Markowski Tadeusz - Mutanci.pdf

(654 KB) Pobierz
325303643 UNPDF
TADEUSZ MARKOWSKI
Mutanci
Kobieta wpatrywała się jak urzeczona w metaliczną
plakietkę Sił Zbrojnych Układu Słonecznego, której pięć
autentycznych diamentów, wieńczących złotą spiralę odznaki
pilota, hipnotyzowało jej wzrok od dwóch godzin. Tyle trwała
znajomość z jej posiadaczem, który z niezmąconym spokojem
i żelazną konsekwencją upijał się zawartością historycznych
butelek Veuve Cliquot.
W tym czasie zdążyła dowiedzieć się, że jej rozmówca ma
na imię Pet i że właśnie wrócił na Ziemię. To wyjaśniło jego
rozrzutność i niefrasobliwość w najdroższym lokalu Genewy.
Pet poinformował również, że zachwycony jest jej strojem,
który składał się z obcisłych szortów i czegoś, co przysłaniało
prawą pierś, wystawiając lewą na żer koneserów. W Jaskini
jednak znajdowali się wyłącznie koneserzy. Fakt, że byli
zblazowani nadmiarem pieniędzy i wolnego czasu w niczym
nie zmniejszał ich znajomości pięknego kobiecego ciała.
Pet tymczasem objął ją lewą ręką, pozostawiając prawą
do obsługi kieliszka i butelki. Delikatnie wodził palcem po jej
sutce, która nabrzmiewała za każdym razem pod jego
uważnym i krytycznym wzrokiem.
- Cudowne - mruknął, powtarzając tę operację po raz
kolejny. - Nie mogę się upić - dodał nagle, kiwając ze
smutkiem głową. Kobieta nie zareagowała, mimo że nawet w
Jaskini jego zachowanie było co najmniej ekstrawaganckie.
Pilotom jednak uchodziło prawie wszystko. Po powrocie z
dalekiego rejsu, kiedy ich konta były nabrzmiałe odsetkami
uchodziło wszystko, a nawet jeszcze więcej.
- Jak się nazywasz? - zapytał przypominając sobie nagle
o konwenansach.
- Judith.
- A dalej?
- Nazywaj mnie Judith z Genewy - odparła z zalotnym
uśmiechem.
- Kelner! Jeszcze raz to samo - zawołał na całą salę nie
przejmując się zupełnie, czy go ktoś usłyszy. W tym jednym z
nielicznych lokali z autentycznymi kelnerami obsługa zawsze
słyszała zamówienia. Jak to robili, stanowiło ich słodką
tajemnicę i nikt z gości specjalnie się tym nie przejmował.
- Teraz pójdziemy się kochać, moja piękna z Genewy.
Wstał i bez słowa pociągnął ją za rękę w stronę
gościnnych pokoi Jaskini, które o wiele bardziej związane były
z nazwą lokalu niż jego główna sala. Dziewczyna nie opierała
się, ale też nie wykazywała specjalnego entuzjazmu.
Nie zwracała najmniejszej uwagi na mgliste spojrzenia
mężczyzn, choć rzucane spod oka iskry zazdrości innych
kobiet wywoływały na jej twarzy cień lekceważącego
uśmiechu. Jej czekoladowa skóra nie wyróżniała się specjalnie
kolorem od innych. Pet był jednak biały i na dodatek był
pilotem. Żadna kobieta nie mogła więc przejść obok niego
obojętnie, a już z pewnością nie mogła ukryć zazdrości wobec
takiego sukcesu innej kobiety. Tym bardziej, że te inne
kobiety zawsze posiadają tyle wad, których nie są w stanie
zauważyć zaślepieni mężczyźni. Pet nieświadom tych spojrzeń
ani uczuć, jakie im towarzyszyły kroczył prawie równym
krokiem do jednego z pokoi gościnnych. Po drodze zgarnął
sprawnym ruchem butelkę szampana z tacy przechodzącego
kelnera, co wywołało krótkotrwały protest ze strony
niedoszłego właściciela, który jednak szybko zorientował się,
że ma do czynienia z pilotem. Nie znaczyło to, że piloci byli
zabijakami, czy czymś w tym rodzaju. Po prostu zwyczajowo
wolno było im wiele. A ten akurat wyczyn należało
potraktować jako żart.
Kiedy skończyli się kochać, dziewczyna położyła głowę na
ramieniu Peta i delikatnie wodziła ręką po jego piersi. Pet
sprawiał wrażenie nieobecnego. Dziewczyna podniosła się
nieco na łokciu i włączyła ekran ściennego telewizora. Akurat
nadawano wiadomości. - Jak dowiaduje się nasz wysłannik -
mówił spiker podnieconym głosem - na kosmodromie
australijskim wylądowała wyprawa powracająca z Deneba.
Ich statek, Archimedes, uległ poważnym uszkodzeniom i
załoga poniosła duże straty. Wracali ciągiem awaryjnym
przez ostatnie siedem lat.
Wśród powracających znajduje się także profesor Alfred
Hildor, znany przed laty jako ojciec mutantów. Na razie brak
bliższych szczegółów o wyprawie.
Prezydent Federacji Ziemi, Alonso Borisov, gościł dzisiaj
na kontynencie afrykańskim. Towarzyszyli mu...
Obraz zniknął wyłączony wolnym ruchem Peta.
- Zawiodłaś się na pilociku? - zapytał, nie otwierając
oczu.
Dziewczyna spojrzała na niego uważniej. Jego ton, mimo,
że wciąż wyraźnie przesączony alkoholem stał się jakby
poważniejszy.
- Byłeś tam? - zapytała, kładąc ponownie głowę na jego
piersi.
- Nie.
- Skąd wracasz?
- Już wróciłem - odparł, obejmując ją ramieniem.
- Ale skąd?
- Ze szkoły - mruknął, całując ją.
- Kłamiesz!
Dziewczyna wyswobodziła się z objęć i usiadła mu na
brzuchu.
- Chcę wiedzieć gdzie byłeś? - powtórzyła.
- Naprawdę ze szkoły - odparł wpatrując się z uznaniem
w jej kształty. - Nigdy nie kłamię. Wydawało mi się, że byłem
w szkole. Musiałem za dużo wypić.
Rysy dziewczyny stwardniały. Znikła wszelka kokieteria.
Teraz wpatrywała się w niego dorosła kobieta, która go
nienawidziła.
- Czy wszyscy biali muszą być tacy sami? - syknęła przez
zęby.
- Nienawidzę was chwilami - dodała zeskakując zgrabnie
na ziemię.
Pet przypatrywał się jej w milczeniu przez cały czas,
kiedy się ubierała.
Żegnaj piękna z Genewy - odezwał się wreszcie - było mi
z tobą bardzo dobrze. Jeżeli zechcesz mnie kiedyś odwiedzić,
to adres znajdziesz u portiera. Często odwożą mnie do domu.
Dziewczyna spojrzała na niego z nienawiścią i wyszła nie
zamykając za sobą drzwi. Pet nie ruszał się z łóżka.
Leżał tak z kwadrans, zanim wreszcie usłyszał kobiecy
głos, który z wyraźnym zaniepokojeniem pytał:
- Czy coś się stało?
- Wejdź, jeśli masz ochotę - odparł nie patrząc. -
Kimkolwiek jesteś.
* * *
Piękna mulatka wyszła z Jaskini, udając że nie dostrzega
złośliwych spojrzeń, jakimi odprowadzały ją kobiety. Wsiadła
do zaparkowanego przed lokalem śmigacza i ruszyła ze
świstem sprężonego powietrza, wydostającego się spod
fartuchów. Był to najnowszy model poduszkowca
wprowadzony do sprzedaży zaledwie przed dwoma
miesiącami. Dziewczyna wyłączyła automatycznego pilota i
sama przejęła sterowanie, co było surowo wzbronione w
mieście.
Trzy kilometry za nią poruszał się dokładnie tą samą
drogą mniejszy śmigacz, model 3354. Siedziało w nim dwóch
mężczyzn o wyglądzie zdradzającym od razu ich zawód.
Tajniacy przez wszystkie wieki od czasu wynalezienia tej
instytucji nie nauczyli się stapiać z przeciętnymi ludźmi. Może
Zgłoś jeśli naruszono regulamin