Brooke Lauren - Heartland 02 - Po burzy.pdf

(633 KB) Pobierz
After the storm
Lauren Brooke
Heartland
Po burzy
przekład Donata Olejnik
Rozdział 1
Amy próbowała krzyczeć, widząc, jak mama wsiada (do ciężarówki, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Chciała ją zatrzymać, ale nie była w stanie się ruszyć. Mogła tylko patrzeć, jak wkłada kluczyk do stacyjki i zapala
silnik.
A potem sen się zmienił.
Teraz obie siedziały w samochodzie, a przyczepa kołysała się na wszystkie strony pod naporem kopyt
przestraszonego ogiera. Amy próbowała się obudzić, ale sen trzymał ją zbyt mocno w swoich objęciach. Znowu
była uwięziona w tym samym koszmarze, który tak często ją nawiedzał.
- To szaleństwo - powiedziała Marion, zaciskając dłonie na kierownicy i patrząc prosto w oczy Amy. -Nie
powinnam była dać się tobie namówić.
- Mamo! Błagam, zatrzymaj się! - wyszlochała Amy, ale Marion jej nie słyszała.
Wielka błyskawica rozświetliła ciemne niebo, a potężny grzmot zagłuszył stukot kopyt przerażonego konia.
Amy zaczęła krzyczeć. Widziała, jak wjeżdżają między rzędy wysokich falujących drzew. Po chwili ciężarówkę
otoczyły wielkie gałęzie, ocierały się o nią i uderzały o dach przyczepy. Jakieś drzewo zaskrzypiało niepokojąco, a
potem nastąpił grzmot tak potężny, jakby gdzieś obok wystrzeliła armata. Tuż przed nimi na szosę zaczęło walić się
drzewo.
- Nie! Proszę, nie!
- Amy! Amy! Obudź się! - Amy poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię, i otworzyła oczy. Leżała na twardej
drewnianej podłodze, a nad nią pochylał się zatroskany dziadek.
- Dziadek? - przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje, ale poczuła znajomy zapach delikatnych perfum i
zauważyła zdjęcia koni spoglądające na nią ze ścian. Była więc w pokoju mamy. Płaszcz był przewieszony przez
oparcie krzesła tak, jak mama zostawiła go w dniu wypadku, szczotkę leżącą na toaletce po-
krywała gruba warstwa kurzu, ale widać było na niej kilka pojedynczych jasnych włosów. Od sześciu tygodni, od
burzy, podczas której Marion Fleming zginęła w wypadku, w pokoju nie zmieniło się zupełnie nic.
Na widok tych wszystkich znajomych przedmiotów Amy poczuła ścisk w żołądku.
- Co ja tu robię? - zapytała przestraszona.
- Wszystko w porządku, kochanie - odpowie-dział dziadek. - Musiałaś tu przyjść w śnie.
To był koszmar - wyjąkała Amy, wstając zpodło-gi Rozejrzała się po pokoju. Panowała tu cisza, wszystko
było takie nieruchome. Poczuła, jak na czole zbierają się jej kropelki potu.
Na szczęście już się skończył. Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju - powiedział dziadek kojącym
głosem i objął wnuczkę ramieniem.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi do pokoju mamy i na progu stanęła starsza siostra Amy, Lou, z włosami
potarganymi od snu.
- Co się dzieje? - zapytała. - Słyszałam czyjś krzyk.
- Amy miała koszmar i przyszła tu w śnie. Ale Już jest dobrze - odparł dziadek, prowadząc Amy w kierunku
drzwi.
- Och, Amy - szepnęła Lou, zbliżając się do siostry.
Nic mi nie jest - powiedziała Amy. Odsunęła się od dziadka i minęła Lou w drodze do drzwi. Chcia-ła tylko
wyjść z tego pokoju, gdzie wszystko przypominało mamę. Tak ciężko było znieść świadomość, że ona już nigdy nie
wróci. Pościel w łóżku była przyjemnie chłodna. Amy położyła się i przykryła. Dziadek i Lou pojawili się na progu
i Amy zauważyła, że dziadek mówi coś ściszonym głosem, na co Lou kiwnęła potakująco głową.
- Śpij, Amy - powiedziała i wyszła.
- Już dobrze, dziadku - Amy uśmiechnęła się smutno do dziadka, który przysiadł na jej łóżku. -Też idź spać.
- Posiedzę jeszcze chwilę - odparł dziadek, a Amy była zbyt zmęczona, by oponować. Położyła głowę na
poduszce, zaniknęła oczy i poczuła, że koszmar, który jej się przyśnił, nadal czai się gdzieś w świadomości.
- Dziadku! - powiedziała, otwierając szybko oczy.
- Bądź spokojna, jestem tu - odparł, gładząc ją po włosach. - Śpij, kochanie.
Kiedy Amy obudziła się rano, dziadka nie było w pokoju. Jak co dzień, jej pierwszą myślą była głupia nadzieja,
że ostatnie sześć tygodni tak naprawdę nigdy się nie zdarzyło. Ale blade poranne promienie słońca prześwitujące
przez zasłony szybko pozbawiły ją złudzeń - mama nie żyła, i to z jej winy.
Usiadła na łóżku, obejmując rękoma kolana. Gdyby nie zależało jej tak bardzo na uratowaniu Spartana,
gniadego ogiera, porzuconego przez złodziei w opustoszałym budynku, mama nie wyjechałaby w taką burzę i nie
doszłoby do wypadku. Ale ona błagała ją, by tam jechać. Teraz okropne poczucie winy dręczyło jej serce.
Wreszcie Amy podniosła się z łóżka, założyła dżinsy i odsłoniła zasłony. Z okna jej pokoju roztaczał się widok
na stajnie i szachownicę wybiegów dla koni, na których zwierzęta pasły się albo drzemały uśpione ciszą i
delikatnymi porannymi pro-
mieniami słońca. Ominęła rozrzucone na podłodze ubrania i sterty czasopism o koniach i zeszła na dół. Czas zabrać
się za codzienne obowiązki, zamiast rozmyślać o mamie i tym, co przyniesie nowy dzień.
Po południu Amy stała w jednym z boksów i szykowała świeżą słomę. Drobinki kurzu tańczyły w promieniach
słońca przedostających się do środka przez uchylone drzwi. Myślała o Spartanie. Jutro będzie stał dokładnie w tym
miejscu, w którym ona teraz stoi. Czuła się okropnie: życie jest takie niesprawiedliwe.
- Skończyłaś? - do boksu zajrzał Treg, siedemnastoletni pomocnik w Heartlandzie. - Wszystko w porządku? -
zapytał, wchodząc do środka. Musiał zauważyć zdenerwowanie rysujące się na jej twarzy.
Amy nie odważyła się odezwać, bojąc się, że wybuchnie płaczem, więc w odpowiedzi kiwnęła tylko głową.
- Hej! - powiedział ciepło Treg. - Myślisz o Spar-tanie? Wszystko będzie dobrze - uścisnął jej rękę. -Zobaczysz.
- Amy! Treg! Czas jechać! - usłyszeli głos dziadka.
- Już idziemy! - krzyknęła Amy, podchodząc do drzwi.
- Ogarnę się trochę - powiedział Treg. - Zaraz będę gotowy - dodał i pobiegł przez podwórze.
Zamykając drzwi do boksu, Amy rozejrzała się raz jeszcze. A więc jutro będzie tu gniadosz, będzie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin