Jeżewski Bunt aniołów.txt

(31 KB) Pobierz
Marcin Je�ewski

Bunt Anio��w

Oto wielki Smok
I ogon jego zami�t� trzeci� cz�� gwiazd niebieskich i str�ci� je na ziemi� 
(...)
I wybuch�a walka w niebie: Micha� i anio�owie jego stoczyli b�j ze smokiem.
I walczy� smok i anio�owie jego
Lecz nie przem�g� i nie by�o ju� dla nich miejsca w niebie.
I zrzucony zosta� ogromny smok, w�� starodawny, zwany diab�em i szatanem,
kt�ry zwodzi ca�y �wiat; 
zrzucony zosta� na ziemi�, zrzuceni te� zostali z nim jego anio�owie.
I us�ysza�em dono�ny g�os w niebie, m�wi�cy:
Teraz nasta�o zbawienie i moc i panowanie Boga naszego
Apokalipsa �w. Jana
- Pssst...
Ciemno�� odrobin� si� rozchyli�a ukazuj�c zarys ukrytej postaci.
- Chod� - wyszepta�a sylwetka - Nie st�j tak na widoku.
Nowoprzyby�y z oci�ganiem zanurzy� si� w mrok. Czyja� ciep�a d�o� chwyci�a go 
pod rami� i pokierowa�a w coraz g��bszych ciemno�ciach. Po chwili natrafili na 
przeszkod�. Ciche skrzypni�cie i mogli i�� dalej. Gdzie� z przodu b�ysn�o s�abe 
�wiat�o pochodni po czym znikn�o pozostawiaj�c po sobie s�ab�, chwiejn� 
po�wiat�. Chwil� p�niej zbli�yli si� do poruszanej s�abym ci�giem powietrza 
kotary. Przewodnik wyci�gn�� r�k� i ods�oni� wej�cie do przestronnej izby 
o�wietlonej migotliwym blaskiem pochodni osadzonych w metalowych uchwytach. 
Pe�zaj�ce po okopconych, nagich �cianach cienie i g��boka czarno-czerwona barwa 
starych cegie� sprawi�y, �e przybysz zapragn�� si� cofn�� i uciec. Niestety by�o 
ju� za p�no. Spojrzenia zgromadzonych przy pod�u�nym stole postaci spocz�y na 
nim i oceniaj�c �widrowa�y, jakby chcia�y pozna� wszystkie jego sekrety.
- A wi�c przyszed�e� Asmodaju - poderwa� si� z miejsca wysoki, ubrany w 
jaskrawoczerwon� tunik� m�czyzna siedz�cy po drugiej stronie izby - Ciesz� si�, 
�e si� zdecydowa�e�. Barakel - wskaza� drugiego z przyby�ych - w�tpi�.
- Przyszed�em - westchn�� chudy jak szczapa m�czyzna z bujn�, siw� grzyw�. 
Nadal nie wiedzia� czy przyj�cie zaproszenia by�o dobrym pomys�em.
- Usi�d� wi�c przy stole - tamten wskaza� wolne miejsce, odczeka� a� go�� zajmie 
miejsce, po czym sam usiad� uwa�aj�c przy tym by nie przygnie�� swoich 
wspania�ych, �nie�nobia�ych skrzyde� - Przybyli ju� chyba wszyscy - zawaha� si� 
rozgl�daj�c wok�.
- Nie ma Uriela, Lucyferze - odezwa� si� kto� - Chyba...
- Uriel nie przyjdzie - przerwa� mu tamten.
- Mo�e...
- Nie przyjdzie - tym razem by�o to wypowiedziane bardzo dobitnie.
- Ale... - Zimne spojrzenie Lucyfera zdusi�o dalsz� cz�� zdania.
- �mier� zago�ci�a w�r�d Wybra�c�w Pana - mimo, �e s�owa Asmodaja by�y zaledwie 
szeptem, dotar�y do wszystkich.  - Nic ju� nie b�dzie takie jak przedtem... - 
urwa�, gdy Objawienie opu�ci�o go r�wnie nagle jak przedtem nasz�o.
Przez chwil� panowa�a cisza. Zgromadzeni przy stole Anio�owie wpatrywali si� w 
Asmodaja, nie rozumiej�c s��w, jakie przed chwil� us�yszeli. Cisza coraz 
bardziej si� przeci�ga�a.
- �mier� - nie wytrzyma� w ko�cu kto� przerywaj�c pe�ne napi�cia milczenie. - Co 
to znaczy? - teraz ju� wszyscy chcieli wiedzie�.
- Spytajcie Lucyfera.
Jak na komend� obr�cili si� w stron� ubranego na czerwono Anio�a, kt�ry z 
nieodgadnionym wyrazem twarzy siedzia� wpatruj�c si� w �cian�. 
- Uriel nie przyjdzie - powt�rzy� cicho. - Nie przyjdzie - a po policzku 
potoczy�a mu si� samotna �za.
*   *   *
Ponad dwadzie�cia Anio��w zebra�o si� nad cia�em. To nie by� Uriel. Nie m�g� 
by�. Ten pomi�ty, zakrwawiony korpus nie m�g� by� jednym z Wybra�c�w. Pi�kna, 
zastyg�a w wyrazie przera�enia twarz by�a jakby karykatur� pe�nych blasku i 
�ycia oblicz Anio��w.
Nikt nie m�g� zrozumie� co si� wydarzy�o. Po raz pierwszy mieli do czynienia z 
czym� takim i nie bardzo potrafili obj�� to swoimi nawyk�ymi do �ycia rozumami. 
Zostali przecie� stworzeni by �y�.
- Zbawienie odesz�o - odezwa� si� w ko�cu Akatriel, jak zwykle pojawiaj�c si� 
nie wiadomo sk�d ani kiedy.
Poruszenie jakie zapanowa�o po tych s�owach w milcz�cym dot�d t�umie a� nazbyt 
dobitnie m�wi�o, �e zgromadzeni nadal nie mog� poj�� natury nowego zjawiska a 
s�owa Pos�a�ca Pana niewiele im wyja�nia�y. "Odesz�o? Jak? Dlaczego? Kiedy 
wr�ci?" szeptali mi�dzy sob�.
- Nie wr�ci - odwa�y� si� zabra� g�os najstarszy ze zgromadzonych, siwow�osy 
staruszek o ognistym spojrzeniu i rozbieganych r�kach - Uriel umar�.
To tylko powi�kszy�o zamieszanie i nasili�o szepty.
- Aniele M�dro�ci - spyta� kto� spo�r�d t�umu, najwidoczniej odwa�niejszy od 
innych - Co to znaczy UMAR�?
- Nie wiem - odpar� Zagzagel nadaj�c swej pobru�d�onej twarzy wyraz zm�czenia, 
maj�cy zniech�ci� do zadawania pyta� - Jeszcze nie zg��bi�em tego zjawiska - 
doda� niejasno. Jeszcze przez moment poduma� nad cia�em po czym oddali� si�.
- Co to znaczy UMAR�? - tym razem z braku innego obiektu pytanie skierowano do 
Akatriela, Anio�a Obwieszcze� i Objawiciela Boskich Tajemnic, stoj�cego na czele 
Niebia�skiego Ministerstwa Informacji.
- Nie wiem - nawet on nie m�g� im pom�c - My�l�, �e nawet Pan tego nie wie - 
odwa�y� si� na szczero�� - Jeszcze - doda� szybko nie chc�c by zaliczono go do 
W�tpi�cych.
Szepty, kt�re ucich�y w oczekiwaniu na jego odpowied� wybuch�y ze zdwojon� moc�. 
Atmosfera coraz bardziej si� zag�szcza�a. 
- Zawo�ajmy Rafaela - zaproponowa� kto� z t�umu - On go uzdrowi.
- Tym razem Rafael nie pomo�e - uci�� temat Akatriel rozk�adaj�c r�wnocze�nie 
skrzyd�a. Kilkoma pot�nymi zamachami uni�s� si� a� pod sklepienie olbrzymiej 
sali.
- Czasami zdarza�o si�, �e kt�ry� z Anio��w dozna� jakiego� wypadku, z�ama� 
skrzyd�o czy skaleczy� si�. Wtedy pojawia� si� Rafael i w kilka chwil leczy� 
kontuzj�. Jednak tym razem by�o inaczej. Akatriel nie wiedzia� dlaczego, ale 
czu� �e Uzdrowiciel nic tu nie poradzi. Tak ju� dzia�a� jego Dar. By� Anio�em 
Obwieszcze�. Zawsze dowiadywa� si� o wszystkim jako pierwszy i przekazywa� to 
innym. Nie oznacza�o to jednak, �e musia� rozumie� to co przekazuje. Od tego 
byli inni. Jak chocia�by Zagzagel - Anio� M�dro�ci.
Szybuj�cy dot�d bez celu Akatriel nagle zmieni� kierunek lotu. "Dlaczego 
wcze�niej o tym nie pomy�la�?". Razjel. On m�g� co� wiedzie�. 
Przy�pieszy� kieruj�c si� r�wnocze�nie w stron� komnat mieszkalnych. Chcia� 
dotrze� tam jako pierwszy. W ko�cu, gdy inni och�on�, te� zapragn� pozna� natur� 
nowego zjawiska. A kt� m�g� je wyja�ni� jak nie Pan Tajemnic.
*   *   *
Nast�pnego dnia nadal nic nie by�o wiadomo. Nawet Razjel nie potrafi� niczego 
wyja�ni�. Zagzagel gdzie� si� zaszy� pr�buj�c "zg��bi�" nowe do�wiadczenie, a 
Metatron, Niebia�ski Kanclerz, zamkn�� kancelari� z powodu nadmiaru petent�w, z 
kt�rymi nie potrafi� sobie poradzi�.
Oko�o po�udnia gruchn�a wie��, �e Stw�rca wzywa Anio��w przed swoje Oblicze. 
Nikt nie wiedzia� sk�d si� wzi�a ta pog�oska, ale - jak to z plotkami bywa - od 
razu zacz�a �y� w�asnym �yciem. Mo�e i by�o w niej nieco prawdy, ale gdyby 
zliczy� wszystkich, kt�rych jakoby wezwa� Pan, Niebo by opustosza�o.
Zreszt� wkr�tce sprawa si� wyja�ni�a. Stw�rca rzeczywi�cie wezwa� kilku spo�r�d 
Wybranych. W miar� jak poznawano ich imiona coraz wyra�niej spo�eczno�� anielska 
zaczyna�a rozumie� powag� sytuacji.
Na pierwszy ogie� poszli Zagzagel, Rafael, Razjel, Metatron i Radueriel jako 
Boski Protokolant. W tym sk�adzie radzili kilka godzin, po czym do��czy� do nich 
Micha�, a nied�ugo potem Gabriel i Lucyfer. Wszystko to �wiadczy�o, �e sprawa 
naprawd� musia�a by� powa�na. Niebo nie pami�ta�o sytuacji by B�g wezwa� na raz 
a� tylu Anio��w.
Zreszt� powag� sytuacji czu� by�o nawet w samym powietrzu. Tak zwykle pe�ne 
�ycia sale pa�ac�w, wype�nione krz�taj�cymi si� wsz�dzie Anio�ami, teraz by�y 
puste i ciche. Tylko od czasu do czasu pod �cianami przemyka�a przygarbiona i 
milcz�ca sylwetka, kt�ra zaraz znika�a pozostawiaj�c po sobie tylko echo 
trzepotu skrzyde�. 
Oko�o p�nocy do obraduj�cych do��czy�y jeszcze dwie pary bli�ni�t - Irin i 
Kadiszin, tworz�cy wsp�lnie S�d Najwy�szy w Niebie, a wkr�tce potem wezwanie 
poczu� Anafiel, w�dz Anio��w S�du. Co� takiego zdarzy�o si� po raz pierwszy. 
Nawet podczas kryzysu zwi�zanego z Noem nie zwo�ywano najwy�szych niebia�skich 
s�d�w. 
Dwa dni p�niej przed oblicze Najwy�szego zosta� wezwany Akatriel. Jak zwykle 
stan�� przed Panem zdj�ty nabo�n� czci� i trwog�. Przej�ty, nawet nie zauwa�y� 
zgromadzonych Anio��w. Wpatrywa� si� w promie� �wiat�a tak jasny, �e a� bola�y 
od niego oczy. Nie m�g� jednak oderwa� wzroku. Dozna� zaszczytu wejrzenia w 
Oblicze Pana i czeka� teraz by wype�ni� swoj� rol�. Moment p�niej sp�yn�a na 
niego �aska Objawienia, a nast�pnie - w drodze niezwyk�ego wyj�tku - 
Zrozumienie. Natychmiast tego po�a�owa�. Zdj�ty przera�eniem oderwa� wzrok od 
Oblicza i zataczaj�c si� zacz�� cofa�. Dopiero teraz, szale�czo rozgl�daj�c si� 
w poszukiwaniu wyj�cia, spostrzeg� poblad�e i wymizerowane twarze pozosta�ych 
Anio��w i od razu wiedzia�, �e oni r�wnie� doznali �aski Zrozumienia. Jednak oni 
mieli �atwiej. Nie spoczywa� na nich obowi�zek zaniesienia Objawienia do reszty 
Zast�p�w Pana. Wszyscy to rozumieli. Czuj�c na sobie ich pe�ne wsp�czucia 
spojrzenia po raz pierwszy w �yciu Akatriel po�a�owa� posiadania Daru.
- ID� I PRZEKA� MOJE S�OWA - zabrzmia�o mu w umy�le i pchni�ty niewidzialn� r�k� 
Pana potykaj�c si� o w�asne, nagle odmawiaj�ce pos�usze�stwa nogi, ruszy� 
przekazywa� S�OWO.
Gdy tylko zamkn�y si� za nim drzwi komnaty, �wiat�o znik�o. Min�a d�u�sza 
chwila nim Anio�owie przywykli do nowego o�wietlenia. W miejscu, gdzie przedtem 
promienia�o Oblicze Pana sta�o teraz kilka postaci. Min�� jeszcze moment nim w 
ko�cu jeden z Anio��w wyst�pi�, by przywita� nowoprzyby�ych.
- Jestem Metatron, Niebia�ski Kanclerz - odezwa� si� spokojnym, nieco 
zmanierowanym g�osem, kt�ry jednak�e lekko si� jeszcze za�amywa� pod wp�ywem 
niedawnych prze�y� - Witajcie w�r�d Zast�p�w Pana. 
- Witaj - odpowiedzia�a mu jedna z postaci - Jestem Kamael...
- ...Sprawiedliwo�� Bo�a - doko�czy� za niego Metatron chc�c si� wykaza� 
znajomo�ci� ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin