Rodziewiczówna Maria - Joan VIII.pdf
(
831 KB
)
Pobierz
Rodziewiczówna Maria - Joan VIII
Maria Rodziewiczówna
Joan. VIII
I
Gedras wyszedł na swój nocny dy
Ň
ur, wst
Ģ
pił do rz
Ģ
dcy, zabrał klucze od bram i
rozpocz
Ģ
ł monotonn
Ģ
w
ħ
drówk
ħ
w
Ļ
ród zabudowa
ı
gospodarskich i fabrycznych.
Chłop był młody, atletycznej budowy, ale kaleka, gdy
Ň
mu maszyna zmia
Ň
d
Ň
yła
lew
Ģ
r
ħ
k
ħ
, i wskutek tego skazany był na słu
Ň
b
ħ
mało płatn
Ģ
i na pół pró
Ň
niacz
Ģ
. Od
trzech lat był stró
Ň
em nocnym u pana Zaremby, który przy miasteczku posiadał folwark i
fabryk
ħ
odlewów
Ň
elaznych i narz
ħ
dzi. Gedras przybył nie wiadomo sk
Ģ
d, ju
Ň
kaleka,
papiery miał w porz
Ģ
dku stan
Ģ
ł na słu
Ň
b
ħ
, i odt
Ģ
d spełniał j
Ģ
sumiennie,
Ň
yj
Ģ
c, jak
niektóre zwierz
ħ
ta, tylko w nocy, znaj
Ģ
c wszystkich i znany wszystkim, a nie
Ň
yj
Ģ
cy
wła
Ļ
ciwie z nikim.
Tego dnia rz
Ģ
dca, słysz
Ģ
c,
Ň
e zdejmuje klucze z gwo
Ņ
dzia u drzwi, rzekł do
ı
nie
podnosz
Ģ
c oczu od rachunków:
- Nie odchod
Ņ
od dworskiej bramy, bo pewnie go
Ļ
cie z poci
Ģ
gu przyb
ħ
d
Ģ
do
pałacu. Jutro chrzciny panienki.
Gedras skin
Ģ
ł głow
Ģ
, zatrzymał si
ħ
sekund
ħ
, patrz
Ģ
c na
Ļ
cienny kalendarz, jasno
lamp
Ģ
o
Ļ
wietlony.
- To ju
Ň
26 kwiecie
ı
? - rzekł.
- No, jutro. Wi
ħ
c co? - odparł rz
Ģ
dca.
Gedras poczerwieniał, co
Ļ
zamruczał i spiesznie wyszedł.
Klekotka jego odezwała si
ħ
raz i drugi, coraz dalej, rz
Ģ
dca ju
Ň
zapomniał
szczególnego pytania.
Du
Ň
y, ciemny cie
ı
stró
Ň
a posuwał si
ħ
z wolna od budynku do budynku.
Pałac był o
Ļ
wietlony, jeszcze si
ħ
bawiono w salonie i słu
Ň
ba si
ħ
snuła, wi
ħ
c Gedras
w swej w
ħ
drówce go omijał i skierował si
ħ
ku spoczywaj
Ģ
cym, czarnym gmachom
fabrycznym.
Robotnicy przychodzili co rana z miasteczka, nie było tam
Ň
adnych mieszka
ı
,
palacze dy
Ň
urni nocowali tylko przy kotłach, które rozpalano przed
Ļ
witem. Reszta
fabrykantów przychodziła na sygnał parowy o szóstej rano.
W kotłowni było jeszcze ciemno i cicho, ale gdy Gedras mijał
Ļ
lusarni
ħ
, ujrzał w
oknie
Ļ
wiatło i wszedł do
Ļ
rodka. Nie było tam nic nadzwyczajnego; dwaj
Ļ
lusarze, Józef
Nowik i Hilary Arcimowski, stali przy warsztatach swych opodal jeden od drugiego i
ko
ı
czyli jaki
Ļ
zapewne pilny obstalunek. Dwie małe lampki w
Ļ
ród cieni wielkiej sali
ledwie o
Ļ
wietlały schylone głowy i r
ħ
ce pracuj
Ģ
cych.
Zreszt
Ģ
Gedras znał ich dobrze i rzekł:
- Długo jeszcze zabawicie?
- Jak si
ħ
uda - odparł Nowik, szpakowaty, kr
ħ
py majster, zaj
ħ
ty polerowaniem i
dopasowywaniem jakiego
Ļ
trybu.
Drugi nic nie odparł, piłował co
Ļ
zawzi
ħ
cie i gwizdał. Gedras spojrzał na
ı
przelotnie i jakby z niech
ħ
ci
Ģ
oczy odwrócił. Nie lubił Hilka.
Nowik ozwał si
ħ
wesoło:
- Przesiedz
ħ
cho
ę
do rana, ale zarobi
ħ
pi
ħę
rubli. To do młyna tego dzier
Ň
awcy ze
Sławek. Dobry człowiek, tak prosił,
Ň
eby na jutro wieczór dostał, bo mu młyn stoi.
- A to jutro nie wy
Ļ
pieszycie?
- Jutro u mnie
Ļ
wi
ħ
to. Chrzciny.
- Oho, razem z panienk
Ģ
? A te
Ň
dziewczyna?
- Aha. Ba
Ļ
ka b
ħ
dzie.
- Du
Ň
o ich u was?
- Szóste. B
ħ
dzie dycht trzy pary.
- Trudno nakarmi
ę
pewnie?
- At! Niegłodne tymczasem. Co robi
ę
, jak Bóg daje!
Hilek si
ħ
roze
Ļ
miał szyderczo.
- Niech no ładne b
ħ
d
Ģ
, to i potem głodu nie zaznaj
Ģ
. Bóg daje dla chłopców na
pociech
ħ
.
- Jak dla jakich chłopców i na co - mrukn
Ģ
ł Nowik.
- At, bab dla wszystkich jest do syta.
Nikt mu nie zaprzeczył.
Wiadomo było w fabryce,
Ň
e Hilek pomiata
ę
mógł dziewcz
ħ
tami, bo szły za nim
band
Ģ
, cho
ę
znany był hulaka, pijak i awanturnik.
- Ty tak
Ň
e do tego młyna robisz? - spytał go Gedras.
- Nie, ja za Siwca ko
ı
cz
ħ
, bo r
ħ
k
ħ
okaleczył.
- Dziw,
Ň
e ci si
ħ
chciało drugiego wyr
ħ
czy
ę
.
- Siwiec mnie przy okazji zast
Ģ
pi.
Gedras posłyszał dzwonek u bramy i wyszedł
Ļ
piesznie. My
Ļ
lał,
Ň
e to od pałacu
dzwoni
Ģ
, ale to do furty fabrycznej kto
Ļ
kołatał. Wyjrzał tedy i zobaczył wyrostka, syna
mechanika.
- Tutaj. Czego chcesz?
- Mnie trzeba do niego na moment.
Gedras furtk
ħ
otworzył i poprowadził chłopca do
Ļ
lusarni.
- Hilek! Wyjd
Ņ
no tu, co
Ļ
ci rzek
ħ
! - zawołał chłopak.
- Czego? - pocz
Ģ
ł parlamentowa
ę
.
- Czy Hilek tutaj? - odparł chłopak zdyszany.
ĺ
lusarz głow
ħ
podniósł, poznał go. Oczy mu
Ņ
le zabłysły.
- Czego
Ļ
tu? Gadaj! Nie mam czasu twoich sekretów słucha
ę
! - krzykn
Ģ
ł.
Chłopak si
ħ
zawahał, potem podszedł do niego i pocz
Ģ
ł zdyszanym szeptem:
- Józia prosi...
Ň
eby
Ļ
przyszedł do nas. Zachorowała... i matka j
Ģ
chce wyp
ħ
dzi
ę
.
- To niech wyp
ħ
dzi! Mnie co do tego!
- Ona strasznie płacze i prosi,
Ň
eby
Ļ
j
Ģ
ratował. Matka te
Ň
powiada,
Ň
e jak
przyjdziesz, to jej nie wygoni.
- Id
Ņ
do stu diabłów! A mnie co za mus czy interes do was chodzi
ę
i godzi
ę
baby?
- Mus, nie mus - ozwał si
ħ
Nowik - ale po sumieniu, to ci wypada tam i
Ļę
.
Zgubiłe
Ļ
poczciw
Ģ
dziewczyn
ħ
.
- Jakem zgubił, to szuka
ę
nie my
Ļ
l
ħ
ani pilnowa
ę
takich poczciwych. Jak si
ħ
wam
spodobała, to wy j
Ģ
sobie znajd
Ņ
cie.
Chłopak stał patrz
Ģ
c na niego.
- To ty naprawd
ħ
nie pójdziesz? - spytał innym tonem, skupiaj
Ģ
c si
ħ
jakby w sobie.
Hilek za cał
Ģ
odpowied
Ņ
z błyskawiczn
Ģ
szybko
Ļ
ci
Ģ
kopn
Ģ
ł go nog
Ģ
. Ale chłopak
uskoczył i plun
Ģ
ł mu w twarz.
- Hycel! - sykn
Ģ
ł zajadle.
ĺ
lusarz rzucił si
ħ
na
ı
, chwycił za włosy, j
Ģ
ł pi
ħĻ
ciami okłada
ę
. Ale wtem poczuł
na karku jakie
Ļ
kleszcze, które go uniosły w gór
ħ
, potrz
Ģ
sn
ħ
ły, zdławiły i cisn
ħ
ły z
rozmachem w pró
Ň
ni
ħ
. Zatoczył si
ħ
, padł na ziemi
ħ
i na chwil
ħ
stracił przytomno
Ļę
.
- Id
Ņ
! Masz jego odpowied
Ņ
! - rzekł Gedras do chłopca, popychaj
Ģ
c go do drzwi,
potem si
ħ
odwrócił.
Hilek si
ħ
zerwał, stał przed nim i pi
ħĻ
ciami wygra
Ň
ał.
- A ty, ma
ı
kut, psiakrew, jak
Ļ
miesz mnie tyka
ę
? Won, ty sam! Spu
Ļ
cili ci
ħ
, psie, z
ła
ı
cucha,
Ň
eby
Ļ
szczekał na podwórzu, a nie wtr
Ģ
cał si
ħ
do naszych spraw!
ņ
eby
Ļ
nie był
kalek
Ģ
, toby
Ļ
poznał mnie!
- Ja ci
ħ
i tak znam. Mnie do twoich spraw nie interes, ale na burdy nie pozwol
ħ
.
Wychod
Ņ
albo pracuj, je
Ļ
li nie chcesz, bym ci
ħ
u rz
Ģ
dcy meldował!
Hilek popatrzył na
ı
krwi
Ģ
nabiegłymi oczyma, nic nie rzekł, wrócił do swego
warsztatu, zebrał narz
ħ
dzia i wyszedł.
Gedras szedł za nim, gdy go Nowik z cicha zawołał:
- Dogoni chłopca i utłucze.
Stró
Ň
ruszył ramionami z oboj
ħ
tno
Ļ
ci
Ģ
, jakby mówił: "Poza obr
ħ
bem fabryki ja nic
nie pomog
ħ
", i Nowik został sam.
- Poszedł?
- Zemkn
Ģ
ł. Furtk
ħ
chłopak zostawił otwart
Ģ
, ju
Ň
em go nie dogonił.
- Ale
Ļ
ty siłacz! Jak szczeniaka za kark podniósł. Musiałe
Ļ
ty mie
ę
moc, jake
Ļ
cały
był.
Gedras usiadł, zapalił papierosa.
- Słabszym był wtedy - rzekł powoli. - Moc nie w r
ħ
kach, a pi
ħĻę
Ļ
lepa rzecz i
niesprawiedliwa by
ę
mo
Ň
e.
- Na Hilka słuszna była.
Po długiej chwili Gedras wrócił.
- Zdarzyło si
ħ
. Ale taka moc cz
ħ
sto słabszego ukrzywdzi, przed silniejszym
stchórzy. Niewielka sława. Nie po
Ň
ałowałem ani chwili, gdy mi j
Ģ
odj
ħ
li.
- Gadasz! Ja bym ta nie chciał na twoim miejscu by
ę
. Szcz
ħĻ
cie,
Ň
e
Ļ
nie familijny,
dlatego m
ħ
drkujesz.
- Ja si
ħ
te
Ň
dol
Ģ
nie szczyc
ħ
, tylko moje kalectwo nie ta r
ħ
ka.Nie cała zgryzota, nie
mie
ę
czym robi
ę
.
- Albo co?
- Bywa gorzko nie mie
ę
dla kogo robi
ę
.
- Ot, bieda, to si
ħ
o
Ň
e
ı
. Ja ci zaraz tuzin naraj
ħ
. Wszystkim dziw,
Ň
e
Ļ
taki młody i
jak mnich
Ň
yjesz w kawalerskim stanie.
- Ja nie kawaler. Pi
ħę
lat temu, akurat dzi
Ļ
ten dzie
ı
,
Ň
ona mi umarła.
- Aa?! - zdziwił si
ħ
Nowik. - My
Ļ
lałem,
Ň
e
Ļ
kawaler. Nigdy nic o sobie nie
powiesz.
- Nieciekawe opowiadanie. Nie ma jej - i nie b
ħ
dzie. Wspomniałem,
Ň
e to dzi
Ļ
rocznica.
- No, pewnie, pi
ħę
lat, kawał czasu. Ju
Ň
ci próchnie
ę
nie warto przez to całe
Ň
ycie.
Kawaler, a wdowiec bezdzietny - to jedno. A ile ci lat?
- Trzydzie
Ļ
ci.
- Bierz Wikt
ħ
Zorkówn
ħ
! Ja ci
ħ
wyswatam, ot, jutro u mnie na chrzcinach si
ħ
spotkacie. Przyjd
Ņ
, ludziom si
ħ
po dniu poka
Ň
.
Gedras popatrzył na mówi
Ģ
cego, jakby si
ħ
wahał, chciał co
Ļ
powiedzie
ę
, ale słowa
nie wymówił i pr
ħ
dko wyszedł. Nowik ramionami wzruszył.
- Temu bednarza do łba trzeba - zamruczał.
Stró
Ň
, wyszedłszy z warsztatów, ruszył drog
Ģ
prosto w najdalszy k
Ģ
t gumna,
obejrzał si
ħ
par
ħ
razy za siebie, czy go kto nie widzi, skrył si
ħ
za w
ħ
gieł stodoły i tam
padł na ziemi
ħ
. Le
Ň
ał nieruchomy, jak martwy, słycha
ę
tylko było jego ci
ħŇ
ki oddech.
Od miasteczka zbli
Ň
ał si
ħ
po szosie turkot, potem dzwonek u pałacowej bramy
zad
Ņ
wi
ħ
czał.
Gedras si
ħ
zerwał, biegł na słu
Ň
b
ħ
. Byli to go
Ļ
cie z kolei na chrzciny panienki.
Zajechało przed pałac kilka doro
Ň
ek, wszcz
Ģ
ł si
ħ
ruch i gwar; doro
Ň
ki puste
odjechały, stró
Ň
bram
ħ
zamkn
Ģ
ł i rozpocz
Ģ
ł znowu sw
Ģ
monotonn
Ģ
w
ħ
drówk
ħ
. W miar
ħ
post
ħ
pu nocy gasły wszelkie odgłosy i
Ļ
wiatła. Ju
Ň
Nowik odszedł, ju
Ň
pociemniał pałac,
ju
Ň
ostatni poci
Ģ
g przeszedł, rozdarłszy powietrze gwizdem, zadudniwszy głucho po
mo
Ļ
cie naprzeciw fabryki, tylko klekotka Gedrasa rozlegała si
ħ
od czasu do czasu lub w
stajniach parskn
Ģ
ł ko
ı
.
Gedras zm
ħ
czył si
ħ
. Usiadł na ziemi pod murem, obj
Ģ
ł ramionami kolana, zło
Ň
ył
na nich głow
ħ
i tak, skulony, zdawał si
ħ
drzema
ę
. Nagle głow
ħ
podniósł; za murem,
szos
Ģ
, kto
Ļ
szedł. Kroki były powolne, wlok
Ģ
ce si
ħ
, ustawały, czaiły si
ħ
mo
Ň
e po
złodziejsku.
Stró
Ň
uszu nastawił, czatował, patrzał na wierzch muru, spodziewaj
Ģ
c si
ħ
,
Ň
e ów
spó
Ņ
niony go
Ļę
zechce si
ħ
tamt
ħ
dy wdrapa
ę
.
Nagle kroki ustały, co
Ļ
, a raczej kto
Ļ
upadł i zaj
ħ
czał, zawył, zaskomlał, jak
trafiony strzałem pies włócz
ħ
ga. Nic ludzkiego nie było w tym okrzyku, ale był tak
przejmuj
Ģ
cy,
Ň
e Gedras si
ħ
zerwał i pobiegł do bramy.
- Kto
Ļ
ginie! - my
Ļ
lał otwieraj
Ģ
c furt
ħ
i r
ħ
ce mu si
ħ
trz
ħ
sły ze zgrozy.
Wyjrzał na drog
ħ
, pusta była i głucha; opodal, pod murem, w mroku szarzał jaki
Ļ
przedmiot.
Był to człowiek skulony, skr
ħ
cony jak szmata, nieruchomy, zapewne martwy.
Gedras si
ħ
na sekund
ħ
zawahał, czy nie obudzi
ę
rz
Ģ
dcy, ale doleciał go znowu ów
j
ħ
k, rzucił si
ħ
tedy naprzód.
Na skraju szosy, w kału
Ň
y, le
Ň
ała kobieta, łachmanami ledwie okryta. Na widok
zbli
Ň
aj
Ģ
cego ci
ħ
człowieka starała si
ħ
d
Ņ
wign
Ģę
, ucieka
ę
zapewne, ale nie zdołała,
poderwała si
ħ
na r
ħ
kach i opadła z głuchym j
ħ
kiem:
- O, Jezu!
- Co tobie? - spytał Gedras.
- Ratujcie! Umieram! - wybełkotała wij
Ģ
c si
ħ
po ziemi. Potem si
ħ
wypr
ħŇ
yła i
tylko
Ň
ałosny j
ħ
k wyszedł z gardła.
Chwil
ħ
si
ħ
zawahał, czy j
Ģ
d
Ņ
wignie sw
Ģ
jedn
Ģ
r
ħ
k
Ģ
, czy i
Ļę
po pomoc, potem si
ħ
schylił, spróbował i a
Ň
si
ħ
zdziwił,
Ň
e człowiek mo
Ň
e by
ę
tak lekki. Pod ramiona j
Ģ
wzi
Ģ
ł,
okaleczonym ramieniem podtrzymał za nogi i poniósł. Zajmował on przy bramie malutki
domek o jednej stancji, tam j
Ģ
wniósł i na swym tapczanie umie
Ļ
cił. Potem zapalił lampk
ħ
i przyjrzał si
ħ
swej zdobyczy.
Było to prawie dziecko, drobne, w
Ģ
tłe, bose, w szmatach obłoconych i podartych.
Z twarzy sinobladej patrzyły nieprzytomne, zgrozy i osłupienia pełne, wielkie oczy,
czarno okr
ĢŇ
one. Spod chustki wypływały na twarz potem zlane kosmyki ciemnych
włosów. Oczy były rozwarte, ale nic nie widziały z otaczaj
Ģ
cych przedmiotów, patrzył w
jak
ĢĻ
straszn
Ģ
, czarn
Ģ
otchła
ı
, widziały ju
Ň
-
Ļ
mier
ę
. Dreszcze wstrz
Ģ
sały całym ciałem,
z
ħ
by szcz
ħ
kały, r
ħ
ce odrzucone wpijały si
ħ
palcami w pró
Ň
ni
ħ
, jakby si
ħ
konwulsyjnie
chciały uchwyci
ę
Ň
ycia. I znowu zawyła przeci
Ģ
gle,
Ň
ało
Ļ
nie. Pochylił si
ħ
nad ni
Ģ
i nagle
odskoczył przera
Ň
ony. Zrozumiał,
Ň
e to dziecko miało zosta
ę
... matk
Ģ
.
Przez chwil
ħ
zdr
ħ
twiał z wra
Ň
enia, twarz mu si
ħ
skurczyła, zbielały usta, potem
postawił lamp
ħ
na stołku i pobiegł do mieszkania rz
Ģ
dcy, i pocz
Ģ
ł stuka
ę
w okno.
- Co tam? - rozległ si
ħ
po chwili zaspany głos.
- Prosz
ħ
pana! To ja, stró
Ň
.
Rz
Ģ
dca si
ħ
zerwał, przyskoczył do okna, otworzył lufcik.
- Co? Pali si
ħ
?
- Nie, prosz
ħ
pana, ale u mnie kobieta rodzi...
- Co? Jaka kobieta? Pijany
Ļ
, szelmo!
- Prosz
ħ
pana, znalazłem za bram
Ģ
! Co robi
ę
?
- Id
Ņ
mi do stu diabłów! Budzi mnie dla takich bredni. Kto ci kazał zbiera
ę
po
drodze baby rodz
Ģ
ce? I do mnie z tym przychodzi! Jake
Ļ
sobie to zwlekł, to sam pilnuj! A
to mnie huncwot wystraszył!
Lufcik zamkn
Ģ
ł z pasj
Ģ
i snad
Ņ
uspokoił
Ň
on
ħ
, bo po chwili rozmowy za
Ļ
mieli si
ħ
oboje i rz
Ģ
dca legł,
Ļ
wiatło zgasło.
Gedras pozostał bezradny pod oknem. Połajanka rz
Ģ
dcy, a potem
Ļ
miech
oprzytomniły go.
Plik z chomika:
Zabr7
Inne pliki z tego folderu:
Rodziewiczowna Maria - Florian.rtf
(399 KB)
Maria Rodziewiczówna - Filantrop.pdf
(67 KB)
Rodziewiczowna Maria - Atma.rtf
(605 KB)
Rodziewiczowna Maria - Anima Vilis.rtf
(470 KB)
Rodziewiczowna Maria - Barbara Tryznianka.rtf
(530 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. G. Taylor
A. J. Quinnell
Abbott Jeff
Abe Kobo
Abercrombie Joe
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin