70 Donnell Tim - Conan i sześć wrót strachu.pdf

(466 KB) Pobierz
TIM DONNELL
T IM D ONNELL
C ONAN I S ZEŚĆ W RÓT S TRACHU
(P RZEŁOŻYŁA E WA S KÓRSKA )
SCAN- DAL
I
Tego dnia od samego rana niezrozumiały niepokój dręczył Conana, potężnego króla
Aquilonii. Władca na próżno szukał przyczyny. Po sławnych zwycięstwach nad wrogami
życie w królestwie, którym władał mądrze i surowo, płynęło spokojnie, nie dając powodów
do niepokoju. Ale mimo to coś męczyło go przez cały dzień. Wieczorem, gdy skończył już ze
sprawami państwowymi, poszedł do komnat królowej Zenobii. Miał nadzieję, że przy niej uda
mu się uwolnić od trosk. Szedł szybko korytarzami pałacu, nie zwracając uwagi na kłaniające
się z szacunkiem sługi. Czarne włosy rozsypały mu się na ramionach, niebieskie oczy
spoglądały posępnie spod zmarszczonych brwi. Ale gdy za prowadzącymi do komnat Zenobii
drzwiami usłyszał znajomy śmiech, rozjaśniła mu się twarz i do komnaty królowej wszedł
pogodny. Zenobia go nie zauważyła. Stała ze swoimi damami przy oknie i karmiła tresowane
gołębie, mieszkające wysoko nad dachami pałacowych wież. Przestraszone pojawieniem się
czarnowłosego giganta ptaki z szumem sfrunęły z parapetu. Zenobia wiedziała, kto stoi za jej
plecami, i odwróciła się szybko. Wystarczyło jedno spojrzenie na ukochanego, by zrozumiała,
że dręczy go jakiś niepokój. Gestem odprawiła damy.
- Co się stało, mój miły? - zapytała. - Uśmiechasz się, ale widzę, że ciężko ci na
duszy.
- Sam nie wiem, co mnie dręczy. W królestwie spokój, gońcy nie przynieśli żadnych
złych wieści, a jednak... Ty niczego nie czujesz?
- Nie, najdroższy. Tylko od rana bardzo chce mi się spać. Kazałam damom śpiewać,
nawet potańczyłyśmy trochę, potem karmiłyśmy gołębie...
Conan dopiero teraz zauważył, jaka jest blada i jakie zmęczone ma oczy.
- Zaniosę cię do sypialni. Jutro obudzisz się wypoczęta i wesoła jak skowronek -
powiedział i lekko, jak dziecko, wziął ją na ręce.
W sypialni kazał służebnym pomóc pani przebrać się w strój nocny. Gdy całował
Zenobię na dobranoc, już prawie spała. Wyszedł cicho.
Sen pochłonął Zenobię jak woda. Wciągnął w czarne, grząskie odmęty, spętał jej ręce
i nogi, zdławił wyrywający się z gardła krzyk. Wydawało się jej, że całą wieczność próbuje
otrząsnąć się z tego koszmaru, okruchami świadomości pojmując, że to sen. A jednocześnie
wszystko działo się jakby na jawie... Straszna, hipnotyzująca, czarnoksięska realność. Czyjaś
wola bawiła się nią jak burza suchym listkiem.
Przed szeroko otwartymi, przerażonymi oczami przesuwały się niewyraźnie cienie.
Czasem przyjmowały jakieś kształty, czasem rozpływały się, tworząc jaskrawe plamy, sploty
kolorowych spiral, miriady migoczących w ciemności punktów. Umysł królowej
wycieńczony był zmaganiem się z koszmarem. Wydawało się, że jeszcze chwila i sama
rozpadnie się na miliony iskier i rozpłynie w ciemności. Wtedy królowa poczuła, że mrok
patrzy jej w oczy.
- Ragon Sath... Ragon Sath... Ragon Sath... - rozległ się w jej mózgu szept.
Znowu zaczęła się szamotać, chcąc wyrwać się z upiornego koszmaru, ale gardło
ścisnęła jej ostra, żelazna obręcz i wszystko utonęło w purpurowym lśnieniu i jej własnym
krzyku...
Potem zapadła cisza. Przed oczami kołysał się szary półmrok, gdzieś daleko słychać
było jakieś szelesty. Stopniowo dźwięki stawały się coraz głośniejsze i bliższe. Królowa
próbowała wyłowić choćby słowo i w tym momencie ciemna zasłona rozerwała się i światło
chlusnęło w jej otwarte oczy. Głosy zamilkły na chwilę i natychmiast odezwały się znowu.
- Ocknęła się! Królowa otworzyła oczy! - zaświergotał radosny młody głosik.
- Rozcieraj jej ręce, Imma, nie przerywaj! - polecił władczo surowy, męski głos i
Zenobia zobaczyła pochyloną nad sobą twarz. Kiedyś, dawno, całą wieczność temu, znała te.
twarz... Jej usta poruszyły się w niemym pytaniu. Mężczyzna zrozumiał, nachylił się.
- To ja, królowo - odpowiedział cicho. - Medyk Damunk. Za chwilę poczujesz się
lepiej. - Podsunął jej flakonik z jakimś aromatycznym specyfikiem. Ostry zapach natychmiast
rozpędził mgłę, spowijającą świadomość. Barwy, dźwięki, wspomnienia zalały ją jak fala i
koszmar odpłynął gdzieś daleko, ustępując miejsca znajomemu życiu.
Wyczerpana królowa leżała na swoim łożu. Wygląd pościeli świadczył o tym, że
przez całą noc walczyła z tuzinem wrogów. Nawet ciężka, wisząca na łożem zasłona walała
się na podłodze rozerwana. Jej nocny strój również był w strzępach. Tak walczyła królowa,
by wyzwolić się z niewoli swojego snu.
Przelęknione służebne kuliły się z boku. Prawie całą noc próbowały obudzić królową,
ale koszmar nie wypuszczał jej ze swych mocnych objęć. Przybiegł ze swoich komnat
zaniepokojony król Conan i on dopiero zdołał unieruchomić miotającą się i jęczącą Zenobię.
Nadwornemu medykowi Damunkowi i jego zręcznej, małej pomocnicy udało się
rozbudzić królową dopiero rankiem. Conan trzymał jej wijące się ciało, a delikatne, silne ręce
Immy mocno nacierały dłonie i stopy Zenobii leczniczymi maściami. Medyk przez cały czas
podsuwał jej pod nos flakon z aromatycznym zielem. Gdy królowej udało się wreszcie
otworzyć oczy i popatrzyła zamglonym wzrokiem gdzieś w górę, pochylił nad nią swoją siwą
głowę, próbując pochwycić jej wzrok i uwolnić od koszmaru.
- To ja, Damunk, królowo! Medyk Damunk!
W oczach Zenobii pojawił się błysk zrozumienia i rozejrzała się wokoło, widać było,
że wraca jej pamięć. Jeszcze jedna twarz pochyliła się nad nią i zobaczyła niespokojne,
niebieskie oczy, niepokorną grzywę czarnych włosów, mocno zarysowane usta. Twarz, której
każdą zmarszczkę i każdą bliznę tak dobrze znała, straszną w gniewie i szczerą w radości,
teraz wykrzywiał grymas niepokoju i męki. Wyschnięte wargi królowej rozchyliły się.
- Ratuj mnie, Conanie! - szeptała, z trudem poznając swój głos. Ręce męża delikatnie
ścisnęły kruche ramiona królowej.
Conan uniósł jej głowę i odsunął splątane pasma włosów.
- Bogowie! Co to?! - rozległ się zduszony okrzyk medyka.
Białą szyję Zenobii otaczała wąska, purpurowa szrama, przypominająca ślad po
obroży. Conan dotknął jej ostrożnie koniuszkami palców. Królowa odchyliła głowę i jęknęła.
Ciało jej przeszył ostry ból, w pamięci rozbłysło groźne imię - strach i udręka nocnych
widziadeł.
- Ragon Sath... Ragon Sath...
- Ragon Sath... Ragon Sath... - powtórzył jak echo Damunk. -Natrafiłem na to imię w
starożytnych czarnoksięskich księgach... To straszny mag, który zabija we śnie. Chce czegoś
od ludzi i ludzie giną, wypełniając jego wolę...
- Klnę się na Croma, że nie oddam mu królowej! Nie bój się, jestem przy tobie,
jestem przy tobie! - Conan gładził czule ręce, włosy i czoło pięknej Zenobii, aż zasnęła
spokojnym snem. Służebne i mała Imma zostały przy niej, gotowe w każdej chwili wyrwać
królową ze szponów strachu. Damunk zaprowadził Conana do swojego pokoju, gdzie stały na
półkach starożytne magiczne księgi, a na stołach leżały stosy zwojów z receptami leków i
zaklęciami.
Tutaj, w ciemnym pokoju przesiąkniętym kurzem i odstraszającymi myszy ziołami,
wśród traktatów, kryjących w sobie śmierć i ratunek, król Conan usiadł naprzeciw medyka.
Ten sięgnął po ciężką, grubą księgę w skórzanej oprawie ze srebrnym zamknięciem i zaczął
przewracać pożółkłe kartki. Conan długo czekał, aż wreszcie zaczął tracić cierpliwość.
- No, znalazłeś coś o tym pomiocie Nergala? - zapytał. -Jest tam coś o Ragonie
Sathu?
- Imię Ragon Sath w starożytnym stygijskim narzeczu oznacza „Zniewolony
Wiecznością". W tej starej księdze napisano, że swoimi zbrodniami rozgniewał i bogów, i
demonów.
- I cóż, bogowie i demony nie mogli go po prostu zabić? Dlaczego nadal żyje i czyni
zło?
- My, ludzie, nie zawsze możemy pojąć zamysły bogów... Może śmierć byłaby zbyt
lekką karą...
- Zbyt lekką? Co może być gorszego od śmierci?
- A ty, panie, co byś wybrał - śmierć czy niekończącą się mękę samotności?
Więzienie, w którym jesteś sam ze sobą sto, tysiąc, dwa tysiące lat i z którego nie możesz
uciec?
- Masz rację, Damunku, wybrałbym śmierć... - odpowiedział z niechęcią Conan. - Ale
czego on chce od ludzi?
- Obiecano mu wolność, jeśli śmiertelnik zrobi dla niego coś, czego dokonać może
tylko czarownik. Wątpliwa szansa. I posyła ludzi na pewną śmierć.
- I teraz chce tego od Zenobii? Od słabej kobiety?
- Nie wiemy, czego chce. Może kobieta zdołałaby tego dokonać, a może kryje się za
tym coś innego. W księdze niczego więcej już nie ma... Tylko tyle, że Ragon Sath ma władzę
nad ludźmi jedynie nocą, we śnie...
Królowa... Conan zacisnął pięści, wściekły, że nie potrafi obronić jej przed obcą wolą.
Starożytne księgi, które przeglądał Damunk, nie zawierały żadnych zaklęć i specyfików, które
mogłyby pomóc i odegnać czar.
Fotel, w którym siedział król, przewrócił się z łoskotem, zwoje pospadały na podłogę,
trzasnęły drzwi. Damunk zaczął troskliwie zbierać z podłogi swoje skarby.
Gdy Conan wrócił do sypialni Zenobii, królowa już się obudziła. Unosząc się na
pomiętych poduszkach, rozglądała się ze zdumieniem. Conan wszedł, odesłał służebne
skinieniem głowy i rozkazał Immie przynieść wina. Usiadł obok królowej. Czerwona szrama
na jej szyi, która rano tak przeraziła Damunka, zbladła i ledwie odcinała się od białej skóry
różową blizną.
- Co się stało, Conanie? Kto śmiał urządzić tu takie pobojowisko? Moja ulubiona
zasłona rozdarta! Bogowie, co to znaczy?
Królowa dopiero teraz zauważyła, że jej ciało jest ledwie osłonięte strzępami lekkiej
tkaniny, która jeszcze wczoraj była pięknym, nocnym strojem. Przerażona zerwała się z łoża.
Splątane włosy rozsypały się na nagich ramionach, oczy miotały błyskawice gniewu.
- Niczego nie pamiętam! Wytłumacz mi, co się stało. Gdy wyszedłeś wieczorem,
wszystko było jak zwykle. A teraz coś takiego! Co się stało z moimi włosami? Cały dzień
spędzę w fotelu, zanim służebne je rozczeszą! - Tupnęła gniewnie, próbując rozplatać pasmo
włosów.
- Niczego nie pamiętasz? Nie pamiętasz, co ci się śniło?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin