Kałużyński Zygmunt - Moje życie z Jamesem Bondem.pdf

(117 KB) Pobierz
Moje życie z Jamesem Bondem
Moje życie z Jamesem Bondem
Agent 007
Wchodzi na ekrany kolejny „bondziak” „Śmierć nadejdzie jutro” (Die Another
Day), dwudziesty odcinek serii trwającej najdłużej w historii kina, bo od
1962 r., czyli równo 40 lat. Jak kariera filmowa zmieniła Bonda?
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
Może z okazji jubileuszu warto sięgnąć do źródeł tego sukcesu, do cyklu
powieściowego Iana Fleminga, zapomnianego i zaćmionego przez tryumf
ekranowy. Czy film odszedł od pierwotnego oryginału, a jeżeli tak, to jak daleko
i dlaczego?
Fleming, skądinąd były autentyczny współpracownik wywiadu brytyjskiego, zaczął
pisać w 1951 r. w pełnym klimacie zimnej wojny, co odbiło się na charakterze jego
beletrystyki, następnie zneutralizowanym w wersji ekranowej. Zmarł w 1964 r.,
w wieku 56 lat; wydał trzynaście „bondów” (następne ekranizacje są już niezależną
fabrykacją produkcyjną). Zdążył jeszcze zobaczyć dwa filmy ze swoim Bondem.
Jego opinia: „Są bez porównania zabawniejsze niż moje powieści”. Wypowiedź
znacząca, jak zaraz zobaczymy: kariera kinowa zmieniła postać Bonda. Cztery
powieści Fleminga wyszły po polsku, ale minęły bez echa wobec blasku sensacji
filmowej.
Kadr z filmu Śmierć nadejdzie jutro
Można w nich znaleźć oryginalne ciekawostki. Na przykład, czy państwo wiedzą, że
Blofeld, jeden z najbardziej groźnych przeciwników Bonda, z którym potyka się on
1
8852866.001.png 8852866.002.png 8852866.003.png 8852866.004.png
aż przez trzy powieści („W służbie jej królewskiej mości”, „Thunderball”, „Żyje się
tylko dwa razy”), jest naszym rodakiem? Wywiad angielski zwraca się do swojego
ambasadora w Warszawie, by zażądał od konsula w Gdyni (gdzie nawiasem
mówiąc nigdy nie było brytyjskiego konsulatu), by zebrał informacje o Blofeldzie,
który urodził się w tym mieście. Bond sięga następnie do tych akt, ale stronice
tyczące Blofelda zostały wyrwane (miał on wszędzie swoich...), została jedynie
metryka jego dziadków, którzy nazywali się Ernest Stefan Blofeld i Elizabeth
Lubomirskaya. W filmach nie ma o tym wzmianki.
Nie napomyka się w nich również o fakcie znacznie ważniejszym, decydującym dla
charakterystyki Bonda, i który również tyczy naszej okolicy: tragicznej miłości
Bonda do Polki. Bond zakochał się w Vesper, która wraz z nim pracuje
w wywiadzie, ale obydwoje zastanawiają się, czy nie porzucić tej roboty;
przeżywają przejmujący miesiąc szczęścia we francuskim pensjonacie, co jest
rozwlekle opisane w „Casino Royale”. Jednak Bonda zastanawia rosnący niepokój
Vesper, którą przejmuje lękiem pojawiający się od czasu do czasu przyjezdny
z bandażem na oku. Wreszcie Vesper popełnia samobójstwo i zostawia list:
„Ukrywałam przed Tobą straszną przeszłość. Jestem agentem podwójnym.
Kochałam Polaka, który w czasie wojny służył w RAF (lotnictwo angielskie). Został
dwukrotnie odznaczony orderem Distinguished Service. Po wojnie zaangażował się
do wywiadu i został zrzucony na spadochronie w komunistycznej Polsce. Tam go
schwytano, torturowano, dowiedziano się o mnie. Przyszli do mnie i zapowiedzieli,
że go zabiją, jeśli nie zgodzę się pracować dla nich. Przystałam, by go ratować, ale
starałam się im dostarczać jak najmniej ważnych informacji... Obecnie kocham
Ciebie, kocham Ciebie... Nie znajduję innego wyjścia, jak tylko zniknąć”.
Jest to dla Bonda największy cios życia. Od tego czasu nie łączy się na stałe
z żadną towarzyszką. Ma co prawda przygody, które z reguły wynikają w trakcie
jego akcji, ale nie angażuje się uczuciowo i bywa, że pieszcząc którąś tam,
wspomina Vesper, „moją wieczną narzeczoną” (np. w „Goldfinger”). Bond
u Fleminga jest sentymentalny i nie ma porównania z nonszalancją erotyczną jego
odpowiedników filmowych w objęciach takich piękności jak Ursula Andress, Sylwia
Koscina czy nasza Iza Scorupco.
Jest to różnica. Filmowy Bond jest postacią mitologiczną o wyjątkowych wymiarach,
gdy u Fleminga wykonywał rolę raczej detektywa niż pogromcy tytanicznych
spiskowców: jego zadaniem jest zebrać informacje o przeciwnikach, którymi
następnie zajmie się nie tylko on, lecz też aparat, któremu Bond służy. Bond ma
pozory przeciętności, co zaczyna się już od nazwiska: gdy przedstawia się
pośredniczce w przemycie diamentów tekstem, który następnie w ustach Seana
Connery stał się sławny: „Bond, James Bond”, ta reaguje wzgardliwie: „Dlaczego
nie John Smith?”, bo sądzi ona, że jest to niepomysłowo wybrany pseudonim. Bond
2
 
brzmi banalnie. Co więcej, Bond, mimo że należy do Tajnej Służby, w powieściach
Fleminga jest funkcjonariuszem podrzędnym. Mówi o sobie: „Jestem tylko
wykonawcą ( operating agent ), nie mieszam się do intryg kierownictwa, nie
interesuję się planami sztabu, a nawet nie chcę o nich wiedzieć; gdy mnie
Rosjanie złapią, nie będę mógł niczego wysypać” („From Russia with Love”).
Również środki, jakich używa Bond u Fleminga, mimo że pomysłowe, mają
charakter zgoła domowo-chałupniczy w porównaniu do arsenału jego filmowych
odpowiedników. Jak ukryć w pokoju hotelowym czek przed szajką oprycha Le
Chiffre, która w jego poszukiwaniu posiekała garderobę Bonda na drobne wstążki,
wszystko na próżno. Tymczasem Bond odkręcił na drzwiach pokoju plakietkę
metalową z numerem i przyśrubował czek pod jej spodem. Jak ukryć
kompromitującą superzbrodniarza Draxa kartkę tak, że nawet po rozebraniu do
goła i dłubaniu w całym ciele bandziory jej nie znajdą? Należy zmiętosić ją, ile się
da i wpakować w sam czubek jednego z palców rękawiczki: gangsterzy zaglądają
do niej, ale nie tak głęboko. Gdy trzeba przesłać ważne dane do centrali, osaczony
przez wrogów Bond ma jako jedyny sposób – zapisanie moczem, który jest
niewidoczny na kartce: laboratorium w centrali w Londynie odczytuje tekst,
z dodatkowym wynikiem analizy: „znaczna obecność alkoholu”. Mamy tu przy okazji
przykład specyficznego humoru Fleminga.
Zegarek z piłą
Są to sposoby harcerskie w porównaniu do gadgetów, którymi rozporządza Sean
Connery: walizka, z której wydobywa się trujący gaz; zegarek, który zawiera piłkę
obrotową do przecinania ewentualnych więzów oraz przyciąga każdy przedmiot
metalowy; samochód zaopatrzony w wysuwane noże do przecinania opon
ścigającego nas wozu oraz fotel sprężynowy wyrzucający do rowu niepożądanego
towarzysza podróży; potrafi on też pływać i unosić się w powietrzu. Jesteśmy
w sferze fantastycznej komediowej rozmachowej parodii; Fleming też jej sobie nie
odmawiał, ale tkwił wciąż w klimacie rozgrywki politycznej lat 50. i jej wynik był dla
niego ważniejszy niż sama w sobie postać Bonda; film z niej zrezygnował i na tej
neutralności polegał jego pierwotny międzynarodowy sukces.
Intryga zresztą jest tu także, wraz z akcentami aktualności, ale traktowana
zabawowo, zaś na pierwszym planie znajduje się sam Bond. Jego filmowa kreacja
jest sukcesem myśli produkcyjnej, siły lekceważonej u nas: proszę zwrócić uwagę,
że gdy w wyświetlanym w naszym kraju jakimkolwiek zagranicznym filmie w finale
czołówki pojawiają się dwa najważniejsze nazwiska: producenta i reżysera, polski
lektor czyta tylko to ostatnie, mimo że przedtem wymieniał nawet podrzędnych
wykonawców. Kapitalny błąd, ale który wyraża panujący u nas stan ducha:
producent nie ma znaczenia, zapewne geszefciarz. Tymczasem w historii kina jest
3
 
to osoba kluczowa. Brak podobnych inicjatorów myślowych u nas jest jednym
z powodów klęski kina narodowego. Otóż kariera filmowa Bonda jest dokonaniem
dwóch angielskich producentów: Harry'ego Saltzmana i Cubby Broccoli; to oni
prowadzili każdy kolejny odcinek serii, powierzając reżyserom, zresztą
zmieniającym się raz po raz, tylko wykonanie techniczne.
Sądzili oni, gdy rozpoczęli cykl w 1962 r., że Bond w tym czasie może odpowiadać
potrzebom chwili, ale w sensie obyczajowym, nie politycznym. Są to lata kontestacji
uprawianej przez młodzież, ale nie tylko: również w szerokiej kulturze występuje
rewizja dawnych rygorów, rozluźnienia zasad, postulat swobody obyczajowej,
niezależności osobistej, zakwestionowanie reguł. Bond ma tu pasować, ale
w przeciwieństwie do rewolty młodzieżowej, anarchicznej, buntowniczej, atakującej
porządek i emocjonalnie zaciekłej, miał zachować styl: reprezentował indywidualną
niepodległość, ale dla wszystkich – dla młodych i dla dorosłych. Był postacią, której
było wolno nadspodziewanie wiele, bez konsekwencji, ale w ramach społecznego
ładu. Miał prawo zabijać według własnej decyzji, co wyrażał numer jego licencji
007, oznaczający, że był siódmym wyjątkowym agentem z podobnym zwolnieniem
od odpowiedzialności. O pozostałych nic nie było wiadomo aż do filmu
„Goldeneye”, gdzie wystąpił kolega 006, zresztą zdrajca, którego sam Bond
wreszcie rąbnął. Z możliwości tej Bond korzystał z zimną krwią, co jego pierwotny
wykonawca Sean Connery komentował: „Bond jest sadystą, ale uczciwym,
świadomym, który zdaje sobie w każdej chwili sprawę z tego co robi. Nie pozwala,
by zapanowała nad nim namiętność. Jego intelekt stale go sprawdza. Na tym
polega różnica w porównaniu z innymi zabójcami”.
Po wykonanych likwidacjach, krwawych przecież, Bond nie odczuwa śladu wyrzutu,
nigdy nie doznaje wątpliwości. Tak samo jest z jego kontaktami męsko-damskimi:
nie bywa zakochany, nie nawiedza go nawet cień niepokoju, zawsze jest absolutnie
pewny, czego sobie życzy: jest osobą uwolnioną od konieczności ciążących nad
każdym; ten brak sentymentalizmu różni filmowego Bonda od jego pierwowzoru
z powieści Fleminga. Ale obok tej prawie amoralnej swobody Bond reprezentuje
elegancję, dosłownie, w sensie krawieckim, bo jego garnitur skrojony jest na
Regent Street w wytwornej dzielnicy Londynu i stacza on wyczynowe walki nie
zdejmując krawata.
Są zresztą osoby, wobec których Bond objawia coś jakby bliskość: jest to jego szef
wydziału, nazywany jedną literą: „M”, oraz sekretarka Miss Moneypenny, do której
Bond odnosi się niemal jak do siostry. Ale też jest to jedyny akcent prywatnie
uczuciowy w jego charakterze.
Bez utraty stylu
4
 
Charakter ów, w zamierzeniu autorów cyklu, miał odpowiadać nastrojom epoki:
okazał się jednak bardziej trwały, również gdy moda kontestacyjna minęła. Stało
się tak dlatego, że Bond reprezentował rodzaj wolności znacznie szerszy niż ów
pasujący do maniery lat 60.: zaiste uniwersalny. Wolność, która każdemu z nas by
się przydała, lecz która jest nieosiągalna, bo jest fantastyczna – ale właśnie
dlatego daje widzowi szansę ucieczki w wyobraźnię na temat własnej osoby. Jest
ona nakreślona tak szeroko i zarazem tak wąsko, że pozwala na każdą
interpretację. O Bondzie wiemy niewiele. Skąd się wziął? Z jakiego jest
środowiska? Gdzie się kształcił? Bond wyskoczył od razu gotowy i składa się
z dwóch cech jaskrawo krańcowych, lecz kompletnych: jest salonowcem oraz
zabójcą. Ma maniery światowca, jest smakoszem, znawcą win, ale jednocześnie
ma prawo zgładzenia każdego, kogo uważa za stosowne.
Jego następną cechą jest powodzenie u pań, z którego bez skrupułów korzysta.
W ogóle brak zażenowania jest ważną cechą Bonda. Ma przygody z pięknościami,
które kończą się raz na zawsze, bez żalu, bez pretensji i nawet bez wspomnień.
Zabija, ale nie słychać, by nieboszczyk sprawiał mu kłopot. A jednak nie jest
zimnym okrutnikiem: nie ma też w nim śladu narcyzmu, zachwytu dla własnej
osoby: ogranicza się, jeśli idzie o zadowolenie z siebie, do dowcipnego kalamburu,
który wygłasza tylko na własny użytek, gdy mu się udało kogoś zręcznie rąbnąć czy
coś mieć z jakąś panią. „Zdążyli załapać się na pociąg”, mruczy do siebie pod
nosem, gdy udało mu się przeciwników wepchnąć pod nadjeżdżającą lokomotywę.
Szachy z agentem
Z tym wszystkim Bond nie jest jakimś anarchistą czy osobą zrewoltowaną, ach,
skądże znowu! Co prawda nie ma ani rodziny, ani bliskiej osoby, ani domu (nie
dowiedzieliśmy się ani razu, czy posiada jakiś adres i miejsce zamieszkania), ale
swojego szefa traktuje jak ojca, zaś służbę Anglii jako obowiązek; ale jest to jego
jedyne jakie takie doznanie emocjonalne. Tu wyłania się pytanie, jakie może być
polityczne znaczenie Bonda? U Fleminga było ono oczywiste: religijne, rasistowskie
i szowinistyczne. Przeciwnicy Bonda byli obcokrajowcami: Blofeld, jak już
wspomnieliśmy, był Polakiem, Hugo Drax – Niemcem, Big – Murzynem,
le Chiffre ma „krew żydowską”, którą można poznać po jego „szerokich
skrzydełkach uszu” („Casino Royale”), zaś Bond nienawidzi komunistów i nie może
im wybaczyć tragicznego losu jego ukochanej Vesper.
W cyklu filmowym cały ten sztafaż polityczny zmienia się w tło umowne na granicy
fantastyki. „Antysowietyzm” Bonda jest zgoła wątpliwy; zresztą aż cztery filmy cyklu
mają za treść wręcz współpracę z wywiadem radzieckim. Szef Bonda telefonuje
z Londynu do swojego odpowiednika w Moskwie, gdzie jest wieczór – ten ubrany
jest w czerwoną pidżamę w formie rubaszki, słuchawka jest czerwona, przez okno
5
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin