narzędziem. Postaramy się ustalić jakim.

- Dobrze. Dopóki nie skończycie nie mogę ruszyć ze śledztwem. Nie mamy jeszcze żadnych tropów, no a Dowel najwyraźniej naprawdę jest czysty. I na szczęście nasi chłopcy nie znaleźli już żadnych nowych ciał w pobliżu budowy.

Po tej krótkiej wymianie zdań agent wyszedł. Nie miał nic do roboty w laboratorium, wiedział zresztą, że w tej chwili jego obecność tylko by irytowała naukowców. Jego „zezulcy” zupełnie zatopili się we własnym świecie pełnym obcych mu terminów i nieznanych jeszcze faktów, które wyciągali z pozoru nic nie mówiących próbek gleby, robaków i ludzkich szczątek. Lata pracy z Brennan nauczyły go, że może w stu procentach im zaufać. Może i byli nieco dziwni, ale znali się na tym. Z odrobiną sentymentu pomyślał, jakie to niezwykłe, że ludzie, którzy z początku tak go irytowali i z którymi tak ciężko było się porozumieć teraz stanowili jego zespół w pracy, a ponadto byli także jego przyjaciółmi. Dotyczyło to zwłaszcza pewnej ładnej, niebieskookiej kobiety, na myśl o której zawsze mimowolnie się uśmiechał.

 

Około 15 odebrał telefon od Angeli.

- Przesyłam ci właśnie zdjęcia i dane naszych ofiar. Wszystkie trzy są w bazie osób zaginionych. Daty zaginięcia zgadzają się z ustaleniami Brenn i Hodginsa.

- W porządku. Tak, już mam, dzięki Ange. Powiedz Bones, że zaraz po nią przyjadę, dobra? Musimy powiadomić ich rodziny. - wpatrywał się w monitor komputera, na którym widniały zdjęcia ładnych, uśmiechniętych blondynek. W chwili śmierci ledwo przekroczyły dwudziestkę, a wyglądały na jeszcze mniej lat niż miały w rzeczywistości. I były do siebie bardzo podobne. W głowie agenta rodził się już plan działania. Rozmowa z rodzinami, analiza okoliczności zaginięcia i szukanie wspólnego mianownika między tymi dziewczynami. Może się znały, miały wspólnych znajomych, przebywały w tych samych miejscach… Wszystko trzeba było dokładnie sprawdzić. Ruszył szybko do samochodu. Był człowiekiem czynu i cieszyło go, że mają wystarczająco dużo danych, by zacząć działać.

Wszystkie trzy rozmowy przebiegły podobnie i wszystkie trzy były bardzo nieprzyjemne. Minęło tyle lat, a bliscy zaginionych nadal mieli nadzieję w oczach, nadal czekali i wierzyli, że może jeszcze kiedyś zobaczą swoje dziewczynki całe i zdrowe. Wystarczył im rzut oka na parę stojącą w drzwiach, by wiedzieć, w jakiej przyszli sprawie. A potem był ból, płacz, ale może też i odrobina ulgi. Wreszcie wiedzieli, jaka jest prawda, skończyła się niepewność. Wszyscy pytali o to samo: „Kiedy możemy ją pochować?”. A na to nie mogli jeszcze przez jakiś czas pozwolić. Tak więc kiedy już skończyli ten okropny obowiązek odebrania rodzinom ostatniej nadziei oboje byli bardzo zmęczeni. W samochodzie panowała nienaturalna cisza. Booth co jakiś czas zerkał na partnerkę. Widział, że dla niej to też było ciężkie.

- Bones, wszystko w porządku? – kobieta odwróciła wzrok od szyby, w którą się wpatrywała i spojrzała na niego zdziwiona.

- Tak, czemu pytasz? – uniósł brwi w wiele mówiącym geście i już wiedziała, że tak łatwo się nie wymiga. Wahała się jeszcze przez chwilę, ale przecież nie musiała się obawiać, Booth zrozumie.

- Chodzi o to, że… Ta sprawa przypomniała mi moje własne przeżycia. Wiem, co czują ci ludzie. Ja na wiadomość o moich rodzicach czekałam 15 lat. I choć naprawdę chciałam wiedzieć, to ciężko mi było później zaakceptować prawdę. – zamilkła. Nigdy nie potrafiła opowiadać o swoich uczuciach, teraz także nie chciała się w to za bardzo zagłębiać. Seeley docenił to, że w ogóle powiedziała cokolwiek, i nie naciskał. Reszta drogi minęła im na zwyczajnej w tych okolicznościach dyskusji o morderstwach. Na pierwszy rzut oka ich ofiar nic nie łączyło: mieszkały w innych częściach miasta, prowadziły inny tryb życia. Dwie z nich to studentki, trzecia pracowała jako kelnerka, prawdopodobnie nie znały się, choć oczywiście nie była to pewna informacja i wymagała jeszcze sprawdzenia. W końcu w Waszyngtonie nie brakowało miejsc, w którym młode osoby mogły spędzać czas, spotkać się choćby przypadkowo. Z pewnością łączyła je postać zabójcy. To, że zginęły w ten sam sposób i ich ciała znaleziono w tym samym miejscu nie mogło być zbiegiem okoliczności. W biurze czekały na agenta akta z prowadzonych przed laty śledztw. Mimo że od zaginięcia dziewczyn minęło dużo czasu mogły dać jakiś punkt zaczepienia, więc musiał dokładnie je przeczytać. Bones też nie brakowało pracy. Tymczasem oboje mieli ochotę po prostu położyć się i zasnąć. Wstawanie o 3 w nocy chyba nikomu nie służy, w pewnym momencie nawet kofeina przestaje działać.

 

Praca przynosiła efekty. Mimo zmęczenia wszyscy czuli pewną satysfakcję, ponieważ udawało się odkrywać kolejne szczegóły sprawy, dzięki którym zaczął im się rysować obraz zbrodni i sposobu działania zabójcy. Jeszcze zamazany, niewyraźny, ale było kwestią czasu jego uzupełnienie o kolejne elementy i odkrycie prawdy. Był już wieczór, kiedy Booth po raz kolejny tego dnia wszedł do laboratorium. Tym razem miejsce sprawiało wrażenie spokojnego, bo część pracowników poszła już do domów, a ci którzy zostali, byli bardzo pochłonięci pracą. Do tych drugich należała dr Brennan. Agent znalazł ją w gabinecie. Oderwała się na chwilę od prawdziwych kości, w zamian analizując komputerową rekonstrukcję. Na monitorze powoli obracał się kilkakrotnie powiększony obraz żebra jednej z ofiar z wyraźnie rysującym się śladem po narzędziu zbrodni. Antropolog błądziła kursorem myszki po krawędziach nacięcia i zastanawiała się intensywnie.

- Hej Bones, nie myśl tyle, bo będziesz miała zmarszczki. – uśmiechnął się, gdy uniosła głowę zaskoczona; najwyraźniej nie zauważyła, że przyszedł.

- Zmarszczki nie powstają od myślenia, to wynik naturalnych procesów zachodzących w skórze, m.in. zaniku kolagenu.

- Tak, oczywiście, ale kiedy tak zawzięcie pracujesz marszczysz czoło. – usiadł naprzeciwko niej – Co cię aż tak zainteresowało?

- Coś mi nie pasuje w tych śladach na żebrach i mostkach ofiar… Są jakieś dziwne. Mamy problem z ustaleniem, co je spowodowało. – westchnęła i potarła zmęczone oczy dłonią – A ty co tu robisz?

- Przyszedłem po ciebie. Jest już późno, a my wstaliśmy właściwie w środku nocy. Pora wracać do domu.

- Ale…

- Nie ma żadnego „ale”. Jesteś wykończona. Na pewno lepiej będzie ci się pracowało, jak trochę odpoczniesz. Zresztą, możemy się powymieniać informacjami i opiniami na temat sprawy w przyjemniejszym otoczeniu, np. u ciebie w mieszkaniu nad porcją pysznej chińszczyzny i butelką piwa – uśmiechnął się, by ją przekonać. Udało się. Bez słowa wyłączyła komputer, sięgnęła po płaszcz i torebkę, i wyszła uśmiechając się do niego przez ramię, a on ruszył za nią.

 

3.


- Hodgins ustalił czas zgonu na ok. 7, 8 i 9 lat temu. To się pokrywa z datami zaginięcia. Wygląda na to, że nie zostały zamordowane w lesie. Na szczątkach były jakieś pyłki i grzyby, które sugerują, że ciała przeniesiono, jak uda się zidentyfikować dokładnie te cząsteczki, to może będziemy wiedzieli gdzie zginęły. A ja i Zack wrócimy jutro do narzędzia zbrodni. Jeszcze nie wiem, co w tych śladach jest nie tak, ale dojdę do tego.

Booth i Brennan siedzieli przy kuchennym stole w mieszkaniu pani doktor i zajadali chińszczyznę. Kobieta relacjonowała partnerowi najświeższe odkrycia zespołu z Instytutu Jeffersona.

- W porządku. Znajdziesz jutro czas, żeby towarzyszyć mi w przesłuchaniach? Trzeba porozmawiać z osobami, które były w jakikolwiek sposób związane z ofiarami. W aktach znalazłem nazwiska ich przyjaciół, znajomych, którzy widzieli je jako ostatni itd. Trochę tego jest.
Pokiwała głową. Przesłuchania nie należały do jej zwykłych obowiązków, w końcu była naukowcem nie policjantką, ale zawsze lubiła pomagać w nich Boothowi. Czasami to jej udawało się wyciągnąć od świadka potrzebne informacje, zdobyć zaufanie, zadać trafne pytanie. Częściej, zupełnie nieświadomie, mówiła coś nietaktownego, niepotrzebnego lub dziwnego z punktu widzenia innych ludzi. Partner już się do tego przyzwyczaił. W ich duecie to on był ekspertem w kontaktach międzyludzkich, w odczytywaniu emocji, ocenianiu prawdomówności świadków, odkrywaniu motywu. Uzupełniali się. Tak jak w tej chwili.

- To wygląda na działanie seryjnego zabójcy.

Agent powoli pokiwał głową.

- Też tak sądzę, chociaż wcale mi się to nie podoba. Młode kobiety, podobne z wyglądu, zabijane w ten sam sposób, rok po roku, zakopane w tym samym miejscu. Ale dlaczego znaleźliśmy akurat 3 ciała, dlaczego nie ma świeższych ofiar, skoro nikt go nie złapał? Poprośmy Angelę, żeby sprawdziła bazę danych osób zaginionych, może znajdą się potencjalne ofiary pasujące do profilu.

- Dobrze – już sięgała po telefon, ale Booth chwycił ją delikatnie za nadgarstek. Drgnęła lekko czując jego dotyk.

- Rano, Bones. Przecież wszyscy już skończyli pracę, my także. – spojrzał wymownie na butelki z piwem stojące na stole obok opakowań po jedzeniu. Rozsiadł się wygodniej na krześle, wyciągając nogi przed siebie. Czuł senny piasek pod powiekami, ale nie miał ochoty jeszcze wracać do swojego mieszkania. Przez dłuższą chwilę milczeli, ale była to dobra cisza między dwojgiem ludzi, którzy dobrze się znają i nie muszą cały czas mówić, by nie czuć się niezręcznie w swym towarzystwie. Wzrok mężczyzny błądził leniwie po wnętrzu, które zdążył już dobrze poznać, w końcu dość często tu przebywał. Jego uwagę przykuł jakiś przedmiot leżący na szafce. Wstał i szybko chwycił w ręce rękopis nowej książki.

- Bones! Nie mówiłaś, że twoja książka jest już gotowa.

- Bo nie jest – chciała wyrwać mu ją z rąk, ale odwrócił się zwinnie nie pozwalając jej na to – Booth! Nie chcę, żebyś ją czytał – krzyknęła rozzłoszczona, gdy zajrzał na pierwszą stronę.

- Dlaczego? Przecież czytam wszystkie twoje książki – był zaskoczony jej gwałtowną reakcją.

- Owszem, ale dopiero, kiedy są już wydane. Ta nie jest jeszcze skończona. Nie potrafię jej odpowiednio dopracować, cały czas coś jest nie tak. Przeczytasz, jak będę miała ostateczną wersję.
Pokręcił tylko głową. Bones i jej perfekcjonizm. Niedługo później wyszedł upominając partnerkę, by dobrze zamknęła drzwi i od razu poszła spać. Rzeczywiście czuła się naprawdę wykończona. Tylko że z pewnym niepokojem myślała o kolejnej nocy wypełnionej koszmarami.

Tym razem jednak nic nie zakłóciło jej snu. Zapewne była zbyt zmęczona, by śnić o czymkolwiek. Po przebudzeniu leżała jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami, nie miała ochoty na szybki powrót do rzeczywistości. Myśli błądziły swobodnie rejestrując tykanie zegara, szum samochodów na ulicy, błysk słońca pomiędzy zasłonkami w oknie. I wtedy… Usiadła gwałtownie. Jeszcze przed chwilą zamglone snem oczy były teraz szeroko otwarte i całkiem przytomne. Uwielbiała to uczucie olśnienia, kiedy jakiś nie odkryty fakt stawał się zupełnie jasny. Z uśmiechem zadowolenia zaczęła się szykować do pracy, by jak najszybciej sprawdzić swoją teorię.

 

Laboratorium Instytutu Jeffersona mogło się poszczycić najlepszej klasy wyposażeniem i sprzętem, który nadal sporo ludzi nie zorientowanych w temacie mogłoby uznać za wymysł autora opowiadań science fiction. Genialny komputer, na którym pracowała Angela Montenegro stanowił znakomity przykład. Artystka była z niego naprawdę dumna, zwłaszcza że wspaniale potrafiła wykorzystać jego możliwości. W tej chwili cały zespół zebrał się, by obejrzeć prawdopodobną rekonstrukcję morderstw, którą stworzyła opierając się o słowa przyjaciółki. Brennan wreszcie zrozumiała dlaczego tak ciężko było im ustalić narzędzie zbrodni. Ślady na kościach wyglądały nietypowo nie z powodu ostrza, jakiego użyto, ale z powodu sposobu w jaki je zadano. Zobaczyli komputerowo wygenerowaną trójwymiarową sylwetkę młodej blondynki. Za nią pojawił się mężczyzna. Objął ją ramionami od tyłu, naturalnie, jakby robił to nie raz, a ona oparła się o niego plecami niczego nie podejrzewając. W jego dłoni błysnął nóż. Wbił ostrze w klatkę piersiową ofiary, a ta w wyniku szoku i bólu wygięła ciało do tyłu, ułatwiając mu jeszcze zadanie. Jedną ręką podtrzymywał ją, by nie upadła, drugą zadawał kolejne ciosy.

Widzowie patrzyli zafascynowani. Angela kilkoma ruchami zmieniła obraz. Teraz patrzyli na klatkę piersiową jednej z ofiar, żebra połączone z mostkiem, z widocznymi rysami. Temperance przystąpiła do wyjaśnień.

- To co przed chwilą widzieliśmy to prawdopodobny przebieg wszystkich trzech morderstw. Wczoraj miałam problem z dopasowaniem tych śladów, nie byłam pewna, czy zostały nieco zniekształcone w wyniku czasu, czy były zadane nietypowym narzędziem. Teraz jednak wiem, że to był zwyczajny nóż. Rysy są inne niż zazwyczaj, ponieważ ciosy zostały zadane od tyłu, pod zupełnie innym kątem niż się spodziewaliśmy Ponieważ szczątki znajdowały się w znacznym stanie rozkładu niemożliwe było zbadanie przebiegu ran, a kości zostały uszkodzone tylko w niewielkim stopniu, więc nie było to oczywiste. A tak wygląda prawdopodobne narzędzie zbrodni. – w tej chwili zobaczyli nóż, którego wąskie, giętkie ostrze smaga twardą tkankę wpasowując się w zaznaczone wcześniej zagłębienia – Wersja, którą przedstawiła nam Angela idealnie wyjaśnia wszystkie ślady, a także np. różnice w ich rozmieszczeniu na kościach. Kobiety były nieco innego wzrostu. Przyjęcie takiego przebiegu wydarzeń pozwala na wyciągnięcie paru innych wniosków…

- Ofiary znały mordercę. – Cam odezwała się jako pierwsza. Była pod wrażeniem. Zresztą nie tylko ona.

- Z pewnością. Gdyby atak następował z zaskoczenia ślady byłyby inne. W takiej sytuacji naturalnym odruchem jest odwrócenie się do napastnika, próba obrony lub ucieczki, a tutaj nie mamy niczego, co by o tym świadczyło. Poza tym zadawanie ran w ten sposób byłoby po prostu bez sensu. Biorąc pod uwagę różne parametry udało nam się ustalić, że zabójca ma ok. 1,80 wzrostu i jest leworęczny.

Uśmiechnęła się do Bootha, który patrzył na nią z podziwem. Niby wiedział, że jest piekielnie inteligenta, ale jednak nadal potrafiła go zaskoczyć swoimi błyskotliwymi odkryciami.

Tego dnia Booth i Bones mieli porozmawiać z przyjaciółmi zmarłych dziewczyn, więc po chwili opuścili instytut, a reszta pracowników wróciła do swych zwykłych zajęć. Zack Addy jednak stał nadal w miejscu wpatrując się w pustą już przestrzeń, gdzie przed chwilą widniały wygenerowane przez Angelę obrazy.

- Jak mogłem tego nie zauważyć… Czemu na to nie wpadłem? – w końcu westchnął zrezygnowany i z opuszczoną głową ruszył do swojego stanowiska pracy. Wyglądał jak dziecko, któremu nie udało się dostać wymarzonej piątki ze sprawdzianu. Cóż, musiał pogodzić się z tym, że chociaż on sam ma już doktorat to właśnie dr Brennan jest najlepszym antropologiem w kraju.

 

4.


Ładny, przestronny salon był rozświetlony promieniami słonecznymi wpadającymi przez duże okno. Pomieszczenie sprawiało naprawdę przyjemne wrażenie. Kobieta, która siedziała naprzeciwko partnerów nie była już tak miła. Początkowo w ogóle nie chciała ich wpuścić, Booth przekonał ją dopiero mówiąc, że albo porozmawiają teraz, albo dostanie oficjalne wezwanie na przesłuchanie.

- Co jeszcze mam powiedzieć? Przesłuchiwano mnie kilkakrotnie na początku, dziewięć lat temu, i naprawdę nie było to przyjemne doświadczenie. Nie chcę do tego ponownie wracać, minęło tyle czasu.

- Przykro mi, że rozgrzebujemy stare rany, ale nie mamy wyjścia. Madison to pani siostra, prawda?

- Tak, starsza o dwa lata. – kobieta westchnęła – Kiedy zaginęła miałam 20 lat, a ona 22. Formalnie obie byłyśmy już dorosłe, ale nadal mieszkałyśmy z rodzicami i prowadziłyśmy życie typowe dla nastolatek. Jej zniknięcie wywróciło świat całej mojej rodziny do góry nogami. Te lata były koszmarem dla wszystkich, zwłaszcza dla matki. To cud, że małżeństwo rodziców się nie rozpadło.

- Dlaczego?

- Mama wpadła niemal w obsesję. Wszystko straciło dla niej sens, wszystko prócz prób odnalezienia Maddy. Nie mogłam tego wytrzymać i później dość szybko wyprowadziłam się z domu. A teraz moja siostra się odnalazła. Mama chyba do tej pory nie chce uwierzyć, że nie żyje, mimo że mają państwo jej ciało.

Bones i Booth wymienili spojrzenia. Kobieta mówiła spokojnie, ale w jej oczach widać było cierpienie. Wyglądało na to, że dziewięć lat temu oprócz siostry straciła też matkę.

- Pani jako ostatnia widziała Madison?

Pokiwała głową i wstała, by wziąć coś z szafki. Pokazała im zdjęcie dwóch młodych, roześmianych kobiet siedzących w jakimś pubie.

- To były moje urodziny. Wyszłyśmy razem na drinka z tej okazji… Mimo, że jak byłyśmy młodsze ciężko było nam się porozumieć, z czasem się zaprzyjaźniłyśmy i lubiłyśmy spędzać ze sobą czas. Oczywiście w granicach rozsądku – uśmiechnęła się smutno – Później byłam umówiona ze swoimi przyjaciółmi, a Maddy miała wrócić do domu. Nigdy jednak tam nie dotarła.

 

Zaginięcia wyglądały standardowo. Kobiety jakby rozpłynęły się w powietrzu, zniknęły zupełnie bez śladu. Nie znaleziono ich wówczas, teraz rozwikłanie sprawy było jeszcze trudniejsze. Booth zdawał sobie sprawę, że drepczą w kółko nie mogąc złapać żadnego konkretnego tropu. Jedyną nadzieję stanowił Instytut Jeffersona i znajdujące się tam szczątki ofiar. Wreszcie, popołudniu, gdy siedzieli w SUVie agenta po kolejnej rozmowie, tym razem z chłopakiem jednej z zamordowanych, zadzwonił telefon,

- Brennan, słucham. – słysząc w słuchawce głos Hodginsa szybko przełączyła na głośnik.

- Na ciele wszystkich ofiar znajdowały się pyłki kilku gatunków róż. Znalazłem je także w miejscu uszkodzenia kości, musiały się więc znajdować na narzędziu zbrodni.

- Czyli to pewne, że nie zginęły w lesie?

- Tak, w środku lasu raczej ciężko znaleźć różany ogród. - naukowiec nie zdawał sobie sprawy z tego, że były to niemal prorocze słowa.

- W porządku, Hodgins, dzięki. Pracuj dalej, jak znajdziesz coś jeszcze to daj znać.
Zakończyli rozmowę, a Booth zamyślił się.

- Przed domem pierwszej z ofiar rosną róże. – powiedział w końcu.

- Tak samo jak w wielu innych miejscach. To bardzo popularne kwiaty. Poza tym nie sądzę, żeby rodzice.

- Jasne. Tak tylko mówię. Właśnie w tym rzecz. Mamy pewne ślady, ale niewiele nam one dają.

- Pojedynczo nie, ale może w końcu, gdy znajdziemy więcej takich szczegółów uda się odkryć prawdę. Może pojechalibyśmy do Royal Dinner? Przegapiliśmy porę lunchu.– zmieniła temat.

- Lunch? Ty, Bones, sama upominasz się o posiłek? Co się stało? – wyszczerzył się do niej.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież jak każdy muszę jeść, co w tym takiego dziwnego.

- Wiesz, niby tak, ale czasami zachowujesz się jakby ciebie to nie dotyczyło, po prostu nie pamiętasz o czymś tak prozaicznym jak żołądek. Zresztą nie powinno mnie to dziwić, przecież to nie kość.

- Żołądek to mięsień, a ty przestań ze mnie żartować. Jak nie masz ochoty na tę swoją szarlotkę to mogę zjeść coś sama…

- Bones, na szarlotkę mam ochotę zawsze. – dość gwałtownie skręcił na skrzyżowaniu kierując się w stronę ich ulubionej knajpki, jakby się bał, że Brennan zmieni zdanie. Nie minęło dużo czasu, a siedzieli przy stoliku zajadając tosty i pijąc kawę. Agent starał się namówić towarzyszkę na kawałek ciasta w ramach deseru, ale ona skusiła się jedynie na sałatkę owocową. Właściwie to i tak było dużo. Kelnerka obsługiwała ich z prawdziwym, nie tylko zawodowym, uśmiechem na ustach. Znała ich doskonale, bo byli stałymi klientami, w dodatku stanowili bardzo interesującą parę. Z początku pewnym żalem napełniał ją fakt, że przystojny agent jest tak zapatrzony w panią doktor, ponieważ sama chętnie by się z nim bliżej zapoznała, szybko jej jednak minęło. Teraz cała obsługa Royal Dinner reagowała serdecznym rozbawieniem na docierające do nich strzępy rozmów partnerów. Niestety miłą atmosferę wspólnego posiłku często przerywał dźwięk telefonu. W ich pracy ciężko było o prawdziwie wolny czas. Tego dnia stało się podobnie. W połowie deseru rozległ się dźwięk motoroli Bootha. Po krótkiej rozmowie agent wstał łykając w pośpiechu resztę ciasta i zbierając się do wyjścia. Brennan również się podniosła.

- Coś się stało?

- Cullen chce żebyśmy przyjechali do biura. Podobno ma jakieś informacje w naszej sprawie.

Brennan z lekko ściągniętymi brwiami, które stanowiły oznakę zdziwienia, przerzucała spojrzenie z Bootha na obcego agenta, który stał obok Cullena. Obaj mężczyźni mierzyli się wyjątkowo nieprzychylnym wzrokiem, ale szef zdawał się tego nie dostrzegać.
- Dr Brennan, to agent specjalny Evan Baxter – podała mu rękę. Przytrzymał ją nieco dłużej niż wymagało tego zwykłe przywitanie i patrzył na nią dość zuchwale. Tymczasem pani antropolog z zawodowym zainteresowaniem studiowała jego twarz. Nie był specjalnie przystojny, ale w ostrych rysach i delikatnie skrzywionych ustach było coś intrygującego. Wzbudzał niepokój. W końcu lekko szarpnęła ręką, by wydobyć dłoń z uścisku.

- Miło mi.

- O co tak właściwie chodzi? – w głosie Bootha usłyszeli ostrą nutkę. Agent Baxter uśmiechnął się kpiąco.

- Mam pewne informacje, które powinny was zainteresować. Chcę się włączyć do sprawy.

- Że co? – tym razem oboje nie wyglądali na zadowolonych. Przywykli do pracy we dwójkę, no, ewentualnie z zespołem z Jeffersona. Cullen widząc ich reakcję postanowił się wtrącić.

- Zanim odmówicie powinniście się dowiedzieć wszystkiego. To trudne śledztwo i potrzebujecie pomocy, której Baxter może wam udzielić, tym bardziej, że w pewnym stopniu już jest związany ze sprawą. W związku z tym mam nadzieję, że się dogadacie. – po tych słowach wyszedł. Temperance nie wiedziała, co o tym myśleć, ale dla Bootha wszystko było jasne: jeśli się nie dogadają współpraca przyjmie zapewne formę polecenia służbowego. Westchnął zrezygnowany.

- Ok. Co masz?

Zapytany agent oderwał oczy od pani doktor i rzucił na biurko teczkę z dokumentami. Partnerzy zajrzeli do niej, a on zaczął opowiadać. Podczas gdy mówił jego twarz nabierała zaciętego wyrazu, a zwięzłe, konkretne zdania które z siebie wyrzucał ujawniały niespodziewany profesjonalizm.

 

5.


Dokumenty, które przyniósł Baxter stanowiły akta sprawy sprzed 6 lat. Zdjęcia dołączone do pliku kartek przedstawiały młodą blondynkę, najpierw z uroczymi dołeczkami w policzkach i rozświetlonymi radością oczami, następnie z poszarzałą skórą i pustym, martwym spojrzeniem. Jedno przynieśli bliscy, drugie zrobiono na miejscu zbrodni. Temperance i Seeley wymienili znaczące spojrzenia. Zamiast czytać suchy raport skupili się na głosie towarzyszącego im agenta.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin