Patterson James - Kobiecy Klub Zbrodni 05 - Piąty jeździec apokalipsy.pdf

(997 KB) Pobierz
JAMES PATTERSON
& MAXINE PAETRO
PIĄTY JEŹDZIEC APOKALIPSY
PROLOG
Była północ.
Rozdział 1
Deszcz bębnił mocno o szyby, kiedy w Szpitalu Miejskim San
Francisco rozpoczął się obchód na nocnej zmianie trwającej od
północy do ósmej rano. Na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej
spała trzydziestoletnia Jessie Falk, unosząc się na wywołanym
percocetem rozlewisku błogiego światła.
Od lat nie miała tak pięknego snu.
Razem z trzyletnią Claudią, promyczkiem swojego życia, kąpała
się w basenie przy domu babci. Dziewczynka miała na sobie
urodzinowy kostium i różowe rękawki do pływania. Machała rękami
w wodzie, a słońce migotało w jej blond loczkach.
- Ojciec Wergiliusz prosi, żebyś pocałowała mnie jak motylek.
- Mamusiu, motylek tak muska?
Z krzykiem i śmiechem kręciły się w kółko i zanurzały, wołając
„ziuuuuuuuu”, gdy wtem ostry ból nieoczekiwanie przeszył pierś
Jessie.
Obudziła się z krzykiem, gwałtownie usiadła i przycisnęła ręce do
klatki piersiowej.
Co się dzieje? Co to za ból?
Natychmiast uświadomiła sobie, że leży w szpitalu i że znów ma
nudności. Przypomniała sobie, jak ją tu przywieziono, jak lekarz w
karetce pocieszał, że nie ma powodu do obaw, bo wszystko będzie
dobrze.
Osunęła się na materac i tracąc przytomność, obmacywała
krawędź łóżka w poszukiwaniu dzwonka do pielęgniarek. Dzwonek
jednak wyśliznął jej się z ręki i upadł.
Tylko uderzył głucho w bok łóżka.
Boże, co się dzieje? Brak mi tchu. Coś potwornego. Niedobrze
mi, pomyślała z przerażeniem. Szarpiąc głową w obie strony, Jessie
omiatała spojrzeniem ciemną szpitalną salę.
Nagle w oddali dostrzegła ludzką sylwetkę. Znajoma twarz.
- Chwała Bogu - szepnęła. - Pomocy. Moje serce.
Wyciągnęła ręce, chwyciła słabo powietrze, ale osoba stojąca w
cieniu ani drgnęła.
- Błagam - ponowiła prośbę.
Ten ktoś nie podszedł, nie kwapił się z pomocą. Co się dzieje?
Przecież to szpital. Osoba stojąca w cieniu tu pracuje.
Mroczki stanęły Jessie w oczach, a rozdzierający ból pozbawił ją
tchu. Raptem cały obraz skupił się w jednej gwiazdce białego światła.
- Błagam, pomocy. Chyba już...
- Tak, Jessie - potwierdziła osoba w cieniu. - Umierasz. Piękny
widok, jak przechodzisz na drugą stronę.
Rozdział 2
Jessie biła rękami o pościel niczym ptaszek trzepoczący
skrzydełkami. Po chwili ręce zastygły w bezruchu. Umarła.
Nocna zjawa podeszła, uklękła przy łóżku. Na twarzy młodej
kobiety wystąpiły plamy, zasinienia. Była wilgotna w dotyku, źrenice
miała nieruchome. Brak tętna. Żadnych oznak życia. Gdzie ona teraz
jest? W niebie, w piekle, nigdzie?
Tajemnicza postać podniosła dzwonek z podłogi, naciągnęła
zmarłej koc, poprawiła blond włosy i kołnierzyk koszuli, osuszyła
chusteczką ślinę na wargach.
Zwinnymi palcami podniosła z nocnego stolika zdjęcie w ramce
stojące obok telefonu. Śliczna młoda matka z córeczką na ręku. Mała
chyba ma na imię Claudia...
Nocna zjawa odstawiła zdjęcie, zamknęła Jessie Falk oczy, a na
każdej powiece położyła po miedziaku mniejszym od
dziesięciocentówki. Na obu widniał kaduceusz, kij opleciony parą
węży, zwieńczony dwoma skrzydłami, symbol profesji medycznej.
Pożegnanie rzucone szeptem zginęło w pisku opon aut mknących
po mokrym bruku pięć pięter niżej na Pine Street.
- Dobranoc, księżniczko.
CZĘŚĆ 1
Z PREMEDYTACJĄ
Rozdział 3
Siedziałam przy biurku i przerzucałam stertą akt, dokładnie
osiemnastu otwartych spraw o zabójstwo, kiedy zadzwoniła do mnie
na prywatną linię Yuki Castellano.
- Moja mama zaprasza nas na lunch do Armani Cafe -
powiedziała. Była adwokatką, a zarazem najnowszą członkinią
Kobiecego Klubu Zbrodni. - Musisz ją poznać, Lindsay. Swoim
wdziękiem nakłoni nawet węża do zrzucenia skóry, a mówię to z
najwyższym podziwem.
No i co miałam wybrać: sałatkę z tuńczyka popitą zimną kawą u
siebie w gabinecie czy pyszny śródziemnomorski obiad, chociażby
carpaccio na liściach rukoli posypane parmezanem, z kieliszkiem
merlota, w towarzystwie Yuki i jej mamy czarującej nawet węże?
Wyrównałam stos teczek, powiedziałam Brendzie, naszej
wydziałowej sekretarce, że wrócę za dwie godziny, i opuściłam gmach
sądu miejskiego, w którym dopiero o trzeciej po południu musiałam
się stawić na zebranie służbowe.
Słoneczny wrześniowy dzień przerwał falę deszczów i był jednym
z ostatnich wspaniałych dni babiego lata przed nastaniem w San
Francisco mokrych, jesiennych chłodów.
Co za radość napawać się tą pogodą na dworze!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin